Dziennik gajowego Maruchy

"Blogi internetowe zagrażają demokracji" – Barack Obama

  • The rainbow symbolizes the Covenant with God, not sodomy Tęcza to symbol Przymierza z Bogiem, a nie sodomii


    Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzić.
    Antoni Słonimski, poeta żydowski

    Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna... śmierć, jak śmierć... A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym
    Prof. Barbara Engelking-Boni, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, TVN 24 "Kropka nad i " 09.02.2011

    Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał duszę człowieka. I choć na zewnatrz jest to z pozoru ten sam człowiek, po jego czynach widzimy, że kieruje nim jakaś ukryta siła.
    Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w dupę, aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.
    Pod tą żółto-błękitną flagą maszerowali żołnierze UPA. To są kolory naszej wolności i niezależności.
    Petro Poroszenko, wpis na Twiterze z okazji Dnia Zwycięstwa, 22 sierpnia 2014
  • Kategorie

  • Archiwum artykułów

  • Kanały RSS na FeedBucket

    Artykuły
    Komentarze
    Po wejściu na żądaną stronę dobrze jest ją odświeżyć

  • Wyszukiwarka artykułów

  • Najnowsze komentarze

    Krzysztof M o Hydra podniosła łeb. Jak przez…
    Krzysztof M o Problemy techniczne
    Kurdemol o Wolne tematy (28 – …
    revers o Zgromadzenie Ogólne opowiedzia…
    UNI_T o Problemy techniczne
    UNI_T o Problemy techniczne
    Rura o Wolne tematy (28 – …
    Jacek o Problemy techniczne
    Yagiel o Wolne tematy (28 – …
    Kmieć z Odmętów o Problemy techniczne
    Yagiel o Problemy techniczne
    Peryskop o Problemy techniczne
    Yagiel o Wolne tematy (28 – …
    Kmieć z Odmętów o Problemy techniczne
    Peryskop o Opowieść o geodetach nieba, cz…
  • Najnowsze artykuły

  • Najpopularniejsze wpisy

  • Wprowadź swój adres email

    Dołącz do 708 subskrybenta

„Les Bleus sont là…” czyli widziałem wolnych Wandejczyków…

Posted by Marucha w dniu 2012-07-14 (Sobota)

Nie tak dawno, podczas budowy nowej drogi ukazały się pod Le Mans masowe groby żołnierzy Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej. Na ich kapotach wciąż tkwiły wizerunki Serca Jezusowego. Bitwa, której stoczenie historycy odsyłali w rejony mitu, okazała się rzeczywistością. Mer Le Mans, zdeklarowany lewicowiec, spytał wówczas: „jak mamy pochować waszych bohaterów?” Oto miara dzisiejszego sukcesu Wandejczyków.

Bitwa pod Le Mans. Repr. Wikimedia Commons

 … w Puy du Fou

Jedziemy (w ostatni weekend) ku Angers, Cholet, Nantes – aż do Puy du Fou. Nazwy wiele mówiące. To zwycięstwa, klęski i ludobójstwa w Angers i Nantes, i pod Cholet. Jedziemy ku owym klęskom i wiktoriom Wandejczyków, czyli Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej, która ośmieliła się stawić czoła dyktatowi WRF, to jest Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wandea wpierw zwyciężała, potem poniosła klęskę; na koniec nastąpiła krwawa zemsta WRF – pierwszy europejski holokaust. Upamiętniany dziś w Puy du Fou.

dzieje niepamięci: podziw dla ludu, potępienie dla idei

Republikańska Francja bardzo długo nie chciała tego upamiętnienia. Trwały wprawdzie pieśni i powieści o Wandei, trwała wandejska i szuańska legenda tudzież podziw dla waleczności wandejskich chłopów i bretońskich szuanów (czyli też chłopów). Victor Hugo w swojej „Legendzie wieków” poświęcił im piękne, wzruszające fragmenty, acz niestety – fragmenty smutne i fałszywe:

