Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Voodoosch o Najsmutniejsza historia, która…
    Liwiusz o Najsmutniejsza historia, która…
    Liwiusz o Pancernik „Potiomkin”, czyli p…
    chca zamordowac 8 ml… o Wolne tematy (28 – …
    Otwarte Drzwi o Wolne tematy (28 – …
    "Patrz jak nad jej w… o Wolne tematy (28 – …
    Marek o Czy Ukraińcy zaczną masowo wyj…
    CBA o Hydra podniosła łeb. Jak przez…
    Krzysztof M o Najsmutniejsza historia, która…
    pepi. o Wolne tematy (28 – …
    CBA o Wolne tematy (28 – …
    errorous o Model atomu Gryzińskiego – pro…
    nowacki nowack o Czy Ukraińcy zaczną masowo wyj…
    errorous o Najsmutniejsza historia, która…
    osoba prywatna o Wolne tematy (28 – …
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

    Dołącz do 707 subskrybenta

OFE marnują pieniądze

Posted by Marucha w dniu 2012-03-11 (Niedziela)

Premier Donald Tusk chce podnieść wiek emerytalny, aby ratować system świadczeń społecznych przed bankructwem. Apeluje do Polaków, aby przyjęli kolejne wyrzeczenie w imię dobra publicznego.

Tym czasem w myśl zasady, że pod latarnią najciemniej, w kapitale zgromadzonym na wypłatę przyszłych emerytur w Otwartych Funduszach Emerytalnych w 2011 roku wystąpiły straty, które wyniosły 11 mld zł. A instytucje finansowe zarządzające tymi funduszami zarobiły ponad 616 mln zł. Jeśli rząd nadal będzie tolerował marnowanie na taką skalę naszych składek to nie będzie miał żadnego prawa apelować o podwyższenie wieku emerytalnego.

Kto stracił, a kto zyskał?

Komisja Nadzoru Finansowego, państwowy organ nadzorujący m.in. rynek Otwartych Funduszy Emerytalnych, podała wyniki jakie instytucje zarządzające tymi funduszami osiągnęły w 2011 r. Przypomnijmy, że chodzi o 14 funduszy zarządzanych w większości przez zagraniczne banki, do których ZUS przekazuje część składki emerytalnej płaconej co miesiąc przez każdego przedsiębiorcę i każdego pracownika. Łącznie przez 12 lat, począwszy od maja 1999 r. a na grudniu 2011 r. skończywszy, ZUS przekazał do OFE składki wraz z odsetkami za opóźnienia o wartości prawie 180 mld zł. Obracając tymi pieniędzmi banki zarządzające OFE wypracowały kapitał o wartości na koniec roku ok. 226, 2 mld zł. Niestety mimo dopływu nowych składek i ponad 4 proc. inflacji w ubiegłym roku ten kapitał zmniejszył się o 11 mld zł.

Straty te wynikają głównie ze spadku wartości akcji na warszawskiej giełdzie oraz na innych najważniejszych giełdach światowych. W Warszawie w ciągu minionych 12 miesięcy ogólny wskaźnik wartości akcji spadł o 21,2 proc. Poprawa koniunktury w pierwszych tygodniach nowego roku sprawiła, że OFE powoli zaczęło odrabiać straty. Jest więc możliwe, że gdy przyjdzie hossa na giełdach również nasze składki znacząco zwiększą wartość. Ale przy tak rozchwianych rynkach finansowych ciągle pozostaje otwarte pytanie, czy warto tam lokować pieniądze odkładane na starość. Gdyby to były indywidualne decyzje, byłoby to zrozumiałe i akceptowalne. Jednak zbiorowy hazard poparty autorytetem państwa budzi poważne wątpliwości tak od strony etycznej, jak i ekonomicznej.

Jednak straty w kapitałach przyszłych emerytów, czyli obecnych klientów OFE, nie dotknęły instytucji finansowych zarządzających tymi pieniędzmi. A wprost przeciwnie. Według danych KNF miały się one bardzo dobrze. Łącznie zarobiły na czysto ponad 616 mln zł. Prawdziwym rekordzistą jest holenderski ING, któremu zostało na koncie ponad 206 mln zł. Nie wiele gorsza była niemiecka Aviva z zarobkiem prawie 195 mln zł. Na dalszych miejscach uplasowało się PZU (73,7 mln zł) i Amplico (63,6 mln zł). Dobrymi wynikami mogą się też poszczycić należące do kapitału niemieckiego Allianz (20,4 mln zł) i Generali (24, 2 mln zł).

Zły system

Jest coś chorego w systemie, który zarobków zarządcy nie uzależnia od wyników gospodarowania powierzonym mu majątkiem. Zwłaszcza, gdy majątek się znacząco kurczy, a mimo to zarządca sowicie zarabia. Dodatkowym punktem odniesienia są efekty zarządzania Funduszem Rezerwy Demograficznej. Są tam gromadzone środki z części przychodów z prywatyzacji, z których ostatnio rząd chętnie korzystał dla wsparcia systemu świadczeń społecznych. Tym Funduszem zarządzał w ubiegłym roku państwowy Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który jest przedmiotem powszechnej krytyki za ociężałość i niewydolność. Ta krytyka w wielu przypadkach jest uzasadniona. Ale jeśli chodzi o efekty zarządzania pieniędzmi publicznymi zgromadzonymi w tym Funduszu może się on pochwalić wypracowanym w ubiegłym roku zyskiem w wysokości 1,8 proc., gdy wszystkie OFE miały straty od 3,3 do 7,2 proc.

Firmy zarządzające OFE czerpią korzyści z dwóch źródeł. Pierwsze to prowizje od przyjętych wpłat. Po ostatnich zmianach prowizja ta może wynosić maksymalnie 3,5 proc. Pytanie czy operacje księgowe z tym związane rzeczywiście wymagają, aż tak dużego odpisu. A drugim źródłem jest wynagrodzenie za zarządzanie pieniędzmi. Jak widzimy nie jest ono związane z wynikami tego zarządu.

Potrzebna jest w tym względzie pilna interwencja rządu. Po pierwsze trzeba wprowadzić mechanizm, który uzależni wynagrodzenie za zarządzanie od wyników. Dlaczego, gdy są straty w kapitale podstawowym, instytucje nim obracające też nie mają odnotowywać strat? Jeśli ma to być działalność biznesowa, to przecież ona wiąże się z ryzykiem. Ci, którzy dostali w ręce nasze pieniądze nie mogą być świętymi krowami zarabiającymi w każdej sytuacji. Po drugie trzeba ograniczyć inwestowanie przynajmniej części środków do mniej dochodowych, ale stabilniejszych inwestycji niż akcje na giełdzie. Zmiany tego typu już dawno były obiecywane przez premiera Tuska.

Jeśli rząd nie wprowadzi pilnie rozwiązań uszczelniających system OFE to nie będzie miał żadnych argumentów w publicznej debacie na temat podwyższenia wieku emerytalnego. Bo chociaż to nie uratuje sytuacji to jednak nie będzie łamało elementarnych zasad gospodarności i przyzwoitości.

Bogusław Kowalski
Artykuł ukazał się w tygodniku „Niedziela”, nr 09/2012
http://sol.myslpolska.pl/

Komentarzy 12 to “OFE marnują pieniądze”

  1. Boryna said

    Polacy powinny zgodzić się na kolejne wyrzeczenia, aby złodzieje mogli więcej kraść i a grupa trzymająca władzę mogła spełniać swoje kaprysy, np przedłużać okupacje Afganistanu i najechać na Iran, pomagać bankom zachodnim, Ukrainie, finansować dywersje na Białorusi itd.

