Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    errorous o Magiczne słowo „antysemi…
    errorous o Pilna sprawa
    Ignorant o Magiczne słowo „antysemi…
    Józef Bizoń o Arcybiskup Viganò: Globalistyc…
    Bezpartyjna o Liberalne nieporozumienie
    Bezpartyjna o 20 lat w unijnej rzeczywi…
    Harakiri Sepuku o Liberalne nieporozumienie
    Harakiri Sepuku o Wolne tematy (29 – …
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
    Bezpartyjna o Wolne tematy (29 – …
    Porucznik Colombo o Wolne tematy (29 – …
    YN1 o Magiczne słowo „antysemi…
    Boydar o …Oto dziś dzień krwi i c…
    Listwa o Hydra podniosła łeb. Jak przez…
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

    Dołącz do 709 subskrybenta

Sześć najbardziej przerażających kłamstw, jakimi karmi nas przemysł spożywczy

Posted by Marucha w dniu 2012-08-20 (Poniedziałek)

The 6 Creepiest Lies the Food Industry is Feeding You
http://www.cracked.com/article_19896_the-6-creepiest-lies-food-industry-feeding-you.html
Pauli Poisuo – 18.06.2012, tłumaczenie / dodane linki: Ola Gordon

Jak pisaliśmy wcześniej, przemysł spożywczy opiera się prawie całkowicie na serii kłamstw, mówiąc szczerze, w które większość z nas woli wierzyć (“Wszystko naturalne? Wydaje się być zdrowe!”) Ale musimy gdzieś pociągnąć kreskę, prawda? Zwłaszcza kiedy kupujemy żywność, która nie ma nic wspólnego z tym, co mówi etykietka.

Zgroza!

6. Miód i przyprawy to fałszywki

Jeśli jesteś taki jak ja i używasz przypraw, żeby zrobić wrażenie na płci przeciwnej swoją wiedzą, co z nimi zrobić, to możliwe, że nawet nie wiesz, z czego te rzeczy mają być zrobione. I tego właśnie chce przemysł spożywczy, jeśli mają ci sprzedać fałszywe przyprawy.

Weźmy np. miód. Myślisz, że to bardzo zwyczajny produkt – robią go pszczoły, kradną go misie, a ty to jesz. Albo coś w tym rodzaju. Ale prawda jest taka, że wszyscy główni gracze w tym przemyśle świadomie kupują miód z mrocznych źródeł w Chinach – kraju, który np. nie ma skrupułów z dostawami podrobionego pieprzu wyprodukowanego całkowicie z mułu lub błota. [http://china.globaltimes.cn/society/2011-04/649755.html]
Z podrobionego chińskiego miodu często odfiltrowany jest pollen żeby ukryć jego pochodzenie, i następnie jest wzbogacany jak kokaina w ciemnej ulicy tanim syropem kukurydzianym i słodzikami. FDA mówi, że substancji nie można legalnie nazywać “miodem”, jeśli nie zawiera pollenu, pomimo, że większość zbadanego produktu pobranego od głównych detalistów nie zawierała jego śladów.

Sos sojowy  jest kolejnym produktem, o którym można sądzić, że nie wymaga podróbki, wiedząc, że nie jest to rzadki towar. I znowu się mylisz. Produkcja prawdziwego sosu sojowego jest pracochłonna, dlatego wielu producentów rozpoczęła produkcję jego imitacji, wymagającej tylko 3 dni i mającej dłuższy okres ważności. Wytwarzany jest z czegoś nazywanego “hydrolizowane białka roślinne”, jak również barwnika karmelowego, soli i dobrego przyjaciela – syropu kukurydzianego. Większość sosu sojowego jaki dostajesz w saszetce z sushi to faktycznie podróbka. Ale przynajmniej podawany jest z wasabi, tak? Jeśli przez “wasabi” rozumie się “chrzan zmieszany z musztardą”. Spójrzmy prawdzie w oczy, prawdopodobnie nie obsługiwał cię Japończyk.

