Od dawna mówię, że kto słucha byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, Lecha Wałęsy, ten sam sobie szkodzi. Jednak od tej żelaznej zasady, jak zresztą od każdej, trafiają się wyjątki, które ją potwierdzają.
Oto Lech Wałęsa pojechał do Kijowa na zaproszenie tamtejszego mera, boksera wagi ciężkiej i lidera politycznej partii „Udar”, co oznacza „Cios”, Witalija Kliczki.
Podczas pobytu w Kijowie Lech Wałęsa, przez znajomą Panią ze sfer dyplomatycznych pieszczotliwie nazwany „Kukuńkiem”, deklamował na rozmaite tematy, między innymi – na temat ewentualnego konfliktu rosyjsko-polskiego. Gdyby tak – perorował – Rosjanie zaatakowali Gdańsk, to „my” zaatakowalibyśmy Moskwę.