  2. Pokręć said

    No dobrze, poświęcamy się dla tego dobra publicznego, zdobywamy się na wyrzeczenia, w imie dobra publicznego, ale gdzie to dobro publiczne jest? Czy tym dobrem publicznym jest fakt, że urzednicy i politycy siedza spokojnie po swoich biurach i urzędach zamiast chodzic po ulicach i podpalać samochody albo zdychac z głodu?
    Gdzie tu sens, gdzie logika? Kiedy gospodarka stanie na tyle, że dalsze podnoszenie podatków nie zmieni wpływów do budżetu ani o jotę, bo i tak nikogo nie będzie stac na to, żeby w ogóle pracować? Żeby sobie Tusk mógł podnieśc wiek emerytalny do 300 lat a VAT do miliona procent i nie robiło to na nikim wrażenia?
    Jak można ludzi zachęcac do większych wyrzeczeń tylko po to, żeby upadek nie był szybszy, niż jest?
    Ja powinienem teraz pracowac i płacić składki zusowskie, jestem przed 40-tką. Ale co z tego, skoro wyślę moje CV, to gdziekolwiek bym nie wysyłał – ląduje w koszu. mam doktorat z fizyki, znam ze 4 języki obce (w tym angielski 1 biegle a 2 średnio komunikacyjnie), znam się na elektryce, elektronice, programowaniu, ślusarstwie, budowlance, mam 2 prawe ręce. I co z tego? Kto zechce mnie zatrudnić do jakiejkolwiek pracy, jesli w Polsce jedyną praca jest wieszanie reklam w PHP-ie w portalu? Taka pracę może wykonywac za 2 tys. student marzący o zyskaniu zdolności kredytowej, albo młody po studiach, z kredytem hipotecznym „konkubenckim” na głowie, który w obawie o pracę będzie godził się na dowolne warunki. Byle mógł wrócić do mieszkania będącego własnoscia banku i w nim sobie wieczorem pociupciać konkubinę.
    Tusk chce zwiększyć wpływy do budżetu podnosząc podatki, ale w ten sposób zwija gospodarkę. Mnie z obiegu wywalił skutecznie. ja nie płacę ZUS-u ani podatków (bo nie mam dochodu). Vatu – tyle, co zjem, akcyzy nie płacę, bo nie używam auta, nie palę i piję wyłacznie napoje nieoakcyzowane. Pozostaje mi tylko VAT za zakąskę, ale nad tym tez pracuję. Umówię się z sąsiadem o wydzierżawienie mi kawałka pola, kupię nieco kur, zasieje pszenicę, będę jadł jajka, zagryzał chlebem, popijał napojami nieakcyzowymi i się modlił. A jak przyjdzie koniec, duszę Bogu oddam. I tyle ze mnie ma społeczeństwo. Skoro mnie nie chce, to ja się nie poczuwam.
    Mógłbym co miesiąc przynosić Skarbowi Państwa z 1000 zł. Ale Tusk chciałby, żebym przynosił 5 tys. Ale w takim razie nie przyniosę nic. Jak Tusk nie zadowoli sie 1000-cem (co i tak uważam za zbrodnię i rozbój), to nie dostanie nic. Bo ja nie mam pracy.
    Zresztą, co ja kogo obchodzę?

  3. Guła said

    Une nie tyle wykupują Rumunie, Węgry, Manhattan, Polskę co …własny los. Zawsze tak było.
    Ale niezależnie, kiedy czytam, tych, za przeproszeniem, zwolenników sytemu bankowego OFE, to nie tyle dla mnie jest jasne kogo reprezentuje taki komentujący. Przyznaję również, bez niedomówień, ze mój kindżał sam z pochwy wyskakuje wrzeszcząc; kęsim!
    Ma być dobrze z takim czarodziejami. Nie ma przypadków. Są tylko frajerzy.

    Należy system bankowy odebraĆ z rąk Rosjan – admin

  4. Guła said

    znalezione w internecie;

    ” Premier Węgier Viktor Orbán wygłosił doroczny raport o stanie kraju. Zaczął je od słów: „To będzie długa jazda, momentami po bandzie, więc proszę, Państwo, byście zapięli pasy.”

    To będzie długa jazda, momentami po bandzie, więc proszę, Państwo, byście zapięli pasy.

    Droga Pani Dalmo [wdowa po prezydencie Ferencu Mádlu – przyp. red.]!

    Szanowne Panie i Panowie!

    Z narodu, z narodem, dla narodu, a więc z mandatem otrzymanym od ludzi, razem z ludźmi i dla dobra ludzi. Tak to wyraził Abraham Lincoln, gdy formułował istotę demokratycznego rządzenia. On na pewno w to wierzył. Wielka szkoda, że dziś ten sposób rozumowania wychodzi z mody, a nawet więcej: uznawany jest za populizm i zagrożenie.

    Z mandatem od ludzi, razem z ludźmi, w interesie ludzi – to sformułowanie mocno mnie poruszyło 21 stycznia, gdy widziałem setki tysięcy uczestników Marszu Pokoju w Budapeszcie. Zanim cokolwiek Państwu powiem, pragnę wyrazić wdzięczność tym wszystkim, którzy pośrodku tego niegodnego ostrzału ogniowego, w jakim znalazła się na nasza Ojczyzna, wystąpili w obronie Węgier i siebie nawzajem. Polityka to arena życia publicznego, nie scena baletowa. Gdy człowiek spędza na niej życie, częściej przychodzi mu do głowy Muhammad Ali, niż Aleszja Popova [pierwsza solistka Węgierskiej Opery Narodowej – przyp. red.], choć oboje wykonują taneczne ruchy. Chociaż polityczni zawodnicy, do których i ja należę, nie mają zwyczaju się tym afiszować, są jednak ludźmi, dla których liczy się, jest wręcz bardzo ważne, by niekiedy, przynajmniej od czasu do czasu ktoś z nimi współodczuwał, zapewnił o swoim poparciu, dodał odwagi i siły. Nie oczekujemy użalania się nad politykami, w końcu jeśli ktoś zajął miejsce w zaprzęgu, musi go ciągnąć. Nie tęsknimy więc za tanim współczuciem, lecz za tym, by ludzie czasem dali znak, że rozumieją, iż w tej walce to o nich chodzi, że wiedzą, iż to dla nich bije dzwon. Każdemu wyrażam moją wdzięczność!

    Szanowne Panie i Panowie!

    Dokładnie rok temu spotkaliśmy się w tym samym miejscu i z tej samej przyczyny. Wiedzieliśmy już, że rok 2011 będzie ekscytujący. Ale niewielu przypuszczało, jak wiele nas czeka. Już przed objęciem przez nas unijnej prezydencji jasno było widać, że – licząc od momentu upadku komunizmu – Europę czeka najcięższy rok. Późniejsze wydarzenia pokazały, że przewidywania przerosły oczekiwania. W 2011 roku w Unii Europejskiej upadło 13 rządów. Niektóre w wyborach zwyczajnych, niektóre po przyspieszonych, ale były też takie, do upadku których wybory nie były nawet potrzebne. W czterech krajach sąsiadujących z nami – na Słowacji, w Słowenii, Chorwacji i teraz w Rumunii – rządy zostały zmuszone do ustąpienia. W krajach uważanych wcześniej za stabilne dochodziło do zamieszek, siłowych starć, paraliż ogarniał całe regiony. W takich państwach, jak np. Holandia, tradycyjnie uznawanych za twierdze demokracji, rząd może działać tylko dzięki zewnętrznemu poparciu radykalnych lub skrajnych sił politycznych. Na horyzoncie europejskim pojawiły się takie zagrożenia, jak niewypłacalność wielu państw strefy euro, a przewidywania upadku wspólnej waluty czy nawet rozpadu lub upadku Unii Europejskiej nie należą już do kategorii politycznej fantastyki. Do dziś istnieje niebezpieczeństwo, że procesy gospodarcze w Europie pójdą w stronę spowolnienia, kurczenia się, recesji. Prognozy na rok 2012 korygowane są każdego dnia, zawsze w dół. Wyrażając się w sposób oględny, nie sposób nie powiedzieć, że rok 2011 był dla Europy wstrząsem. Nie mówię tu tylko o gospodarczym spowolnieniu, myślę raczej o zachwianiu marzeń, planów i nadziei na przyszłość; w wielu krajach można też zaobserwować atrofię europejskiej świadomości, a nawet zaufania do własnych możliwości. W głowach dziesiątek milionów Europejczyków zrodziły się wątpliwości dotyczące zalet, prawidłowości i żywotności ich własnych systemów gospodarczych i społecznych. Europa powoli staje się jak alkohol: inspiruje do wielkich celów i uniemożliwia ich osiągnięcie.

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Tym bardziej znamiennym, a zarazem całkowicie rzeczywistym, okazał się fakt, że pośród tąpnięć wstrząsających naszym kontynentem dwie, w skali europejskiej naprawdę niewielkie węgierskie miejscowości ukazały nam przykład, który z punktu widzenia naszej przyszłości jest najważniejszy. Odrodzenie wiosek Devecser i Kolontár było najważniejszym wydarzeniem minionego roku dlatego, że jest niepodważalnym dowodem na to, iż nie ma takiej sytuacji, z której człowiek nie zdołałby się podnieść, nie ma takiego dna, od którego nie można by się odbić, by zbudować nowe życie. Mieszkańcy Devecseru i Kolontáru stracili o wiele więcej niż ofiary europejskiego kryzysu. Tym pierwszym potop czerwonego błota zabrał wszystko, dorobek całego życia. Byłem tam, pamiętam twarze i spojrzenia ludzi, którzy utracili cały majątek, wszystko, co wypracowali, na czym im zależało, co było im drogie, co dawało im poczucie bezpieczeństwa. Są takie próby, w których zaciera się przyszłość, pękają fundamenty uważane dotąd za solidne i nie widać wyjścia z uścisku strachu i rozpaczy. Tym ludziom udało się wyrwać z tego uścisku, byli odważni i silni, w 2011 roku zaczęli na nowo i dziś żyją już nowym życiem. Ich historia jest ważna dlatego, że dziś Węgry także są w sytuacji, która wystawia naszą wiarę na próbę. Wiem, wielu boi się nowych fal kryzysu euro. Wielu martwi się, co będzie, jeśli odnowa kraju nie powiedzie się. Co będzie, jeśli my, obecny rząd, nie zdołamy wyprowadzić Ojczyzny z trudnego położenia. W takich momentach proszę, przypomnijmy sobie starą prawdę, że bać się trzeba tylko lęku. Jeśli przezwyciężyliśmy lęk, droga jest wolna. Dziękujemy, Devecser! dziękujemy, Kolontár!

