Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Józef Bizoń o Roman Fritz w obronie normalno…
    Józef Bizoń o Arcybiskup Viganò: Globalistyc…
    Listwa o Roman Fritz w obronie normalno…
    Listwa o Arcybiskup Viganò: Globalistyc…
    Bezpartyjna o Ukropolin zamiast Międzymorza
    Józef Bizoń o Arcybiskup Viganò: Globalistyc…
    Bezpartyjna o …Oto dziś dzień krwi i c…
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
    Józef Bizoń o Roman Fritz w obronie normalno…
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
    AlexSailor o …Oto dziś dzień krwi i c…
    Carlos o Roman Fritz w obronie normalno…
    AlexSailor o …Oto dziś dzień krwi i c…
    AlexSailor o …Oto dziś dzień krwi i c…
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

    Dołącz do 707 subskrybenta

Piłsudski – „Salvator”czy „Bonaparstek”

Posted by Marucha w dniu 2011-02-10 (Czwartek)

Każda krytyka Piłsudskiego wywołuje u sporej grupy osób natychmiastowe negatywne emocje przejawiające się w bezwarunkowym odrzuceniu przeczytanych lub usłyszanych sądów (często połączone z obrzuceniem takiego krytyka niewybrednymi epitetami) lub co najmniej podejrzliwej rezerwie i powątpiewaniu w szczerość tejże krytyki.

Często wtedy słyszymy, że Piłsudski może i miał jakieś wady, może popełniał błędy (w końcu nobody is perfect) po czym najczęściej padają okrągłe sformułowania typu: był patriotą walczącym zawsze o niepodległość Polski, walczył z komunistami, ma zasługi dla uporządkowania parlamentarnego bałaganu etc. chociaż najgorliwsi wyznawcy owe zasługi sprowadzają właściwie do jednego, że bez Piłsudskiego Polska nie uzyskałaby niepodległości a nawet gdyby – to wkrótce zostałaby podbita przez bolszewików.

Nie chciałbym powtarzać argumentów i opinii, które są już dość dobrze znane i możliwe do łatwego sprawdzenia, natomiast chciałbym pewne sprawy uporządkować by każdemu kto chciałby zweryfikować swoje poglądy na ten temat po prostu to ułatwić. Osobiście przekonałem się jak trudno wyrobić sobie pogląd na ten (i inne tzw. kontrowersyjne tematy) na podstawie jednego czy nawet kilku obszernych źródeł, w tym biografii Marszałka. Za głównego i najbardziej bezstronnego biografa uchodzi profesor Garlicki (ujawniony swego czasu jako TW Pedagog) i jeśli chodzi o szczegółowość biografii to jest to po części opinia uzasadniona, gdyż w żadnej innej biografii Piłsudskiego nie znajdziemy tak skrupulatnych zapisków dotyczących chociażby tego najwcześniejszego okresu działalności Ziuka tj. okresu zesłania i działalności w PPS.

Niestety tak ten biograf jak i każdy inny, komentarze i interpretację przedstawionych faktów prowadzi po linii swoich poglądów, co jest nawet oczywiste, ale tym samym zmusza czytelnika do krytycznego czytania i konfrontowania określonych spraw w innych źródłach jak i poleganiu na własnej intuicji i doświadczeniu.

W świetle faktu, że Garlicki sam przyznał się na łamach „Polityki”, że był TW „Pedagog”, prawie jak kpina z czytelnika wygląda pierwsze zdanie najnowszego wydania biografii Piłsudskiego, w którym historyk pisze, że bohater jego książki nie miałby w IPN-ie najmniejszych szans. Jest to zachowanie nieprofesjonalne i świadczące jak bardzo osobiste urazy autora rzutują na jego pracę zawodową. Czy w tej sytuacji możemy oczekiwać by komentarze historyka odnoszące się np. do okresu współpracy Piłsudskiego z wywiadami państw zaborczych i Japonii były obiektywne.

Co również ciekawe Garlicki nie potrafił albo nie chciał ustosunkować się do tak ważnego fragmentu biografii Marszałka jak np. autorstwo planu bitwy warszawskiej czy np. zaginięcia (czytaj: zamordowania) generała Zagórskiego. Jest to o tyle zastanawiające, że innym nawet bardzo błahym sprawom poświęca w biografii bardzo dużo miejsca, a z komentarza nie zwalnia przecież fakt opisania tych problemów w innych opracowaniach. Stąd tak ważne jest wnikliwe analizowanie różnych punktów widzenia i umiejętne wyciąganie najbardziej prawdopodobnych wniosków z tych konfrontacji.

Należy także wyzbyć się dość powszechnej maniery krytykowania pewnych postaci i ich decyzji wyłącznie z punktu widzenia obecnych warunków geopolitycznych i naszej wiedzy o przeszłości, ale starać się wyważyć na ile te wiadomości i przewidywania mogły być udziałem ocenianych postaci. Wreszcie trzeba mieć dobrą wolę tj. nie szukać jedynie faktów potwierdzających z góry upatrzoną hipotezę, ale rzeczywiście szukać prawdy o tamtych ludziach i wydarzeniach. Sam wyrastałem w otoczeniu, dla którego zła była komuna a II RP i jej symbol – Piłsudski stanowiły coś na obraz „raju utraconego”. Taką wersję między wierszami przemycali nam nauczyciele, tak twierdziła opozycja i co może najważniejsze w tym nas utwierdzali nasi bliscy czerpiący ową wiedzę także najczęściej z ludowych legend.

Być może Giertychowi można zarzucić genetyczny krytycyzm wobec piłsudczyzny ale dla mnie ów krytycyzm zakiełkował, wzrastał i przekształcił się w niechęć do Piłsudskiego na drodze mozolnego szukania i chłodnego porównywania faktów, analizowania wydarzeń i ich skutków, weryfikowania opinii i wspomnień. Każdy człowiek ma trochę inny punkt krytyczny, od którego zaczyna bardziej wnikliwie przyglądać się pewnym problemom i osobom podejrzewając, że być może jego dotychczasowe sądy były błędne. Maciej Rataj, który nawet w czasie zamachu majowego nie wyzbył się jeszcze pewnych złudzeń co do Piłsudskiego, taki punkt zwrotny przeżył już wcześniej bo w czasie krytycznych dni wojny polsko – bolszewickiej. Pisze o tym w swoich „Pamiętnikach” w następujący sposób:

„Tak w sentymencie, jak i w szacunku swoim do Piłsudskiego zachwiałem się bardzo silnie właśnie w okresie krytycznym dla państwa. Piłsudski zmalał w moich oczach. i to nie z powodu klęsk (…) – doświadczyli ich najwięksi wodzowie. Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność (…) sugerowano mu, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom –daremnie!”

No właśnie, w moim przypadku szukanie prawdy zainspirowały faktograficzne sprzeczności w różnych opiniach i relacjach, do tego stopnia różnych, że nie mogły wynikać jedynie z luk w pamięci czy przekłamań powstałych w trakcie kolejnego przekazu, zwłaszcza że te opinie pochodziły tak jak w przypadku Rataja z pierwszej ręki świadków tych wydarzeń. Bo jak pogodzić chociażby wspomnianą opinię Rataja z utrwaloną w legendzie Piłsudskiego i często cytowanym zdaniem Weyganda, jak to Marszałek elektryzował żołnierzy wlewając w nich nowego ducha bojowego. W jaki sposób Marszałek „przelał z własnej duszy w dusze walczących ufność i wolę pokonania wszelkich przeszkód”, skoro jak wspominali nad podziw zgodnie różni ludzie z jego najbliższego otoczenia sam potrzebował duchowego wsparcia i pomocy.

Nawet jego ówczesna konkubina a późniejsza żona Aleksandra Szczerbińska w opublikowanych wspomnieniach pisała, że nie wierzył w powodzenie i ona musiała podnosić jego wiarę na duchu („gdy żegnał się z nami, przed wyjazdem do Puław, był zmęczony i posępny (…) pożegnał się z dziećmi i ze mną, tak jak gdyby szedł na śmierć. Niecierpliwiła go moja absolutna pewność, że bitwa skończy się naszym zwycięstwem”).

Cechy charakteru i życie osobiste

Piłsudski jako małe dziecko był rozpieszczany i już wtedy zdradzał objawy narcyzmu, które objawiały się także w okresie dorosłym. Zapewne nie nauczony takiej umiejętności wcześniej, praktycznie przez całe życie był niezdolny do samoorganizacji i zadbania o najprostsze nawet sprawy bytowe. Owa tak często sławiona w legendzie skromność i prostota miała także swoje źródło w zwykłym lenistwie i niechlujstwie (jak opisywała wygląd Marszałka zauroczona nim Iłłakowiczówna: „Ma wygnieciony, jak psu z gardła wyciągnięty, mundur. Cały jest w poprzeczne fałdy, obsypany popiołem z papierosów, ręce i paznokcie ma szare od tego popiołu”).

Piłsudski mieszkając w Sulejówku raz jeden postanowił pomóc żonie w niezbyt zresztą ciężkich pracach ogrodowych, co skończyło się dla niego tak podobno dokuczliwym nadwyrężeniem, że była to pierwsza i ostatnia praca fizyczna jaką w Sulejówku wykonał. Jak relacjonuje jego żona budził się późnym popołudniem, śniadanie i gazety dostawał „do łóżka” po czym znowu zasypiał i spał do godziny dwunastej w południe. Taki sam leniwy żywot pędził zresztą podczas syberyjskiego zesłania (a na carskim zesłaniu mógł czytać i pisać do woli korzystając ze świetnie zaopatrzonej biblioteki i regularnie dostarczanych gazet, co może szokować współczesnych mających jedynie wyobrażenie sowieckich zsyłek), o czym świadczą najlepiej jego własne listy z tego okresu.

Niewątpliwie (świadczą o tym zgodne opinie zarówno przeciwników jak i zwolenników Marszałka) Piłsudski miał psychikę neurotyczną (w późniejszym okresie te neurozy były połączone z koprolalią, czyli niepohamowaną skłonnością do wypowiadania słów nieprzyzwoitych), a potwierdzone w wielu relacjach skłonności do depresji świadczyły również o tym bardzo istotnym i negatywnym z punktu widzenia pełnionych funkcji znamieniu jego psychiki. „Dołek” psychiczny przeżywany w kulminacyjnym okresie wojny polsko – bolszewickiej nie był ani pierwszy ani ostatni; dla przykładu krytyczny moment zamachu majowego Piłsudski przeleżał na kanapce w koszarach 36p.p. snując legionowe wspominki przed nieco zaskoczonym majorem Ziemskim (gdyby nie przejęcie dowództwa i wydania rozkazów przez Orlicz-Dreszera zamach mógł spalić na panewce już u swego zarania – pozostali spiskowcy byli zbyt zdeterminowani aby zamach uskutecznić, gdyż oni w przeciwieństwie do Piłsudskiego ponieśliby bardzo dotkliwe skutki zaniechania puczu).

