Dookoła płaskiej Ziemi. Ile jest nauki w teoriach Beaty Pawlikowskiej?
Posted by Marucha w dniu 2023-03-28 (Wtorek)
Proszę potraktować poniższy artykuł jako wyrywkowy wgląd w to, co się kotłuje w umysłach nawiedzeńców – admin
Beata Pawlikowska podróżuje, uczy języków i poleca przepisy z kaszy jaglanej. Ostatnio publikuje też książki o zdrowym i szczęśliwym życiu, udzielając m.in. porad na temat leczenia depresji.
Wczoraj [pażdziernik 2006] ukazał się ważny i ciekawy tekst Huberta Talera o Beacie Pawlikowskiej i jej wizji świata. Tekst serdecznie polecam! Chciałbym tylko dorzucić swoje trzy grosze w sprawie kluczowego w nim wątku antynaukowości Pawlikowskiej.
Naukowiec dla niej to ktoś, kto stoi po stronie zła, a wiedzę czerpie z nieprawidłowych źródeł – z doświadczeń i obliczeń, a nie z medytacji nad ziarnami fasoli – pisze Taler i przytacza fragmenty wypowiedzi Pawlikowskiej, które świadczą o odrzuceniu przez nią autorytetu naukowców. Najważniejszy z nich brzmi:
Kiedyś wierzyłam naukowcom, teraz sama sprawdzam fakty.
Czy Pawlikowska faktycznie jest antynaukowa? Otóż sprawa nie jest tak prosta, jak by się mogło wydawać. Z pewnego punktu widzenia autorka okazuje się bowiem bardziej naukowa niż sama nauka.
Czy Beata Pawlikowska jest naukowcem?
Pawlikowska jest majsterkowiczką, która swoje recepty na szczęśliwe życie buduje z tego, co znajdzie wokół. Ważnymi ich składnikami są egzotyczne potrawy i osobiste przeżycia. Równie istotny jest jednak dyskurs naukowy. W jej wypowiedziach wprost roi się od konstrukcji, zwrotów i obrazów zaczerpniętych z dyskursu „prawdziwej” nauki. Na kartach jej książek i w facebookowych poradach co chwila powracają toksyny, DNA, organizm, podświadomość…
Niczym najprawdziwszy majsterkowicz, Beata Pawlikowska wymontowuje je jednak z oryginalnych konstrukcji, wplatając w całkiem nowe układy.
W przeciwieństwie do Talera sądzę, że jej podejście jest tak niebezpieczne nie dlatego, że jest antynaukowe, tylko dlatego, że stanowi opartą na „zdrowym rozsądku” fantazję na temat nauki. I dlatego właśnie może tak łatwo zwieść publiczność wychowaną w piętnowanym przez Pawlikowską „kulcie nauki”.
Miłośnicy Płaskiej Ziemi
Zamiast wiary (w autorytet, uniwersytety, państwo…) rewolucja pseudonaukowa proponuje coś, co można by nazwać właśnie radykalizacją podejścia naukowego.
Na tej samej zasadzie zbudowane są (coraz liczniejsze) zjawiska społeczne, które badam od lat: teorie spiskowe, ruchy antyszczepionkowe [ejże? – admin], prace przeciwników ewolucji. Od jakiegoś czasu moim ulubionym źródłem przykładów jest Flat Earth Society1 – organizacja głosząca, że Ziemia jest płaska. Dziś. W XXI w. To nie żart!
Szczególnie ważne wydaje mi się to, w jaki sposób miłośnicy Płaskiej Ziemi starają się przekonać czytelników do swych racji. Nie odwołują się (zwykle) do Biblii ani innych form wiedzy objawionej. Wręcz przeciwnie – proponują szereg pytań podważających oczywistości i eksperymentów, które każdemu pozwalają naocznie sprawdzić, że Ziemia wcale nie jest wirującą kulą (geoidą).
„Wzleć balonem do stratosfery i zobacz, że horyzont pozostanie prosty.” „Dlaczego powierzchnia morza jest płaska, a nie opadająca?” „Dlaczego, skoro Ziemia obraca się wokół własnej osi, siła odśrodkowa nie sprawia, że na równiku jesteśmy lżejsi niż na biegunach?” itp.
Jedne ich argumenty są bardziej przekonujące, inne mniej, najważniejsze jest jednak to, że Flat Earth Society nie rzuca wyzwania nauce jako takiej, lecz jedynie ślepej wierze w dogmaty. Jego zwolennicy pytają: skąd wiesz, że Ziemia jest okrągła? Nie sprawdziłeś tego – powiedzieli ci kiedyś w podstawówce i od tego czasu WIERZYSZ.