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    W 2010 roku rozpoczęliśmy potężne, wspólne przedsięwzięcie, budowę silnych Węgier, gdzie każdy znajdzie lepsze życie, i wierzyliśmy, że to nam się uda. Wiedzieliśmy doskonale, za co się bierzemy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie będzie spacerek. Wyrzekliśmy się naszych wcześniejszych słabości, przezwyciężyliśmy własne niedowiarstwo, odrzuciliśmy siły, które prowadziły naszą Ojczyznę ku ruinie i stworzyliśmy jeden z największych w historii Węgier front współdziałania. Byliśmy świadomi również tego, że straszliwych błędów ostatnich ośmiu lat i zaniedbań dwudziestu lat nie można naprawić w kilka tygodni czy miesięcy. Los kraju podobny był do losu włoskiego statku, który jego kapitan doprowadził do katastrofy, a następnie jako pierwszy opuścił pokład. Podobnie zachowali się ci, którzy zawiedli Węgry na mieliznę. Nawet nie próbowali ratować ludzi ani kraju. Nie obchodziło ich, co poczną. Opuszczając tonący okręt rzucili tylko: do widzenia! A teraz z lądu, zza pleców swoich zagranicznych partnerów handlowych, gardłują i rzucają kalumnie na tych, którzy pozostali i próbują ratować to, co jest jeszcze do uratowania.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Przed dzisiejszym wystąpieniem zapytałem żonę, o czym powinienem mówić. Odpowiedziała: powiedz wszystko! Odrzekłem: z tego będą kłopoty. Na szczęście nie da się powiedzieć wszystkiego w ciągu godziny; ale każdy z nas pamięta, jakie były Węgry porzucone na mieliźnie i przechylone na burtę, gdy pracę rozpoczął nowy rząd.

    Byłem wtedy przekonany, że należy uporządkować w pierwszym rzędzie trzy sprawy: pułapkę zadłużenia, brak szacunku dla pracy i brak rezerw. W 2010 roku gdziekolwiek się nie spojrzało, wszędzie piętrzyły się góry długów. Milion rodzin szarpiących się z dewizowymi kredytami oznacza w istocie 3 – 4 miliony ludzi, którzy kiedyś chcieli stworzyć własny dom i w pewnym momencie znaleźli się w takiej sytuacji, że po latach spłacania mieli dług większy od kredytu, który wzięli. Jeśli nie zdołają płacić rat, znajdą się bez dachu nad głową. Niewolnictwo dłużników, o którym dotąd słyszeli tylko na lekcji historii i które – patrząc z punktu widzenia naszej uznawanej za oświeconą epoki – wydawało się niewiarygodnie barbarzyńskim zjawiskiem, nagle zmieniło się w codzienne realia. Na dodatek oprócz rodzin ówcześni rządzący zadłużyli także przedsiębiorstwa, samorządy i państwo. Zadłużenie państwa boli mnie w sposób szczególnie osobisty również dlatego, że już raz, w okresie od 1998 do 2002 [gdy Orbán był premierem – przyp. red.], udało nam się wydostać z pułapki zadłużenia, a dług publiczny zmniejszyć do 52 procent. Gdyby dziś nasze zadłużenie wynosiło tylko tyle, to my udzielalibyśmy pożyczki Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Gdybyśmy byli w sytuacji z 2002 roku, nie musielibyśmy robić nic innego, tylko spierać się o to, ile towarzystw lotniczych powołać do istnienia, ile zbudować szpitali czy fabryk, o ile podwyższyć emerytury oraz płace w służbie zdrowia. Zamiast tego socjaliści na nowo wpakowali nas do klatki zadłużenia. Trudno będzie im to wybaczyć.

    Pamiętamy też, że w 2010 roku, oprócz pułapki długów, największym utrapieniem dla kraju było to, iż nie opłacało się pracować. Uczciwa praca nie gwarantowała ani bezpieczeństwa, ani rozwoju. Wielkiej odwagi, tak jest – odwagi trzeba było do tego, by ktoś oparł swe życie na pracy. A przecież tam, gdzie praca jest bezwartościowa, nigdy nie nastąpi rozwój. Bez rozwoju nie będzie zaś nowych miejsc pracy, przeciwnie, znikną już istniejące. Tak było na Węgrzech do roku 2010. Coraz mniej ludzi zdolnych do pracy znajdowało ją. Kto miał pracę, co rano budził się z lękiem, czy szef go nie wezwie, by oświadczyć: nie jesteś już potrzebny. System podatkowy, który nazywano progresywnym, był wszystkim, tylko nie tym: karał za osiągnięcia i wychodziła na nim dobrze tylko mniejszość – ci, którzy go omijali lub ogrywali. Kto nie miał takiej możliwości – głównie klasa średnia i pracownicy budżetowi – tego sytuacja się pogarszała. Wiem, to rzeczy znane do znudzenia, lecz mimo to nie możemy o nich nie wspomnieć! Być może do czasu może się to komuś wydać dobrym, że zarabia nie płacąc podatków, ale nie trzeba być matematykiem, by dostrzec, że po pewnym czasie wszyscy stracą na takim systemie. A największymi przegranymi będą ci, których pracodawcy zatrudnili stosując wybiegi. Rosnące przez 8 lat bezrobocie oraz oduczający uczciwej pracy system podatkowy w rzeczywistości obciążały wszystkich, i wszyscy wiedzieli, że wcześniej czy później przyniesie to tragiczne skutki. W końcu w 2010 roku doszło do tego, że 2 miliony 600 tysięcy podatników utrzymywało 10-milionowe Węgry.

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Zadłużenie oraz wrogi pracy system gospodarczy w konsekwencji sprowadziły na Węgry trzeci wielki problem: życie od pierwszego do pierwszego, z miesiąca na miesiąc, utratę rodzinnych oszczędności i przygnębiającą świadomość, że w razie tragedii nie ma do czego sięgnąć. Wprowadzane przez poprzedni rząd brutalne i nierozsądne pakiety oszczędnościowe, zastępujące prawdziwą pracę miotanie się, kredyty dewizowe, zastój gospodarczy wyczerpały rezerwy firm i gospodarstw domowych. To, co mieli, w krótkim czasie zmuszeni byli przeznaczyć na spożycie. Jeśli wzrośnie rachunek za ogrzewanie, jeśli dziecko zachoruje lub pomocy będzie potrzebował starszy członek rodziny, jeśli żywiciel rodziny otrzyma wypowiedzenie, a nie ma oszczędności, zapuka rozpacz. Tak było z całym krajem. Socjalistyczne rządy doprowadziły do tego, że znikło wszystko, co było gęstsze od powietrza. A gdy przyszła pierwsza fala finansowego kryzysu, nie było po co sięgnąć. Tak wyglądał nasz kraj w 2010 roku, pod koniec okresu, który prawie wszystkim przyniósł pogorszenie losu. Mówię „prawie”, bo stara prawda głosi, że gdzie wielu ludziom źle się powodzi, tam niektórzy mogą się świetnie obłowić. W przypadku Węgier również niektórym udało się wzbogacić kosztem ludzi zdanych na łaskę losu. Na przykład dzięki prywatnym emerytalnym kasom oszczędnościowym, gdzie niektórzy pracownicy otrzymali potężne prowizje – w tym samym roku, w którym wielu członków utraciło znaczną część swych majątków. W tamtym okresie skorzystali również ci, którzy dzięki wpływowym koneksjom dobrali się do publicznych funduszy w stołecznym zakładzie komunikacji miejskiej BVK, doprowadzając Budapeszt do tego, że nie jest w stanie utrzymać tej firmy. Jeszcze więcej mówi fakt, który poznaliśmy w ostatnich dniach: oto budowa czwartej linii metra znalazła się na liście najbardziej szkodliwych inwestycji, jako – cytuję – „szkolny przykład złego wykorzystania publicznych środków”. Jedno jest pewne: w takich okolicznościach gruntowne rozliczenie to minimum tego, czego ludzie od nas oczekują.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Skutkiem tych wszystkich poczynań Węgry mają dziś ogromny niezapłacony rachunek z pozycjami sięgającymi tysięcy miliardów forintów. O tym wielkim rachunku lewicowi politycy i ich kontrahenci zgodnym głosem mówią: niech go spłaci społeczeństwo! Słyszę to dziś od nich w kraju i w Europie. Niech rząd nie pomaga tym, którzy mają dewizowe kredyty, nie prośmy banków i międzynarodowych firm, by zachowały się fair, niech raczej ludzie sami spłacą cały rachunek. My jednak na takie rozwiązanie w 2010 roku większością 2/3 powiedzieliśmy „nie” i dlatego wprowadziliśmy nowy system podziału obciążeń. Nie uważam za najbardziej eleganckie posunięcie w moim życiu wprowadzenia – nie zważając na sprzeciwy – podatku bankowego, podatku kryzysowego, a później rozporządzenia o całkowitej spłacie kredytów dewizowych [całkowita, jednorazowa spłata dewizowego kredytu po ustalonym kursie, gdzie różnice wartości waluty w połowie spłaca bank, w połowie państwo – przyp. red.]. Przypadek ten zapewne nie trafi do podręczników politycznej elegancji. Nie mieliśmy jednak czasu do stracenia, musieliśmy to uczynić, by postawić kraj na nogi. Zwłoka jest jak karta kredytowa: dobra zabawa, póki nie dostaniemy rachunku. Właśnie to tak bardzo boli niektórych w kraju, a i w Europie. Zachęcają nas, by Węgry zawróciły z tej drogi i wróciły do wcześniejszych metod działania, do – według nich – sprawdzonych, dobrych środków. Te środki już raz zadłużyły i zniszczyły państwo, im jednak przyniosły profity. Dla takich ludzi mam wiadomość: nieważne skąd przychodzą, jestem gotowy współpracować z każdym, kto chce pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać w tym, byśmy osiągnęli nasz cel – zbudowali silne Węgry. Lecz z drugiej strony, do ostatka będę walczyć przeciw każdej takiej polityce czy takim dążeniom, które mają na celu przywrócenie dawnego systemu i jego mechanizmów, które osłabiły kraj i wepchnęły go w kryzys. Trzeba też zauważyć, że dziś w Europie wieją już nowe wiatry. To, co wczoraj było dziwne czy nawet niewyobrażalne, dziś jest akceptowane i stosowane. Wystarczy przywołać tu radykalnie nową politykę monetarną nowego prezesa Europejskiego Banku Centralnego.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Wszystkie wspomniane tu sprawy, choć są w naszym życiu przyczyną różnych trudności, należą już do przeszłości. Nie zebraliśmy się jednak tu po to, by mówić tylko o niej, lecz by raczej mówić o przyszłości. W naszych pragnieniach nie ma nic nadzwyczajnego. Chcemy, by nasz kraj był silny, suwerenny i wolny, by zapewnił nam wszystkim życie w poczuciu bezpieczeństwa. Nie chodzi tu o jakąś bajkową krainę. Kraj, o którym mówię, jest zdrowym pragnieniem każdego zwyczajnego, uczciwego człowieka: uczciwa praca, pewne środki utrzymania, awans odpowiadający osiągnięciom, rodzina i dom, z którego dzieci będą mogły wyruszyć w samodzielne życie, wreszcie godna starość. Większość z nas ma takie pragnienia. Socjologowie nazywają tę grupę samodzielną klasą średnią. Dziś wyzwaniem – i stawką naszej walki – jest kwestia, jak zapewnić poziom życia klasy średniej tym, którzy już osiągnęli ten pułap, jak podciągnąć do tego poziomu tych, którzy są w trudnej sytuacji, rodziny biedniejące, i wreszcie, jak zagwarantować to, by polityczne kierownictwo kraju dalej pozostało w rękach klasy średniej.