Legenda przedstawia Piłsudskiego jako męża opatrznościowego w znaczeniu politycznym, wyrozumiałego „dziadka” dla legionowych kompanów oraz opiekuńczego męża i ojca. Taki sielsko-anielski obrazek wyjęty z infantylnego sztambucha Iłłakowiczówny („Ścieżka obok drogi”) czy wspomnień kapitana Lepeckiego. Niestety te sielskie obrazki widziane oczami dorosłych dzieci (Iłłakowiczówna w pewnym momencie sama przyznaje, że ”Te cztery lata utrwaliły we mnie w sposób niezrozumiały, racjonalny, zupełną, żarliwą i bezwzględną wiarę w Józefa Piłsudskiego” i dalej „Nigdy – i aż do dzisiaj – nie umiałam rozróżniać partii politycznych, to też przeciwnicy Legionów to byli dla mnie konserwatyści, czy narodowi lub socjaldemokraci, ale po prostu ciotki, przyjaciółki, doktorzy, oficerowie, siostry – nieznośnie wszystko tępe i agresywne – z chwilą, kiedy była mowa o czynie Józefa Piłsudskiego” – są to typowe wyznania zauroczonej fanki i wyznawczyni a nie trzeźwego obserwatora) nie wytrzymują konfrontacji z wieloma faktami.

Życie osobiste człowieka jest z pewnością wizytówką jego charakteru, stąd trudno tego elementu nie uwzględniać w analizie danej jednostki. Leonarda Lewandowska, z którą Piłsudski „żył” podczas zesłania na Syberii popełniła samobójstwo najprawdopodobniej na skutek tej zawiedzionej miłości, samobójstwo (taka jest przynajmniej oficjalna wersja) popełniła również Eugenia Lewicka, która nieoficjalnie towarzyszyła Piłsudskiemu podczas słynnego pobytu na Maderze. Piłsudski był już wtedy mężem Aleksandry Szczerbińskiej, z którą miał obie córki urodzone jeszcze w czasie, kiedy jego żoną była Maria Juszkiewiczowa. W tym panteonie żon i kochanek pojawia się jeszcze nazwisko Jadwigi Burhardt, nie licząc mniej znaczących skoków w bok (w liście do Leonardy pisanym z Syberii Ziuk sam przyznaje się do niewierności, co czyni na pewien sadystyczny sposób jakby po to, aby osłabić jej chęci do kontynuowana wcześniejszego związku). Dla Piłsudskiego nieskrępowane porzucanie jednych kobiet dla drugich wydaje się zachowaniem naturalnym co być może w oczach wielu niewiast nadawało mu aury atrakcyjności, ale przeczyło o jego możliwościach nawiązania głębszego związku.

Dzisiaj takie zachowanie określa się jako „instrumentalne wykorzystywanie” i nie byłoby może warte uwagi, gdyby odnosiło się ono tylko do spraw sercowo-łóżkowych, jednakże w podobnie instrumentalny sposób Piłsudski traktował również swoich politycznych współpracowników, których wartość uzależniał od ich bieżącej przydatności dla swojej kariery. Tak samo traktował również sprawy światopoglądowe i religijne. Dla ożenku z rozwiedzioną Juszkiewiczową zmienił wyznanie, by – jak głosi przekaz – powrócić do katolicyzmu w czasie choroby, która dopadła go podczas I wojny światowej.

Jego oświadczenie o powrocie do poprzedniego wyznania miał przyjąć ksiądz Ciepichałł – notka biograficzna o tym kontrowersyjnym księdzu jest umieszczona m.in. na stronie pijarów – tylko co bardzo ciekawe tenże ksiądz po 1920 r. zrzucił duchowną sukienkę, został oficerem-urzędnikiem w resorcie spraw wojskowych i przeszedł z katolicyzmu na protestantyzm. Już sam fakt, że konwersję z wyznania ewangelicko-augsburskiego przyjmował ksiądz, który następnie sam porzucił katolicyzm na rzecz wyznania ewangelicko-augsburskiego wydaje się wystarczająco znamienny i zarazem zastanawiający (dodatkowo według przywołanych wcześniej ojców pijarów: „nie wiadomo, gdzie i kiedy (ks. Ciepichałł) przyjął święcenia kapłańskie”).

Pozostałe sprawy z religijnym życiem a raczej jego brakiem obszernie opisał m.in. ks. Warszawski w książce pt. „Piłsudski a religia” i chociaż autorowi można zarzucić, że jako zwolennik endecji mógł być nieobiektywny, to niestety najbardziej istotne elementy tej analizy potwierdzają także inni autorzy. Jednakże tłumaczenie indyferentyzmu religijnego Marszałka (delikatne określenie na bezwyznaniowość i brak praktyk religijnych) dość powszechnym wtedy w kręgach inteligenckich racjonalizmem (Dmowski też do starości nie praktykował) jest też ułomne w świetle świadectw o jego zainteresowaniu praktykami okultystycznymi. Pisze o tym wprost m.in. pani Piłsudska w swoich wspomnieniach a trudno chyba małżonkę Marszałka podejrzewać o produkowanie jego czarnej legendy. Opisuje to także Sławomir Koper w niedawno wydanej książce pt. „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczpospolitej”.

Z kolei wspomniany egocentryzm i megalomanię Piłsudskiego najlepiej ilustrują dwa przykłady wzięte z mnóstwa innych ale mające tę zaletę w konfrontacji z ewentualną krytyką, że pochodzą również ze strony zwolenników towarzysza Wiktora (tylko jeden z kilku pseudonimów Piłsudskiego z okresu działalności w PPS – ie). Profesor Zdziechowski, człowiek uczciwy aż do granicy naiwności (którą niekiedy niestety przekraczał) w eseju pt. „Ze wspomnień o Piłsudskim i jego epoce” (opublikowany m.in. w zbiorze „Widmo przyszłości”) opisuje swoje zabiegi mające na celu osobiste spotkanie z Marszałkiem i wrażenie z tego pierwszego „wychodzonego” spotkania, które miało miejsce w październiku 1919 r. z okazji ponownego otwarcia Uniwersytetu Wileńskiego.

Zagajając rozmowę z Naczelnikiem profesor Zdziechowski wspomniał jego brata Bronisława dodając, że był „szlachetnym marzycielem”, na co Piłsudski odparł „Więc Pan ma mnie za nieszlachetnego” po czym jak wspomina Zdziechowski „odwrócił się do kogoś w pobliżu stojącego. Rozmowa ze mną była skończona”.  Dalej Zdziechowski dodaje, że „Ów żarcik nie mógł oczywiście wywołać we mnie uczuć podziwu czy uwielbienia, które budził Piłsudski u innych”. Tę megalomanię i sprowadzanie wszystkiego do własnej osoby najlepiej też podsumował Zdziechowski oceniając przemówienie Piłsudskiego z okazji nadania mu honorowego doktoratu w 1922 r. „W przemówieniu Piłsudskiego najbardziej uderzyła mię rzecz inna, mianowicie automesjaniczna nuta ”Ja i ojczyzna to jedno”…Nazywam się Miljon”. A uwagi te pisał zwolennik Piłsudskiego.

Drugi przykład wiąże się z przekonaniem Piłsudskiego o wyjątkowych zaletach swojego umysłu skutkiem czego, jak pisze jego żona Aleksandra Piłsudska, „prosił mnie, że jeśli żyć będę dłużej niż on, abym mózg jego oddała do naukowego zbadania. Sądził, że ponieważ myśli i rozumuje inaczej niż inni, inną też może mieć budowę mózgu”. Za czasów PRL-u na złość komunie kpiono sobie z podobnych zabiegów czynionych wokół mózgu Lenina, niestety w Polsce przedwojennej w ramach kultu Pierwszego Marszałka wyprawiano takie same szaleństwa. Przebywający wówczas na przymusowej emigracji w Czechosłowacji Witos, do którego dochodziły krajowe echa tych wydarzeń podsumował to w swoich pamiętnikach zdaniem:

„…wyznaczył dla siebie miejsce na Wawelu. Nie chcąc za wiele robić zaszczytu polskiemu Panteonowi, kazał serce złożyć gdzie indziej, a w przekonaniu, że mózg jego stanowi jakiś rzadki cudowny wyjątek, polecił go oddać uczonym lekarzom. Co o tym wszystkim myśleć?”

Oprócz tych dwóch przykładów megalomanii warto być może jeszcze przypomnieć, że tytuł i buławę Pierwszego Marszałka Polski Piłsudski de facto przyznał sam sobie. Wniosek złożony w tej sprawie do sejmu latem 1919 r. został przez konwent seniorów uznany za przedwczesny, dlatego też zwolennicy Naczelnika w wojsku zgłosili się kilka miesięcy później z takim samym wnioskiem do samego Piłsudskiego, który jak gdyby nigdy nic, łamiąc obowiązującą procedurę legislacyjną, natychmiast bo jeszcze tego samego dnia wydał dekret o przyjęciu i zatwierdzeniu tego stopnia. Następnie w listopadzie przyjął buławę z rąk swoich podwładnych pod nieobecność wszystkich najważniejszych wtedy osób w państwie czyli marszałka sejmu i premiera (ten mało dzisiaj znany fakt opisuje m.in. Daria i Tomasz Nałęcz w biografii Piłsudskiego, Zbigniew Dworecki w niedawno wydanej książce „Poznańskie i Piłsudski” oraz opozycyjna prasa tamtego okresu).

Błędy strategiczne

O wyborach ideowych i politycznych Piłsudskiego napisano wiele i poddając te sprawy uczciwej ocenie trzeba przyznać, że trudno w owych politycznych decyzjach znaleźć jakąś istotną sprawę świadczącą na korzyść Marszałka. Jak wspomina generał Haller, Piłsudski miał mu pewnego razu oświadczyć, że w sprawach religijnych jest bezwyznaniowcem („Choć sam jestem bezwyznaniowy, ale szanuję zapatrywania innych”) i przez analogię można postawić hipotezę, że w sprawach ideologicznych też był bezideowcem. Ale tak samo jak w sprawach religijny był zabobonny, tak samo zabobonność ową przenosił na każdą sferę swojego działania – vide szczególne i przesądne przywiązanie do daty 6 sierpnia (dzień wymarszu kadrówki do Królestwa w celu wywołania antyrosyjskiego antyrosyjskiego powstania).

Niezależnie od stopnia emocjonalnego zaangażowania, to z punktu widzenia osoby o prawicowych poglądach trudno uznać wieloletnią działalność Piłsudskiego w PPS-ie za godną pochwały, zwłaszcza, że owa działalność polegała także na rabunkowych napadach (nazywanych dla niepoznaki „akcjami ekspropriacyjnymi” – jak to wtedy dzielni ekspropriatorzy śpiewali: „W innych partiach bryndza/ Ogórkowe czasy – / U nas złoto płynie/ Oj dana, dana, dana/spluwo ukochana!/ Nie masz nic nad spluwę/ Nie!”)), w których ginęły nie tylko oszczędności kas powiatowych, ale także prości żandarmi i konwojenci, czyli de facto niewinni ludzie. Żeromski był również socjalistą ale jego komitywa z Piłsudskim załamała się, gdy pisarz zaczął krytykować sposób działania PPS, a później orientację proniemiecką aktywistów; burzliwie zakończyło się także spotkanie w 1920 r., na którym Żeromski próbował namówić Naczelnika do poparcia polskich racji w plebiscytach organizowanych na spornych ziemiach zachodnich i północnych.