Wieśniacy! o! wieśniacy
      za złą idący sprawą;
Wszakeście Francji naszej
      nie okryli niesławą!
Wasi królowie, księża,
      wodze władnący wami
Byli jak zbóje – a wy –
      byliście rycerzami…
               [tu i dalej parafraza JK]

A zatem mowa o arystokratycznych i katolickich „zbójach” i chłopskich, uwiedzionych przez zbójów „rycerzach”. Ten stereotyp trwa pośród republikanów do dziś. Zaraz przypomina mi się mój francuski znajomy, który na wzmiankę o szuanach reagował zlepkiem inwektyw pod adresem zwolenników ancien régime’u, którzy w Bogu ducha winnych wieśniakach wzbudzili „obłęd ciemnej dziczy”. Tak też jest u Victora Hugo, który wszakoż swojego podziwu nie mógł powstrzymać:

…Przez mroki zabobonu,
      przez obłęd ciemnej dziczy
Rozświetlał duszę waszą
      blask święty, tajemniczy;
Promień jasny przebijał
      przez wasze zaślepienie:
Ja, banita, mam dla was
      i cześć – i rozgrzeszenie:
Ja, wygnaniec ze świata
      winienem być łaskawy
Dla was, co na tym świecie
      żyliście niczym zjawy.
Bracia! Walka złączyła nas
      zacięta – wzajemna:
Nas zwiodła przyszłość jasna –
      – was zwiodła przeszłość ciemna.

dzieje niepamięci: usprawiedliwienie zbrodni

Pod piórem Victora Hugo uwielbienie dla „jasnej przyszłości” miało usprawiedliwić ciemną zbrodnię – pierwsze w Europie zadekretowane urzędowo ludobójstwo. O tym już republikańskie podręczniki szkolne milczały. Dopominanie się o los Wandei, o pamięć niewinnych ofiar, o dziejową i zwyczajną, ludzką sprawiedliwość – kontrowano albo usprawiedliwieniem przemocy (wedle zasady „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”), albo milczeniem („mało istotny epizod”), albo tłumaczeniem, że gadanie o ludobójstwie to brednie frustratów.

W Puy du Fou usłyszałem opowieść o tym, jak to w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku pewien czołowy historyk francuski występując w telewizyjnej debacie z Filipem de Villiers (o którym za chwilę) wykpiwał tezy współczesnych Wandejczyków, wiernych rodzinnym opowieściom. Wielkie bitwy Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej? Fikcja! Może jakieś drobne potyczki i tyle. Ludobójstwo? Bajka! Zresztą, każda wojna jest okrutna, a wojna domowa zwłaszcza. Wandejczycy nie oszczędzali „niebieskich” (to jest żołnierzy rewolucji), zatem i „niebiescy” nie oszczędzali Wandejczyków. Koniec, kropka i nie przesadzajmy.

dzieje pamięci: denuncjacja zbrodni 

Jednakowoż w przededniu (a raczej przedleciu) dwusetnej rocznicy WRF prawica francuska wypuściła szereg ważnych książek – tych naukowych i tych przystępniejszych, które spopularyzowały wyniki nowych badań. Te książki zmąciły pewność czcicieli Rewolucji: ludobójstwo zostało udokumentowane. I to nie poprzez jakieś „ślady śladowe”, ale przez zapis kompletny, zachowany w archiwach. Legendy okazały się prawdziwe, mityczna eksterminacja rzeczywista i rzeczywiście ekstremalna. Lewicowi historycy pochylili karki, a rewolucyjne ludobójstwo trafiło na karty szkolnych podręczników.