    Szanowni Panie i Panowie!

    W tej wielkiej pracy, którą rozpoczęliśmy w maju roku 2010, teraz dotarliśmy do kamienia milowego. Mamy za sobą pierwszy etap naszego przedsięwzięcia: Węgry spoczywają na nowych fundamentach. Faktu tego nie można odwrócić, podobnie jak tego, że tych fundamentów nikt nie zdoła usunąć Węgrom spod nóg. Jeśli ktoś w to wątpi, niech przypomni sobie pogodną odwagę i zdecydowanie tych, którzy wzięli udział w Pokojowym Marszu.

    Panie i Panowie!

    Gdy mówimy o nowych fundamentach Węgier, w pierwszym rzędzie trzeba pamiętać o znaczeniu pracy. Od nikogo nie można oczekiwać, by pracował przyzwoicie, jeśli ma poczucie, że jego praca jest pozbawiona sensu, że nie opłaca się pracować, albo jeśli pracuje się głównie dla cudzego zysku. Dlatego zwróciliśmy się przeciw niewoli zadłużenia. Nikt nie sądzi, że zaciągnięte kredyty można po prostu, ot tak anulować, jakkolwiek byłoby to wygodne. Ale każdy może oczekiwać, by wskazano mu możliwość realnej drogi, która wyprowadzi go spod góry ciążących na nim kredytów, jeśli będzie nią wytrwale podążał. Po prostu nie chcemy się pogodzić z tym, że po wielu latach spłacania rat rodzice zamiast mieszkań zostawiają swoim dzieciom dewizowe kredyty. W ostatnim czasie, tzn. do końca grudnia ub.r. z pomocą ustawy o całkowitej spłacie kredytów dewizowych po ustalonym kursie, 160.000 rodzin, czyli około pół milionowi ludzi udało się uwolnić spod przygniatającego ciężaru takich kredytów. Oznacza to ulgę nie tylko dla nich samych. Oznacza to, że udało się wymienić prawie 766 miliardów forintów z zewnętrznego dewizowego zadłużenia kraju, a spłacający uwolnili się od wahań kursowych rzędu 200 miliardów forintów. Wkrótce, zgodnie z porozumieniem zawartym z Węgierskim Stowarzyszeniem Banków [Magyar Bankszövetség] również obciążenia innych zostaną doprowadzone do poziomu możliwego do udźwignięcia.

    W sposób znaczący udało się też obniżyć dług publiczny, choć czasem obraz tego zakłócają wahania kursu forinta. Gdybyśmy nie zahamowali wzrostu tego długu, dziś Węgry znajdowałyby się w sytuacji Grecji, utraciłyby niezależność, nie moglibyśmy decydować o własnym losie, a zamiast woli obywateli, rządziliby nami nasi kredytodawcy. Do pełni prawdziwego obrazu należy również i to, że – mimo znaczącego obniżenia długu publicznego – nie możemy naszej niezależności uważać za całkowicie zabezpieczoną. W każdym bądź razie, Plan noszący imię Kálmána Szélla, wypracowany w celu obniżenia zadłużenia, obecnie znajduje się na poziomie 83 procent realizacji.

    Inną przeszkodą dla rozwoju rynku pracy był stary, nieproporcjonalny system podatkowy, który karał za pracę, za osiągnięcia, za przedsiębiorczość. Dlatego zastąpiliśmy go na innym. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu nie przepada za nowym systemem. Jednak wiem, że nie istnieje system podatkowy, który można polubić. Wystarczy, że ludzie dostrzegą jego gospodarczą racjonalność. Musimy to sobie powiedzieć odważnie i jasno, że od systemu podatkowego nie można oczekiwać społecznej sprawiedliwości. W ostateczności istnieją tylko dwa systemy: jeden nagradza pracę, drugi ją karze. Kwestie sprawiedliwości społecznej należy rozwiązywać poprzez system socjalny. W obecnym proporcjonalnym systemie podatkowym więcej zostaje temu, kto więcej na siebie bierze, kto więcej wypracowuje. Inaczej mówiąc, ma sens pracować więcej i lepiej, gdyż wtedy można zajść wyżej, a państwo nie odbiera nikomu nieproporcjonalnie więcej tylko dlatego, że więcej wypracował. Kto zaś wierzy, że można opodatkować bogatych poprzez wyższy próg podatkowy chyba nie zna węgierskiej rzeczywistości. Bogaci, multimilionerzy zawsze znajdą sposób, by ukryć swe dochody przed opodatkowaniem, ukształtował się już w tej kwestii cały międzynarodowy przemysł unikania podatków. W rzeczywistości obciążenia płaci w końcu zawsze klasa średnia, dlatego jej obronę zapewnia tylko podatek liniowy. Wiem, że wielu – głównie ci, których pensje są skromniejsze – uważa, że nowy system podatkowy nie czyni ich sytuacji lżejszą i dzisiaj jest to prawda. Powodem tego jest to, że całkowite przejście na nowy system zakończy się 1 stycznia 2012 roku. Gdy to się dokona, również oni zachowają więcej pieniędzy. Dziś istotne jest, że zmieniliśmy kierunek motywacji. Gdy zacznie on działać w pełni, gdy wejdzie nam w zwyczaj, gdy go całkowicie poznamy, wtedy przychody będą mogły tak wzrosnąć, że nie będzie dochodziło do zadłużania się ani firm, ani kraju.

    Szanowni Panie i Panowie!

    Nasza polityka sięga jednak poza krąg interesów klasy średniej i podejmuje próby łączenia interesów klasy średniej i ubożejących warstw społeczeństwa. W moim przekonaniu zgranie tych interesów jest możliwe. W interesie zarówno klasy średniej, jak i warstw uboższych, leży to, by zatrzymać pauperyzację, by setki tysięcy rodzin nie żyły z zapomóg, lecz z pracy i pensji. Dlatego w walce z bezrobociem stosujemy nowe rozwiązania i metody. Do nich należy rozpoczynający działalność w 2012 roku program pracy Start, którego podwaliny stworzyliśmy w zeszłym roku. Na nowo wciągniemy do świata pracy 206.000 ludzi. Będzie to zadanie nie tylko trudne, ale i kontrowersyjne, dlatego wymaga psychicznej wytrzymałości. Jak dotąd jeszcze nie wszyscy żyjący z zapomogi czy zasiłku czują, że powinni powrócić do świata pracy. Są tacy, którzy nie pracowali dziesięć czy nawet dwadzieścia lat. W ich sytuacji nie ma miejsca na osądzanie, użalanie się czy pouczanie; potrzeba cierpliwości, empatii i pokornej nieugiętości. To prawda, że płaca 46.000 forintów w ramach programu pracy Start to niewiele, ale to więcej niż 28.000 zapomogi. Dziś stać nas na tyle. Ufamy jednak, że wkrótce gospodarka będzie w stanie się rozwijać, a wtedy podwyższymy te pensje. Proszę nie zapominać i o tym, że w ramach programu pracy Start osoby niewykształcone i bezrobotne będą mogły uzupełniać wykształcenie szkolne i zawodowe. W soboty będą uczęszczać do szkół. Jeśli to się powiedzie, będzie to największe moralne dokonanie tych 22 lat, jakie upłynęły od zmiany ustroju.