Tak samo postępuje Pawlikowska, pisząc o pozbawionych wyobraźni „naukowcach-dogmatykach”. Zamiast wiary (w autorytet, uniwersytety, państwo…) rewolucja pseudonaukowa proponuje coś, co można by nazwać właśnie radykalizacją podejścia naukowego.
Pseudonauka nie odrzuca więc nauki, lecz – przeciwnie – posuwa jej podstawowe założenie do ostateczności, podważając systemy zaufania, na których opiera się współczesny świat.
Tropiciele spisków, miłośnicy płaskiej ziemi i Beata Pawlikowska fantazjują więc o „radykalnej reprywatyzacji” nauki, w której znów stanie się ona własnością poszczególnych jednostek, a nie „naukowców” jako grupy społecznej.
Dzieje się tak nie bez przyczyny.
Pseudonauka jest dla każdego!
Współczesne teorie naukowe są z konieczności ekskluzywne. Zrozumienie tego, co dzieje się dziś „na froncie” fizyki, chemii czy astronomii wymaga wielu lat studiów i bardzo wąskiej specjalizacji. Z punktu widzenia zwykłego człowieka wygląda to jednak słabo. Najpierw od dziecka powtarzają nam: pytaj, próbuj, eksperymentuj – nauka jest dla wszystkich. Ale gdy tylko przekroczymy pewien próg szczegółowości, słyszymy: jesteś za głupi, żeby to zrozumieć, po prostu nam zaufaj! („Trust me, I’m a scientist!”)
Pseudonaukowcy postępują zupełnie inaczej. Ich teorie są zawsze proste, zgodne ze zdrowym rozsądkiem, oparte na tym, co widać, słychać i czuć z pozycji zwykłego obserwatora. Jeżeli dodać do tego smakowity sos „wiedzy wyklętej” (opowieści o „spiskach uczonych”, „lobby korporacji” itp.) otrzymujemy mieszankę trudną do przebicia.
Pseudonauka pokonuje naukę w walce o masową publiczność, bo programowo ignoruje wszelką elitarność – specjalizację, próg kompetencji itp. Teorie pseudonaukowe (wernakularne), zamiast obudowywać się nieprzejrzystym żargonem i naukowymi tytułami odwołują się do faktów zrozumiałych dla wszystkich, każdemu proponując współuczestnictwo. Zarazem pseudonauka ochoczo korzysta z nauki podkradając jej język, pasujące do teorii wyniki badań, a przede wszystkim fundamentalną ideę nieustępliwej dociekliwości.
Pseudonauka jest prawdziwie demokratyczna. Z równym powodzeniem w wolnej chwili może ją uprawiać chłop, robotnik, ksiądz i polityk. Dlaczego więc nie celebrytka?
Więcej na temat rewolucji antynaukowych piszę na łamach „Kultury Współczesnej”:
>http://www.kulturawspolczesna.pl/archiwum/32015/zrozumiec-tych-ktorzy-nie-rozumieja-struktura-rewolucji-antynaukowych
Komentarzy 19 do “Dookoła płaskiej Ziemi. Ile jest nauki w teoriach Beaty Pawlikowskiej?”
Sorry, the comment form is closed at this time.
Titikaka said
Przecież Pawlikowska nie propaguje ‚Płaskiej Ziemi’.
Skrytykowała ‚prozaki’ no i ją obsrali.
W naszej cywilizacji istnieje kult naukowców. […] Tej samej cywilizacji, która podsuwa ci taniego hamburgera zrobionego ze świńskich skórek, kurzych łap i zmielonych chrząstek pełnych ciężkiego tłuszczu, który odkłada się w twoim organizmie.
poza tłuszczem -ok
Beata Pawlikowska o szczepieniu się na COVID-19. „Nie jestem w grupie ryzyka”
Rozumiem, że z żadnych leków czy suplementów też pani nie korzysta?
Nie mam żadnych lekarstw w domu. Kiedyś było inaczej. Piłam alkohol, paliłam papierosy, jadłam zupy z proszku i ciągle coś mi było. Albo bolało mnie kolano, albo miałam zapalenie spojówki, albo pęcherza, więc potrzebowałam różnych lekarstw. Pewnego dnia, podczas porządków kilka lat później znalazłam dawne leki i proszki, o których zapomniałam, bo przestały być mi potrzebne.