Najgorszym złoczyńcą jest być może szafran. Prawdziwy jest najdroższy, około $10.000 za pół kilo. Jest to szczególnie imponujące, wiedząc, że “najwyższej jakości” szafran zawiera około 10% prawdziwego. Reszta jest przypadkowa, nic nie warte kawałki roślin, zmielone i zmieszane w prawdziwym szafranem.
I dostaniesz to, jeśli masz szczęście. Jeśli go nie masz, dostaniesz 100% fałszywkę.

Po lewej prawdziwy szafran. Po prawej żelatyna o smaku szafranowym. Jego wygląd jest dosyć przekonywujący, do czasu kiedy włożysz go do wody i zupełnie się rozpuści, pozostawiając niewiele więcej niż słodki posmak i piankę w kształcie środkowego palca.

5. Kurczak napompowany dziwacznymi płynami

Nie ma nic bardziej apetycznego od ładnego, okrąglutkiego, soczystego kurczaka, upieczonego na złoty kolor. Ślinka leci tylko myśląc o nim. Ale jak mówimy o wszystkim o nieokreślonym smaku, że “smakuje jak kurczak”, jest to rodzaj ironii, że prawdopodobnie nie wiesz jak smakuje prawdziwy kurczak, bo. . .

Horror:

Od dziesięcioleci ogromna większość naszych “świeżych” kurczaków nasycano miksturą innych substancji, łącznie z odpadami wieprzowymi i wołowymi [http://www.independent.co.uk/life-style/food-and-drink/news/chicken-injected-with-beef-waste-sold-in-uk-1696407.html]. To zła wiadomość dla Hindusów, muzułmanów i wszystkich którzy wybierają z menu danie z kurczaka, ponieważ wołowina i wieprzowina zakazana jest przez ich religię.

Ale nawet jeśli kurczak jest nieskażony zanieczyszczeniami z parzystokopytnych, to prawdopodobnie jesz ptaka napompowanego rosołem, solanką i “wzmacniaczami smaku”. Nazywa się to “spulchnianiem” i jest normalną praktyką w produkcji kurczaków od lat 1970. Przemysł wyjaśnia, że to dodaje im soczystości, inaczej byłby zbyt chudy i włóknisty. Na pewno, tylko zapominają wspomnieć o tym, że kurczak jest suchawy i gorszy, ponieważ oni umyślnie hodowali go żeby jego produkcja była szybsza i tańsza, ale przynajmniej nie kłamią, nie o tym.

Ale firmy spożywcze często w sposób rażący przesadzają ze stopniem tego “spulchniania” kurczaka by był delikatny, poprzez pompowanie go tak długo, żeby dodatkowe substancje stanowiły do 30% wagi, i jesteśmy pewni, że przypadkowo cena takiego kurczaka zależy od jego wagi. [http://news.bbc.co.uk/2/hi/programmes/panorama/3047159.stm]

Ale sprawa wagi to tylko początek. Proces “spulchniania” przemysł opisuje jako “całkowicie nieszkodliwy”, tak samo jak klejnoty maratończyka można opisać jako “przyjemnie pikantne”. Spulchnianie może 4-krotnie zwiększyć zawartość sodu w mięsie, pozostawiając je napchane niepotrzebną solą. Wszystkie próby “ulepszenia” procesu spulchniania żeby naprawić problem sodu doprowadziły do ogromnej spirali coraz większej ilości śmieci wrzucanej do tej mikstury, do stopnia kiedy już nie wiadomo nawet, jaki procent kurczaka jest rodzajem kurczaka.

Oczywiście można unikać go i kupować tylko taki, na którego etykietce jest “w 100% naturalny”, ale oni wyśmieją twoje sprytne próby pobicia systemu. Z powodu szczegółów technicznych w przepisach, wszystkie kurczaki – spulchnione czy nie – można zaetykietować jako produkt całkowicie naturalny. . . tak długo jak składniki w roztworze spulchniającym dadzą się opisać jako “naturalne”, żeby nikt nie mógł wybuchnąć śmiechem.

