Na sobotni pogrzeb kpt. Władysława Raginisa i por. Stanisława Brykalskiego, legendarnych obrońców umocnień w Wiźnie, przyjechało mnóstwo ludzi. Nie tylko z Polski, lecz także z zagranicy. Zabrakło ministra obrony narodowej, który skierował jedynie list do uczestników ceremonii.
W pogrzebie wzięło udział wielu krewnych kpt. Raginisa z różnych stron Europy. – Przyjechaliśmy z Łotwy.
– Chcieliśmy uczcić w sposób serdeczny jego pamięć. W moim domu zawsze się o nim opowiadało, jakim był chłopcem za młodu i jak dorastał – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Janina Jankiełany z Dyneburga, której matka była stryjeczną siostrą Raginisa. – Wiemy o tym, wspominamy i szczycimy się tym, że w rodzinie mieliśmy takiego człowieka, takiego bohatera – dodaje Edmund Misiun z Pomiechówka pod Warszawą, jej brat cioteczny.
Do Wizny przyjechali członkowie Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego i Opolskiego Stowarzyszenia Pamięci Narodowej.
– Przyjechałem z żoną uczcić pamięć tego bohatera. O wydarzeniach w Wiźnie dowiedziałem się po raz pierwszy z lektury „książek z tygrysem”, które kiedyś się ukazywały. Było to na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku – mówi Antoni Klusik z OSPN. W czasach komunistycznych na ogół nie mówiło się o kpt. Raginisie, a i później sytuacja niewiele się poprawiła.
– Byliśmy wczoraj na Górze Strękowej, gdzie zginął kapitan. Kolana same się uginają nad symboliką tego miejsca – przyznaje Klusik.
– Honorowy wojskowy pogrzeb dawno się mu należał za jego postawę, jaką wykazał podczas walk. Nawet nie wiemy dokładnie, co tam się działo. Ktoś, kto posiada takie cechy, powinien zostać doceniony przez potomnych – zauważa Wiesław Pieńkos z okolic Wizny.