Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Boydar o Fico spodziewał się zamac…
    Krzysztof M o Klub Myśli Polskiej w obronie…
    Krzysztof M o Fico spodziewał się zamac…
    Voodoosch o Mistyfikacja Europy
    Kar o Fico spodziewał się zamac…
    Boydar o Wolne tematy (29 – …
    errorous o Został, uciekł, zdradził,…
    martino2008 o Wolne tematy (29 – …
    Kura Domowa o Wolne tematy (29 – …
    Marucha o Wolne tematy (29 – …
    Dagmara Zawadzka o Wolne tematy (29 – …
    vipinvestmentsdca41b… o Oligarchowie i przekomarzania
    Marucha o Problemy techniczne
    magia o Fico spodziewał się zamac…
    Liwiusz o Mistyfikacja Europy
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

    Dołącz do 707 subskrybenta

Ciekawa koncepcja energii życiowej

Posted by Marucha w dniu 2016-06-26 (Niedziela)

Z Oficjalnego Sklepu Światowych Dni Moździerzy

Rodzisz się z nią, idziesz przez życie, czerpiąc z niej pełnymi garściami. Aż do dnia, w którym czujesz się jak zużyta bateria, kompletnie wyczerpany, pusty. Wszystko Cię drażni. Gdzie się podziała twoja energia? Jak możesz odzyskać siłę, która jest ukryta w Tobie?

Power of Spirit przedstawia ciekawą koncepcję energii życiowej. Zwiększony zasób energii uzyskujemy przez kontakt z Duchem Świętym, modlitwę, spotkanie z drugim człowiekiem, nowe doświadczenia.

To powinniśmy mieć na myśli mówiąc: Power of Spirit. Power of Spirit to także wyjątkowa ładowarka do telefonu komórkowego, aparatu cyfrowego, PDA, PSP, MP3, MP4.
Zestaw zawiera także 2 silikonowe bransoletki w kolorze białym i czerwonym.

Sprzedawca – Jednostka Działalności Gospodarczej Kurii Metropolitalnej (JDG) w Krakowie, ul. Franciszkańska 3, 31-004 Kraków, NIP: 676-10-12-646, REGON: 040041137-00038; działająca na zasadach, określonych w art. 55 ust. 8 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w RP.

W przypadku ujawnienia się wad fizycznych w Produkcie, istniejących w chwili zawarcia umowy sprzedaży, bądź stwierdzenia niezgodności z umową dostarczonego Produktu, Klient powinien zgłosić ten fakt, lecz nie później, niż w terminie 14 dni od dnia powzięcia informacji o istnieniu wady lub niezgodności Produktu z umową.

W reklamacji Klient musi wskazać na rodzaj wady, bądź rodzaj niezgodności oraz jednocześnie dostarczyć Produkt do miejsca prowadzenia działalności gospodarczej przez Sprzedawcę, tj. na adres:
WYDAWNICTWO ŚW. STANISŁAWA BM Archidiecezji Krakowskiej
ul. Straszewskiego 2
31-101 Kraków
http://shopkrakow2016.com/pl/i/REGULAMIN/3

Dextimus
http://breviarium.blogspot.se/2016/06/ciekawa-koncepcja-energii-zyciowej.html

To się w pale nie mieści…
Czas na sprzedaż amuletów.
Admin

Komentarzy 48 to “Ciekawa koncepcja energii życiowej”

  1. Dictum said

    27 listopada 1830 roku siostrze Katarzynie Labouré ukazała się Najświętsza Maryja Panna i poleciła jej rozpowszechnić ten Medalik wśród ludzi.

    http://tse1.mm.bing.net/th?&id=OIP.Mc1d4baf1c957d596a0aa3d9deb0224bco0&w=241&h=153&c=0&pid=1.9&rs=0&p=0

  2. piwowar said

    Z Oficjalnego Sklepu Światowych Dni Moździerzy//b> (wytłuszczenie moje)

    To nie może byćprawda. Śmierdzi manipulancją w wykonaniu na ten przykład Michnigazety.

    Myślę, że to sam autor bloga.
    Admin

  3. Greg said

    Na prawidłowym medaliku powinny być sześcioramienne gwiazdki!

  4. Siggi said

    A za ile to można kupić i czy można się targować?
    A czemu nic nie piszą,że do kompletu jest jeszcze motorek z wiatraczkiem?Staś-kardynał to stosuje,co mu pomaga poruszać te jego zwały szmalcu.
    Muszem se to kupić trochę zmodernizować tak,żeby można było nawet latać.

  5. Greg said

    Proszę zastanowić się nad ,,logo” ŚDM.
    Jak ktoś dobrze poszuka w necie jest ono skomentowane.
    Negatywnie, oczywiście.

  6. Greg said

    Satanistyczna symbolika logo Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016

  7. Dictum said

    ad. 3.
    Racja.

  8. Siekiera_Motyka said

    Początkowe słowa mnie trochę przekonywały aż do momentu —> ” do telefonu komórkowego”

    Ale „biznes”.

  9. Boydar said

    „… czas na sprzedaż amuletów …” – Pan Gajowy

    Obiekt typu amulet, razem z całą otoczką mentalną nie robi nam wody z miózgu, natomiast „to” jak najbardziej. Nie dość że fałszuje rzeczywistość, czyli ordynarnie kłamie, to jeszcze nawiązując do fundamentów Kościoła Katolickiego poniewiera naszą wiarę w szczególnie parchaty sposób. Można powiedzieć – jak nowotwór. Szansy na pierwsze pierwsze miejsce i tak jednak nie ma; „kardynał” Stanisław De dzierży palmę pierwszeństwa bezkonkurencyjnie.