Zamierza się pani szczepić przeciwko koronawirusowi?
Na razie szczepione są osoby, które są w grupie najwyższego ryzyka. Ja w niej nie jestem i na razie się nad tym nie zastanawiam.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że jest pani przekonana, że pandemia ma nas nauczyć czegoś ważnego. Czego?
Między innymi tego, żebyśmy zaczęli szanować świat, w którym żyjemy. Na Wyspie Wielkanocnej rosły kiedyś lasy i dżungle. Ludzie zaczęli wycinać drzewa do budowy i na opał. Kiedy ścięli ostatnie drzewo, nastąpił kres ich cywilizacji. Zabrakło gleby, lekarstw i pożywienia, bo przecież wszystko, co mamy najważniejszego i niezbędnie potrzebnego do życia, pochodzi z natury. Nie przeżyjemy bez roślin, które karmią nas witaminami i związkami fitochemicznymi chroniącymi przed chorobami. Musimy odnaleźć równowagę i harmonię ze światem natury.
W jednym ze swoich filmów na YouTubie tłumaczy pani, że koronawirus pojawił się po to, by pomóc zwierzętom.
Jednym z objawów zachorowania na COVID-19 jest obniżony próg bólu, który skutkuje tym, że ludzie nie odczuwają objawów. Dlatego czasem tak trudno jest zdiagnozować zarażenie tym wirusem. Myślę, że on pojawił się na targowisku w Wuhan właśnie dlatego, żeby pomóc zwierzętom. Miał obniżyć ich próg bólu, czyli ulżyć ich cierpieniu. Poza tym, zwierzęta stoją pomiędzy światem natury a ludźmi. Potrafią unieszkodliwić drobnoustroje, ale tylko wtedy, kiedy są zdrowe. Na chińskim targu śmierci zwierzęta były dręczone, więzione i zabijane, stres obniżył ich odporność, nie mogły więc skutecznie bronić ludzi przed wirusem i dlatego zaczęliśmy chorować.
Chce pani powiedzieć, że koronawirus jest karą dla ludzi za to, co zrobili Ziemi?
Jest raczej konsekwencją ich działań. Sami sprowadziliśmy go na siebie. Zatraciliśmy się w pogoni za pieniędzmi. Przyrodę zaczęliśmy traktować jako źródło zysku zamiast jako dom, który jest nam niezbędnie potrzebny do przetrwania. Świat natury bez ludzi przetrwa i będzie rozkwitał, ale ludzie bez niego po prostu wyginą.
Wierzy pani, że pandemia spowoduje, że ludzie inaczej będą podchodzić do natury?
Mam nadzieję. Myślę, że docenią to, co zostało im zabrane – chociażby możliwość podróżowania. Teraz, jeśli ktoś będzie wyruszał na wyprawę czy wakacje, będzie przeszczęśliwy i wdzięczny za tę możliwość. A przecież jeszcze rok temu przemieszczanie się po świecie było tak powszechne i dostępne, że straciliśmy zdolność doceniania tego, jak mamy wygodnie, łatwo i przyjemnie. Myślę, że to, co w tej chwili dzieje się na świecie, miało nam uświadomić, że mamy mnóstwo powodów do tego, żeby być wdzięcznymi.
Jednak wiele osób przejmuje się tym, co dzieje się na świecie. Pani niedawno napisała książkę „Stres. Sprawdzone sposoby na stres”. Celowo wydała ją pani właśnie teraz, żeby pomóc osobom, które są zestresowane z powodu pandemii?
Zaczęłam pisać tę książkę zanim koronawirus pojawił się na świecie. Stres towarzyszy ludziom na co dzień. A najbardziej niezwykłe jest to, że źródłem stresu zwykle nie jest to, co nas spotyka, tylko to, w jaki sposób to postrzegamy. W książce wyjaśniam, dlaczego stres jest najczęściej czymś bardzo subiektywnym.
Napisała pani w tej książce, że stres jest przydatnym i pożytecznym mechanizmem. Dlaczego zatem tak się go demonizuje?
Stres jest ważnym i potrzebnym mechanizmem, który pomógł nam przetrwać jako gatunkowi. Stres jest stanem wyjątkowym, który uruchamia się w sytuacji zagrożenia życia. Zyskujesz wtedy nadzwyczajną siłę, możesz podnieść samochód, wskoczyć na drzewo, uciekając przed bykiem albo pokonać napastnika, mimo że nigdy wcześniej nie walczyłeś wręcz. Krótki stres jest pożyteczny. Problem zaczyna się wtedy, kiedy stres jest zbyt długi i nie potrafimy sobie z nim w zdrowy sposób poradzić.