Same wypowiedzi Piłsudskiego i to już w czasie kiedy oficjalnie przestał identyfikować się z polityką państw centralnych, świadczą że pogodził się on z utratą ziem polskich będących pod zaborem pruskim (lub nigdy nie dążył do ich odzyskania), stąd też te strategie określano mianem „małej Polski” – sam Piłsudski mówił, że o ziemiach zaboru pruskiego możemy myśleć w perspektywie 50 lat albo dłuże. Marian Seyda wspominał („Polska na przełomie”) delegację poznaniaków, która w 1916 r. rozmawiała z Piłsudskim o przyszłości zaboru pruskiego, słysząc w odpowiedzi, że „(Piłsudski) sprawą zaboru pruskiego głowy sobie zaprzątać nie myśli”. Było to zaprzeczeniem endeckiej wizji „wielkiej Polski”, która w gorszym scenariuszu miała być realizowana na drodze jednoczenia ziem polskich wszystkich zaborów pod patronatem Rosji oraz uzyskiwania dla nich coraz większej autonomii. Przebieg wojny oraz rozpad imperium carów umożliwił odbudowanie wielkiej Polski od razu jako państwa niepodległego.

Koncepcja opowiedzenia się po stronie państw centralnych miała wielu zwolenników także wśród osób, których trudno posądzać o niskie pobudki, koncepcję taką doradzały też Polakom koła watykańskie popierające Austrię, ale nie ulega wątpliwości, że zwycięstwo państw centralnych a de facto Niemiec nie rozwiązałoby kwestii polskiej niepodległości, natomiast pewnym było, że do owego państwa polskiego pod patronatem Niemiec nie zostałaby przyłączona ani piędź ziemi zaboru pruskiego a prawdopodobnie kilka dodatkowych piędzi polskiej ziemi zostałoby jeszcze od kraju oderwane (nawet taki germanofil i zwolennik Piłsudskiego jak Władysław Studnicki przyznawał, że w sztabie niemieckim widział mapę z tak zaznaczoną kadłubową Polską, sam zresztą snuł koncepcje polskiego portu w Lipawie zamiast Pomorza i Gdańska oraz w broszurze wydanej po niemiecku de facto doradzał Niemcom jak utworzenie Polski z ziem zaboru rosyjskiego przyśpieszy pokojową germanizację zaboru pruskiego).

Co tam zresztą Niemcy, skoro Janusz Franciszek wielu imion Radziwiłł, typowany nawet na króla Polski odrodzonej pod nadzorem zwycięskich państw centralnych, miał 5 października 1916 r. w Berlinie takimi m.in. słowami przekonywać niemieckich polityków i dziennikarzy do utworzenia niepodległej ojczyzny: „My, Polacy, wiemy, że Poznańskie stanowi część Niemiec i część Niemiec stanowić będzie po wszystkie czasy”. I to ten właśnie Radziwiłł po zamachu majowym stał m.in. na czele prosanacyjnych konserwatystów i współorganizował m.in. słynną wizytę Marszałka w Nieświeżu. Na szczęście okoliczności ułożyły się pomyślnie dla idei wielkiej Polski, ale Polacy musieli użyć sporo argumentów by przekonać zwycięskie mocarstwa do swoich racji (tę pracę wykonał Dmowski i Polski Komitet Narodowy) i mieć chociażby cień pretekstu aby zwycięska Ententa mogła uznać nas za swoich wojennych sprzymierzeńców.

Tego pretekstu dostarczyła tzw. Błękitna Armia oraz jednostki walczące po stronie rosyjskiej (korpus Dowbora – Muśnickiego, korpus Michaelisa, dywizje syberyjskie, korpus Żeligowskiego), także te jednostki np. austriackie, które po układach brzeskich przedarły się na rosyjską stronę (w końcu w efekcie tej eskapady do Francji przedostał się Józef Haller, późniejszy dowódca Błękitnej Armii). Koniec końców dla Polski sprawy ułożyły się dobrze ale nie ulega wątpliwości, że wcześniejsi zwolennicy państw centralnych obawiali się o swoje miejsce i znaczenie w tak odrodzonym państwie stąd wykonywali różne działania, które niekoniecznie wzmacniały naszą pozycję, ale na pewno tworzyły metodą faktów dokonanych (utworzenie tzw. rządu lubelskiego z premierem Daszyńskim i Komendantem Rydzem – Śmigłym, przekazanie przez Radę Regencyjną władzy Piłsudskiemu etc.) określoną rzeczywistość, którą można było zmienić jednie na drodze porozumienia lub wojny domowej.

Te uczucia wcześniejszych germanofilii najlepiej oddaje fragment deklaracji sporządzonej przez Leona Bilińskiego polskiego konserwatysty, posła do parlamentu austriackiego i przewodniczącego NKN: „Losy wojny światowej rozstrzygnęły sprawę polską nie w myśl naszej trzeźwej, jak się zdawało, polityki realnej, lecz po myśli idealistycznej wiary innych stronnictw politycznych w zwycięstwo Ententy. (…) Nie możemy się przyznać do błędu, ale przyznajemy z najwyższą radością tamtym stronnictwom szczęśliwy instynkt polityczny…” Według tych słów orientacja proniemiecka była „trzeźwa” zaś orientacja na Ententę „idealistyczna” przeto potwierdzenie racji „idealistycznej” musiało być jedynie wynikiem szczęścia by nie rzec ślepego losu. Ale jak w takim razie pogodzić z tym fakt, że zwolennikiem owej „trzeźwej” proniemieckiej opcji był „Ziuk – wariat”, jak przezywano Piłsudskiego, co ten sam przyznawał i co opisał m.in. cytowany wcześniej profesor Zdziechowski.

Sprawa orientacji Piłsudskiego w czasie wojny jest ogólnie znana (nawet jak pisała przedwojenna prasa prawicowa słynna pieśń legionowa była wzorowana na melodie pieśni pt. „Blue Huzaren”) i na tle orientacji innych znaczących polskich polityków wojskowych nie stanowiłaby jakiegoś szczególnego zarzutu, natomiast od polityków takich jak np. cytowany wyżej Biliński czy wojskowych jak Rozwadowski, Sikorski czy Haller, dzieliły Piłsudskiego dwie sprawy a to: tajna i płatna współpraca Piłsudskiego, Sławka etc. m.in. z austriackim wywiadem mająca na celu wywołanie zbrojnego powstania w zaborze rosyjskim oraz zawodowe dyletanctwo tych wiecznych spiskowców w działalności pozakonspiracyjnej. Owa tajna współpraca przez długie lata stanowiła jedynie publiczną tajemnicę, natomiast obecnie żaden rozsądny historyk nie może jej poddawać w wątpliwość.

Wbrew przeświadczeniu części osób znających trochę ten temat, to nie Ryszard Świętek w swojej obszernej pracy pt. „Lodowa ściana” pierwszy dotknął tego problemu podpierając się zachowanymi dokumentami. Jeszcze w roku 1967 czyli 43 lata temu, Stefan Arski (właściwie Artur Salman) oraz Józef Chudek wydali książkę pt. „Galicyjska działalność wojskowa Piłsudskiego 1906 – 1914”, którą znany współczesny apologeta Piłsudskiego tj. profesor Janusz Cisek w serii wydawanej pod patronatem „Rzeczpospolitej” nazwał tworzeniem „czarnej legendy” nie omieszkając – pomimo przestrzeganej wcześniej politycznej poprawności – zaznaczyć prawdziwego nazwiska i zarazem pochodzenia Arskiego.

Oczywiście większość nigdy nie potrudzi się by osobiście sprawdzić na czym polegał ów „paszkwil” duetu Arski (vel Salman) i Chudek, tymczasem książka ich autorstwa to nic innego niż ponad czterysta stron fotokopii dokumentów wygrzebanych w austriackich archiwach (Kriegsarchiv, Haus – Hof – und Staatsarchiv i Verwaltungsarchiv) i prawie drugie tyle ich tłumaczenia na język polski. Komentarz autorski i wprowadzenie to zaledwie ok. 5 proc. całego opracowania, ale także o wiele mówiącej dla nas współczesnych treści. Autorzy wspominają bowiem o wyraźnych śladach niszczenia dokumentacji pisząc m.in.: „z polecenia Rongego zniszczono więc w listopadzie 1918 r. listy konfidentów, pokwitowania pieniężne, tudzież wycięto żyletką z dziennika podawczego (Kundchafts Exhibiten Protokoll) Biura Ewidencyjnego wszystkie nazwiska konfidentów”.

Jednym słowem – co ci przypomina widok znajomy ten… Kim był Maxymilian Ronge (vide jego wspomnienia pt: „Kriegs und Industriespionage. Zwolf Jahre Kundschafsdienst”) raczej wiadomo, tak jak z różnych wspomnień wiadomo, że austriackie archiwa czyścił już w listopadzie 1918r. w Krakowie brygadier Bolesław Roja, późniejszy generał niesławny z defetystycznej postawy podczas wojny polsko – bolszewickiej i za taką postawę odesłany na wcześniejszą wojskową emeryturę.

Drugi problem to zawodowe dyletanctwo Piłsudskiego i innych jego wspólników z konspiracji, dyletanctwo raczej typowe dla ludzi, którzy faktycznie nigdy ani nie zdobyli fachowego wykształcenia ani nie wykonywali żadnego konkretnego zawodu, gdyż żyli ze spiskowania. Stanisław Dzierzbicki, który był razem z Piłsudskim członkiem proniemieckiej Tymczasowej Rady Stanu w swoich pamiętnikach tak scharakteryzował późniejszego Naczelnika Państwa: „Mylnie wyobrażałem go sobie jako intelektualistę o wielkiej sile argumentacji i rozumowania, tymczasem spotkałem umysł raczej artysty, prosty, który rozumowanie bardzo mało ceni, argumenty nazywa wytartymi liczmanami, a całą swoją działalność opiera na wrażeniach i intuicji.” Jeszcze gorszą opinię miał wystawić Marszałkowi jego poplecznik Rydz – Śmigły, co lakonicznie ujął późniejszy komendant policji nb. mason gen. Kordian Zamorski w następującym zdaniu: “Wieczór u Śmigłego. Zdaniem jego, człek to (Piłsudski – przyp.) nienormalny, co ukryć się nie da, a skoro się wyda, uważać nas będą za trzodę głupców, żeśmy tego nie spostrzegli”.

Część oficerów polskich w służbie austriackiej ukończyła solidne wojskowe szkoły i zdobywała wojskową praktykę, co bardzo przydało się później w wojnie polsko – bolszewickiej i budowaniu polskiej armii. Oficerowie ci byli zawodowcami, część wojskowych i polityków jak np. Sikorski ukończyła także wyższe szkoły cywilne. Niestety z drugiej strony dość często się zdarza, że ludzie tacy jak Piłsudski , czyli wyjątkowo ambitni i mający duże mniemanie o sobie a zarazem dyletanci zawodowi, nie potrafią przyznać się do niekompetencji forsując swoje decyzje nawet na przekór fachowym opiniom otoczenia. Piłsudski nie był wojskowym i nie znał się na dowodzeniu przynajmniej na szczeblu sztabu głównego.

