„O Filareci, biedne dzieci, kochany kraju złoty!” – lamentował Konstanty Ildefons Gałczyński w wierszu, w którym upominał Mirę Zimińską-Sygietyńską, żeby się opamiętała i nie zadzierała z rządem przy pomocy satyry: „Jak pragnę Boga, zadrzesz z rządem. Satyry nie kocha rząd. U nas, uważasz, trzeba z prądem, ty chcesz pod prąd. (…) Od tej satyry przyjdą rozbiory…” – i tak dalej – aż do Filaretów.
Teraz na Filaretów młodzież kładzie lachę, bo co by powiedział Judenrat „Gazety Wyborczej”, nie mówiąc już o rówieśnikach, gdyby tak jakiś młody człowiek przedstawił się, jako „miłośnik cnoty”? Koledzy wytykaliby go palcami, a koleżanki – szkoda gadać – poniekąd słusznie, bo co kobiecie po miłośniku cnoty? Tyle z niego pożytku, że „pobrudzi pończochę” – jak pisał Tadeusz Boy-Żeleński.