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Dziś dziesiątki tysięcy młodych opuszczają szkoły z wiedzą, której nie można wykorzystać, praktycznie są bez zawodu, który zapewniłby im utrzymanie. Za ten fakt my jesteśmy odpowiedzialni. To nasze dzieci. Wobec pokolenia przyszłości nie możemy postępować jak źli i nieodpowiedzialni rodzice. Dlatego musimy podjąć się, razem z idącymi za tym nieuchronnymi sporami, całkowitej przebudowy obecnego fatalnego systemu edukacji zawodowej. Przyszłością kształcenia zawodowego jest system, w którym obok teoretycznych podstaw uczniowie mogą jak najszybciej poznawać zawód w praktyce, z bliska, podczas pracy. Dlatego obstaję za tym, by więcej czasu spędzali na praktycznej pracy niż w szkolnej ławce. Szkolnictwo średnie nadal pozostaje bezpłatne, lecz kto nie chce się uczyć, ten po ukończeniu 16. roku życia nie będzie na siłę trzymany w szkole, gdzie utrudniałby tylko naukę innym. Zawsze jednak, jeśli dojrzeje, będzie mógł powrócić do szkoły, by dokończyć edukację.

    Nie możemy też dalej czekać z reformą szkolnictwa wyższego. Co roku tysiące młodych kończy uniwersytety i szkoły wyższe z przekonaniem, że uzyskany dyplom posiada wielką wartość, tymczasem rzeczywistość szybko koryguje to mniemanie. W efekcie wszyscy czują się oszukani: absolwent, utrzymujący go rodzice i przyszły pracodawca, który miał nadzieję na odpowiednio przygotowanego pracownika. A jednocześnie tysiące wykształconych za wspólne pieniądze, zdolnych absolwentów – specjalistów, wyruszyło na Zachód. Zamiast dla Węgier, wykształciliśmy najlepsze umysły dla Norwegii, Anglii i Niemiec. Dlatego system szkolnictwa wyższego musimy zreformować od podstaw.

    Kto kształci się, korzystając ze stypendiów z pieniędzy podatników, musi przyjąć warunek, że przez pewien czas tu zostanie i będzie pracował dla Węgier. Komu nie przyznano państwowego stypendium lub nie ubiegał się o nie, temu proponujemy dwuprocentowy, długoterminowy kredyt. Wszystko po to, by każdy, kto osiągnie wymagany poziom wiedzy i ma odwagę podjąć odpowiedzialną decyzję o swojej przyszłości, mógł pójść na uniwersytet czy inną wyższą uczelnię. O przyszłości uniwersytetów i szkół wyższych nie będzie decydować wola centralnych, administracyjnych organów, lecz studenci, wybierając tą czy inną uczelnię. W przyszłości nie chcemy finansować budynków i murów, tylko studentów i talenty.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Zgodnie z naszym przekonaniem, przywracaniu miejsc pracy w praktyce służy również przewidywalne środowisko inwestycyjne. Zgadzam się z tymi, którzy mówią: nie wspierajmy takich zagranicznych firm, które zjawiają się u nas tylko po to, żeby siłą swojego kapitału wyprzeć z naszego rynku węgierskich przedsiębiorców, a później wywieźć zyski. Z drugiej strony jestem przekonany, że trzeba przyjmować z otwartymi ramionami i zatrzymywać tu takich zagranicznych inwestorów, którzy w zamian za uczciwy zysk dają Węgrom zatrudnienie i tworzą wartość dzięki ich pracy. Mam tu na myśli takie firmy, jak Audi, Mercedes, Huawei, Nokia, Bosch lub Opel. Nadal też uważam za słuszne zmniejszenie podatku dochodowego od osób prawnych z 19 do 10 procent, mimo iż eksperci od makroekonomii regularnie to krytykują. W ten sposób stajemy po stronie małych i średnich firm węgierskich oraz węgierskiego kapitału – oni zawsze tu z nami będą, gotowi dawać ludziom pracę.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Mówiąc o nowych podstawach Węgier, zaraz po temacie pracy muszę poruszyć kwestię bezpieczeństwa rodzin i ognisk domowych. Dwa lata temu rodziny wychowujące dzieci były w całkiem innym położeniu. Jeśli rodzina decydowała się na przyjęcie dziecka, musiała wtedy płacić takie same podatki jak ci, którzy dzieci nie wychowywali. Dziś stać już nas na to, by państwo nie opodatkowywało przynajmniej części kosztów wychowania dzieci. Wśród licznych bolączek i trosk nie przechodźmy bez słowa obok faktu, że w 2011 roku średnia przychodów netto rodziny z jednym dzieckiem wzrosła o 8,1 procenta. Przy dwójce dzieci o 16 procent, a przy trójce i więcej o 23,3 procenta. Przed dwoma laty matka nie mogła zostać na urlopie wychowawczym przez 3 lata, dziś – jakkolwiek sytuacja gospodarcza jest trudna – może ona sobie na to pozwolić.

    Wszystkie te zmiany, Szanowne Panie i Panowie, są ważne, ale jeszcze daleko niewystarczające. Dążymy do tego, by matki powracające z urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego miały wybór, w jakiej formie chcą podjąć pracę, a posiadanie dziecka w tej sytuacji nie stawiało ich w niekorzystnym położeniu. Do tego, rzecz jasna, potrzeba żłobków i przedszkoli, które stworzymy w ciągu kolejnych dwóch lat. W naszym rozumieniu polityka rodzinna obejmuje także emerytów. Znaczna ich część, jak Państwo wiecie, wciąż aktywnie wspiera młodszą generację, zajmują się wnukami, pomagają w gospodarstwie domowym, wielu z nich podejmuje pracę zawodową, nie mówiąc już o tym – a znam wiele takich przypadków – że rodzice na emeryturze pomagali dzieciom zebrać pieniądze na spłacenie całości kredytu dewizowego. Przed dwoma laty emeryci musieli jeszcze się obawiać, że wartość emerytur dalej będzie się zmniejszać. Dziś już nikt nie musi się tego bać. Starsi nie muszą się lękać podwyżki opłat mieszkaniowych, bo – w przeciwieństwie do wcześniejszych praktyk – zahamowaliśmy je, obecnie nie mogą one zostać podniesione w stopniu większym niż podwyżki emerytur. Spełniliśmy również obietnicę, że kobiety, które przepracowały 40 lat, niezależnie od wieku mogą przejść na emeryturę. Osiągnięcia tego będę bronił nawet podczas międzynarodowych pertraktacji.

    W naszej polityce, Szanowne Panie i Panowie, chcemy spróbować połączyć interesy klasy średniej i emerytów. To trudne, ale wcale nie niemożliwe. Zwracamy się z prośbą do emerytów, by wspierali naszą politykę gospodarczą, która chce umożliwić klasie średniej pracę i uczciwą zapłatę. W ten sposób gospodarka wypracuje forinty, które są potrzebne do zachowania w każdym czasie wartości emerytur. Klasę średnią zaś prosimy, by starszych, którzy przeszli na emeryturę, uważali za swoich sojuszników, bez których poparcia i głosów nie mogłaby powstać służąca interesom klasy średniej rządząca większość.

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Obok pracy i rodzin, trzecim filarem nowego fundamentu Węgier jest odpowiedzialność, zobowiązanie do odpowiedzialnego myślenia. Każdego dnia węgierskie rodziny podejmują poważne decyzje i czynią ofiary, by przetrwać, by zachować równowagę domowego budżetu, by spłacić zobowiązania, by uwolnić się od ciężaru wciąż napływających rachunków. Ci ludzie zasługują na taki parlament i na taki rząd, który będzie postępował podobnie, z taką samą odpowiedzialnością będzie gospodarował majątkiem kraju i uczyni wszystko, by jego budżet utrzymać w równowadze. Rok 2011 to pierwszy rok od czasu wejścia do Unii, czyli od 7 lat, w którym węgierski deficyt budżetowy – zgodnie z unijnymi normami – spadł poniżej 3 procent. Niewielu wie, a jest to istotna tajemnica warsztatu budżetowego, że jeśli deficyt wynosi mniej niż 2,8 procenta, wtedy dług publiczny automatycznie spada, zaś jeśli wynosi więcej, automatycznie rośnie. Nie ma więc kwestii, w której bylibyśmy bardziej zdecydowani i konsekwentni, niż odpowiedzialne gospodarowanie pieniędzmi i zarządzanie budżetem kraju.

    Szanowne Panie i Panowie!

