Bunt Słowaków
Posted by Marucha w dniu 2011-11-27 (Niedziela)
Czy europejska solidarność ma polegać na tym, że kraje biedniejsze będą pożyczać pieniądze krajom bogatszym? Takie pytanie coraz głośniej słyszane jest za naszą południową granicą. Udział Słowacji w strefie euro wiąże się z finansowym zaangażowaniem w pomoc dla Grecji i innych zadłużonych krajów objętych wspólną walutą. I to co jeszcze do niedawna było przedmiotem narodowej dumy teraz budzi coraz większy sprzeciw. Jest to na tyle poważne zjawisko, że doprowadziło do rozpadu koalicji i upadku rządu. Wewnętrzny kryzys polityczny ma być rozwiązany przez rozpisanie przedterminowych wyborów, które odbędą się w marcu 2012 roku. Słowackie doświadczenie pokazuje, że pośpieszne przyjmowanie euro nie było dobrym pomysłem. [Po cholerę jakieś „wybory”, skoro Unia Faszystowska i tak w każdej chwili może je unieważnić i obsadzić rządkowe stanowiska swoimi ludźmi? – admin]
Szybciej od Czechów
Decyzja o przyjęciu wspólnej waluty przez Słowację zapadła wraz z wejściem tego kraju do UE. Dobra kondycja w jakiej znajdowała się wówczas gospodarka naszego południowego sąsiada pozwoliła na szybkie spełnienie kryteriów z Maastricht niezbędnych do wejścia do strefy euro. Dzięki temu już na wiosnę 2005 r. ustalono datę przyjęcia wspólnej waluty na 1 stycznia 2009. Jako argumenty za szybkim działaniem w tym kierunku rząd w Bratysławie wymieniał oszczędności w wydatkach transakcyjnych dla przedsiębiorstw, brak ryzyka walutowego oraz związane z tym mniejsze koszty eksportu. Społeczeństwu obiecywano wyższy wzrost gospodarczy i znaczącą poprawę poziomu życia. Dużą rolę odgrywały też ambicje polityczne. Ówczesny premier Mikulas Dziurinda chciał, aby jego kraj był regionalnym liderem w integracji europejskiej. Szczególnie ważne było wyprzedzenie sąsiednich Czech, które miały na czele eurosceptycznego Vaclava Klausa.
W efekcie kampania informacyjna przed wejściem w obieg euro była nastawiona wyłącznie na wskazywanie pozytywnych aspektów, a zupełne pomijanie ewentualnych zagrożeń. Dlatego to co zaczęło się dziać po likwidacji własnej korony było dla Słowaków przykrym zaskoczeniem. Zmiana waluty zbiegła się w czasie z początkiem kryzysu finansowego na świecie. Wzmogło to negatywne zjawiska w gospodarce bardziej niż u środkowoeuropejskich sąsiadów. Słowackie PKB znacznie spadło, w 2009 r. aż o 4,7 proc. To zaowocowało mniejszymi wpływami z podatków i pogorszeniem stanu finansów publicznych. Zaczęło rosnąć bezrobocie, a eksport spadać.
Więcej od Luksemburga
W 2010 r. słowacka gospodarka odrobiła sporo strat. PKB wzrósł o 3,5 proc. Ale zaczęły się problemy z Grecją. Pierwsza pomoc została przyznana 9 maja ubiegłego roku. Państwa strefy euro przyznały trzyletnią pożyczkę w wysokości 80 mld euro. Na małą Słowację przypadło 816 mln euro. Ale rząd w Bratysławie został też zmuszony do zaakceptowania powołania Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF), który miałby przychodzić z pomocą krajom w podobnych tarapatach jak Grecja. Na Słowaków przypadł udział w koniecznych dla tego funduszu gwarancjach kredytowych na kwotę 4,4 mld euro. Aby się z tego wywiązać nasi południowi sąsiedzi musieli zrewidować budżet i zaciągnąć samemu dodatkowe pożyczki. Dla będącego na dorobku beniaminka w strefie euro był to duży ciężar. I szok, bo przecież miało być zupełnie inaczej.