Tytuł Pierwszego Marszałka Polski przyznał – o czym było wcześniej – de facto sam sobie, stopień brygadiera nie istniał formalnie w wojsku cesarstwa austro-węgierskiego, biorąc zaś pod uwagę stawkę uposażenia odpowiadał on stopniowi wojskowemu pułkownika. Jednocześnie skoncentrowany na sobie i magalomańsko przekonany o własnej nieomylności, skonfliktowany z innymi politykami i wysokimi oficerami, których uważał za konkurentów – najpierw zawarł tajny pakt z Petlurą, a następnie podejmując tzw. wyprawę kijowską wciągnął Polskę w wojnę z bolszewicką Rosją – powtarzając w chwili początkowych sukcesów, że może bolszewików bić kiedy chce i gdzie zechce.

Jak wiemy z historii wojna ta o mało nie zakończyła się utratą dopiero co odzyskanej niepodległości, kosztowała życie tysiące Polaków a uzyskane granice były terytorialnie mniej korzystne od granic możliwych do uzyskania na drodze pertraktacji zaproponowanych przez bolszewików w grudniu 1919 r. Pomimo funkcjonującego sejmu i rządu posłowie i ministrowie nic lub bardzo niewiele wiedzieli o celach ofensywy kijowskiej, tajnych postanowieniach pomiędzy Piłsudskim a Petlurą, czy rzeczywistych zamiarach Piłsudskiego dotyczących prowadzonych pertraktacji rozejmowych z bolszewikami (w tej ostatniej sprawie bardzo znamienna jest tzw. sprawa Borysowa od nazwy miasta na Białorusi, którą wyjaśniają m.in. w swoich pamiętnikach socjalista Adam Próchnik i endek Stanisław Grabski).

Na pewno wojnę rozpoczął Piłsudski i do czasu powołania rządu Witosa na premiera a generała Rozwadowskiego na szefa sztabu właśnie Piłsudski odpowiadał za dowodzenie polskimi armiami. Sprawa autorstwa bitwy warszawskiej i zasług w jej wygraniu innych osób, niż Naczelnik, jest oczywista nawet nie poprzez lekturę wspomnień i opracowań osób mu wrogich lub obojętnych, ale przede wszystkim ze względu na własną relację Piłsudskiego („Rok 1920” wydany pod pretekstem odpowiedzi na podobną pozycję opublikowaną przez Tuchaczewskiego) spisaną pod jego dyktando przez już wtedy żonę Aleksandrę. A już opis tak rozsławionego kontrataku znad Wieprza w kontekście przypisywanego mu przez legendę przełomowego znaczenia dla bitwy warszawskiej wywiera na czytelniku wychowanym na legendzie dość przygnębiające wrażenie.

W czasie kiedy Piłsudski zaatakował znad Wieprza bitwa warszawska była już wygrana, natomiast kontratak ten miał duże znaczenie strategiczne dla unicestwienia wojsk sowieckich tak by wygraną była nie tylko bitwa ale i cała wojna (co zresztą zostało osiągnięte, ale nic by nie dało, gdyby przegrana została bitwa pod Warszawą i na północ od stolicy, gdzie największy ciężar bitwy trzymała V armia Sikorskiego). Piłsudski sam przyznaje się, że już po przybyciu do Puław kiedy faktycznie nie miał żadnego wpływu na decyzje sztabu, „pewne zdziwienie” wywoływały u niego „wiadomości o zwiększającym się nacisku wojsk p.Tuchaczewskiego w kierunku zachodnim, w kierunku Płocka, a nawet Włocławka i Brodnicy… Była w tym jakaś zagadka, której rozwiązać nie mogłem, gdyż przewracało to w pewnej mierze moje dotychczasowe pojęcie, że p.Tuchaczewski koncentrował wszystkie swoje siły na Warszawę”.

A przecież wiadomo, że taki obrót sprawy wcześniej zauważył Rozwadowski wydając odpowiednie rozkazy zmieniające, które tak bardzo krytykował właśnie Piłsudski, gdyż wzmocnienie sił na północy osłabiało jego południowy front. Sam kontratak podobno tak decydujący dla bitwy warszawskiej Piłsudski opisywał następująco:

„16 (sierpnia – przyp. ) rozpocząłem atak, o ile w ogóle atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy wyjściu tylko 21 Dywizja (…) Inne dywizje szły prawie bez kontaktu z nieprzyjacielem (…)główną zagadką, którą chciałem sobie rozstrzygnąć, była tajemnica tak zwanej Grupy Mozyrskiej. Właściwie nie było jej wcale. (…) Wydawało mi się, że śnię. Jako wynik, do którego doszedłem, był pogląd, że czeka mnie gdzieś jakaś zasadzka. (…) Dzień 17 sierpnia nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek. (…) Spędziłem znowu dzień cały w samochodzie szukając śladów tajemnicy i choć pozoru zasadzek. (…) Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda. (…) Pamiętam, jak dziś, tę chwilę gdy pijąc herbatę obok przygotowanego do snu łóżka, zerwałem się na równe nogi, gdy wreszcie usłyszałem odgłos życia, odgłos realności, głuchy grzmot armat, dolatujący gdzieś z północy. (…) Jeszcze ułożywszy się do snu, raz po raz głowę z poduszki unosiłem, by sprawdzić swoje wrażenie”.

W stosunku do opisu bezsennej trwogi Warszawy (vide wspomnienia Witosa czy Rataja) oraz zmagań dywizji stojących na przedmościu Warszawy (vide praktycznie samobójczy atak batalionu kapitana Stefana Pogonowskiego ratujący odsłonięte skrzydło obrony Warszawy) oraz zażartych walk na północ od stolicy, opis tej fazy bitwy przedstawiony przez Piłsudskiego widziany z punktu widzenia jego odcinka frontu wygląda prawie na sielankowy.

Piłsudski pomylił się także (chyba, że była to pomyłka kontrolowana) co do wskazania przyszłego najgroźniejszego wroga Polski, który to temat był omawiany podczas słynnej narady na początku lat 30 – tych mającej ocenić, które zagrożenie jest groźniejsze: niemieckie czy sowieckie. Większość obecnych podobno wyraziła opinię, że w najbliższej perspektywie zagrożenie niemieckie jest większe (tak też to widział m.in. odsunięty już wtedy od wojska Sikorski, czego dowodzi jego autorstwa „Przyszła wojna” wydana w 1934 r.), co także – wbrew od lat suflowanej legendzie – Piłsudski zanegował wskazując w dalszym ciągu na kierunek wschodni (jakiekolwiek poważne przygotowania na froncie zachodnim Polacy przedsięwzięli z marnym zresztą skutkiem dopiero na kilka miesięcy przed wrześniem 1939 r. o czym pisze m.in. generał Sosnkowski w książce „Cieniom września” – nb. gospodarki w tym budżetu Polska nie przestawiła na tryb wojenny aż do samego wybuchu wojny)

Przeciw Polakom i przeciw Polsce

Piłsudskiemu wyraźnie przeszkadzała świadomość (lub podświadomość), że w dziele obrony a następnie budowania niepodległego bytu kraju zaczynają wybijać się inne uzdolnione osoby, że zaczyna się dostrzegać realne zasługi innych osób, że część tych osób była w krytycznych chwilach świadkami jego słabości, że naród głosuje na endeków i ugrupowania politycznie niechętne jego planom politycznym (np. PSL Piast).

Miał też zapewne świadomość korzeni swojej obecnej władzy, sięgających współpracy z blokiem niemieckim i namaszczenia na Naczelnika przez proniemiecką Radę Regencyjną oraz – co niebagatelne – świadomość owej niezbyt chlubnej karty życiorysu związanej ze współpracą z austriackim wywiadem. Dzisiaj po latach doświadczeń z lustracją doskonale wiadomo jak bardzo takie obciążenia wpływają na zachowania i polityczne decyzje ludzi – vide przypadek Wałęsy. Ten amalgamat z jednej strony własnych błędów i niedoskonałości, a z drugiej wybujałych ambicji wzmacnianych podszeptami swoich stronników (być może także jakichś podjętych wcześniej zobowiązań) spowodował, że do zamachu majowego Piłsudski nie dał spokojnie rządzić żadnemu gabinetowi, co sam zresztą bez ogródek a raczej w formie pewnej chwalby potwierdził.

Obecnie większość rodaków ma utrwalone przekonanie, że Piłsudski przeciwstawił się parlamentarnej anarchii prowadzącej nasz kraj ku zgubie, w co współcześni Polacy o tyle łatwo wierzą, że widzą jak wyglądają obecne parlamentarne rządy. Tymczasem nie negując, że w ciągu tych kilku lat parlamentaryzmu dochodziło do nadużyć i nieprawidłowości, to przecież były one także niechlubną zasługą tych ludzi i partii, które raczej Piłsudskiego popierały, jak PPS, PSL-Wyzwolenia czy ugrupowania mniejszości narodowych, głównie posłów żydowskich i ukraińskich. Tymczasem wystąpienie Piłsudskiego było tak naprawdę skierowane przeciwko prawicy skupionej wokół szeroko rozumianej endecji i prawicy chłopskiej reprezentowanej przez PSL-Piast. Nie ma krzty prawdy w opinii Stanisława Mackiewicza ps. Cat, który w „Zielonych oczach” zanotował, że „Tak samo jak w ojczyźnie, na emigracji endecy się bynajmniej do rządów nie pchali. Nic nie robiąc, wszystko krytykując, daleko łatwiej jest utrzymywać za sobą większość opinii”.

Każdy kto nieco wnikliwiej przestudiował historię tego okresu, mógł bez problemu zauważyć, jak bardzo Piłsudski i jego stronnicy sabotowali każdą próbę sięgnięcia po władzę przez prawicę narodową, która była najliczniejszą partią sejmową. Prawica ta chciała rządzić, wystarczy przypomnieć okoliczności nieudanej – z powodu odmowy Piłsudskiego – próby powołania na premiera Wojciecha Korfantego, czy sprowokowane przez piłsudczyków zajścia krakowskie w listopadzie 1923 r. mające na celu obalenie pierwszego rządu Chjeno-Piasta oraz zamach majowy obalający drugi koalicyjny rząd Witosa (pierwszy z trzech rządów Witosa był rządem obrony narodowej).