Pani ma poczucie, że jest pani całkowicie wolna od tego destrukcyjnego stresu?
Oczywiście.
Nawet gdy musi się pani mierzyć z trudami życia, nie stresuje się pani?
Czuję czasem krótki stres, który szybko mija, bo znam wiele sposobów, żeby sobie z nim radzić. Lubię zapytać siebie, czy naprawdę chcę się tym stresować i czy jest sens martwić się czymś, co jest poza moją kontrolą. A jeśli coś jest w mojej mocy, to wolę spokojnie zastanowić się, jakie będzie najlepsze i najskuteczniejsze rozwiązanie w tej sytuacji.
W nowej książce wspomina pani, że sporo dały też pani wyjazdy do amazońskiej dżungli. Czego się pani podczas nich nauczyła?
W dżungli zrozumiałam, że możliwe jest życie bez stresu. W Europie wszędzie dookoła są zestresowani ludzie, więc wydaje się, że to nieodłączna część rzeczywistości. A ja pojechałam do najbardziej niebezpiecznego i nieprzewidywalnego miejsca na świecie i nie spotkałam tam ani jednego zestresowanego Indianina. Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest możliwe. A ponieważ przez pierwszych 10 lat podróżowałam wyłącznie do amazońskiej dżungli w Ameryce Południowej, to miałam okazję spędzić z Indianami wiele tygodni. Uczyłam się od nich sposobu patrzenia na siebie, świat, ludzi i życie.
I na czym on się opiera?
Indianie koncentrują się na tym, co jest tu i teraz. Nie rozpamiętują przeszłości, bo to nie ma sensu. Nie planują i nie sięgają zanadto w przyszłość, ale też jej się nie boją. Mimo że mieszkają w niebezpiecznym miejscu, mają prawdziwe, najprostsze, rdzenne poczucie bezpieczeństwa, które wynika z tego, że żyją we wspólnocie zgodnie z rytmem natury. Nie są narażeni na smog, choroby wywołane przez cukier, alkohol czy nadmiar mięsa. Zajmują się tym, co mają do zrobienia, są spokojni i skupiają się na chwili, która trwa.
Podobno pokochała pani amazońską dżunglę do tego stopnia, że kupiła pani jej fragment.
To prawda. Mam ziemię w dżungli. Na szczęście w rezerwacie, więc drzewa i inne rośliny będą tam zawsze.
Czyli nie zamierza pani budować tam domu?
Nigdy nie zamierzałam. Tam przecież już mieszkają zwierzęta, owady, ptaki. Kupiłam ten kawałek dżungli właśnie po to, żeby nikt mu nie zagrażał.
W swojej książce opisała pani aż 102 sposoby radzenia sobie ze stresem. Wszystkie sprawdziła pani na własnej skórze?
Oczywiście. I wszystkie działają.
Radzi pani między innymi to, żeby nie oglądać programów informacyjnych. Czemu?
Dlatego że środki masowego przekazu są tak skonstruowane, żeby dostarczać nam informacji, które będą najbardziej skutecznie poruszały emocje. Kiedy coś budzi negatywne emocje, człowiek zaczyna się stresować i odczuwać niepokój. Będzie więc co chwilę sprawdzać, co nowego się wydarzyło i stanie się wiernym czytelnikiem lub widzem, a zatem będzie kupować więcej gazet, częściej klikać i oglądać więcej telewizji. Dzięki temu media będą istniały i więcej zarabiały. Dlatego właśnie programy informacyjne koncentrują się na negatywnych wiadomościach. Nawet kiedy spojrzy się na nie z czysto dziennikarskiego punktu widzenia, to nie są formułowane w sposób obiektywny, tylko tak, żeby wzbudzać lęk.
Co gdy żaden ze sposobów na stres nie działa? Co wtedy zrobić?
Myślę, że warto się wtedy wybrać do psychoterapeuty. Może być tak, że stres stał się jednym znanym stylem życia. Dlatego instynktownie odrzucamy to, co pozwoliłoby się od niego uwolnić. Tak się zżyliśmy z chronicznym stresem, że nie chcemy go stracić.
A co z pani wyprawami? Planuje pani jakąś w najbliższym czasie?