    No chyba że Pan Gajowy miał na względzie sprzedaż amuletów przez Kurię Krakowską; jeśli tak, to z konkluzją się w pełni zgadzam i za zamieszanie przepraszam. Jednak w pierwszym odruchu tak proste rozwiązanie do głowy mi nie przyszło, byłem przekonany, że chodzi o sprzedaż amuletów tak bardziej ogólnie.

    Chodzi o sprzedaż amuletów przez Kurię Krakowską, czy jakąkolwiek inną.
    Nb. polemizowałbym z twierdzeniem, że amulety nie robią nam wody z mózgu.
    Admin

  10. Zerohero said

    W sumie, to czemu jako „Power of Spirit” nie sprzedawać wódki? Też będzie wesoło.

    @Siekiera_Motyka

    Pana te słowa przekonywały? Mnie jakoś nie bardzo. Trąciło to tajemniczymi „energiami” których tajemnice znają sekciarze, ewentualnie coachingiem dla szczurków korporacyjnych, które potrzebują energii do wyścigu. To musiał wymyślić jakiś rewolucyjny ż….biskup.

  11. Greg said

    Jak możesz odzyskać siłę, która jest ukryta w tobie?
    Czy to nie jest ukryte przesłanie?
    ,,Będziecie jako Bogowie”
    lub, odnajdźcie w sobie Boskość. (człowiek staje się Bogiem)

  12. anonim said

    ad.11 I to jest całe misterium ogłupiania. Une naukofcy same przyznają że człowiek wykorzystuje 10% swojego mózgu więc jak te 10% nawet stworzone „na obraz i podobieństwo” ma „ogarnąć” 100% Boga i stać się Bogiem?
    Ano nie ogarnie tylko zgłupieje…ale przed tym już une nie ostrzegają.

  13. Joe said

    12..Dobre,UNE nie ostrzegaja tylko przed tym jak goim glupieje…ale juz z oglupialym to calkiem inna sprawa.Wowczas jest juz „swiatlym,POstepowym” i cala masa naj…naj..

  14. Boydar said

    http://ryszard.opara.neon24.pl/post/132387,zrodla-zdrowia-i-wiecznej-mlodosci-definicja-dobrostanu

  15. Dictum said

    z: Portal Płock

    14:39, 07.10.2014 | Małgorzata Rostowska

    Ksiądz, który zrzucił sutannę [WYWIAD]

    W sierpniu ksiądz Paweł zrzucił sutannę. – Nie mam skłonności homoseksualnych, nie jestem pedofilem, nie mam dzieci ani kochanek – napisał w otwartym liście pożegnalnym. Dlaczego więc odszedł z kapłaństwa?

    Jest młody, przed trzydziestką. Elokwentny, zawsze mówi Pan Bóg, Pan Jezus, Matka Boska, nie Jezus czy Maryja. Żegna się przed jedzeniem, odmawia brewiarz. A jednak to on właśnie pod koniec sierpnia porzucił kapłaństwo. To trzeci taki przypadek w diecezji płockiej w tym roku.

    Odchodząc, napisał wstrząsający list otwarty do biskupa i Kurii, który obiegł cały płocki Kościół. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że list napisany w oskarżycielskim tonie, w którym ekskapłan zarzuca, że padł ofiarą eksperymentów psychologicznych i duchowych, czytała lub choćby słyszała o nim większa część płockiego duchowieństwa, zapewne wbrew intencjom adresatów. Dotarł też do niektórych osób świeckich w całej Polsce, między innymi do moich. Co było w liście adresowanym do duchowieństwa i dlaczego ksiądz Paweł porzucił kapłaństwo?

    Po co napisał ksiądz ten list?

    — Mów mi Paweł, nie jestem już księdzem.

    Po co napisałeś list? Z zemsty?

    — Nie, nie mszczę się. Po prostu musiałem opisać swoje motywacje. W naszym księżowskim środowisku zaraz pojawiłyby się różne plotki i rzekome powody. Głównie towarzyskie. A to, że jestem gejem, a to, że mam dziecko. Chciałem chronić swoje dobre imię i moich bliskich.

    Dlaczego zatem zrzuciłeś sutannę?

    — Ze względów moralnych i światopoglądowych. Wierzę w Pana Boga, odmawiam brewiarz, modlę się, ale nie mogę żyć w konflikcie sumienia i za cenę spokoju robić rzeczy, co do których nie jestem przekonany, a wręcz uważam, że są szkodliwe i których stałem się ofiarą. Aby to zrozumieć, trzeba by prześledzić te kilka lat spędzonych w seminarium i kapłaństwie.

    Zacznijmy więc od początku – w 2004 r. jako młodych chłopak wstępujesz do Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku. Czego wtedy chciałeś?

    — Przekraczam progi seminarium jako zwykły, prosty kleryk, który chce być księdzem, służyć Panu Bogu i ludziom, sprawować sakramenty, uczyć religii w szkołach.

    Brzmi zwyczajnie.

    — W ogóle życie kapłana jest nudne, wykonujesz w kółko te same czynności. Nudne i samotne. Z drugiej strony niezwykłe, bo sprawujesz niezwykłe sakramenty, pomagasz ludziom, z których każdy ma swoją historię.