Najpierw w 1922 r. Piłsudski odmówił kandydowania na prezydenta chociaż według wszelkiego prawdopodobieństwa zostałby wybrany, następnie w 1926 r. parlament wybrał Piłsudskiego na prezydenta, a ten z kolei nie przyjął wyboru już po jego dokonaniu, przy czym działo się to jeszcze wszystko za kadencji owego tak krytykowanego przez Naczelnika parlamentu. Aby było ciekawiej wybór w 1926 r. został dokonany kilkanaście dni po zamachu majowym i Piłsudski celowo nie zrezygnował z kandydowania przed wyborem, ale dopiero po wyborze odmówił przyjęcia tego stanowiska. Jak sam przyznał, chciał sobie pośrednio zalegalizować przewrót, co sam tłumaczył następująco: „Dziękuję Zgromadzeniu Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mojem życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które niestety dla mnie, spotkały się przedtem z oporem i niechęcią dość szeroką”. W wypowiedzi tej mamy zresztą nie tylko przyznanie się do chęci przyklepania dokonanego przewrotu, ale również potwierdzenie, że jego wcześniejsze czynności i jak to określił „prace historyczne” spotykały się z szerokim oporem.

Sam zamach majowy, który zaważył na obliczu II RP i – można postawić taką hipotezę – jej losach, został przeprowadzony w czasie, kiedy wbrew propagowanej legendzie sytuacja Polski zaczęła się poprawiać. Stało się tak również za sprawą reform gospodarczych przeprowadzonych przez ów – tak podobno nieudolny – parlament. Zmiany konstytucji i wzmocnienia władzy wykonawczej chciała tak samo prawica, co zresztą kładziono na karb dążności tejże prawicy do rządów dyktatorskich (widać w tym zresztą typowy przykład logiki Kalego: jak endecja chciała rządów autorytarnych to było źle, jak zamach zrobił Piłsudski – to ratował kraj z odmętów anarchii).

Tymczasem wydaje się, że jedyną okolicznością, która doprowadziła do zamachu była obawa Piłsudskiego i jego stronników o swoje wpływy, którym mogły realnie zagrozić drugie rządy koalicji Chjeno-Piasta. Rząd Witosa prawdopodobnie nie dopuściłby do powtórzenia tych samych sekwencji, których konsekwencją były wypadki krakowskie, obecne zaplecze polityczne rządu wydawało się bardziej zdeterminowane wytrwać w koalicji i zająć twardszą postawę wobec opozycji, także tej z Sulejówka. Widocznym przejawem było chociażby natychmiastowe zarekwirowanie wydania „Kuriera Porannego”, w którym Piłsudski w niewybrednych – ale sobie właściwych – słowach atakował rząd i ministrów.

Zamach majowy zmienił nie tylko politykę wewnętrzną ale i zagraniczną. W polityce wewnętrznej doprowadził do rządów monopartii, czyli BBWR, która to partia miała w nazwie „bezpartyjność”i stanowiła tym samym najlepszy symbol podwójnych standardów i politycznego cynizmu zwanego obecnie piarem. Z życia politycznego została wyrzucona jakakolwiek opozycja, która swoje postulaty brała na serio. Tym samym rządzący samodzielnie sanatorzy wiedząc, że ich oparcie w społeczeństwie jest wątpliwe zamiast prowadzić politykę nakierowaną na interes kraju ale wymagającą czasami niepopularnych decyzji, bardziej dbali o swoje postrzeganie i propagandę tak jak to się dzieje także i dzisiaj. Systematycznemu psuciu ulegały także obyczaje życia nie tylko politycznego ale i społecznego. To wtedy zaczęły doskonalić swoje rzemiosło komanda „nieznanych sprawców”, to wtedy karierę zaczęli robić „bierni, mierni ale wierni” co opozycyjna prasa tego okresu przedstawiała następująco:

„Nie było ani jednego rządu w Polsce, któryby się poważył na takie rugi i przenoszenia jak rząd obecny. Wywodząc się z zamachu jest on trapiony niepokojem nowych zamachów i ciągle stara się umocnić usuwając z wojska, ze stanowisk urzędowych ludzi, których do kategorii „swoich” zaliczyć nie może”.

Przychylny Piłsudskiemu generał Jan Romer w swoich „Pamiętnikach” notował m.in. , że „…około Marszałka pozostają sami Piłsudczycy a wśród nich wielu tylko – karierowiczów, wielu czy to zdolnościami, czy wiedzą, czy charakterem miernych”. Felicjan Składkowski, późniejszy premier, jeszcze jako sanacyjny komisarz Warszawy okazał podobno szczere zdumienie, gdy po wydaniu władzom Banku Polskiego rozkazu „ustabilizowania złotego” dowiedział się, że potrzeba do tego środków dewizowych.

Jeżeli piszemy w Polsce o stalinowskich czystkach w armii sowieckiej, których ofiarą padł np. Tuchaczewski, to nie należy zapominać, że takie same czystki po zamachu majowym przeżyła polska armia (pisze się o minimum 700 oficerach zmuszonych do przejścia na emeryturę) a jeżeli czystki osłabiły armię sowiecką to dlaczego czystki pomajowe nie miałyby osłabić armii polskiej? Aby zwalczyc konkurenta – Józefa Hallera i osłabić siłę jego Błękitnej Armii, Piłsudski w dniach zmagań z armiami sowieckimi zamykał amerykańskich ochotników (polskiego pochodzenia) z tej armii w obozach koncentracyjnych pod Grudziądzem, gdyż „rządził w ten sposób, żeby zużywać wszystkich ludzi, będących na widoku i wszystkie urządzenia”.

Najważniejsi i najbardziej zasłużeni politycy i oficerowie okresu przedmajowego zostali odesłani na emeryturę i emigrację a część z nich była więziona (Witos, Korfanty, Sikorski, Rozwadowski, obydwaj Hallerowie, Malczewski etc; nawet Sosnkowski pełnił do wojny praktycznie tylko funkcje dekoracyjne) a kto wie czy nawet nie otruta (Rozwadowski, Korfanty). Morderstwo na generale Zagórskim i inne tajemnicze zgony osób mających pewną wiedzę na niewygodne tematy (vide generał Jan Hempel; wymienia się także inne nazwiska jak kontradmirał Anzelm Zierkowski, generałowie: Oswald Frank, Bolesław Jaźwiński, Jan Thullie) tylko dopełnia tego obrazu upadku stojącego w sprzeczności do rozpowszechnianych ciągle wierzeń o nieskalanym honorze przedwojennego oficera.

Zamach majowy, wyniósłszy na ministerialne stanowiska najpierw Zaleskiego a następnie Becka, przeorientował politykę zagraniczną, skutkiem czego Polska – zamiast umacniać sojusz z Francją oraz Czechosłowacją, Rumunią i Jugosławią – zaczęła uprawiać „politykę mocarstwową”, kumać się z Niemcami i przyklepywać układ monachijski poprzez udział w rozbiorze Czechosłowacji przyczyniając się tym samym do podkopania i obalenia porządku wersalskiego będącego fundamentem państwowego bytu ówczesnej RP.

Legendy a rzeczywistość

Jeżeli można mówić o zbiorowej pamięci to tylko w rozumieniu postaw, które prezentuje większość zainteresowanych. W takim rozumieniu Polacy przypominają typowego bohatera thrillerów filmowych, który na skutek wypadku i intrygi traci pamięć a po odzyskaniu świadomości otaczający go intryganci wykorzystując ową amnezję dla własnych celów wmawiają mu takie wersje przeszłości jakie odpowiadają ich samolubnym interesom. Polacy dostali po głowie najpierw pałką germanizacji i rusyfikacji, następnie niemieckiej i sowieckiej agresji i okupacji oraz kilkudziesięciu lat PRL – u pilnowanego przez UB i SB.

Obudziliśmy się w III RP, w której natychmiast różni „przyjaciele” rozpoczęli prace historyczne nad ustanowieniem tej właściwej wersji naszej niedawnej przeszłości. Nieprzypadkowo również rozpoczęto starania, aby III RP przedstawić jako sukcesorkę II RP, którą w tym celu należało odpowiednio wyliftingować. W kolportowanej legendzie dotyczącej Piłsudskiego pomija się fakt, że Niemcy wkraczając do Krakowa wystawili przed sarkofagiem Naczelnika wartę honorową, natomiast chętnie eksponuje się niechęć do piłsudczyzny ze strony władz prl-owskich.

Podkreśla się przy okazji, że endecy krytykując Piłsudskiego są w tym punkcie zgodni z komunistami. W ten sposób z rewolucjonisty, socjalisty i bezwyznaniowca, któremu zamach majowy pomagał realizować m.in. Władysław Gomółka, zrobiono obrońcę wiary i polskości a endeków zrównano jednocześnie z komunistami zacierając fakt, że źródła i powody opozycji prawicy i komunistów wobec sanacji były całkiem przeciwne. Komuniści odwrócili się od Piłsudskiego dopiero gdy zauważyli, że ten wykorzystał ich (tak samo jak wielu przedtem i potem) dla własnych celów, chociaż tak naprawdę wiele resentymentów środowisk lewicowych i żydowskich do sanacji (nie można zapominać, że podstawy PRL – u budowało wielu komunistów żydowskiego pochodzenia) dotyczy okresu już po śmierci Piłsudskiego, kiedy sanacja zaczęła używać retoryki narodowej (projekt zakazu uboju rytualnego wniosła posłanka Janina Prystorowa, żona pułkownika Prystora, motywując to zresztą czynnikami humanitarnymi).

Przykładem takiej zawiedzionej miłości jest chociażby sławny poseł Herman Lieberman, który był przez długie lata zwolennikiem Piłsudskiego aż do czasów pomajowych, a szczególnie wyborów brzeskich. Wspomina Witos, że dopiero dzieląc z nim los politycznego więźnia Liebermann przypomniał sobie pewne fakty („opowiadał mi na ten temat poseł dr Lieberman w więzieniu brzeskim, oburzając się na te straszne praktyki”) w tym wypowiedź Piłsudskiego wypowiedzianą jeszcze podczas kampanii przeciw bolszewikom u zarania niepodległości. Na zwróconą wtedy uwagę o dużych stratach wśród żołnierzy niektórych polskich pułków Piłsudski miał odpowiedzieć „a cóż to szkodzi, że trochę więcej Polaczyszków wyginie?”

To, że Piłsudski niezbyt przejmował się ludzkim życiem a nawet nim nadmiernie szafował świadczą także zapiski Stanisława Grabskiego, bardzo wpływowego wtedy polityka (chociaż dzisiaj bardziej znany jest jego brat Władysław), który w swoich pamiętnikach zanotował, iż zwracając Naczelnikowi uwagę na ryzyko wojny i związane z tym straty usłyszał w odpowiedzi, że „nie należy zanadto się przejmować stratami w ludziach na polach bitew, gdy kraj nie jest w stanie wyżywić całego swego przyrostu ludności i część jej zabiera mu zawsze liczna emigracja zarobkowa”.