Tak. Właśnie pakuję plecak. (śmiech)
Gdzie się pani wybiera?
Lecę na miesiąc na Zanzibar.
Dlaczego akurat tam?
Bo Zanzibar jest otwarty i można tam pojechać bez specjalnych ograniczeń.
Danny polubił Polskę? Szybko się tu odnalazł?
Bardzo! Gdy przyjeżdżał do Polski po raz pierwszy, wyobrażał sobie, że będzie tu trochę jak na Syberii – szaro, pochmurnie, chłodno i deszczowo. I kiedy wylądował w Warszawie, padał deszcz. Następnego dnia też i następnego również. (śmiech) To był wyjątkowo deszczowy kwiecień. Wszystko to dokładnie wpasowało się w jego wyobrażenia o naszym kraju. Ale potem przyszedł maj, wszystko niespodziewanie rozkwitło i zaczęło świecić słońce. Danny był zdumiony i zachwycony tym, jak pięknie jest w Polsce. Nie spodziewał się, że mamy tak tropikalne lato.
Mimo że jesteście razem już kilka lat, to pani nadal często podkreśla, że czuje się pani szczęśliwą singielką. Jak to rozumieć?
To znaczy, że oprócz wspólnego życia, mam też swoje życie. Łączą nas wspólne plany i rytuały, są rzeczy, które lubimy razem robić. Ale oprócz tego każde z nas ma swoje pasje i zainteresowania. Jestem przekonana o tym, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie. Dlatego moim zadaniem jest w taki sposób zaopiekować się sobą, żeby być szczęśliwym człowiekiem. Wtedy mogę wnieść szczęście do związku. Gdybym była samotna, smutna i czekała aż ktoś mnie uszczęśliwi, to co mogłabym wnieść do wspólnego życia? Samotność? Smutek? To dość słaba oferta.
Prawdą jest, że kilka lat temu wzięła pani ślub sama ze sobą?
Tak. Kupiłam pierścionek i wzięłam ze sobą ślub, bo to najważniejszy związek, jaki mam.
Sporo ma pani marzeń do spełnienia?
Oczywiście! Nauczyłam się doceniać życie. Podczas podróży byłam czasem w bardzo niebezpiecznych sytuacjach i nie wiedziałam, czy będę w stanie wrócić do domu. Czuję ogromną wdzięczność za to, że mogę żyć, jestem wolnym człowiekiem, mogę marzyć i próbować spełniać te marzenia. Cały czas to robię! Myślę, że to jest jeden z powodów, który sprawia, że czuję się spełniona i szczęśliwa.
Jakie niebezpieczne sytuacje ma pani na myśli?
Takie, kiedy pojawia się myśl, że to moje ostatnie chwile na świecie. Choćby wtedy, gdy kilka lat temu zostałam uwięziona za pięciometrowym murem z drutem kolczastym w ośrodku medytacyjnym w Indiach.
Jak do tego doszło?
Pojechałam na kurs czegoś, co miało być sposobem pracy z umysłem, bez związku z żadną religią. Na miejscu okazało się, że to niezupełnie prawda. Po sześciu dniach stwierdziłam, że niedobrze się tam czuję i chcę stamtąd wyjść. Poszłam do pani, która była przełożoną i powiedziałam, z całym szacunkiem, że zmieniłam zdanie i chciałabym opuścić ośrodek. A ona odpowiedziała, że właśnie odbywa się operacja na moim otwartym mózgu i nie mogę sobie po prostu wyjść.
I co pani zrobiła?
Mówiąc w wielkim skrócie, niespodziewanie na mojej drodze stanął stuletni staruszek i karzeł, którzy pomogli mi stamtąd uciec. Gdy się wydostałam z tego ośrodka, biegłam tak długo aż trafiłam na rikszę. Wsiadłam do niej i pojechałam do Varanasi. W tak wielkim mieście już nikt nie był w stanie mnie znaleźć. Wiem, że brzmi to jak historia z filmu, ale przysięgam, że to prawda.
Takie doświadczenia powodują, że jeszcze bardziej cieszy się pani życiem?
Tak! Wie pan, jak człowiek docenia wolność po takim przeżyciu? Jak bardzo cieszy się życiem i chce spełniać swoje marzenia?!
Wśród pani marzeń jest prowadzenie programu telewizyjnego?
Nie. To znaczy, gdybym dostała taką propozycję, zapewne bym ją przyjęła. Ale to nie jest coś, co stanowi obecnie jedno z moich największych marzeń.