    Jakie były te pierwsze lata w seminarium?

    — Wszystko było nowe i fascynujące. Dużo się uczyłem, modliłem, rozmawiałem z ludźmi. Coraz bardziej chciałem być księdzem, pragnąłem wzrostu duchowego. Tak było aż do trzeciego roku.

    Co się wtedy stało?

    — Wtedy nagle okazało się, że moim największym problemem jest mój ojciec, który zmaga się z chorobą alkoholową. Ojciec duchowny w seminarium, któremu bardzo ufałem i zwierzałem się ze wszystkiego, orzekł, że bycie dorosłym dzieckiem alkoholika ma poważne konsekwencje i że mogę nie dostać święceń. I że muszę iść na terapię dla DDA.

    Rzeczywiście sytuacja rodzinna aż tak dawała ci się we znaki?

    — A skąd! Ale ojciec duchowny twierdził, że nawet jeśli ich teraz nie mam, to prędzej czy później pojawią się ogromne problemy w relacjach, kłopoty z autorytetami i tak dalej.

    Uwierzyłeś?

    — Tak, wtedy przyjmowałem wszystko bez zastrzeżeń, ufałem im, poza tym trochę z lęku przed wyrzuceniem. Naprawdę chciałem być księdzem. Na terapię pojechaliśmy do ośrodka pod Poznaniem w pięciu, bo poza mną pomocy psychologa zdaniem ojca duchownego potrzebowało jeszcze czterech kleryków. Po pierwszej sesji jeden z nas opuścił seminarium, do końca dotrwało czterech. Dziś połowa z nas nie jest już księżmi…

    Jaka to była terapia?

    — Jeszcze wtedy standardowa, oparta na programie 12 kroków. Taka, którą leczy się alkoholików. Jej podstawowym założeniem jest twierdzenie, że nie tylko alkoholik jest chory – choruje cała jego rodzina.

    Pomogła ci?

    — Jak cholera. Przytyłem 30 kilo, zaczęła się we mnie rodzić nienawiść do własnego ojca i każdego autorytetu oraz agresja, z którą zmagam się do dziś.

    Ale przecież terapeuci często pozwalają na totalny rozpad, by potem można było wszystko na nowo poskładać.

    — Tylko że mnie nikt nie poskładał. Młodszy kolega przyznał kiedyś, że jak wracałem z tygodniowej sesji, to bał się do mnie odezwać, bo nikt nie wiedział, czy nie wybuchnę, taki byłem nerwowy.

    A to dopiero ponury wstęp do twojej historii…

    — Tak. Od jesieni 2008 ksiądz X opiekun roku, który jest psychoterapeutą, rozpoczyna terapię grupową dla naszego rocznika. To terapia prowadzona metodą ustawień rodzinnych według Berta Hellingera, byłego katolickiego księdza i misjonarza, który jak sam przyznaje, wiele z praktyk wysnuł z obserwacji plemienia Zulusów.

    Dodajmy, że to bardzo kontrowersyjna metoda, niektórzy jej propagatorzy nie kryją swoich związków z szamanizmem, o czym można przeczytać nawet na ich stronie. Niemieckie towarzystwo systemowe zdecydowanie odcina się od tej metody, ostrzegając przed jej skutkami.

    — W terapii chodzi m.in. o to, że osoby wcielają się w role członków rodziny pacjenta. Nie tylko żyjących, ale i przodków z wielu pokoleń wstecz, których przewiny, uczucia, podobno my nosimy. Tzw. pole widzące, czyli prowadzący terapię, interpretuje zachowania członków ustawienia rodzinnego. Terapii blisko do tezy lansowanej przez wiele środowisk kościelnych, zwłaszcza związanych z Odnową w Duchu Świętym o tzw. grzechu międzypokoleniowym. Na przykład grzech aborcji babci może stać się źródłem cierpień jej córki czy wnuczki, która nieświadomie bierze na siebie jej winę. Na terapii „pracuje się z duchami”. To spirytyzm w czystej postaci. Od duchów nie jest wolna również terapia Hellingera.

    W terapii brali udział wszyscy klerycy?

    — Wszyscy z naszego roku – było nas chyba dwunastu.

    Czyli wszyscy klerycy mieli problemy psychiczne?

    — Nie, ale ksiądz X powtarza, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani… Oficjalnie, terapia była po to, byśmy się zintegrowali, zacieśnili więzy jako grupa, wspólnota. Zaczynało się od ćwiczeń na integrację, które odsłaniały najbardziej skrywane, traumatyczne doświadczenia z naszego życia. To była rzeźnia.

    Rzeczywiście, dobry sposób na integrację…

    — Klerycy z innych roczników dziwnie na nas patrzyli, gdy niemal co piątek przychodziliśmy na kolację spóźnieni, a w dodatku spłakani, spoceni, wyczerpani. Nurzając się we własnym sosie traum, zranień, kompleksów odizolowaliśmy się od wspólnoty seminaryjnej, a i wobec siebie złudna bliskość szybko zamieniała się we wrogość. Baliśmy się siebie, bo jeden o drugim dużo wiedział, znał sekrety i czułe punkty.

    Jak się wtedy czułeś?

    — Koszmarnie. Zacząłem widzieć duchy, bałem się być sam w pokoju, spałem przy zapalonej lampce. Miewałem ataki paniki, było coraz gorzej.

