Rządy strasznych starców
Posted by Marucha w dniu 2023-10-18 (Środa)
Gerontokracja to pojęcie wywiedzione ze starożytnej Grecji. Oznaczała władzę sprawowaną przez radę starców – np. w Sparcie – tzw. gerontów. Czyli był to ustrój państwowy oparty na rządach ludzi w wieku mocno podeszłym.
W USA ma dziś miejsce podobna sytuacja, choćby w sferze czołowych pozycji amerykańskiego systemu politycznego. Joe Biden (zwany powszechnie w mediach „sleepy Joe”), aktualnie pełniący funkcję prezydenta Ameryki jako jej 46 przywódca, jest postrzegany właśnie jako synonim gerontokracji.
Mający 81 lat i cierpiący na przypadłości wieku starczego daje temu liczne, i to publicznie, dowody. A to nie kojarzy gdzie i w jakim miejscu się znajduje, a to mówi publicznie o jakichś „zwidach” ze swej rodzinnej i personalnej przeszłości, a to przysypia na konferencjach, zebraniach czy partyjnych konwentyklach. Kilkakrotnie wysiadając z samolotu lub helikoptera upadł, o potykaniu się i łapaniu równowagi nie wspominając. Szczytem takich lapsusów może być spotkanie na Hawajach z mieszkańcami spalonych przez pożary miejscowości. Biden porównał ich traumę do swego doświadczenia z palącym się czajnikiem w kuchni na prywatnej hacjendzie.
Liderem republikańskiej mniejszości w Senacie USA jest rówieśnik Bidena, senator z Kentucky, Addison „Mitch” McConnelly. Wybierany do Senatu nieprzerwanie od 1984 r. W obecnej sytuacji, ostrego starcia politycznego w parlamencie USA, szefowanie mniejszości Republikanów w świetle negocjacji, uzgodnień czy mnożących się kontrowersji z rządzącymi Demokratami, a przede wszystkim w perspektywie przyszłorocznych wyborów, jest niezwykle ważne. Ale wiek ma swoje nieubłagane prawa. I obserwowane są one podobnie jak u Bidena również u senatora z Kentucky.
Otóż ten polityk w ostatnich miesiącach kilkakrotnie gościł na łamach mediów amerykańskich w kontekście specyficznych newsów i wiadomości. Ostatnio, podobnie jak miało to miejsce również w lipcu, podczas konferencji prasowej, nastąpiło wyłączenie świadomości u McConnely’ego. Obecni widzieli i słyszeli, iż senator nie bardzo wiedział, w jakiej sytuacji się znajduje. Jego asystentka próbowała ratować sytuację, ale na niewiele się to zdało. Oratorem „Mitch” McConnely nigdy nie był, ale wówczas po prostu bredził od rzeczy.
W marcu McConnely upadł w hotelu doznając wstrząsu mózgu i łamiąc żebro .W tym wieku ponad 60 % ludzi ma problemy z zachwianiem równowagi, utrzymaniem odpowiedniego balansu ciała, spowodowanych zakłóceniami krążenia krwi i wahaniami ciśnienia.
Nasuwa się pytanie czy tak zaawansowana wiekiem osoba, dotknięta takimi schorzeniami i dolegliwościami zależnymi od wieku, powinna pełnić odpowiedzialne funkcje państwowe. Ten dylemat na kanwie stanu psycho-fizycznego Joe Bidena i teraz „Michta” McConnely’ego stawia się w mediach amerykańskich coraz częściej i wyraźniej.
Jednak głosy wewnątrz partii Republikańskiej, które postulują dymisję McConnely’ego z liderowania mniejszością w Senacie są kontestowane z kilku powodów.
Raz, że za nim stoi silna koteria lobbystów, „klientów” oraz podwieszonych pod niego lokalnych polityków stanowych lokujących się na zyskownych synekurach w Waszyngtonie. O sponsorach jego kampanii wyborczej nie wspominając.
Dwa – chybotliwa równowaga między Demokratami a Republikanami w Senacie (różnica jednego głosu) wymaga niezwykle gibkiej, zręcznej błyskotliwej polityki, zaś dolegliwości McConnely’ego to w zasadzie mu uniemożliwiają, choć tu pojawiają się pewne problemy natury proceduralno-prawnej.
A po trzecie – w Partii Republikańskiej cały czas trwa wewnętrzny konflikt pomiędzy politykami zaliczanymi do tzw. „trumpistów”, a skrzydłem tradycyjnie i na dotychczasowych zasadach pojmujących politykę wewnętrzną Ameryki. Nie na darmo McConnely postrzegany jest jako zwolennik dotychczasowych układów i przenikania się polityków obu partii czyli de facto chodzi o interesy, nie o medialne i retoryczne, objawiane społeczeństwu cele.
McConnely jest atakowany szczególnie przez zdecydowanych, republikańskich konserwatystów w Senacie takich jak Cyntia Lummis, Marsha Blackburn czy Bill Hagerty, a zwłaszcza przez twardą zwolenniczkę Trumpa w Izbie Reprezentantów Majorie Taylor-Greene. Padają coraz częściej wnioski, aby ustalić górną granicę kandydowania na funkcje państwowe i rządowe, podobnie jak ma to miejsce z granicą dolną. Dłuższe życie coraz większej liczby ludzi idzie jednak w parze z masowością dolegliwości wieku mocno dojrzałego. I to jest poważny problem, zwłaszcza dla polityków. I nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale tutaj, ze względu na wciąż jeszcze dominującą rolę tego państwa w świecie, ma on szczególne znaczenie.
Radosław Czarnecki
https://strajk.eu/
Komentarze 3 to “Rządy strasznych starców”
Sorry, the comment form is closed at this time.
zagłoba sum said
A w byłej Polsce? Taki „geniusz z Żoliborza” co chwilę nie wie, gdzie jest , moze w Przemyślu, moze w Szczecinie… Mentalnie tkwi w latach 70-tych…
matirani said
W USA nie rzadza prezydenci ani nie pisza praw kongresmeni. Prezydenci abo sa zombi marionetkami jak Biden, albo sa pod kontrolnym naciskiem i szantazem jak Trump, albo sa manipulowani ze wzgeldu na ich ignorancje jak BushJr.
Prawa pisza ekipy specjalistów oplacanych przez korporacje, potem sie je przedklada poslom, którzy ich nie czytaja, bo nie maja ani ochoty ani zdolnosci do ich glebokiej analizy. Ktos im tlumaczy co w danym prawie jest, potem glosowanie i wyjazd na polowanie czy inna impreze, aby odpoczac po wypelnionym obowiazku.
matirani said
Moderacja szaleje dzisiaj…