4. Mięso może byc zrobione ze sklejonych skrawków

Jeśli nie jesteś jedną z tych osób, które prawdziwego indyka zastępują tofu w święto Dziękczynienia, to mięso jest mięsem. I nie martw się, nie powiemy o tym, że twój soczysty stek z antrykotu przyniesiony do domu od jakiegoś taniego rzeźnika nie jest prawdziwym stekiem. Faktycznie jest to jak kilka steków. . . jak również to, co zmieciono z podłogi rzeźni.

Horror:

W worku sztuczek przemysłu mięsnego jest substancja nazywana “transglutaminazą”. Jest to bardzo długi wyraz i dlatego większość ludzi używa jej pseudonimu – klej mięsny. I to jest dokładnie tak, jak brzmi. Stosują go szefowie kuchni, którzy muszą czasem posklejać różne części mięsa do kupy (np. żeby zrobić pałeczki z kraba itp.), ale ma też inne, mroczniejsze zastosowanie wśród rzeźników-renegatów.

Odbywa się to tak: w czasie mocno uprzemysłowionego procesu przetworzenia zwierzęcia w smakowitą żywność, pozostaje dużo skrawków, które nie nadają sie na nic innego niż karmę dla zwierzątek domowych. Transglutaminazę można wykorzystać do sklejenia tych małych skrawków, żeby powstało coś w rodzaju pozszywanych w całość kawałków, co wygląda jak jednolity kawałek mięsa. [http://insidescoopsf.sfgate.com/blog/2011/05/13/is-there-meat-glue-in-your-food/]

Ponieważ ten proces nie pozostawia po sobie żadnych śladów, a transglutaminaza nie należy do substancji wymienionych w tabeli składników, możesz być pewien, że tam jest, chyba że jesteś ekspertem od interpretacji szwów w tym mięsie. Ten proces nie tylko sprzedaje ci skrawki po cenie gatunkowego mięsa, ale także daje ci “stek” zrobiony z dziesiątki różnych krów, co czyni niemożliwym prześledzenie źródła twojego zatrucia pokarmowego, obecnie zwiększonego 10-krotnie, dzięki nierównej konsystencji tego co próbujesz usmażyć. Klej mięsny działa jak magia także na kurczaki i owoce morza, co stanowi złą wiadomość znowu dla naszych muzułmańskich, żydowskich i hinduskich czytelników – transglutaminaza pochodzi z krowiej krwi. Przynajmniej twój tofu indyk jest koszerny.

3. Ufarbowany na różowo łosoś

Kiedy myśli się o dzikim łososiu, zwykle wyobrażamy sobie grupę silnych, zdecydowanych ryb, płynących pod prąd w wodospadzie, może prześladowanych przez misie. To krew płynąca w mocnych żyłach łososia daje mu różowe mięso i zdrowie – pożerając go nabierasz jego siłę i ducha nieokiełznanej dzikości Alaski.

Horror:

Przynajmniej tak było kiedyś. Łosoś którego jemy teraz nigdy nie płynął nawet raz pod prąd. Zamiast ducha dzikiej Alaski dzisiejszy łosoś zawiera tylko ducha ciasnych, zatłoczonych farm łososiowych, w których spędzają całe swoje życie. Ponieważ ryba nie może swobodnie się poruszać, a jej dieta składa się wyłącznie z karmy akwariowej, łosoś który przybywa do supermarketu jest tak szary, jak brytyjska zima.

Więc jak on nabywa ducha Alaski? Oczywiście pompują go różowym barwnikiem. Pokarm tych wodnych więźniów jest zmieszany ze składnikami koloryzującymi pochodzącymi od farmaceutycznego giganta Hoffman-La Roche i dobierany zgodnie z wachlarzem barw. Tak – tak samo, jak wybierasz kolor farby na ściany. Oto ten wachlarz (SalmoFan: salmon = łosoś, fan = wachlarz):

To nie jest rzecz na małą skalę. Około 95% atlantyckiego łososia pochodzi z hodowli, i niemal w całości jest barwiona.