    A ojciec duchowny? Nie widział, co się dzieje?

    — Ojciec duchowny utwierdzał mnie w przekonaniu, że mój stan emocjonalny może mieć związek z żołnierzem radzieckim, który popełnił samobójstwo w moim rodzinnym domu. Wtedy dopiero zacząłem się bać nie na żarty.

    Ile trwała terapia?

    — Rok. Ale zrozumienie tego, że stałem się przedmiotem eksperymentów, przyszło później – w 2011 roku jeden z moich kolegów obejrzał film „Uwikłanie”, który opowiada o dramatycznych skutkach, jakie może wyrządzić terapia metodą Hellingera.

    W swoim liście zarzucasz rozpad twojej osobowości nie tylko terapiom.

    — Kolejne eksperymenty, którym jako klerycy byliśmy poddawani, miały naturę religijną. Ostatnie lata seminarium to bezkrytyczny zachwyt nad duchowością charyzmatyczną, zielonoświątkową, którą bombardowano nas na każdym kroku.

    Z tego, co wiem, wszyscy, i księża, i klerycy, nawet katecheci muszą uczestniczyć w rekolekcjach charyzmatycznych.

    — Tak, teraz praktycznie nie ma już innych rekolekcji. Nas wysłano na obowiązkowe rekolekcje Odnowy w Duchu św. To było na piątym roku, rekolekcje u św. Jana Chrzciciela prowadził jeden z księży diecezjalnych.

    Czego Was uczył?

    — Otwarcia na Ducha Świętego. Czyli na przykład jak mamy mówić w językach, a więc de facto bełkotać jak małe dziecko jakieś niezrozumiałe słowa.

    Też bełkotałeś?

    — Oczywiście, chciałem się przecież otworzyć na działanie DuchaŚwiętego.. Przychodziło mi to z trudem, więc rosło we mnie poczucie winy, że to pewnie ja coś robię źle. Podczas rekolekcji w seminarium i potem, po święceniach widziałem, jak ludzie padali w ławkach, gdy ksiądz krzyczał: „zstąp, Duchu Święty”, jak ludzie kładli się pokotem na podłogę podczas tzw. spoczynku w Duchu św. Położyłem się i ja, skoro wszyscy padali jak muchy po nałożeniu rąk przez kapłana. Widziałem tzw. Toronto blessing, czyli święty śmiech. To rzekomo dar śmiechu, ale wygląda naprawdę przerażająco, gdy ktoś zaczyna histerycznie rechotać podczas adoracji Najświętszego Sakramentu… Czułem nieautentyczność tej sytuacji, sztuczność, ale robiłem wszystko, czego ode mnie wymagano.

    Mimo wszystkich tych doświadczeń cały czas jeszcze chciałeś być księdzem?

    — Tak, choć zaczął się we mnie budzić krytycyzm. Pojawiła się myśl: „a co, jeśli ja tu marnuję łaskę Bożą”? Ale wtedy nie miałem czasu na rozważanie. Pisałem pracę magisterską, uczyłem się do końcowych egzaminów, przygotowywałem się do święceń.

    Nadeszły upragnione święcenia…

    — Otrzymałem je z rąk biskupa płockiego 12 czerwca 2010 roku.

    I zaczął się kolejny…

    — Cyrk…

    Chciałam powiedzieć etap.

    — To ten sam cyrk, choć są różne karuzele. Zaraz po święceniach trafiłem do miejscowości A. To w diecezji płockiej stolica charyzmatyków. Jej proboszcz to wielki propagator tego rodzaju duchowości. Nota bene niedawno został zawieszony i wysłany na roczny urlop. Mówi się, że to kara za publiczne odprawianie egzorcyzmów nad opętaną dziewczyną. Jedna z uczestniczek tego wstrząsającego wydarzenia wylądowała w szpitalu z objawami paraliżu.

    W miejscowości A byłeś jednak krótko, bo było to zastępstwo wakacyjne.

    — Tak, wspominam ten czas bardzo miło. Byłem tam praktycznie sam, tylko z gosposią tamtejszej plebanii, bardzo życzliwą, pobożną kobietą. Przez pół lata odprawiałem tam msze, spowiadałem, organizowałem ogniska dla młodzieży, rajdy rowerowe.

    Ale wakacje szybko mijają i jedziesz na swoją pierwszą parafię do miejscowości B. To twoje pierwsze wielkie rozczarowanie po święceniach.

    — Ujmę to tak – do tej pory nie rozumiem, jak można wysłać młodego księdza, zaraz po święceniach do tak specyficznej parafii… To dla mnie traumatyczne doświadczenie.

    Tracisz ideały?

    — Jestem w duchowym paraliżu, pustce. Doskwiera mi samotność. Co gorsza, mam wrażenie, że wszyscy wiedzą o różnych uwarunkowaniach towarzyskich i finansowych na plebanii, ale nikt nie reaguje. Jestem tam sam, nikt ze mną nie rozmawia. Nieraz, gdy wracam na plebanię po lekcjach w szkole, przed drzwiami mieszkania stoi zimny obiad. Proboszcz wie, że wiem o jego sekretach i że mi się to nie podoba. Nakłania, bym poprosił biskupa o przeniesienie do innej parafii.

    Poprosiłeś biskupa?