Cały czas można oglądać panią na pani kanale na YouTube. Jednak zapowiedziała pani w jednym z filmików, że zamierza pani w tym roku mniej czasu spędzać w internecie. Dlaczego się pani wycofuje z tego wirtualnego świata?
Nie wycofuję się, jedynie odrobinę ograniczam swoją obecność w tym świecie. Zauważyłam, że zajmuje mi to bardzo dużo czasu. Wolę poświęcić go na to, żeby usiąść i spokojnie przeczytać książkę. Zależy mi też na tym, by skupić się bardziej na zajęciach w prawdziwym życiu. Dlatego od kilku tygodni publikuję na Instagramie listy ręcznie pisane wiecznym piórem na papierze. Mogłabym skorzystać z komputera, ale to zupełnie coś innego. Podobnie jest z malowaniem. Zamiast na tablecie, wolę to robić na papierze farbami akwarelowymi.
Na początku ubiegłego roku powiedziała pani, że czuje pani, że będzie on jednym z najlepszych w pani życiu. Takim rzeczywiście był?
Oczywiście! Ale jeżeli zapyta mnie pan o jakiś inny rok, to też powiem, że był najlepszy.
I co do 2021 roku ma pani podobne przeczucia?
Nie mam cienia wątpliwości, że będzie to najlepszy rok w moim życiu. I to niezależnie od tego, co się wydarzy. Bo głęboko wierzę w to, że wszystko ma sens.
Titikaka said
Beata Pawlikowska
Beata Pawlikowska i Maja Herman groziły sobie sądem. Zaskakujący finał afery
Beata Pawlikowska i Maja Herman doszły do porozumienia po aferze, którą wywołała podróżniczka. „Zgodziłyśmy się obie, że chodzi nam przede wszystkim o dobro pacjentów” — podkreśla psychiatrka, która groziła celebrytce pozwem sądowym.
Pawlikowska również zapowiadała proces przeciwko lekarce.
Beata Pawlikowska „Występuję na drogę prawną”
Beata Pawlikowska oburzyła wiele osób swoją wypowiedzią o depresji, w tym o zażywaniu antydepresantów. Wypowiedź podróżniczki i mentorki może zaprowadzić ją przed oblicze sądu. Zapowiedziała to dr Maja Herman, która przez ostatnie kilka dni zbierała pieniądze na pozew przeciwko Beacie Pawlikowskiej.
CBA said
re 2 podkreśla psychiatrka….PSYCHIATRA !! ps .p. Beato,
niech pani się trzyma kopyta…robić to, co do tej pory. !!
Za dużo grzybów w barszcz.
————
Przecież kobieta-marynarz to marynarka.
Admin
gnago said
Bzdura nauka jest wtedy kiedy każdy na bazie doświadczeń i danych dochodzi do tych samych wniosków. A naukowcy sami udowodnili wielokrotnie że kłamią czy naciągają prawdę . przypatrzmy się roli dwutlenku węgla, dziś demonizowanego jako źródło nieszczęść . Kiedy dla Ludzkości i biosfery jego poziom powinien być najmniej dwukrotnie większy. Wiem głupcy bazując na tresurze i prawdach do wierzenia zanegują w swoim wyuczonym kretynizmie
———-
Jacy „naukowcy”? Płatne prostytutki.
Admin
Koszerna Wieprzowa said
Niech pisze o KOSZERNYM JADLE niech PISZE O KOSZERNEJ kielbasie wieprzowej, to dla niej dobry temat.
as said
Systemy planetarne
https://polona.pl/item/r-p-athanasii-kircheri-e-societate-jesu-iter-extaticum-coeleste-quo-mundi-opificium,OTAyNTkxMQ/49/#item
https://polona.pl/item/r-p-athanasii-kircheri-e-societate-jesu-iter-extaticum-coeleste-quo-mundi-opificium,OTAyNTkxMQ/64/#item
https://polona.pl/item/athanasii-kircheri-fvldensis-bvchonii-e-soc-iesv-presbyteri-ars-magna-lvcis-et,OTAyNTc5NQ/627/#item
https://polona.pl/item/athanasii-kircheri-fvldensis-bvchonii-e-soc-iesv-presbyteri-ars-magna-lvcis-et,OTAyNTc5NQ/637/#item

https://polona.pl/item/rvdimentorvm-cosmographicorum-ioan-honteri-coronensis-libri-iii-cum-tabellis,Mzc5Njk3Mg/34/#item
https://www.maa.org/press/periodicals/convergence/mathematical-treasure-peter-apian-s-cosmographia
marteczka said
Ten artykuł to „hit piece”, klasyka gatunku w dodatku. Pawlikowska zadarła z Big Pharmą publikując na swoim kanale na yt filmik, w którym krytykuje stosowanie antydepresantów. Podaje przy tym odnośniki do badań publikacji na ten temat, więc jej wywody nie są wcale od czapy. Przytacza np. badania dr. Petera Breggina, który jest jednym ze znaczniejszych oponentów stosowania dragów w leczeniu depresji.