Oczywiście, łosoś nie jest jedyną rzeczą w twoim koszyku w kolejce do kasy, która nie ma koloru takiego jak myślisz. Pamiętasz kurczaka Perdue, słynny drób Franka Perdue o “zdrowym, złotym kolorze”? Okazuje się, że ten zdrowy, naturalny kolor otrzymano z mieszanki płatków kwiatowych aksamitki i barwników [http://www.nytimes.com/2005/04/02/obituaries/02perdue.html?_r=1]. W kąciku pieczonych produktów mamy chleb żytni, często zabarwiony na ciemniejszy kolor brązowym cukrem lub melasami, by zdrowiej wyglądał. Ten dziwnie pomarańczowy odcień sera Cheddar to także delikatna mikstura składników barwiących, gdyż naturalny kolor poszczególnych partii sera różni się – i stając w obliczu tej zmienności, regularni zakupowicze stają się zdezorientowanymi i agresywnymi bestiami.

Zwolennicy czerwonego mięsa, bądźcie pewni, że wasz hamburger i mięso na kiełbaski są często barwione na bardziej apetyczny czerwony kolor, który może wywołać raka. [http://news.bbc.co.uk/2/hi/health/6286834.stm] Ale co tam, kto chce jeść lekko niewłaściwie wyglądającą żywność?

2. Wołowina Kobe naprawdę nie istnieje

Wytrawni mięsożercy wiedzą, że wołowina Kobe to luksus, jeśli możesz sobie na nią pozwolić. [http://en.wikipedia.org/wiki/Kobe_beef] Japońskie bydło typu Wagyu, z którego pochodzi, hodowane jest według ścisłych zasad, przestrzeganych z taką skrupulatnością, jakiej można oczekiwać od kraju, gdzie zaparzenie filiżanki herbaty jest godzinnym rytuałem.

Na szczęście, rynek międzynarodowy uczynił wołowinę Kobe powszechnie dostępną. Obecnie jest ona w menu wielu restauracji i liczni dobrze zaopatrzeni dostawcy mięsa mogą postarać się o jego kawał co jakiś czas. A kiedy otwierają się rynki ceny szybują w górę – obecnie, można cieszyć się smakowitym burgerem Kobe za stosunkowo nędzną cenę $81. Powiedzmy, czy zastanawiamy sie, skąd się wziął ten nagły, smakowity produkt?

Horror:

Znikąd. Każda restauracja i każdy dostawca mięsa chwalący się wołowiną Kobe kłamie. Nigdy nie jadłeś prawdziwej wołowiny Kobe [http://www.forbes.com/sites/larryolmsted/2012/04/12/foods-biggest-scam-the-great-kobe-beef-lie/]. Nie w USA, nie w Europie, nie w Australii. Jeśli faktycznie nie poleciałeś do Japonii i specjalnie go nie szukałeś, nie miałeś najmniejszej szansy nawet powąchać steku Kobe.

Ścisłe zasady obowiązujące w produkcji Kobe nie są zgodne z amerykańskimi przepisami, co technicznie robi mięso w mniejszym lub większym stopniu nielegalnym. I jest mało tej wołowinki Kobe. Z wyjątkiem Makau, z jakiegoś powodu, wołowina Kobe jest ekskluzywna dla Japonii, a nawet tam jest ją trudno znaleźć.

Ale chwileczkę, czym oni faktycznie nas karmią kiedy wybieramy z menu “Kobe”? Czym tylko chcą [http://www.npr.org/2012/04/22/151153503/fake-food-thats-not-kobe-beef-youre-eating]. Określenie “wołowina Kobe” obowiązuje tylko w Japonii, a zatem dla reszty z nas może być używane legalnie do wszystkiego co nie narusza elementu “wołowiny” w nazwie.
Kiedy kupujesz coś z etykietką “wołowina Kobe”, to prawdopodobnie faktycznie jest to coś, co bardzo mętnie wyjaśnia, jak przygotowane “w stylu” steku Kobe, co prawdopodobnie nie wystarcza by wyceniać to $80, chyba że jesteś jednym z tych przerażających japanofilów.

1.Twoja oliwa z oliwek to podróbka, dzięki mafii

Mimo że zasadniczo jest to tłuszcz, oliwa z oliwek jest jednym z tych legendarnych “dobrych tłuszczów”, co brzmi jak “zdrowe papierosy”, poza tym, że harwardczycy nawet powiedzą ci, że oliwa ta może zapobiec chorobom serca i ogólnie pomoże ci dłużej żyć. To taki wstyd, że nigdy nie możesz nawet jej spróbować, dzięki mrocznej konspiracji globalnej istniejącej po to, żeby trzymać ją poza twoim zasięgiem.