    — Nie. Trochę na przekór, a trochę dlatego, że wciągnęło mnie życie poza plebanią. Mam dobry kontakt z ministrantami, z młodzieżą. Spowiadam, głoszę kazania, organizuję spotkania różańcowe dla młodzieży, w których uczestniczy najpierw 18, a potem ponad 50 osób, przygotowuję uczniów do bierzmowania. Przychodzi do mnie młody człowiek i mówi, że nie wierzył w Pana Boga, ale teraz uwierzył. Nigdy tego nie zapomnę.

    Ale i do B dociera duchowość charyzmatyczna.

    — Tak, niestety mam w tym swój udział. Podczas drugiego roku pobytu w B zostaję poproszony o odprawienie rekolekcji Odnowy w Duchu Świętym. Zgadzam się i tak jak mnie uczono w seminarium powalam ludzi na ziemię, organizuję co miesiąc Wieczór Uwielbienia, coś takiego jak płockie Wieczory Chwały. Wyjeżdżam z młodzieżą na rekolekcje Wojska Gedeona. Duchowość młodych jest rozgrzana, są gotowi oddać życie za wiarę, chcą wstąpić do zakonu. Po powrocie do domu wszystko stygnie, niektórzy piją, palą, ćpają, jak dotąd. Jadę z kolegą do wspólnoty Mamre, której wielu członków wierzy, że za każdym grzechem, nałogiem, nawet przedmiotem stoi inny demon. Pierwszy raz widzę egzorcyzmy, patrzę, jak ksiądz wciska na siłę stułę w usta jakiejś osoby, w którą ponoć wszedł demon, bo jadła pokarmy ofiarowane bożkom. Jestem przerażony.

    Upadki, spoczynki, hipnozy, demony. To wszystko w Kościele?

    — Tak. Jeszcze wtedy w to wszystko wierzę. Zgodnie z tym, co wtłoczono mi w seminarium, to pierwotne, apostolskie działanie Ducha Świętego. Rzekomo tak pierwsi chrześcijanie przeżywali swoją wiarę.

    Po dwóch latach opuszczasz jednak miejscowość B.

    — Zostaję wysłany na studia doktoranckie z bioetyki do Krakowa. Cieszę się, to wielka szansa na wyrwanie się z parafii.

    Ale i tam nie udaje ci się zagrzać miejsca.

    — Jestem rezydentem na parafii, ale proboszcz traktuje mnie jak wikarego. Przygotowuję ministrantów, prowadzę młodzież do bierzmowania, chodzę po kolędzie. Na uczelni mam zajęcia we wtorki i środy, ale i tak nie na każde mogę iść. Na przykład tego dnia, gdy mam wykłady, wypada pogrzeb. Proszę proboszcza o zastępstwo. „Nie, nie siedzi tu ksiądz za darmo” – słyszę. Znów jestem sam. W lutym 2013 r. proszę biskupa o przeniesienie do Warszawy, bo nie mogę równocześnie i studiować, i być wikarym. Odpowiedź Kurii jest odmowna. Ale latem 2013 zostaję wysłany na studia do Rzymu.

    To marzenie wielu księży.

    — Może, ale ja trafiam do Wiecznego Miasta, będąc w stanie kompletnego rozbicia emocjonalnego. Jestem na skraju wytrzymałości psychicznej. Całymi dniami siedzę sam w pokoju. Boję się wychodzić, płaczę, chcę umrzeć, nie istnieć. Już na jesieni tego samego roku ostatkiem sił wracam do Polski. Zatrzymuję się u siostry, biorę leki antydepresyjne.

    Nadal chcesz być księdzem?

    — Wtedy chcę odejść. Brakuje odwagi. W Kurii są wściekli, że zmarnowałem szansę studiów w Rzymie. Proponują mi kolejną terapię. Nie zgadzam się, płaczę. Proszę o przydzielenie mnie do pomocy duszpasterskiej w jakiejś spokojnej parafii w diecezji. Podaję trzy miejsca. W dwóch mnie nie chcą, zgadza się tylko proboszcz parafii w Zakroczymiu, ks. Jerzy Bieńkowski.

    To piąte miejsce w ciągu trzech lat kapłaństwa…

    — Ale wreszcie trafione. Ks. Bieńkowski to to dobry, szlachetny, mądry człowiek, najlepszy proboszcz, jakiego spotkałem. Wreszcie widzę normalne życie kapłańskie. Jest dla mnie jak ojciec, poświęca mi czas. Zaczynam jeść, spać, modlić się. Wracam do sił. Ksiądz podsuwa mi mądre lektury, ważne książki. Zaprzyjaźniam się też z wikarym. Te chwile stabilizacji pozwalają mi na weryfikację tego, przez co przeszedłem i czego mnie uczono.

    Z twojego listu wiem, że spokój nie trwa długo. Kolejny cios przychodzi szybko – ks. Bieńkowski nagle umiera.

    — Jego śmierć to dla mnie ogromny cios. Próbuję go ratować, wzywam pogotowie. Umiera w szpitalu, 17 lutego 2014 r. Po jego śmierci przychodzi nowy proboszcz. Jestem rezydentem, więc nie ma tu już dla mnie miejsca.

    Czeka cię kolejna przeprowadzka. Przestałam liczyć, która to już.