Dzisiaj wielu publicystów chcących uchodzić za prawicowych często wytyka niektórym politykom stwierdzenia mające jakoby obrażać naród polski, tak jak to uczyniono onegdaj np. na łamach „Naszego Dziennika” z jakimś – dość błahym w istocie – cytatem z dawnej wypowiedzi Tuska. Jednocześnie te same osoby ze ślepym uporem alergicznie reagują na każdą próbę odbrązowienia Piłsudskiego, którego obelgi rzucane nie tylko wobec polityków, ale i wobec Polaków in gremio były stokrotnie gorsze – a przy tym wypowiedziane rzeczywiście z intencją ubliżenia (na zjeździe legionistów w 1927 r. Piłsudski sam przyznawał, że „…wytworzyłem całe mnóstwo pięknych słówek i określeń, które po mojej śmierci zostaną, a które naród polski stawiają w rzędzie idiotów”) – od tych tak potępianych wypowiedzi współczesnych polityków. Piłsudski miał szczęście, że jego działalność przypadła na okres kiedy kamera filmowa i mikrofon należały do rzadkości. Gdyby jego wypowiedzi i działalność była rejestrowana – tak jak to się dzieje obecnie – wszechobecnymi kamerami, aparatami, dyktafonami etc. to nawet największym propagandystom trudno byłoby przykroić jego faktyczną postawę do powszechnych dzisiaj wierzeń na temat tej postaci.

Do budowania legendy zaprzęgano literatów, z których niektórzy jak Kaden-Bandrowski czy Andrzej Strug vel Tadeusz Gałecki byli także legionistami. O tym, że powieściowy „Generał Barcz” to literacka wersja Piłsudskiego a „Mateusza Bigda” karykaturą Witosa raczej nikt nie ma oporów przypominać, natomiast mało kto ma odwagę przypominać, że kariera Nikodema Dyzmy to kariera Piłsudskiego w Polsce, a ostatnie wersy powieści Dołęgi-Mostowicza odnoszą się właśnie do tych Polaków, którzy tego nie chcą dostrzec.

Otwarcie przyznał to np. Tomasz Nałęcz, który wraz z żoną Darią także zajmowali się zawodowo biografią Piłsudskiego, nie tając zresztą swojej sympatii do marszałka. Powieść Dołęgi-Mostowicza okazała się ponadczasowa i przetrwała, ale inni autorzy znani są już tylko badaczom literatury. Czasami jeszcze ktoś przypomni sobie o ostrych esejach Nowaczyńskiego ale „Cudna i ziemi cudeńskiej” Józefa Weysenhoffa mało kto kojarzy. Zapewne dlatego, że pisarz mieszkańców Cudna czyli Polski podzielił na Robów, którzy działali mądrze i roztropnie ale przeciwnicy nadali im „okrutne przezwisko: endecy!” i Popsujów, „którzy się podobno mają za socjalistów”.

Aleksandra Piłsudska w swoich podretuszowanych wspomnieniach pisze, że Naczelnik nie pochwalał przynależności do masonerii i nakazał nawet swoim oficerom występowanie z takich organizacji. Dość wyraźnie w poprzek takim stwierdzeniom stoją inne świadectwa np. Władysława Baranowskiego, legionisty i masona, który na podstawie swoich konferencji z Marszałkiem napisał książkę pt. „Rozmowy z Piłsudskim 1916 – 1931”. Jedna z tych rozmów jest poświęcona odbudowaniu w niepodległej Polsce masońskiej sieci (co referował Baranowski) i co miało według niego spotkać się ze strony Piłsudskiego z życzliwym przyjęciem. W jednym z wywiadów Baranowski wspominał, że

„O masonerii w ogóle rozmawiał ze mną Marszałek kilkakrotnie w latach 1920 i 1921, w szczególności zaś o wolnomularstwie polskim (…) Pragnął, by odrodzone w Polsce niepodległej, nawiązało nić tradycji historycznych i by zdołało śród pokrewnych organizacji na terenie światowym zdobyć szacunek i odegrać swoistą rolę”.

Dodatkowo z artykułu opublikowanego (także na podstawie tych rozmów) w „Wolnomularzu Polskim” (dostępny w wersji elektronicznej) można dowiedzieć się, że Piłsudski polecał nawet z nazwiska tych oficerów, którzy mogliby ową sieć wolnomularską zasilić. Pośrednim potwierdzeniem tych informacji była nadreprezentacja członków masonerii w najbliższym otoczeniu Piłsudskiego i w składzie kierowanych i popieranych przez niego rządów. Symptomatyczne było m.in. objęcie ministerstwa spraw zagranicznych zaraz po zamachu majowym przez Augusta Zaleskiego (dopiero w 1932 r. zastąpił go Beck), którego Piłsudski uważał za nieroba a jednak pomimo tego zgodził się na objęcie przez niego tak ważnego stanowiska. Sprawa staje się bardziej zrozumiała zważywszy, że Zaleski będąc masonem utrzymywał dobre kontakty z masonami angielskimi a o sprzyjanie zamachowi majowemu (a nawet jego finansowanie) opozycja antysanacyjna podejrzewała także rząd angielski.

Oczywiście dosyć powszechna jest już wiedza, że Piłsudski cieszył się także sympatią ze strony środowisk żydowskich, stąd też obok takich ironicznych przezwisk, którymi mieli go obdarzać polityczni przeciwnicy jak Koniugas (marszałek Trąmpczyńsk) czy Bonaparstek (gen. Rozwadowski) nazywano Piłsudskiego także „bożyszczem Żydów”, a jedna z gazet niemieckich całkiem poważnie i w ramach komplementowania nazwała nawet Piłsudskiego „prorokiem Starego Testamentu”. W gabinecie Adama Czerniakowa, przewodniczącego judenratu w getcie warszawskim cały czas wisiał portret Piłsudskiego, tego samego Piłsudskiego, któremu w tym samym czasie Niemcy (tychże Żydów mordujących) wystawiali warty honorowe na Wawelu.

Co ciekawe dzisiaj ze szczególną atencją do Piłsudskiego i piłsudczyzny odnoszą się te środowiska, które szermują hasłami prawicowymi a nawet narodowymi. Otwarcie do tego nurtu i osoby przyznaje się Kaczyński i zapewne większa część PiS-u, laurki wystawiają Piłsudskiemu także publicyści „Naszego Dziennika” (Szaniawski, Nowak) i szeroko rozumiana tzw. prawica niepodległościowa (Szeremietiew, Moczulski).

Do dzisiaj w sieci można przeczytać niskiego poziomu merytorycznego atak „narodowca” Jerzego Roberta Nowaka na Giertychów, wypominający Jędrzejowi Giertychowi krytyczną książkę o Marszałku. Jak zwykle w takich sytuacjach mało dyskutuje się o faktach za to bardzo dużo o uczuciach i swojej w istocie dziecięcej wierze w Marszałka co w rzeczywistości sprowadza taką publicystykę do wspomnianych wcześniej wynurzeń Iłłakowiczówny.

Logiki w tym za grosz biorąc np. pod uwagę nieustępliwość Kaczyńskich i wielu innych w wypominaniu Wałęsie jego agenturalnej przeszłości, a zakrzykiwaniu jakichkolwiek napomknięć o agenturalnej współpracy Piłsudskiego. A przecież Piłsudski nawet mówił Wałęsą czy raczej odwrotnie, chociaż Wałęsa być może nawet sobie z tego nie zdawał sprawy. Wystarczy przeczytać fragment wystąpienia Piłsudskiego na posiedzeniu Rady Gabinetowej 1930 r., kiedy to perorował:

„Ja zawsze mówię, że nie jestem Polakiem, bo bym się często za panów wstydził i wstydzę […] W Polsce nigdy jednej rozmowy zrobić nie można. Tylko ja robię jedną rozmowę, ale – nie jestem Polakiem”.

Przecież takie wyrażenia jak „jednej rozmowy zrobić nie można. Tylko ja robię jedną rozmowę..” to wałęsizmy w czystej postaci. Ale Wałęsę potępiamy bo go znamy, słyszymy i widzieliśmy jak puszczał komunistów w skarpetkach, natomiast Piłsudskiego wielbimy bo znamy tylko legendy o nim i jego czynach.

Tak samo idealizujemy i chwalimy się II RP przez przeciwieństwo do beznadziei PRL – u, nie znając i de facto nie chcąc zrozumieć, jak było naprawdę. Trudno się tedy dziwić, że wszyscy apologeci Marszałka głoszą jego wielkość jedynie za tzw. całokształt, który to całokształt sami wcześniej urobili i nadal urabiają. Tymczasem analizując każdą sferę osobowości Marszałka i jego działalności trudno nawet przy maksimum dobrej woli znaleźć te istotne obszary, które stawiałyby Piłsudskiego na tak wysokim miejscu w panteonie polskich przywódców.

Mieliśmy tak jak i inne narody złych przywódców ale dobrych ludzi, mieliśmy niegodnych naśladowania jako ludzie ale bitnych i zdolnych jako wodzowie, najlepiej kiedy dobry charakter łączył się talentami przywódczymi, natomiast kiedy brak talentów szedł w parze z niskim charakterem to nie bez powodu o takich przywódcach wolimy milczeć. Legenda Piłsudskiego jest tego niechlubnym wyjątkiem. O ile czymś normalnym jest dyskutowanie nad błędami takich historycznych postaci i wodzów jak Sobieski, Kościuszko czy Sikorski to krytyka Piłsudskiego urasta do rangi zamachu na narodowe i państwowe imponderbilia. Piłsudski – co wspomina w pamiętnikach m.in. M. Rataj – miał dziwny zwyczaj otaczania się młodzikami, którzy z racji swojej zawodowej niesamodzielności i braku doświadczenia byli nie tylko zawodowo uzależnieni od kariery ich mentora ale także bezkrytycznie – prawie jak świętość – przyjmowali i powtarzali każde słowo Naczelnika.

Owi janczarzy byli później najbardziej gorliwymi głosicielami propagandy nazywanej uprzejmie legendą Piłsudskiego, z tym że z wiekiem ubywało im idealizmu a przybywało cynizmu i prywaty. Ta pogłoska trwa w narodzie polskim do dnia dzisiejszego, gdyż wielu nadal czerpie z tego duże profity i polityczne kapitały. Na pewno w tym postrzeganiu naszej historii nie pomoże także kręcona przez Hoffmana kolejna superprodukcja o roku 1920, w której Piłsudskiego ma zagrać Olbrychski a jego żonę Aleksandrę (chociaż była wtedy konkubiną) Natasza Urbańska. Dostaniemy więc zapewne kolejną wersję legendy o Piłsudskim – Kmicicu i jego ukochanej Oleńce.

Krzysztof Mazur

http://wsercupolska.org

Komentarzy 21 to “Piłsudski – „Salvator”czy „Bonaparstek””

  1. hawo said

    dobre:) wiecej takich

  2. Krzysztof M said

    Dobry tekst.

    Józek był psychopatą, histerykiem, megalomanem, marionetką masonerii i germańskich interesów… itd. No ta historia z pracą w ogródku to… to się w głowie nie mieści… 🙂

    Kiedyś Józek, niedawno Lechu Wu, ciekawe, kto jutro? Czy Polacy się nie uczą na własnych błędach? Wygląda na to, że się nie uczą.

    Polacy nie mają żadnych rozumnych kryteriów przy obieraniu sobie autorytetów. Jak powiedział znany wszystkim hrabia Ponimirski: „Hołoto! Bez żadnych rozumnych kryteriów!”

  3. aga said

    O Piłsudskim jeszcze jedna pouczająca historia

    Kto ma oczy i chce widzieć to zobaczy a kto nie będzie chciał tego i nie przekonają najbardziej oczywiste fakty.