Klasyka gatunku, czyli wrzucenie Pawlikowskiej do jednego wora ze świrami i płaskoziemcami, czyli uczynienie z niej samej świruski i płaskoziemki. Z taką łatką, kto jej uwierzy?
Zamiast wiary (w autorytet, uniwersytety, państwo…) Autorytety? Że co? Że jak? W czasach postplandemii nie ma żadnych autorytetów, tylko k**wy.
Pawlikowska po nagonce filmik usunęła.
UZA said
„… jej podejście jest tak niebezpieczne nie dlatego, że jest antynaukowe, tylko dlatego, że stanowi opartą na „zdrowym rozsądku” fantazję na temat nauki.”
A więc to zdrowy rozsądek i samodzielne myślenie uwierają Szanownego Autora ? Ja pamiętam czasy, kiedy istniało coś takiego jak publikacje czy programy popularnonaukowe. Chodziło właśnie o to, żeby ludzie myśleli, żeby starali się zrozumieć. To oczywiste, że człowiek, mający inną specjalność, nie posiądzie w pół godziny wiedzy astronomicznej, biologicznej czy matematycznej, którą specjaliści zdobywają przez lata studiów, można sobie jednak wyrobić jakąś opinię, bo pewne sprawy są jasne i zrozumiałe nawet dla laika. A teraz wymaga się od nas, żebyśmy bezkrytycznie „łykali” wszystkie objawione nam „prawdy”.
„Na tej samej zasadzie zbudowane są (coraz liczniejsze) zjawiska społeczne, które badam od lat: teorie spiskowe, ruchy antyszczepionkowe , prace przeciwników ewolucji.”
I w tym momencie zakończyłam lekturę. Jeśli uosobieniem poważnej, prawdziwej nauki mają być podane masom do wierzenia teorie i tezy (ewolucja, „bezpieczne i skuteczne”), to ja już wolę być płaskoziemicą, antyszczpionkówą, szurką i foliarą.
Marucha said
Re 8:
Zwalczanie i ośmieszanie pseudonauki jest jak najbardziej słuszne, jednak podejście autora do wyznaczania granicy między nauką a pseudonauką jest politycznie poprawne.
UZA said
„Zwalczanie i ośmieszanie pseudonauki jest jak najbardziej słuszne, jednak podejście autora do wyznaczania granicy między nauką a pseudonauką jest politycznie poprawne.”
Cały problem sprowadza się do udzielenia odpowiedzi na pytanie, czym jest ta „pseudonauka”, która -według Pana- powinna być zwalczana i ośmieszana. Ja rozumiem, że Pan ma swój pogląd na sprawę, ale jest on znany co najwyżej małej grupie bywalców Gajówki. Opinię ogółu urabia natomiast główny nurt, a on właśnie reprezentuje stanowisko politycznie poprawne czyli, krótko mówiąc, pasujące globalnym psychopatom. Że zaś najłatwiej kupić właśnie tych sprzedajnych, a prawdziwi naukowcy mogą się okazać niezależni, to ci ostatni prawdopodobnie będą zwalczani. Przedsmak tego mieliśmy w czasie plandemii. Dlatego sceptycyzm wobec nauki i jej aktualnych autorytetów, oparty na zdrowym rozsądku, jest jak najbardziej wskazany. Właśnie po to Pan Bóg dał nam mózgi, żebyśmy ich używali, a Autor zdaje się nam tego prawa odmawiać.
Loco said
brawo UZA!
Loco said
http://mitologiawspolczesna.pl/marcin-napiorkowski-semiotyk-stukturalista/
Publikuję regularnie w „Tygodniku Powszechnym”, a czasami też w innych miejscach (m.in. „Więzi”, „Znaku” czy „Gazecie Wyborczej”).