    Rok 2012 jest też rokiem wejścia w życie nowej Ustawy Zasadniczej. Napawa mnie ona dumą, gdyż jako jedna z pierwszych w Europie zawiera zapis o odpowiedzialności za hamowanie długu publicznego oraz za budżetową równowagę kraju. Od tego obowiązku żaden rząd nie będzie mógł być zwolniony. Nie będzie mogła się powtórzyć sytuacja, w której nieodpowiedzialni przywódcy postawią w zastaw przyszłość całych pokoleń. Boli to bardzo tych w kraju i za granicą, którzy byli zainteresowani ciągłym zadłużaniem Węgier, czerpiąc z tego polityczne i materialne korzyści. Zadłużanie jest intratnym biznesem, jeśli człowiek znajduje się na właściwej pozycji. Nie bądźmy naiwni, w rzeczywistości właśnie na tym polega ich problem z nową Konstytucją. Stara Konstytucja nie była w stanie obronić majątku naszego kraju. Nie broniła konkurencyjności, dlatego monopole i kartele opanowały węgierską gospodarkę. Nie broniła naszego środowiska naturalnego, dlatego pogoń za zyskiem zniszczyła je. Nie broniła też wolności obywatelskiej, zamiast tego wystawiła nas na samowolę władzy i działalność paramilitarnych grup. Nowa Konstytucja wszystko to naprawia i według wszelkich oznak robi to dobrze. Użyjemy więc wszelkich możliwych środków, by ją obronić.

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Wiele osób twierdzi, że Węgry w ostatnim dziesięcioleciu były krajem, w którym nikt nie ponosił konsekwencji. Dziś, w przeciwieństwie do okresu poprzedniego, nie możemy z ostatniego półtora roku wymienić żadnego znaczącego przestępstwa, którego sprawcy nie trafiliby w ręce policji. Choć wiele jeszcze mamy do zrobienia, wystąpiliśmy zdecydowanie przeciw lichwiarzom, zmniejszyliśmy liczbę przestępstw przeciw mieniu. Nie akceptujemy usprawiedliwiania przestępców ich sytuacją socjalną lub pochodzeniem. Każdego ranka miliony Węgrów wstają, by ciężko pracować. Miliony starają się żyć uczciwie, zachowując zasady społecznego współżycia. Węgry mogą stać się silnym narodem tylko wtedy, gdy te zasady będą obowiązywać wszystkich jednakowo, zarówno bankierów, jak i polityków, stolarzy czy matki, które wychowują dzieci. Trzeba odrzucić wyjątki i pozamykać furtki. Jeśli chodzi o życie polityczne, to dwa lata temu podatnicy utrzymywali dwukrotnie większą liczbę polityków niż to jest w rzeczywistości potrzebne dla funkcjonowania kraju. Koniec z tym! Przed dwoma laty wypłacano jeszcze urzędnikom państwowym bezwstydne odprawy, premie i rozmaite wynagrodzenia. Dziś to zatrzymaliśmy, choć walka nie była łatwa. Choć czasami jeszcze niczym szczeliny w wałach przeciwpowodziowych pojawiają się podobne próby, które musimy odpierać, faktem jednak jest, że w systemie wynagrodzeń w urzędach i firmach coraz częściej mamy do czynienia z rozsądnymi i należnymi rozwiązaniami.

    Poświęćmy też kilka słów stwierdzeniu, że obecnie całkiem inaczej niż poprzednio odnosimy się do kwestii odpowiedzialności przywódców. Dla mnie miarą polityki jest nie tylko skuteczność ekonomiczna, lecz również porządek prawny, trzeźwy umysł i szacunek ludzi. Nieustanna obrona interesów Węgier w kraju i za granicą należy do obowiązków osób piastujących rządy. Musimy jednak wypełniać to trzeźwo i roztropnie, starając się o porozumienie, rozwiązując pokojowo każdy spór z tymi, którzy wspierają odnowę Węgier lub przynajmniej ją akceptują. Zmuszony jestem jednak szczerze oświadczyć na krajowym forum publicznym, że ci, którzy są od nas na lewo, dążą do całkowitej kapitulacji kraju. To ci, którzy sprzedali wszystko, co się dało, a teraz też sprzedaliby wszystko, co jest jeszcze własnością Węgrów: ziemię, zasoby wodne. Są gotowi dogadać się z kimkolwiek w jakiejkolwiek sprawie.

    Ci zaś, którzy stoją od nas na prawo, w swoim zaślepieniu z nikim w żadnej sprawie nie są skłonni się porozumieć, dlatego trudno uważać ich za poważnych partnerów. Jak dotychczas, tak też w przyszłości, będziemy stawać w obronie Węgier i Węgrów – zdecydowanie, wytrwale, ale zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Gotowi jesteśmy walczyć, jeśli trzeba, ale też porozumieć się w interesie kraju. Wychowaliśmy się na „Pięcioksięgu przygód Sokolego Oka” [Jamesa F. Coopera – przyp. red.] i na „Kapitanie z Tenkes [węgierski serial telewizyjny z 1963 roku o czasach walk wolnościowych Franciszka II Rakocziego w latach 1703-1711 – przyp. red.]. Walka i porozumienie w równym stopniu są dla nas środkiem, a nie celem. Środkiem do osiągnięcia celu, którym jest sukces Węgier – silne Węgry.

    Szanowni moi Państwo!

    Nie obawiajmy się wypowiedzieć tego, co i tak jest jasne, a czego nie wie tylko ten, kto nie chce wiedzieć: naszym celem jest, by na Węgrzech wiodącą grupą społeczną stała się taka klasa średnia, która zdolna jest traktować jako wspólny interes dążenia warstwy zbiedniałej do podniesienia swego statusu materialnego oraz dążenia emerytów, których życie wypełnione było pracą. Postawmy sprawę otwarcie! Życie kraju kształtowane jest nie przez gospodarcze czy polityczne elity, lecz przez tych, którzy chcą osiągać więcej własnymi siłami: pracą, przedsiębiorczością, wydajnością. Jestem świadomy i tego, że żaden dążący do sukcesu naród nie może rezygnować z elity, ani z tej bardzo bogatej, gospodarczej, ani z tej doświadczonej, politycznej. Prawdziwie ich potrzebujemy. Potrzeba nam ich zdolności, siły ich majątku, kontaktów w elitach międzynarodowych. Lecz to naród musi decydować o kierunku rozwoju kraju, o porządku rządzenia, panujących wartościach, zgodnie z demokratycznymi zasadami wyrażonymi przez Lincolna: z upoważnienia ludu, razem z ludźmi, w interesie ludzi. W tym kryją się, jeśli tak można powiedzieć, społeczne źródła siły, zdolne góry poruszyć, jak to widzieliśmy na przykładzie cudu w zniszczonych wioskach Devecser i Kolontár. Dlatego ten, kto dziś rozprawia o bankructwie Węgier, o tym, że Węgry mogą paść w tej walce, którą prowadzimy dla ich odnowy, ten nie wie, co mówi, ten nie zna tego kraju, nie zna Węgrów. Nikt nie może obiecywać, że obrana przez nas droga będzie łatwa i gładka. Jednego już się jednak nauczyliśmy: do celu, który warto osiągnąć, nie da się dojść na skróty. Musimy jednocześnie uświadomić sobie i to, że osiągnięcie tego celu ważne jest wyłącznie dla nas, Węgrów. Inne narody nie będą nas może wychwalać za narodową samodzielność; ale nie spowoduje to, że z niej zrezygnujemy. Pochwałę za to da nam później samo życie i wynagrodzi – tego możemy być pewni. Dobrze jednak wiedzieć, że taka nagroda przybiera dziwne formy. Z moich obserwacji wynika, że nagrodą za dobrze wykonaną pracę jest więcej pracy. Oczywiście, zawsze będziemy mieli przyjaciół, a nawet towarzyszy walki, którzy zabiorą głos i staną po naszej stronie, jak teraz Litwini i Polacy. Niech żyje Litwa! Niech żyje Polska!

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Zapewne często zastanawiacie się nad tym, skąd wypływa życiowa siła Węgrów, ukazująca się w zagadkowy sposób w najbardziej nieoczekiwanych momentach, pokonująca rozpacz i gotowość do kapitulacji przed silniejszymi. Zapewne myśleliście już i o tym, że w historii narodów są procesy, których wytłumaczenie wydaje się niemożliwe. Istnieją rzeczy, których po prostu nie da się opisać ani liczbami, ani czynnikami gospodarczymi, a tylko czynnikami głęboko duchowymi. Jedynie z ich pomocą możemy wyjaśniać fakt, że w trzy lata po II wojnie światowej byliśmy w stanie – ku zdziwieniu świata – odbudować kraj. Nie opierając się na jakiejś dogłębnej wiedzy filozoficznej, możemy zaryzykować stwierdzenie, że za fascynującymi osiągnięciami gospodarek dzisiejszej Azji również kryją się takie siły umysłowe i duchowe, których nie da się wyjaśnić jedynie na podstawie praw gospodarki. Jestem przekonany, że tego rodzaju siły istnieją również w nas.