    Dla przykładu niektórzy komentujący mój ostatnio zamieszczony artykuł poświęcony Piłsudskiemu (Piłsudski – „Salvator”czy „Bonaparstek”) i odwołujący się do konkretnej i w zdecydowanej większości opisanej bibliografii nie potrafili tejże bibliografii w tekście dostrzec, tak samo, jak nie zauważyli, że – co zaznaczyłem na początku swego artykułu – posługiwałem się wieloma cytatami i opiniami samego Piłsudskiego, jego żony Aleksandry i wielu sympatyków Marszałka np. Władysława Baranowskiego, Jana Romera, Kazimiery Iłłakowiczówny, Kazimierza Sosnkowskiego, Mariana Zdziechowskiego.

    Także przywoływani biografowie tj. Garlicki oraz małżeństwo Nałęczów są Marszałkowi raczej przychylni.

    Ale nie pomogło i to, skoro ktoś potrafił zauważyć, że opinie zostały wzięte z „przeczytanego w wychodku fragmentu z Ndckiej gazety”. A co sposobu tworzenia legendy i obiektywizmu takich historyków jak Pobóg-Malinowski to bardzo pouczająca jest jedna historia. Piłsudski postanowił dać odpór tezom, które w swoich wspomnieniach zanotowali m.in. Daszyński i Biliński i napisał dziełko pt. „Poprawki historyczne”. Dał to do opracowania i wydrukowania Julianowi Stachiewiczowi, który scedował robotę na młodego historyka Pobóg-Malinowskiego.

    Ten podczas czytania tekstu miał „przerazić się” nieścisłościami i przekłamaniami, które zawarł tam Marszałek i które mogłyby nie tyle dać odpór jego adwersarzom ale jeszcze Piłsudskiemu zaszkodzić. Poprosił więc Stachiewicza aby ten poszedł do Piłsudskiego i poprosił go o naniesienie zmian.

    Ten – używając kolokwializmu – w strachu (każdy wiedział jak alergicznie Piłsudski nie cierpiał jakiejkolwiek krytyki) poszedł do Marszałka i przedstawił jak się sprawy mają na co usłyszał to czego można się było spodziewać czyli buńczucznego zaprzeczenia i polecenia drukowania dzieła tak jak je pierwotnie napisał Marszałek. Pobóg-Malinowski wiedząc, że taka wersja skompromituje Piłsudskiego za wiedzą Stachiewicza sam dokonał poprawek za Piłsudskiego i wbrew wyraźnemu jego żądaniu i tak poprawione dzieło zostało wydrukowane jako myśli Marszałka. Ten zaś nie miał w zwyczaju czytać i sprawdzać więc mamy do dzisiaj dzieło Piłsudskiego poprawione wbrew jego woli przez oddanych mu historyków.

    Krzysztof Mazur

  4. JO said

    W historii Masonerii obludy , mamy marionetek wiele – Henryk VIII – Elzbieta I – Anglia, Rewolicjonisci Francuscy, Gandi w Indiach, Lorentz – Arabia Saudyjska, Lenin – Rosja, Bonaparte – Francja, Pilsudski – Walesa – Polska, Gorbaczow – USRR, Walesa – Polska

    To tylko nieliczne przyklady zbrodniazy.

    Najwiekrzy z Nich to Jan Pawel II – WATYKAN

  5. Robert said

    Wreszcie trochę prawdy. Brawo autorom.

  6. OBRONA POLSKA said

    Co z tego bedzie jak wszystkie prawdy zejda sie w jednym miejscu i zaczna z soba dyskutowac ?

    Bedzie to gajowka Maruchy .

  7. Błysk said

    Niestety,poziom historycznego wykształcenia społeczeństwa POLSKIEGO JEST ŻADEN. Zwracam tu uwagę na dwie sprawy ,których nikt nie porusza: pierwsza to mętniactwo tekstów Piłsudskiego ,których w większości trudno zrozumiec, drugie – kapitalny ,w sensie wręcz kretyństwa Piłsudskiego ,tekst Piłsudskiego o łączności ,przytoczony w tomie II /strony 238-242/ książki Mariana Romeyki „Przed i po maju”.

  8. JO said

    ad.6. Prawda jest jedna Panie Obrona Polska.

    ad.7. Tekstow niby napisanym przez JPII jest tyle, ze musialby JPII pisac je dniem i noca cale swoje zycie… – to swiadczy o jego „geniuszu” i zapewne „swietosci” :))) – caly Rabinat mu te teksty pisal i to jak najwiecej by potem moc sie nimi podcierac…

  9. Tekla said

    Wszystko się rozjaśniło/kim mógł byc ten wielki marszałek/ jak wnuczka Piłsudskiego została trzecią żona Onyszkiewicza..

  10. aga said

    Polityczne skutki józefinizmu

    Po fecie, jaką z okazji rocznicy tzw. obalenia muru berlińskiego urządzono w krajowych mediach można odnieść wrażenie, że wielkość rozumu politycznego, którym jest rządzona Polska znajduje się już poniżej dna. Zjednoczenie Niemiec było wyłącznie sukcesem zachodniego sąsiada, którego powodzenie i interesy w Europie odbywały się zawsze kosztem interesów naszego kraju. Kto nie przestudiował historii Polski i historii naszych sąsiadów przynajmniej od połowy osiemnastego wieku ten nie będzie w stanie niczego zrozumieć z wydarzeń, które od tego czasu aż do dnia dzisiejszego kształtują losy naszej części świata.

    Te polskie podskoki z okazji zjednoczenia Niemiec zbiegają się w czasie z obchodzonym w Polsce tzw. Świętem Niepodległości, które w tym roku nabiera szczególnego kolorytu w perspektywie mającego wejść w życie za kilkanaście dni traktatu konstytucyjnego tworzącego nie tylko de facto, ale także de iure Unię Europejską. Dzień 11 listopada został ustanowiony Świętem Niepodległości ustawą z 23 kwietnia 1937 r. (Dz.U. nr 33 z 1937 r. poz. 255) przy czym ówczesny ustawodawca czyli sejm zaludniony wyłącznie nominatami sanacji wyraźnie określił w art. 1, że święto to jest ustanowione „jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego”.

    Tak się złożyło, że kilka miesięcy późnej bo na początku 1938 r. Stanisław Cywiński, wykładowca na Uniwersytecie Stefana Batorego Batorego w recenzji książki Wańkowicza wspomniał o „pewnym kabotynie”, co ówcześni oficerowie ideologiczni (tak, tak – to wcale nie wynalazek dzisiejszych czasów, tak samo jak „nieznani sprawcy”) zinterpretowali jako atak na dobre imię marszałka Piłsudskiego. W ramach „honorowego” załatwienia sprawy, Cywińskiego pobito na oczach żony i dzieci, ale widocznie takie „honorowe” załatwienie sprawy nie dość ukontentowało odpowiednie czynniki, dlatego też 7 kwietnia 1938 r. (Dz.U. nr 25 z 1938 r. poz. 219) uchwalona został ustawa o ochronie dobrego imienia Józefa Piłsudskiego. Tak się złożyło, że prawie natychmiast bo 9 kwietnia Stanisław Cywiński został uwięziony, skazany za lżenie narodu polskiego! spędzając w więzieniu łącznie 5 miesięcy.

    Podaję ten wyjątek nieprzypadkowo, gdyż w wywiadzie udzielonym „Rz” Krzysztof Jaraczewski, syn Jadwigi Piłsudskiej i wnuk Marszałka wspomina m.in. o pobycie Dziadka (dosłownie i w przenośni) w „więzieniu w twierdzy magdeburskiej”. Ten wątek martyrologiczny w biografii Piłsudskiego jest także często podnoszony przez jego apologetów, podczas gdy w rzeczywistości internowanie Marszałka w Magdeburgu bardziej przypominało pobyt w zamkniętym hotelu niż więzienie. Dobre wyżywienie, spacery a później partyjki szachów z -dołączonym Piłsudskiemu do towarzystwa- Sosnkowskim raczej nie przypominają obrazu prześladowań, zwłaszcza, że wedle przytoczonej wcześniej ustawy za uwłaczanie imieniu Józefa Piłsudskiego groziła kara 5 lat więzienia. Marszałek został wypuszczony z Magdeburga po kilkunastu miesiącach, po czym wypróbowanym już wcześniej przez Niemców sposobem (casus Lenina i jego towarzyszy przetransportowanych do Rosji) specjalnym pociągiem przewieziony do Warszawy, do której przybył 10 listopada.

    Na dworcu powitało go zaledwie kilka osób w tym Książę Lubomirski członek ustanowionej przez Niemców Rady Regencyjnej i Adam Koc z POW. Nie jest to żadną tajemnicą, że wszystkie te działania tj. wcześniejsze powołanie Rady Regencyjnej, uwolnienie Piłsudskiego w listopadzie 1918 r. i jego przetransportowanie do Warszawy, przekazanie przez Radę Regencyjną władzy właśnie Piłsudskiemu i inne czynności towarzyszące tym wydarzeniom jak np. osławione rozbrajanie Niemców na ulicach Warszawy (jak kpił Dmowski: zaprawieni żołnierze niemieccy dobrowolnie oddawali karabiny uczniom szkół gimnazjalnych) były od początku do końca realizacją – modyfikowanych w miarę rozwoju sytuacji politycznej i militarnej- planów niemieckich w kwestii jak najkorzystniejszego rozstrzygnięcia dla siebie skutków I wojny światowej.

    Oczywiście propaganda niemiecka i żydowska przedstawiały Piłsudskiego jako gwaranta spokojnego tranzytu wojsk niemieckich z frontu wschodniego tak samo jak nas współczesnych instruowano, że Jaruzelski jako prezydent jest gwarantem bezkonfliktowej transformacji ustrojowej. Gdyby Piłsudski nie skorzystał z oferty niemieckiej jego gwiazda mogłaby już nie zabłysnąć, w końcu był tym, którego koncepcja walki po stronie państw centralnych całkowicie upadła w wyniku zwycięstwa państw sprzymierzonych, z tego też względu nie miał mandatu do udziału w konferencji pokojowej, która określiła przebieg naszej granicy z Niemcami.

    Korzystając jednakże z intrygi niemieckiej zdobył formalną władzę w kraju metodą faktów dokonanych, która to metoda doskonale sprawdziła się także w maju 1926 r. Świętując dzisiaj 11 listopada, w którym to dniu Rada Regencyjna powierzyła Piłsudskiemu władzę nad wojskiem de facto świętujemy jeden z elementów niemieckiej intrygi, której celem było faktyczne zrzeczenie się przez powstające państwo polskie większości ziem dawnego zaboru pruskiego. Piłsudski przyznawał przecież ten fakt otwarcie, było to zresztą przyczyną specyficznej i neurotycznej jego zawiści wobec mieszkańców zachodnich dzielnic polskiego państwa.

    Intryga ta nie doszła do skutku, gdyż naród polski w przeciwieństwie do licznie zamieszkujących polskie terytorium mniejszości narodowych był relatywnie mało zrewolucjonizowany, ponadto tzw. polski lud był „wciągany do narodu” nie przez szlachetków z PPS-owskich bojówek ale przez endecję i ludowców.