    — Już 14 marca br. jestem w miejscowości C. Znów prowadzę normalną posługę duszpasterską, uczę w szkole, dużo jeżdżę na rowerze. Ale nie jestem już tym samym człowiekiem. Czytam książki Andrzeja Migdy o pentekostalizacji chrześcijaństwa, zaczynam widzieć, że bardziej niż księdzem rzymskokatolickim bywałem uczony na pastora zielonoświątkowego, czytam o ofiarach duchowości charyzmatycznej, zaczynam łączyć fakty, rozumieć wiele spraw, na które w seminarium było embargo od czasu wyrzucenia dwóch księży profesorów sprzeciwiających się takim praktykom wobec kleryków. Znów nie mam z kim o tym wszystkim porozmawiać. Wiesz o czym rozmawiamy, gdy wychodzimy do zakrystii po mszy św.? Proboszcz mówi: „chmurzy się, będzie burza. Dobrze, niech popada, bo ziemia sucha”. Na to wikary: „oj tak, jak ostatnio grzebałem w ziemi, to była strasznie sucha”. I tak w kółko. Nie chciało mi sią nawet go pytać, po co człowieku, w tej ziemi grzebałeś? Być może stąd w ludziach fascynacja duchowością charyzmatyczną? Tam się nie gada o suchej ziemi.

    Zaczynasz myśleć o porzuceniu kapłaństwa?

    — Tak. Szybko zaczynam się orientować w układzie towarzyskim, w którym pogrążony jest proboszcz. Nie chcę milczeć. Mówię wprost, co mi się nie podoba. Krytykuję otwarcie jedną z tych osób, która w czasie Triduum Paschalnego stawia przy ołtarzu wielkiego, prawie metrowego zająca jako symbol Wielkanocy. Osoby z tego „układu” zaczynają się bać tej mojej gadatliwości. Czuję, jak to się skończy, więc zaczynam przygotowywać się do wyjścia – zdaję egzaminy na prawo. Spodziewam się kolejnego przeniesienia. Proboszcz staje się dla mnie zaskakująco miły.

    Jest lato 2014 roku. Przewidywania się potwierdzają.

    — 18 sierpnia dostaję informację, że mam opuścić miejscowość C i przenieść się do kolejnej parafii. Tym razem w Mławie. To koniec. Sześć dni później wysyłam swój list. Piszę w nim do biskupa, że nie podejmę tego wyzwania, nie mam już sił na kolejną zmianę. Odchodzę.

    Nie próbują cię zatrzymać?

    — Próbują. Dają mi do wyboru jedną z trzech opcji: klasztor, inna diecezja albo… terapia. Ostatnia propozycja była chyba jakimś nieudanym żartem. Miałem wrażenie, że najbardziej zależy im, żeby nikt nie przeczytał listu.

    Ale mimo tych próśb wysyłasz list.

    — Bo jestem nadal synem Kościoła. To wołanie o rozsądek. Do moich kolegów, do innych księży. Chcę im powiedzieć: zobaczcie, do czego prowadzi ta duchowość i takie eksperymenty. Zobaczcie, do czego doprowadziła ikony tej duchowości – ks. Posackiego, ks. Błaszkiewicza, podobno także dominikanina ojca Krzysztofowicza, jak skończył proboszcz z A, jak twórca Wieczorów Chwały. Spójrzcie na owoce – i dla kapłanów, i dla wiernych, którzy odchodzą z Kościoła do zborów zielonoświątkowych.

    Może pojawić się zarzut, że całą odpowiedzialność za decyzję o odejściu z kapłaństwa, zrzucasz na innych. Na eksperymenty terapeutyczne, na kolejnych proboszczów, duchowość charyzmatyczną czy wręcz zielonoświątkową. Nie masz sobie nic do zarzucenia?

    — Mam – że niewystarczająco dbałem o siebie i uśpiłem czujność. Że się poddałem bezrefleksyjnie temu wszystkiemu, a mogłem mieć większe rozeznanie, skoro intelektualna część mojej osoby pracowała bez zarzutu. O to mam do siebie pretensje. Teraz żyję jak normalny świecki człowiek, modlę się, odmawiam brewiarz, zaczynam studia i odzyskuję równowagę.

    A co z sakramentem kapłaństwa?

    — Teologicznie będę księdzem do końca życia, a niektórzy teologowie twierdzą nawet, że i po śmierci. Bo nie przemijają tylko miłość i kapłaństwo.

    Od redakcji: Celem tekstu nie jest ukazanie duchownych w złym świetle ani przedstawianie konkretnych osób, ale zaprezentowanie pewnych procesów i mechanizmów z życia płockiego Kościoła. Z tego względu inicjały osób występujących w tekście zostały zmienione, a nazwy miejscowości diecezji płockiej utajnione przez nazwanie ich kolejno: A, B, C. Liczymy, że temat będzie kontynuowany – z prośbą o ustosunkowanie się do niektórych problemów poruszonych w wywiadzie zwróciliśmy się do biskupa płockiego.

  16. Greg said

    ad.Dictum.
    Bardzo dobrze że to zostało upublicznione, bardzo dobrze!
    Ks. powinien w tej chwili udać się pod skrzydła Bractwa Piusa X.
    Nie jest odosobnionym przypadkiem. Trwa Mordowanie Kościoła w trybie przyspieszonym!
    Trzeba bezwzględnie ,,zrywać maski” a nie zamiatać pod dywan.
    Może tutaj. spróbuje kontaktu!
    Gorąco polecam cały wykład.