W efekcie 10 sierpnia 2010 r. słowacki parlament z dużymi zastrzeżeniami zatwierdził powstanie EFSF, ale nie zgodził się na 816 mln euro pożyczki dla Grecji. Spotkało się to z bardzo ostrą krytyką ze strony przywódców innych krajów z grupy euro oraz europejskich mediów. Bratysławie zarzucono złamanie europejskiej solidarności i niedotrzymywanie przyjętych zobowiązań. Dla Słowaków było tego już za dużo. Tym bardziej, że ich udział w akcji pomocowej był nie proporcjonalnie duży. 816 mln euro pożyczki to równowartość 1,3 proc. PKB Słowacji w 2009 r. Dla porównania o wiele bogatszy Luksemburg udzielił analogicznego kredytu w wysokości tylko 0,6 proc. własnego PKB. Podobnie z gwarancjami dla EFSF. Dla Słowacji to aż 7,1 proc. PKB, a dla Luksemburga tylko 3 proc. Dlatego nastroje zaczęły się zmieniać. Ich odbiciem był postulat lidera jednej ze współrządzących partii Richarda Sulika, aby przygotować plan awaryjny przewidujący możliwość powrotu do słowackiej korony.
Upadek rządu
Kolejnym testem sprawdzającym na ile Słowacy są gotowi ratować euro i pomagać zadłużonym, ale bogatszym państwom, było zatwierdzanie drugiej pożyczki dla Grecji. Dyskusja toczyła się zarówno wokół sensowności planu ratunkowego, jak i skali słowackiego zaangażowania. Rząd tym razem bronił się nie tylko argumentem, że pomoc dla Aten w dłuższej perspektywie leży także w interesie Bratysławy. Mógł się dodatkowo pochwalić, że udało mu się wynegocjować inny sposób wyliczania udziału poszczególnych państw w funduszach pomocowych. Do tej pory bazował on po połowie na sile gospodarki i wielkości populacji. Teraz dla tych krajów, których PKB nie przekracza 75 proc. średniej unijnej, wskaźnik ten będzie oparty w 75 proc. na sile gospodarki, a tylko w 25 proc. na dotychczasowych zasadach. To słowacki udział zmniejszyło prawie o 17 proc.
Ale zarówno pożyczka, jak i cały mechanizm stabilizacji w strefie euro, pozostały dla Słowaków trudne do zaakceptowania. Wszak Grecy mają średnio trzy razy wyższe pensje i cztery razy wyższe emerytury. Odbiciem tego oporu były narastające rozbieżności w tej sprawie w gronie czterech partii koalicyjnych. Aby opanować sytuację premier Iveta Radicova postawiła wszystko na jedną kartę i połączyła głosowanie nad zatwierdzeniem planu pomocowego z wotum zaufania dla rządu. I głosowanie przegrała. Rząd upadł, a prezydent zapowiedział nowe wybory 10 marca przyszłego roku. Ale czy to coś zmieni?
Słowaccy politycy pospieszyli się z przyjęciem euro. Uczynili to bardziej pod wpływem kalkulacji politycznych, niż pogłębionej analizy ekonomicznej. I teraz stoją przed wyborem, albo zacisnąć zęby i kosztem własnego rozwoju uczestniczyć w stabilizacji euro licząc na pozytywny wynik i profity w odległej przyszłości, albo wyjść ze wspólnej waluty, ponieść straty i przyznać się do błędu.
Bogusław Kowalski
Artykuł ukazał się w tygodniku „Niedziela”, nr 47/2011
Komentarze 4 to “Bunt Słowaków”
Sorry, the comment form is closed at this time.
mocniejszy said
Państwo bez własnej waluty jest niemal bezradne wobec niedoboru pieniędzy w gospodarce.
http://mocniejszy.wordpress.com/2011/11/27/za-malo-jest-czy-za-duzo-pieniedzy-w-gospodarce/
Kronikarz said
Slowckie ciagotki do IV Rzeszy dostaly po dupie, kiedy przyszlo im wysylac dywizje dalej niz do sasiedniej Polski ;-))) hahaha !
Przeclaw said
„premier powiedziala…” to nie jest po polsku. Premierka, premierowa, premierzyca…, a moze pierwsza ministrzyca, ministerka, ministrowa.
Brat Dioskur said
No wiec „Miecio” sie myli ,albo probuje celowo wprowadzic publike w blad.Mianowicie rzad Slowacji nie upadl ,tylko podal sie do dymisji!Kombinacja byla prosta: Iveta w zamian za poparcie przez opozycje brukselskiego dyktatu obiecala podanie sie do dymisji i rozpisanie przyspieszonych wyborow.Jakimi metodami obrobil ja „Merkozy” mozna sie tylko domyslic w kazdym razie Slowacy ,czyli chudy bedzie utrzymywal grubego ,czyli Greka.Nam tego „honoru” tez nie poskapiono ,bo Tusek wspanialomyslnie ,iscie wielkopanskim gestem rzucil na stol brukselskich krupierow €100 mln.!