    I to właśnie środowiska narodowe i ludowe miały największą siłę polityczną, co pokazały wybory rozpisane przez Piłsudskiego na styczeń 1919 r. Niekwestionowanym zwycięzcą okazał się Narodowy Komitet Wyborczy, na który w styczniu głosowało 37 proc. wyborców a w czerwcowych wyborach w poznańskiem aż 97 proc. wyborców, przy czym na koalicję PPS (czyli partię kojarzoną z towarzyszem Wiktorem, czyli Piłsudskim) głosowało odpowiednio 12,5 proc. i 2,4 proc. wyborców.

    Najważniejsze było jednakże to, że wielkie i zwycięskie mocarstwa Ententy jako sprzymierzonych i tym samym oficjalnych reprezentantów sprawy polskiej uznawały Polski Komitet Narodowy i tzw. Błękitną Armię przez co w finale żmudnych pertraktacji strona polska w osobach Dmowskiego i Paderewskiego mogła podpisać traktat wersalski przywracający Polsce nie tylko niepodległość ale także większość ziem zaboru pruskiego łącznie z Pomorzem, co jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej wydawało się niepodobieństwem.

    Niestety od 1926 r. do dnia dzisiejszego oficjalna i dominująca historyczna narracja przebiega w Polsce tylko według jednego scenariusza przez co współczesne pokolenie Polaków nie jest w stanie zrozumieć podstawowych przyczyn wydarzeń historycznych, jak też meandrów współczesnej polityki. Ulepiono bożka z Piłsudskiego i jego neurotycznej doktryny politycznej (przecież KOR-owska opozycja nie propagowała legendy Dmowskiego tylko legendę Piłsudskiego) i jednocześnie skazano na zapomnienie myśl polityczną, która z każdym dniem staje się coraz bardziej aktualna.

    Dmowski pisząc w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” o tych Polakach, którzy bardziej nienawidzą Rosji niż kochają Polskę jakby przewidywał współczesne prezydenckie podrygi w ramach polityki jagiellońskiej, z kolei coraz wyraźniej widać, że tak jak w czasie konferencji wersalskiej tak i obecnie propaganda niemiecka i żydowska zgodnie współdziałają w celu odkręcenia negatywnych dla Niemiec skutków rozpętanych przez nich światowych wojen.

    O ile po I wojnie światowej Niemcy utraciły głównie dawny zabór polski, tak nadal pozostawały państwem potężnym pod względem terytorialnym. Republika Weimarska liczyła prawie 470 tys. km. kw. powierzchni wobec 540 tys. km. kw. terytorium jakie zajmowało Cesarstwo Niemieckie przed I wojną światową. Ale obecnie i to po zjednoczeniu Niemiec, Republika Federalna zajmuje terytorium niecałych 360 tys. km. kw. czyli niewiele więcej niż wynosi terytorium Polski i prawie dwukrotnie mniej niż terytorium Francji (675 tys. km. kw.), przy czym Niemcy liczą prawie 18 mln. obywateli więcej niż Francja.

    Wynika z tego, że od I wojny Niemcy utraciły 180 tys. km. kw. terytorium i zdecydowana większość tego terytorium została utracona na rzecz Polski. O ile do ziem zaboru pruskiego mieliśmy pełne prawo i były to ziemie polskie tak nie można udawać, że obecne ziemie zachodnie były polskie, gdyż terytoria te zostały nam nadane niejako w ramach stalinowskiej rekompensaty za nasze województwa wschodnie i ziemie te nadal stanowią potencjalne źródło konfliktu polsko-niemieckiego. A zjednoczenie Niemiec i rychłe powstanie Unii Europejskiej stanowią tylko kolejne etapy przemyślanej niemieckiej polityki mającej odkręcać następstwa dwóch dwudziestowiecznych wojen.

    Niemcy przeszły ponownie do wcześniej wypraktykowanych metod i swoją politykę inspirują i nagłaśniają przez żydowskie media. Czyż nie jest np. znakiem czasów, że okolicznościowy artykuł z okazji Święta Niepodległości firmuje w „Polityce” Jerzy Wojciech Borejsza, syn komunistycznego poputczika Jerzego Borejszy, bratanek Józefa Różańskiego vel Goldberga i wnuk syjonisty Abrahama Goldberga. Nie jest też przypadkiem, że większość pierwszej strony „Gazety Wyborczej” z okazji Święta Niepodległości zdobi artykuł zatytułowany „Berlin jednej Europy” a pozostałą część fizjonomia Piłsudskiego i tytuł „towarzysz Wiktor wybiera wolność”.

    Tymczasem polska polityka nie dość, że doprowadziła do powstania UE, czyli stworzenia narzędzia dla polityki niemieckiej to jeszcze aktywnie wspiera Ukrainę zapominając, że także Ukraińcy już od I wojny światowej stanowili –poprzez Austriaków- narzędzie polityki niemieckiej. Jak bardzo takiej polityce podporządkowane są także inne działania świadczy chociażby Nagroda im. Jerzego Giedroycia przyznana niedawno Zbigniewowi Berdychowskiemu przez „Rzeczpospolitą”. Berdychowski jest wraz z żoną założycielem Instytutu Studiów Wschodnich a jego siostra Bogumiła specjalistką od spraw ukraińskich, znaną głównie z sabotowania budowy pomnika polskich ofiar OUN i UPA.

    W konsekwencji tego polska polityka i dyplomacja popiera lub w najlepszym wypadku biernie przygląda się postępom polityki niemieckiej w dziele nowego urządzania Europy Środkowej i aktywnie zwalcza politykę rosyjską nawet tam, gdzie nasz kraj nie ma żadnego istotnego interesu jak np. w Gruzji. W ten sposób za przyczyną naszych -uprzejmie zakładając- zidiociałych elit po raz kolejny staliśmy się „służebnicą cudzych interesów” interesów i nie ulega wątpliwości, że przyjdzie nam za to drogo zapłacić. Ale póki co cały kraj od sołtysa, wójta, starostę, marszałka po prezydenta będzie po raz kolejny z okazji Święta Niepodległości wygłaszał patetyczne mowy i rozrzewniał się patrząc na portrety wąsatego kabotyna.

    Krzysztof Mazur

  11. TZJ said

    Ale zagadaj do kogoś na temat ziem zachodnich i niemieckiego pragnienia ich odzyskania, nato i junja słowa klucze zamykające wszelką dyskusję.

  12. PL said

    #11:
    Skoro cała Polska wpadła już pod zarząd Rosji, to nie ma sensu się bać Niemców.

  13. wet3 said

    U mnie w domu, matka zawsze nazywala go „pizduch” (podobnie jak nazywala cesarza Niemiec „wiluch”) i wyraznie nienawidzila obu. Nie byla kobieta wyksztalcona i watpie aby znala szacher-macher (zawlaszczenie) bitwy o W-we oraz jego etniczne pochodzenie. Zawsze tylko twierdzila, ze zgodzil sie oddac szwabom Pomorze i to jej wystarczylo aby go nienawidziec. Wiadomo, ze na Pomorzu „pizduch” – a tak w rozmowie ze mna nazywali go przewaznie Pomorzanie pamietajacy Miedzywojnie, byl powszechnie znienawidzony. Podobnie bylo tez w poznanskiem i chyba na Slasku. Moj dziadek uczyl mnie wielu piesni patriotycznych i koled (dzis nie spiewanych np. „Noc nadeszla pozadana”) a Niemcow nazywal zasze szwabami, mlotami lub pludrami.

  14. JO said

    ad.10. Ten artykul mowi w jednym miejscu nieprawde. Nie jest to polityka niemeic a Masonerii – Zydow. Jest to plan B na ewentualnosc utraty kontroli Masono-Zydostwa nad Rosja. Odkopywane sa stare sciezki i to w piorunujacym tepie , tak by powtorzyc historie – podjudzic niemcy przeciwko Polsce i skierowac „ich” cicha polityke na Ukraine przeciwko – Rosji a miedzyczasie wykorzystac Polske przeciw Rosji uwiklawszy ja w walce z Masonska Ukraina, ktora Masoneria nastawia przeciwko Rosji i Polsce i wszystkim doprowadzajac do zenitu konczacego sie samozaglada tego zamego Narodu jakom sa dzisiejsi Ukraincy i Polacy….

    Jezeli Niemcy dadza sie nabrac w butelke 3 raz to bede o nich mowil jako o IDIOTACH.

  15. Kazek said

    Piłsudski stał się symbolem tego co najlepsze w polskiej historii dlatego,że komuniści po wojnie zrobili mu wielką przysługę i źle się o nim wyrażali więc wszystko było brane na opak.
    Podobnie rozmowa Wałęsy z bratem puszczona przez SB (gdzie Wałęsa jest potomkiem cesarzy) nikogo nie przekonała, więcej została uznana za kolejne szykany i represje.

    Tertulian pisał,że wspaniałym dniem będzie powtórne przyjście Chrystusa w chwale bo nikt już wtedy nie będzie wątpił. Jednak ktoś dopisał,że wtedy ateiści będą przekonywać ,że mają halucynacje.

  16. JO said

    ad.16.Zapewne Walesa jest potomkiem Cesarzy takich jak On sam byl Prezydentem….

  17. chemtrail said

    Ad 4
    Panie JO bardzo mnie zainteresował temat masona Gandhiego – czy byłby Pan łaskaw przybliżyć temat ? Jakieś źródła ?

    http://www.youtube.com/user/obserwuj

  18. feliks said

    Brawo, skopiowałem ale nie wiem jak to od strony praw autorskich wygląda rozpowszechnienie wśród znajomych.Widzę,że koleżanka Aga jest podobnie jak ja sympatyczką p.Mazura.Właściwie to tylko dla jego publikacji kupuję NCz,kiedyś robiłem to dla JKM i p.Michalkiewicza ale ostatnimi czasy widzę u nich pełny odlot, smutne to.

  19. aga said

    Tak jest kolego Feliksie.pozdrawiam

  20. JO said

    ad.17. 🙂 …ja ogladnalem film Gandi…potem o Lorentzie z Arabii , skojazylem z pomaranczowo i innymi rewolucjami wlacznie z Solidarnosciowa. Nie ma innego wytlumaczenia na dzialania Gandiego jak masonsko sterowana Marionetka mniej czy bardziej wtajemniczona. Chyba mniej, bo zostal zastrzelony zapewne wowczas, gdy zorientowal sie, ze stal sie Masonem-Marionetka mimo checi czy nie …..to nie wazne. Zrobil co mial zrobic – oddac Pakistan i Indie USA.

  21. JO said

    …USAIZRAELOWI – oczywiscie doprowadzajac do KRWAWEJ jak zawsze – jako „Ofiarnego Kozla na pustyni” – bratobojczej REWOLUCJI.

    Cosik ( nieco skrzywone porownanie , ale..) jak Powstania Chlopskie na Ukrainie a potem UPA… a Polska.

Sorry, the comment form is closed at this time.