  17. Jasiek said

    Uwaga Uwaga.
    Organizatorzy Zlotu Młodzieży prowokują i zapraszają szatana na swoją imprezę poprzez lansowanie różnych znaków masońskich … czyli bluźniąc Panu Jezusowi. Jak oni są bezczelni a zarazem głupi. Tylko tych młodych zwiedzionych i niewinnych szkoda.
    Króluj nam Chryste.

  18. Joe said

    Ten mlody byly ksiadz padl ofiara spisku ktory w KK ktos zaszczepil.Terapia prowadzona na bazie 12 krokow AA z” POdparciem”
    nauk Zulistow i Hellingelistow…to rozboj w bialy dzien!

  19. Yah said

    Ad 15

    „Koszmarnie. Zacząłem widzieć duchy, bałem się być sam w pokoju, spałem przy zapalonej lampce. Miewałem ataki paniki, było coraz gorzej.”

    Typowe objawy początków opętania

    „……. której wielu członków wierzy, że za każdym grzechem, nałogiem, nawet przedmiotem stoi inny demon.”

    Bardzo często jest to prawda – cała literatura patrystyczna o tym mówi.

    „Pierwszy raz widzę egzorcyzmy, patrzę, jak ksiądz wciska na siłę stułę w usta jakiejś osoby, w którą ponoć wszedł demon,”

    Czyżby to o takich właśnie tu:

    „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”

  20. Joe said

    19..Dodam do tego ze Alkoholicy Anonimowi w Preambule maja napisane.”nie jestesmy sekta ani organizacja”…dlaczego ten klecha prowadzacy terapie nawiazuje do Zullu i wszelkiego innego sekciarstwa?Kto mu to zatwierdza?Kto mu kaze?

  21. Yah said

    Z żadnego nałogu bez pomocy Boga się nie wyjdzie. Powiem więcej jest często tak, że wychodzi się z jednego by wpaść w inny. A psychologowie …… z jednej strony niby walczą z nałogami, a z drugiej ….. usprawiedliwiają zło, które czynią pacjenci.

    „…dlaczego ten klecha prowadzacy terapie nawiazuje do Zullu i wszelkiego innego sekciarstwa?Kto mu to zatwierdza?Kto mu kaze?”

    Pewnie sam chce i nikt się temu nie sprzeciwia. Tak ma być. Prawda ( kuszenie szatana to realność) jest pomieszana z ewidentnym fałszem i działaniami magicznym pon to tylko, by ludzi totalnie zdezorientować. Wyobraźmy sobie taka sytuację czy wierzący chrześcijanin uczestniczyłby w czym takim 150 lat temu? Czy miałby wątpliwości, że jest w tym coś złego? Pewnie tak. To dlaczego teraz nie ma? Dlaczego bardziej niż Słowu Bożemu zawartemu w Ewangeliach wierzy w słowa księdza, biskupa itd. traktując je jako prawdę ostateczną. Czyżby złe owoce nieomylności, które rozlały się na cały Kościół tylko dlatego, żeby …. chrześcijanie przejrzeli na oczy.

  22. Boydar said

    Zawsze może jeszcze zostać rabinem; a w najmniej korzystnej konfiguracji – pastorem albo mułłą. Jak się nazywa kierownik sekcji u pierzastego węża to nie wiem.

  23. Joe said

    Pewnie rabinem ale nie wyzej jak tym od rytualnego uboju kurczakow.

  24. Dictum said

    ad. 22
    P. Boydar – Zawsze każdy może zostać, czym chce, ale ten chłopak chciał i został księdzem katolickim, któremu zniszczono życie na samym początku drogi, która mogła być wspaniała i – da Bóg – jeszcze będzie. I takie sobie żarciki i facecje z bardzo poważnej sprawy nie przystoją ani Panu, ani Panu Joe. Trochę mnie Panowie zdumieliście.

  25. snag said

    Na opakowaniu jest stylizowany (up side down) egipski symbol zycia ,…

  26. snag said

    Wow, dobrane towarzystwo – Ukrainiec, szef PKP w Polsce, cwaniaczek z panaceum na wszystko i pasterze dusz ,…

    Prezes Marek Chraniuk podczas wręczenia dyplomów Partnerom Wizyty Ojca Świętego i ŚDM.

  27. Greg said

    ad.24
    Ci Panowie nie rozumieją chyba powagi sytuacji!
    Też jestem zdumiony.
    Taką ich oceną.
    Żenada!
    I tyle w temacie.

  28. snag said

    Admin @ 9 ,…

    OMG , kuria sprzedaje amulety (sic) 😉 ,…

    Senor admin przypomniec panu pochodzenie powiedzonka ‚pecunia non olet’ ? ,…

    Nie trzeba.
    W ziemskich strukturach Kościoła znajduje się wielu ludzi błądzących i wielu rodem z V Kolumny.
    Admin

  29. Greg said

    A tak nawiasem.
    Zapraszam na ŚDM.
    Tam otrzymacie ,,ducha św” do swoich Mp3, Mp4 i tel. Komórkowych.
    Może to pozwoli ,,otworzyć oczy”.
    ,,Oczy Szeroko Zamknięte” (film oczywiście) polecam, choć to prawie sama pornografia.
    Pozwala, co nieco, otworzyć oczy.

  30. Boydar said

    @ Pan Dictum (24)

    Sam Pan widzi jak z biegiem czasu wyłazi ze mnie zwykłe bydle. Szkoda że ten księżulo, co go Putinowcy wypatroszyli, jak mu tam było, o właśnie, Bobola; nie miał okazji z Panem Dictum wcześniej porozmawiać. Wszystko dałoby się jakoś polubownie załatwić.

