Koniec świata, jaki znamy
Dostałem prywatne wiadomości z zapytaniem o ew. krach ekonomiczny o skali światowej.
Rok temu, i dwa lata temu na jesieni, wszyscy krzyczeli, że Świat się kończy, zwłaszcza w słynnym powiedzonku amerykańskim „it’s the end of the world as we know it”. I teraz ciekawostka: i w tym roku Świat też się nie skończy. Nie ma co panikować bo za dużo człowiek skupi się na przygotowaniach do krachu ekonomicznego i końca Świata a nie na życiu.
Wg. mnie sytuacja wygląda następująco, USA jest praktycznie bankrutem, nie są w stanie spłacić zobowiązań które zaciągnęli. Ale taki biznes może jeszcze się jakiś czas pokręcić, minimum rok, maks całe dziesięciolecia…
Wszyscy zdają sobie sprawę co czeka Świat: albo scenariusz w wersji argentyńskiej, albo wieloletnia (może nawet obejmująca dziesięciolecia) depresja, gdzie będzie wysokie bezrobocie i spłacanie choć części długu, a reszta zostanie zjedzona przez inflację, taki „zero hedge”.
Tym niemniej oba scenariusze wiążą się z inflacją i jestem pewien, że Świat pójdzie jednym z nich.
Scenariusz nr 1 – argentyński: trzeba się liczyć z faktem, że w przyszłym roku (lub kolejnych) obligacje USA się nie znajdą nabywców (bo kto będzie chciał kupić obligacje za które zapłacone będzie miał dodrukowanym pieniądzem), i zabawa skończy się hiperinflacją i oficjalnym bankructwem USA (oraz wszystkich walut powiązanych) . Na taki fakt lepiej być przygotowanym, aby chronić swoją rodzinę i siebie. W Internecie dostępny jest blog argentyńczyka: Ferfala, człowieka który opisuje przebieg kryzysu ekonomicznego (niestety w j. angielskim). Warto tam zajrzeć i ewentualnie choć zastanowić się nad sytuacjami tam opisywanymi, jak zabezpieczyć życie swoje i rodziny.
Scenariusz nr 2 – wieloletnia depresja: wszyscy są świadomi, czym groziło by bankructwo USA, postanowią więc zrealizować pomysł FEDu, będą wykupować wszystkie dostępne obligacje emitowane przez USA, licząc się z tym, że wykup będzie w ustalonej kwocie, przy dużo niższej wartości pieniądza, ale Świat się nie zawali. Inflacja będzie postępować, amerykanie będą zarabiać coraz to bardziej astronomiczne kwoty, np. setek tysięcy dolarów, wartość pieniądza będzie spadała, aż w końcu spłacą zinflacjonowany dług wypłatą jednego robotnika 🙂 po czym za kilkadziesiąt lat przeprowadzą denominację waluty i w ten sposób kosztem innych państw się uratują (pogrążając przy tym po drodze inne państwa).
Wiadomo, że bardziej prawdopodobnym jest scenariusz nr 2. Ale to co się obecnie dzieje w systemie bankowym USA, mianowicie zatrzymanie przejęć domów osób nie płacących rat hipotecznych przez delikt prawny może okazać się końcem bankowości amerykańskiej.
O co w ogóle w tym chodzi… Z tego co rozumiem język angielski i system prawa „common law, to nieruchomości te są własnością kredytobiorców, kredytobiorców wprowadzonych w błąd (którzy myśleli, że wartość nieruchomości będzie ciągle rosła), przez co Banki nie mogą domagać się zwrotów tych nieruchomości. Jest to tak nieprawdopodobne, że sam przecierałem oczy, oznacza to bowiem, że „nieruchomość” która była aktywem banku kilka lat temu, obecnie po prostu w bilansie banku nie widnieje. Tak więc banki są na olbrzymim minusie wypłaconych kredytów hipotecznych. Co z tego wyniknie nikt nie wie, obecnie za darmowe dolary (stopy procentowe na poziomie: 0 – 0,25%) pompuje się giełdę nowojorską oraz kupuje się złoto w Świecie…
Bartłomiej Noculak, http://www.jednodniowka.pl/news.ph