Horror:

Głupie jak może sie wydawac, piractwo oliwy z oliwek jest jednym z najbardziej dochodowych biznesów włoskiej mafii, do tego stopnia, że wygląda to jakby większość tej oliwy na rynku była albo bardzo rozcieńczona, albo zupełnie sfałszowana prze ogromny mroczny przemysł, w skład którego wchodzą takie główne nazwiska jak Bertolli [http://en.wikipedia.org/wiki/Bertolli].

Oni byli w tym już od pewnego czasu – Joe Profaci, o którym się mówi, że zainspirował postać Dona Vito Corleone w “Ojcu chrzestnym”, był znany pod ksywką “Króla oliwy z oliwek”. Ale dowody pokazują, że afera oliwy z oliwek od stuleci stanowiła główny problem na świecie. Starożytni Sumerowie mieli wydział przestępstw dla mrocznych handlarzy tej oliwy. W dzisiejszych czasach podtykany nam  jako oliwa z oliwek dobrej jakości towar, często jest mini-ilością prawdziwego, wymieszanego w 80% ze zwykłą, mniej niż zdrową, tanią jak lichy olej słonecznikowy. To znaczy, jeśli w ogóle dostajesz jakąś oliwę z oliwek. Faktycznie jesteśmy przyzwyczajeni do gównianej oliwy z oliwek, że najwyraźniej koneserzy żywności odrzucają prawdziwą rzecz, ponieważ im smakuje jako fałszywa.

Ale dlaczego mamy się tym przejmować? Ta cholerna oliwa z oliwek. Ile może być w niej pieniędzy, skoro można dostać butelkę za kilka dolców w sklepie spożywczym? Okazuje się, że pod względem zysku, lewa oliwa z oliwek jest porównywalna z handlem kokainą. Jeśli już, to rzeczywistość naprawdę zmieniłaby atmosferę filmów “Ojciec chrzestny”.

Od redaktora http://snippits-and-slappits.blogspot.com/:
– wspierajcie lokalnego rzeźnika, rolników i hodowców
– kupujcie na lokalnym targowisku, nie w Walmart czy w innym supermarkecie!
– kupujcie lokalnie!!!
Tylko w ten sposób jesteście pewni co wyląduje na waszym talerzu. A to z kolei pomoże waszej gospodarce!

Komentarzy 10 to “Sześć najbardziej przerażających kłamstw, jakimi karmi nas przemysł spożywczy”

  1. Marcin said

    „Zrób se sam” wtedy masz 100% pewności co ląduje na twoim talerzu – takie parchate czasy!

  2. AlexSailor said

    Przerażające.
    Dodam, że w Polsce rolnicy pryskają grykę roundup’em, świństwem jakich mało, które nie degraduje się biologicznie wcale a jedynie rozcieńcza na skutek deszczu.
    Opryski wykonywane są na gotowe do zbioru ziarno w celu zasuszenia łodyg i liści, by łatwo wykosić kombajnem.
    Ziarno takie nadaje się tylko do konsumpcji przez ludzi, bo po zasiani może nie skiełkować, a zwierząt gryka się nie karmi.
    I taką właśnie kasze gryczaną kupujemy w sklepie a następnie jemy jako zdrowy produkt.
    Zjawisko jest powszechne i tylko niewielu rolników nie stosuje tego świństwa lub stosuje inne środki o mniejszej szkodliwości.
    Jeśli takie rzeczy robi się w Polsce, to co za granicą?

  3. yeti said

    Z innej beczki:
    http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/wstrzasajace-dane-z-salonu24.html
    http://grabie.salon24.pl/441894,setki-trupow-na-budowie-warszawskiego-metra
    Powojenne ofiary UB lub IW?

  4. Rysio said

    Klient decyduje o wszystkim. Jak będzie chciał je jeść to kupi – a jak nie będzie chciał go spożywać to nie kupi.