  31. Ad. 15

    Jeśli to wszystko prawda… to… wstrząsające… Młody człowiek w takim maglu jest bez szans. Bez żadnych szans… Nie jest w stanie odróżnić dobra od zła…

    Tak działa potęga AUTORYTETU…

  32. Joe said

    A ja przepraszam Panie Dictum…Wpisu dokonalem zbyt szybko bo sie spieszylem do portu.Taraz widze ze P.Boydar mial na mysli tego mlodzienca ktoremu zniszczono czesc zycia a ja mialem na mysli tego ksiezula ot terapii Zullu…Sorry….

  33. Dictum said

    ad. 32 – Tak myślałem, ze Pan z rozpędu, ale pan Boydar brnie dalej i coraz głupiej, do żartów teraz sobie wziął jednego z największych świętych męczenników.
    Opanuj się Pan trochę, Panie Boydar.

  34. Boydar said

    Będę próbował, Panie Dictum.

    A tak przy okazji; jakoś średnio Panu przeszkadzało do tej pory rzeczywiste poniewieranie Świętych Pańskich przez różnych takich „profesorów fizyki chemicznej oddającym się rozważaniom na tematy humanistyczne”. I wcale pocieszające nie jest, że nie Panu jednemu. Ale to dobrze, że się Pan raczył w końcu obudzić. Zobaczymy jak Panu pójdzie …

  35. Dictum said

    Panie Boydar, zawsze mi przeszkadzało, przeszkadza i przeszkadzać będzie poniewieranie każdego, kto na to nie zasłużył, wiec co tu mówić o świętych. Więc nie wiem doprawdy, do czego Pan pije.

  36. Boydar said

    To elementarne Panie Dictum, do lustra.

  37. RomanK said

    https://gloria.tv/article/9sWvVYuZUvup1KTbhHfUpFsDx

  38. Boydar said

    Ja również sygnalizowałem to „wydarzenie” Panie Romanie; do pieca, wszystkich.

  39. Przodkowie Nas Chronia said

    Ad 26

    ..;a szanowna pamni mamuska onego Marek Chraniuk „moze” Ukrainca to jak sie potrzebuje z domu nazywac ?

  40. Przodkowie Nas Chronia said

    Ad 22

    Panie Boydar, z serca dzieki za pana poczucie humoru, za wiele chwil smiechu…. bedzie sie lepiej spalo.

    czasy nielekkie i rzadko tak sie smieje jak w tej chwili dzieki Panu 🙂

  41. Przodkowie Nas Chronia said

    Czasy nielekkie…posluchajcie i kto moze, pomozcie UZALEZNIONYM…

    (wspomniany ksiadz cierpial z powodu samotnosci i niezrozumienia)

    najlepsza terapia w kazdym problemiejest:

    ZROZUMIENIE
    PRZYJAZN
    SZACUNEk
    DOTYK, PIESZCZOTA, PRZYTULENIE
    PODNOSZENIE WARTOSCI i POCZUCIA PRZYNALEZNOSCI

  42. La Reine Toronto said

    ad 40 bardzo wzruszajaca piosenka; dziekuje. nie wiem gdzie szukac dobrej polskiej muzyki …
    pozdrawiam Pana!

  43. Przodkowie Nas Chronia said

    oto jak Prawdziwy POLAK z polska Dusza radzi jak zyc ;

    jego piosenki zrobily wiecej dobrego zagubionym, zalamanym, zdesperowanym niz glupawe terapie i podle manipulacje zarowno czarnej jak i bialej mafii…mam na mysli sukienki i fartuchy 😦

    Żółta kartka – za ataki na Kościół.
    Tak u nas jest.
    Admin

  44. La Reine Toronto said

    ad 42: tak dziekuje.Muzyka ta trafia w serca naszego mlodego pokolenia i to jest wazne.
    Pozdrawiam serdecznie

  45. Przodkowie Nas Chronia said

    Ad 41

    dziekuje 🙂 Po zdrowienie potrzebne, bo to napelnia energia, a ta bardzo potrzebna 🙂

    pragne, by Polska Energia, duch naszego Narodu dotarl do kazdedo Polaka, do kazdej Polki
    …Czas przyspieszyl…a sily mroku tez przyspieszaja, bo wiedza, ze Ludzie sie budza…

    Nasi Wielcy Przodkowie tez przyspieszyli i wsrod nas jest wielu z NICH w nowych wcieleniach…WIELKIE DUSZE sa w naszym Narodzie jak ten wibitny piesniarz… to Dusza Wielkiego Medrca, Wolchwa, Geslarza…

    dedykuje Panu i Pana Bliskim

  46. NICK said

    Snagu, Panie.
    Zaczynam Pana rozumieć a Gospodarz wie co czyni.

    Pan też nie może być ‚rewolucjonistą’.

  47. Na Podolu Placze Kamien said

    Ad 4″

    panie Admin, a gdziez ze tam jakies „ataki” ?

    Przeciez to czysta prawda, cala prawda i tylko prawda…

    albo Pan tak dla zasady albo Pan nie zrozumial…

    wlasciwie to nie moje dielo…ale ja tez dla zasady.

    prawda to prawda

    …a moze ja czegos tu nie rozumiem ?

  48. Marucha said

    Re 47:
    Czerwona kartka. Out.

Sorry, the comment form is closed at this time.