    Te węgierskie siły motywacji widoczne są w tym, że my Węgrzy, a zapewne znaczna większość z nas, uważamy, jesteśmy wręcz głęboko przekonani, iż żyjemy poniżej poziomu, na który normalnie byśmy zasługiwali, żyjemy gorzej, skromniej, bez należytego szacunku. Nasza sytuacja jest gorsza, nasze życie biedniejsze, niż to, na co na podstawie naszej pracy, zdolności i wiedzy byłoby nas stać w normalnych warunkach. Biorąc pod uwagę to, ile pracujemy, zasługujemy na więcej. Zasługujemy na więcej, wliczając nawet nasze niewątpliwe błędy popełnione w XX wieku – któryż naród ich nie popełnia. Straty z nich wynikające w sposób nieproporcjonalny przekraczają rozmiar tych pomyłek. W ten sposób działa w nas, Węgrach, jakaś przedziwna siła napędowa, wynikająca po prostu z faktu, że to, co się z nami stało, rani nasze poczucie sprawiedliwości. Rani je stan, do jakiego zostaliśmy doprowadzeni, i sposób, w jaki to się dokonało. To tłumaczy, dlaczego w trudnej sytuacji kraju, wciąż i wciąż, na nowo pojawiają się setki tysięcy ludzi, którym ani w głowie kapitulować wobec dzisiejszego położenia. Ludzi wprzęgających wszystkie swoje siły, by wyjść z opresji, w które zostali wtrąceni, niezależnie od tego, czy mowa o ich życiu osobistym, życiu ich rodzin czy kraju. A wszystko to tylko dlatego, że są przekonani, iż zasługują na coś lepszego. Teraz pytaniem pozostaje jedynie: jak to osiągnąć?

    Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

    Nadszedł czas, byśmy wreszcie przestali wlec się za naszymi problemami, ale byśmy zaczęli się za nie brać. Nie przejmujmy się niezrozumieniem, przemądrzałymi obawami Europejczyków. Zwróćmy uwagę na siebie, kierujmy się własnym przekonaniem i nie dajmy się przestraszyć nieoczekiwanym trudnościom. Wiemy, że pomyślna przyszłość to nie podarunek lub wygrana na loterii. Pomyślna przyszłość możliwa jest wyłącznie jako zapracowane zwycięstwo. Genialny Wayne Gretzky radził: nie ruszaj tam, gdzie krążek właśnie się znajduje, lecz tam, gdzie zaraz się znajdzie.

    Naprzód, Węgry! Naprzód, Węgrzy!

    Hajrá, Magyarország! Hajrá, magyarok!
    Viktor Orbán
    Tłumaczył: Paweł Cebula

    raport_viktora_orbana_o_stanie_wegier_w_2011_roku_19506

  5. desperado said

    Za te „refłormy” emerytalne towarzysz Buzek dostał ciepłą posadkę w sercu „eurokołchozu”.Tak się robi kariery dziś na świecie,kosztem własnych współobywateli,pytanie:jak daleko są w stanie posunąć się współczesne „elyty” polskie w imię własnych karier?
    Odpowiedź:na pewno znacznie dalej niż się Wam wydaje.Świadoma utrata niepodległości Polski to pikuś w porównaniu do reszty.

  6. Guła said

    Panie Admin.
    A nie mają udziałów w byłych polskich bankach? a nie zabiegają o więcej? a nie wykolegowali nas z opłat tranzytowych istniejących sieci przesyłowych. a nie wymusili cenę gazu, która, nawet, zbulwersowała uj unie? a nie mają współudziału w eliminowaniu portu w Świnoujściu – bo koliduje z Nord Stream? można tak bez końca, tyle tego niestety jest … i wcale nie są lepsiejsi od tych z zachodu.

    Panie Guła, co można „bez końca”? Pan ma czelność i tupet porównywać wpływy rosyjskie i żydo-unijno-amerykańskie? Pan ma czelność to robić? Porównywać totalne zniewolenie kraju z gazem?
    Pan pieprzy w kółko o gazie i o niczym wiecej, bo nic innego NIE MA. Gdzie są te rosyjskie banki? Gdzie są rosyjscy politycy w „polskim” sejmie?
    Kto wyeliminował port w Świnoujściu, jak nie polityka Kaczorów włażenia w dupę rezunom z Ukrainy?
    Dlaczego Pan kłamie, pisząc że to Rosjanie? Polska miała szansę niemal do ostatniej chwili dołączyć się do projektu rurociągu! Ale wolała bronić interesów ukraińskich.
    Pan ma nieuleczalnego pierdolca na punkcie Rosjan, panie Guła. Pan jest chory.
    Admin.

    A pan, panie Admin, stworzyłeś już niezłe … stadko rusoentuzjastów – masochistów.

    A słyszał kto w mowach Orbana coby powoływał się na jedyne słuszne sojusze? A może, ujjj, finansistów dzieli na tych czy owych? Nieee, bo bandyta i złodziej jak kapitał, wg co niektórych, nie ma narodowości.

    Na Węgrzech zaowocowała wspólność interesów narodu Węgierskiego, ponad podziałami światopoglądowymi. No ale Oni mają nad nami kulturalną przewagę, kilku ładnych wieków, choć doświadczali podobnie.

    …………..
    W Kraju to właściwa godzina

    V. Angelus Domini nuntiavit Mariae.
    R. Et concepit de Spiritu Sancto.
    Ave, Maria, gratia plena…

    V. Ecce ancilla Domini,
    R. Fiat mihi secundum verbum tuum.
    Ave, Maria, gratia plena…

    V. Et Verbum caro factum est,
    R. Et habitavit in nobis.
    Ave, Maria, gratia plena…

    V. Ora pro nobis, sancta Dei Genetrix,
    R. Ut digni efficiamur promissionibus Christi.

    V. Oremus. Gratiam tuam, quaesumus, Domine, mentibus nostris infunde; ut qui, Angelo nuntiante, Christi Filii tui incarnationem cognovimus, per passionem eius et crucem ad resurrectionis gloriam perducamur. Per eumdem Christum Dominum nostrum.
    R. Amen.

  7. Guła said

    A pan to niby nie masz.

  8. revers said

    Kto przejrzy ile urzad skarbowy defrauduje pieniedzy?, bo to tez nalezy do new economy NWO

  9. MatkaPolka said

    Bank Światowy do polskiego rządu: świetna robota z planem obniżenia emerytur, jeszcze tylko podnieście składkę do OFE
    http://www.bibula.com/?p=32806

    Reformy emerytalne w krajach postkomunistycznych i afrykańskich zostały zainspirowane i z premedytacją przeprowadzone przez Bank Światowy w celu zasilenia rynków finansowych przez podatników z tychże

    Gazeta Wyborcza „dotarła” do raportu przygotowanego dla polskiego rządu w marcu ubiegłego roku przez Bank Światowy. „Polska reforma emerytalna to świetna robota” – piszą w nim eksperci banku. [link]
    Jak czytamy w GW: „chwalą Polskę zwłaszcza za to, że już w 2024 roku nie będziemy musieli dopłacać do systemu emerytalnego z budżetu. Z wyliczeń Banku Światowego wynika, że w kolejnych latach mamy mieć nawet nadwyżkę. Początkowo będzie ona niewielka – w 2030 roku sięgnie 0,5% PKB. Z czasem będzie rosła – do 1% PKB w 2036 roku i 1,5% w 2075 roku.
    „To niezwykłe osiągnięcie, biorąc pod uwagę starzenie się polskiego społeczeństwa” – ocenia BŚ. „Eksperci przyznają jednak, że udało się to osiągnąć, bo emerytury w przyszłości będą bardzo niskie.

    Stopa zastąpienia (czyli stosunek ostatniej pensji do pierwszej emerytury) spadnie z obecnych 65% do 40% w 2035 roku i zaledwie 30% w 2075 roku”!!!!!

    To się nazywa sukces. Reforma uratuje finanse publiczne, bo… emerytury będą niższe! I do tego potrzebne były OFE. A bez OFE nie można było obniżyć emerytur??? I zostawić jeszcze w systemie te paręnaście miliardów wynagrodzenia OFE pobieranego – jak w końcu przyznają (co prawda nie wprost tylko bardzo pokrętnie) – zwolennicy OFE za obniżenie stopy zastąpienia.
    Bank Światowy radzi też: „podnieście składkę do OFE (podkreślenie moje) i poprawcie ich działanie”. Z artykułu w Wyborczej nie wynika tylko, czy „podniesienie składki do OFE” ma oznaczać obniżenie jej do ZUS, czy też dodatkową podwyżkę ponad dotychczasowe 19,52%?
    Ja natomiast „dotarłem” do książki Mitchella A. Orensteina – Profesora Johns Hopkins University – „Privatizing Pensions: The Transnational Campaign for Social Security Reform” (Pricenton University Press, 2009), za którą autor otrzymał nagrodę International Political Science Association ′s Research Committee on the Structure of Governance.
    Bardzo chciałbym się dowiedzieć, co sądzą o niej twórcy Wielkiej Kapitałowej Reformy Emerytalnej? Nie znam profesora Orensteina. Może to jakiś amerykański „oszołom”?

    No bo chyba nie może to być nikt poważny, skoro pisze, że reformy emerytalne w krajach postkomunistycznych i afrykańskich zostały zainspirowane i z premedytacją przeprowadzone przez Bank Światowy w celu zasilenia rynków finansowych przez podatników z tychże krajów.
    Jak pisze wydawca, Princeton University Press:

    „Mitchell Orenstein shows how transnational actors have driven change in a policy area once thought to be beyond reform in many countries, and how they have done so by deploying their unique resources and legitimacy to promote new ideas, recruit disciples worldwide, and provide a broad range of technical assistance to government reformers over the long term. He demonstrates that while domestic decision makers may retain veto power over these reforms–which replace traditional social security with individual pension savings accounts–transnational policy makers play the role of “proposal actors, ” shaping the information, preferences, and resources of their domestic clients”.