Marucha said
Re 10:
Pani Uzo, niestety na tzw. „zdrowym rozsądku” niedaleko zajedziemy we współczesnej nauce, zwłaszcza fizyce.
Zdrowy rozsądek podpowiadał kiedyś, że ciała ciężkie spadają szybciej, niż lekkie… a do dziś mamy „zdroworozsądkowów”, którzy lecąc samolotem nie widzą, że Ziemia się kręci.
A obecne problemy są o trzy rzędy wielkości trudniejsze.
Poza tym, o czym wypada wspomnieć, zdrowy rozsądek nie jest tak uniwersalny, jak nam się wydaje. Wielu ludzi go używa w niewłaściwy sposób. Co więcej, nie wszyscy ludzie mają odpowiednią zdolność rozeznania i logiki, która prowadzi nas za rękę w każdej potencjalnie problematycznej sytuacji.
UZA said
„…niestety na tzw. „zdrowym rozsądku” niedaleko zajedziemy we współczesnej nauce, zwłaszcza fizyce.”
Uważam, że akurat fizyka nie jest dzisiaj dla zwykłego człowieka największym problemem. Oczywiście, może się nim stać, gdy globalni psychopaci wykorzystają jej zdobycze przeciwko nam, ale na to rzeczywiście niewiele możemy poradzić. Natomiast w przypadku medycyny zdrowy sceptycyzm i zdrowy rozsądek oraz logiczne myślenie niejednego uratowały, a znów ślepa wiara w ekspertów dla niejednego okazała się zgubna.
———-
Niestety, ludzie zaczynają się leczyć na własną rękę (co mogę zrozumieć), różnymi terapiami – ale często prowadzi to do smutnych wyników.
A co do „logicznego myślenia”, to stać na nie może 15%, może 20% ludzi.
Admin
UZA said
„Niestety, ludzie zaczynają się leczyć na własną rękę (co mogę zrozumieć), różnymi terapiami – ale często prowadzi to do smutnych wyników.”
Dlaczego „niestety” ? A do czego prowadzi medycyna rockefellerowska i jej procedury ? Kogo uzdrowił redemsivir i respiratory ? Globalistom chodzi przecież tylko o depopulację, a zanim wyzdychamy, mamy jeszcze przynieść zyski. Czy nie lepiej więc umrzeć o własnych siłach i za darmo ?
Marucha said
Re 15:
Dam Pani przykład. Nasza znajoma doznała olśnienia na punkcie „reiki”. Tak się leczyła, że ledwo ją w szpitalu odratowali. Już jest jej lepiej, ale nadal nie może chodzić na swoje ulubione wycieczki.
NICK said
„Czy nie lepiej więc umrzeć o własnych siłach i za darmo ?”
UZA.
Co to, qrva, za opinia?
Iście szatan.
Umrzeć za darmo a nie dla… .
Iście szatańskie spojrzenie.
„Globalistom chodzi przecież tylko o depopulację, a zanim wyzdychamy, mamy jeszcze przynieść zyski.”
Stań okoniem. Nie daj im zysków. Powieś się. Zdepopuluj.
„więc umrzeć o własnych siłach i za darmo ?”
„o własnych siłach ”
Masz siłę do samobójstwa?
NIE masz, sama z siebie.
„ktoś” tobie ją daje.
Noż, qrva.
(na końcu, zawsze, jest anioł; UPADŁY)
UZA said
„Masz siłę do samobójstwa?”
A kto tu w ogóle mówi o samobójstwie ? Pan nic nie rozumie i wymyśla nie wiadomo co. Umrzeć o własnych siłach to znaczy po prostu, że człowiek jest chory i umiera – bez pomocy medycyny. Tak, jak to dawniej bywało. Tak zrobił mój śp. Dziadek – umył się , wystroił w odświętny garnitur, usiadł na sofie i umarł. Lekarz tylko stwierdził zgon (tyle akurat potrafią i procedura nie zabrania). Z kolei „za darmo” znaczy bez opłat i kosztów. I co to w ogóle znaczy „umrzeć dla” ? Rozumiem jeszcze z a – Chrystusa, wiarę, Ojczyznę, ale d l a to kojarzy mi się tylko z transplantologią. Mnie już i tak nie dopadną, bo jestem za stara i moje zużyte organy nie mają dla nich żadnej wartości.
„Powieś się.”
Sam się Pan powieś !
NICK said
NIC nie zrozumiała.
NIC.
Zatem perły ostatnie zachowam dla siebie.