Arcybiskup Stanisław Wielgus zrezygnował, jak wiemy, ze stanowiska Prymasa Polski, a Ojciec Święty rezygnację przyjął. Na oczach 38-milionowego narodu, przy potępieńczym wrzasku niepolskich mediów, ukamienowano ofiarę komunizmu; katom do tej pory nie spadł nawet włos z głowy. Pobierają nadal swoje wysokie emerytury przy cichej aprobacie wszystkich rządów i nikt im nie grzebie w papierach, a niezależne media solidarnie milczą na ich temat.
W Kościele Polskim nie brak jest dobrych kandydatów na objęcie Archidiecezji Warszawskiej. Szkoda, że nie będzie to JE Abp Wielgus, lecz szanujemy Jego decyzję: postawił wyżej dobro Kościoła, niż własne zaszczyty. Polecamy go Bogu w naszych modlitwach. Niechaj doda Mu sił na przetrwanie najazdu moralnych Hunnów i Wandalów.
Wydawać by się mogło, że zjednoczone siły postępu i współczesny Sanhedryn odniosły zwycięstwo. Ale tak nie jest: wygrały bitwę, ale nie wojnę. Wojnę z narodem polskim, którą prowadzą systematycznie od wielu lat na wielu frontach przy pomocy tak szlachetnych metod, jak kłamstwo, oszczerstwo, potwarz i fałszerstwo.
Z tej osobistej tragedii człowieka wynika jednakże coś dobrego dla całego Polskiego Kościoła. Ludziom otwierają się oczy. Zadają sobie pytanie, dlaczego jakieś une z zewnątrz mają zatwierdzać nam hierarchów w Kościele, skoro my się nie mieszamy do innych religii? Co ich obchodzą wewnętrzne sprawy naszego Kościoła? Skąd ta zajadłość i nienawiść? Czyżby z „troski” o nasze zbawienie?
Przy okazji nastąpiło wyraźne oddzielenie się ziarna od plew, gdy zobaczyliśmy, kto po której stronie stoi. Wiemy już, kto jest katolikiem, a kto „zatroskanym katolikiem”. Wiemy już, czyjej pomocy nie potrzebujemy.
Wszystkim nam żal jest porządnego człowieka, dobrego Polaka i pasterza – ale Kościoła i tak żadne moce nie przemogą. Obiecał nam to sam Zbawiciel.