    Recenzje też niczego sobie:

    “Orenstein reports on the efforts and impact of so-called transnational actors–international organizations, global policy networks, and multilateral and bilateral aid agencies–in contributing to significant reforms in the ′development, diffusion, and implementation ′ of new pension privatization plans…”
    “Scholars will find the book useful because it formulates a systematic framework for the analysis of the transnational actors-policy development nexus. “
    “Orenstein ′s book makes an important contribution to the role of international agencies in national policymaking. “
    “Orenstein ′s book provides both a powerful theoretical statement of transnational actors ′ importance and a careful empirical template for studying their influence “
    “Mitchell Orenstein provides a persuasive analysis of the significance of transnational policy actors in pension privatization around the world. The empirical evidence is strong and the theoretical framework is applicable to a wide range of social policy issues. The book presents an important challenge to state-centric perspectives, as well as many of the interest-based assumptions of political economy approaches”.

    Więc może ekspertyz ekspertów Banku Światowego nie powinniśmy przyjmować jak wyroczni? Bo jak czytam Profesora Orensteina, a z drugiej strony Profesorów Balcerowicza czy Belkę, który dziś wziął w obronę OFE – bo to przecież normalka, że się „niezależny” prezes „niezależnego” banku centralnego wypowiada w tym temacie [link] – to chyba zacznę wierzyć w spiski.

    Skoro Bank Światowy – jak wynika z książki Profesora Orensteina – sfinansował kampanię przeprowadzenia reform emerytalnych, to może teraz finansuje tych „reform” usilne podtrzymywanie i nawet sugeruje „podwyższenie składki do OFE”!!!

    A przy okazji, Pan Profesor Belka (nie wiem czy należał do „proposal actors” ale z pewnością zapisał się dziś do „defender actors”) napisał między innymi, że „energicznie należy przystąpić do kreowania instrumentów finansowych zdolnych właściwie zaabsorbować środki transferowane do OFE. Podam jeden przykład: obligacje hipoteczne. Ten podstawowy instrument finansowy funduszy emerytalnych na całym świecie prawie nie istnieje w portfelach inwestycyjnych polskich OFE.”
    Pan Profesor od 2008 roku to był na bezludnej wyspie i nie zauważył do czego doprowadziło „energiczne kreowanie instrumentów finansowych” na rynkach hipotecznych! No chyba, że Pan Profesor chce zostać teraz jednym z „proposal actors” jakichś nowych „instrumentów finansowych”.

    Robert Gwiazdowski
    (” THE TRANSNATIONAL CAMPAIGN FOR SOCIAL SECURITY REFORM”)

    To juz było w gajowce u Maruchy

    Kto stoi za OFE?
    http://mercurius.myslpolska.pl/2011/03/kto-stoi-za-ofe/

    Trwająca od pewnego czasu dyskusja na temat Otwartych Funduszy Emerytalnych jest u nas jaskrawo jednostronna. Gdyby przeanalizować głosy za i przeciw – to okazałoby się, że jakieś 90 proc. przekazów medialnych można zakwalifikować jako broniących dotychczasowego status quo, a tylko 10 proc. popierających propozycje rządowe. Jak to się dzieje, że w tej sprawie ręka w rękę idą „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita”, Polsat i TVN? Odpowiedź na to pytanie łatwo sobie wyrobić po przeczytaniu artykułu Andrzeja Dryszela pt. „Kto stoi za OFE?”, który ukazał się na łamach tygodnika „Przegląd” (nr z 13 marca 2011 roku).

    Okazuje się, że praktycznie wszyscy histeryczni obrońcy OFE są z nimi, w taki czy inny sposób, powiązani. Listę tę zaczyna sam Leszek Balcerowicz. Dryszel pisze: „Z racji swej pozycji i dokonań prof. Balcerowicz jest z pewnością najbardziej znaczącym krytykiem rządowych zamysłów, a w tych opiniach wspierają go naukowcy ze stworzonego przezeń Forum Obywatelskiego Rozwoju.

  10. zofia said

    @6
    P Guła powiedzial
    „A słyszał kto w mowach Orbana coby powoływał się na jedyne słuszne sojusze? A może, ujjj, finansistów dzieli na tych czy owych? Nieee, bo bandyta i złodziej jak kapitał, wg co niektórych, nie ma narodowości.

    Na Węgrzech zaowocowała wspólność interesów narodu Węgierskiego, ponad podziałami światopoglądowymi. No ale Oni mają nad nami kulturalną przewagę, kilku ładnych wieków, choć doświadczali podobnie.”
    Bo na Węgrzech rzadzil „ruski” i wegierski komunista a w kraju miedzynarodowy zydowski obywalel

  11. Mysle, ze jest to lekarstwo na zlodziejski ZUS i skorumpowany „rzond”…
    ==================================
    W ostatnim czasie na wielu medialnych i internetowych „tapetach” pojawily sie kontrowersyjne publikacje na temat przedluzenia wieku emerytalnego do 67 roku zycia. Pomijam fakt, ze bardzo wielu, ktorzy wplacali przymusowo pieniadze na swoja emeryture tzw., „spokojna starosc” tej laski nie dozywaja, a ich zgromadzone pieniadze najzwyczajniej kradnie rzad i „ubezpieczyciel” ukrywajacy sie pod szyldem ZUS jest inwestorem poza granicami Polski.

    Aby uproscic kwestie ubezpieczenia emerytalnego, moze przedstawie bardziej obrazowo jak powinien ten problem byc rozwiazany bez udzialu zadnych czynnikow rzadowych, a tymbardziej przymusowych z jakiejkolwiek strony.

    Prosze sobie wyobrazic, ze 100 pracownikow (np: gornikow, stoczniowcow, hutnikow) zarabia srednio 2200 zlotych na miesiac i jeden z nich wychodzi z propozycja, aby kazdy dobrowolnie wplacal 1/10 czesci swojej miesiecznej pensji na fundusz pracowniczy czy fundusz emerytalny, zakladajac ze zbierajacy jest czlowiekiem znanym, uczciwym i ogolnie szanowanym przez pozostalych pracownikow. Wszyscy zebrani wyrazaja zgode na takie skladki.
    Po pierwszym miesiacu zebrana kwota od 100 pracownikow wynosilaby 22.000 zlotych, a po 10 miesiacach 220.000 zlotych bez zadnych kosztow i strat „ubocznych” jak „utrzymanie” prowadzacego rachunki, czy utrzymywanie „biura”.
    Po 50 miesiacach zebrana kwota siegnelaby 11.000.000 zlotych, a bylaby to konkretna suma do zainwestowania np: do budowy hotelu, statku, osrodka wczasowego, uruchomienia transportu kolowego, lub uruchomienie jakiegos konkretnego zakladu produkcyjnego z ktorego tych 100 pracownikow czerpaloby konkretne zyski z produkcji czy uslug, a wiec staliby sie glownymi udzialowcami zamieniajac swoj zebrany finansowy kapital na rzeczywisty kapital w formie fizycznej tj. nieruchomosci jak np: fabryka produkujaca prefabrykaty budowlane i jednoczesnie go pomnazajac. (przypowiesc z talentami) stajac sie de facto jego wlascicielem.

    Tak wiec, 100 pracownikow, ktorzy zebrali kwote z 50 miesiecy stali sie wlascicielami wlasnego zakladu produkujacego prefabrykaty budowlane, a wiec ich zasobnosc finansowa, bedzie rosla wprost proporcjonalnie do postepujacej produkcji, a tym samym ich emerytalne zabezpieczenie bedzie wzrastac, a jednoczesnie tych 100 pracownikow (wlascicieli fabryki) daje zatrudnienie conajmniej 200 innym i sila rzeczy tworzy tzw., rodzinne przedsiebiorstwo, ktore bedzie gwarantem tych 100 pracownikow do spokojnej i bezpiecznie finansowej starosci.

    Owszem, nasuna sie pytania dotyczace wiarygodnosci prowadzacego rachunki (skladki), wybierajacego najrozsadniejsze zainwestowanie zebranych funduszy czy prowadzacego (pilnujacego) powstale przedsiebiorstwo produkujace materialy budowlane. Generalnie, mysle, ze jest to juz kwestia dogadania sie i wzajemnego zaufania do samych siebie zwlaszcza ze gornicy, hutnicy czy stoczniowcy pracujac wiele lat wspolnie w tym samym zakladzie znaja sie i wiedza kto kim jest i na komu moga swoje ciezko zarobione pieniadze powierzyc.

    =============================
    jasiek z toronto

    http://polskawalczaca.com (Niezalezny Uniwersytet Internetowy)

  12. hypatia k.łyszczyński said

    premier tusk chce podnieść wiek emerytalny-czy zamknęłoby,czy zamknie to usta,a właściwie”maryje” tym,którzy są za eutanazją ludzi starych?

Sorry, the comment form is closed at this time.