    Żarcie teraz zresztą nieporównywalnie lepsze od tego za PRL-owskiej komuny.

    Np. w kanjpach – ryba w galarecie śmierdziała, a wódka bałtycka to był straszny syf – myślę, że wodę do jej produkcji brali prosto z Bałtyku.

    🙂

  5. efka said

    Teraz wiem dlaczego słonina jest taka droga, jej chyba nie udaje się zafałszować. Swoją drogą Państwo i jego „normy spożywcze” powinny zostać zmienione. Przecież ogromne pieniądze idą na leczenie chorób, które kiedyś przed epoką chemii w rolnictwie nie występowały. Do takich chorób zaliczyłabym w pierwszej kolejności choroby układu pokarmowego w tym jelit. Dla mnie jest to czysty efekt świństwa dosypywanego przez piekarzy do chleba. Zupełnie nie rozumiem dlaczego piekarze nie chcą piec dobrego chleba nawet za wyższą cenę?
    Pamiętam obrzydliwe wędliny niemieckie przed 1989 rokiem, teraz to świństwo króluje w naszych sklepach.
    Zwykła zwyczajna kiełbasa wtedy powieszona przed świętami w ciepłym przewiewnym miejscu zamieniała się w suchą myśliwską, a dziś…. Komu to przeszkadzało. Czemu te łunijne normy takie porypane. Jaki interes ma łunia żeby napędzać kasę Chiną. Wystarczyłyby zapory celne, ale co podskoczą? Przecież siedzą ci nasi politycy łunijni u nich w kieszeni, a oni lubią dawać w kopertach o czym wiedzą wszyscy znajomi króliczka.
    Ja staram się nie tykać wszystkiego, co zrobiły żółte rączki nie dlatego że jestem rasistką, ale wolę prostsze nasze produktu, a najlepiej swoje własne wyroby. Niestety nie można być samowystarczalnym ale tak chyba byłoby najlepiej, żeby nie powiedzieć NAJZDROWIEJ!

  6. Prawdy i dobrego jedzenia trzeba szukac niestety…
    ====================
    jasiek z toronto

    http://polskawalczaca.com

  7. zagrypiona said

    @5

    Przeciez to nie Chiny nam wciskaja ten syf. To NASI nas niezwykle milujacy syf zamawiaja, bo raz ze tanio, dwa ze jeszcze moga na tym zarobic sprzedajac tu jako cos normalnego, trzy pewnie maja zlecenia od koncernow farma zeby produkowac chora kilentele. Po czwarte to nie Chiny nam zamykaja nasz wlasny przemysl tylko pazerniaki NASI bo im taniej sprowadzic i sprzedac jeszcze z zyskiem tutaj.

    Chinczycy maja z tym tyle wspolnego ze skoro jest klient, to czemu nie? Co ich obchodzi? Przynajmniej ich obywatel ma prace. A to ze NASZE wladzunie chinszczyzne sprowadzaja i sa pazerne to nie wina Chin. Powinien byc zakaz sprowadzania tego szajsu, niech sobie produkuja go i sami konsumuja.

  8. Bardzo said

    Ha! Moj skromny komentarz wisial tu przez chwile, ale juz go wcielo. Ciekawe, ktory to z wyrazow kluczowych zdetonowal akcje usuniecia.

    Z drugiej strony, znaczy to, ze ktos czyta, nawet jesli jest to bezduszna maszyna.

    Albo chasbara, co macki ma dluuugie…

    To tylko bezduszna maszyna… – admin

  9. Gość said

    ad2.
    Na moim osiedlu po spryskaniu krawężników (żeby trawa była równa) roundup’em zdechło w ciągu 3 miesięcy około 20 psów w tym 80% młodych 2-3 letnich!

  10. alexirin said

    AlexSailor
    tez mi sie tak wydaje ze polscy rolnicy sie wycwanili to co na sprzedaz pryskają czym sie da natomiast co ma służyć do własnej konsumpcji nie pryskają ohyda spustoszenia i wytrują nas wszystkich dla zysku

Sorry, the comment form is closed at this time.