Nie tak dawno podczas budowy nowej drogi ukazały się pod Le Mans masowe groby żołnierzy Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej. Na ich kapotach wciąż tkwiły wizerunki Serca Jezusowego. Bitwa, której stoczenie historycy odsyłali w rejony mitu, okazała się rzeczywistością. Mer Le Mans, zdeklarowany lewicowiec, wykonał wtedy telefon do Filipa de Villiers i spytał: jak mamy pochować waszych bohaterów? Oto miara dzisiejszego sukcesu Wandejczyków.

trochę antyrewolucyjnej historii 

W roku 1789 Wandejczycy powitali Rewolucję z otwartymi ramionami. Byli za „uzdrowieniem” monarchistycznej Francji, za zmianą niewygodnych układów, a wkrótce potem byli nawet za Republiką. Ale zaraz po tym „potem” okazało się, że reformy zastępuje dyktatura (by rzec współczesnymi słowy, dyktatura „lewicy laickiej”), zaś księża wierni papieżowi trafiają do więzień. I że król zostanie ścięty. Nadto zaś ogłoszono, że ci, którym się to wszystko nie podoba, pójdą w liczbie trzystu tysięcy w kamasze (proszę wybaczyć, że dokonuję tu myślowego skrótu), po to, aby utrwalać ten nowy porządek.

No i nastąpiła rewolta przeciw rewolcie. Arystokraci jej nie inspirowali; prześladowani księża – owszem. Więc arystokratów do udziału w antyrewolucyjnej rewolcie przymuszono, jako że to oni przede wszystkim umieli dowodzić. Pod ich dowództwem walczyli generalnie chłopi, owi „Grzegorze” (owo sławne: …Grzegorzu! bierz karabin, | Manierkę swoją zabierz… , zob. oryginał audio: http://www.youtube.com/watch?v=h1UvPTVjMNE )

Gdy Wielka Armia Katolicka i Królewska przepadła pod Cholet, wojna skończyła się pierwszym w europejskiej historii demokratycznie zadekretowanym ludobójstwem. „Piekielne kolumny” generała Turreau wzięły się za bezbronnych mieszkańców całej prowincji. Zresztą nie od razu, ale dopiero po otrzymaniu instrukcji z góry. Żołnierzom nakazano celowo i dokładnie oczyścić teren. Pod nóż, pod bagnet, w płomienie lub na dno (tutaj przywołuję owe „noyades de Nantes”, czyli „nantejskie pławienia”, urządzane w Nantes i w Angers w kadłubach wyranżerowanych statków) szli masowo i przeciwnicy, i zwolennicy Republiki. Wszystko po to, aby wypłukać ziemię z mieszkańców, którzy pamiętali niezwykły precedens buntu ludu przeciwko „władzy ludu”. Tę pamięć należało zniszczyć.

Tak samo nazwę prowincji urzędowo zmieniono: z „Wandea” (Vendée) na, by tak rzec, „Wanżej” (Vengé), co oznacza: „pomszczony”. W domyśle: pomszczona rewolucja. Opustoszały teren zamierzano zasiedlić wiernymi republikanami skądinąd. W odpowiedzi na tę akcję, postawiona pod ścianą prowincja – choć wycieńczona – znów chwyciła za broń, nie mając innego wyjścia. O owych to miesiącach mówi pieśń, której początek Rafał Ziemkiewicz uczynił nie tak dawno nagłówkiem serii felietonów: „les bleus sont là”. „Bleus” – to niebiescy (chodzi o kolor republikańskich mundurów). Jak to przełożyć na polski? Spróbowałem przerobić niebieskich na „onych”:

Oni już idą huczą działa
chłopcy azaliż nie strach wam?
– jedna nam trwoga pozostała
ażeby nie ucierpiał Pan

Oni zatańczą śród wesela
pijani we krwi waszych ran –
– wybawi nas krew którą przelał
Zbawiciel Jezus Chrystus Pan

hańbę zgotują waszym ciałom
honor i chwałę wydrą wam –
– jedyną naszą czcią i chwałą
Zbawiciel Jezus Chrystus Pan

chłopcy huk armat się natężył
naprzód zwycięstwo dajcie nam –
– my zwyciężymy gdy zwycięży
Zbawiciel Jezus Chrystus Pan

[zob. wersję audio: http://bilmo.net/mp3/562057/oni_juz_ida_le_bleus_sont_la_-_jacek_kowalski.html ]

Pokój powrócił do Wandei dopiero za Napoleona; mimo to Napoleon nie cieszy się u Wandejczyków dobrą sławą (jako cynik i uzurpator). A prawdziwa pamięć o Wandei została we Francji zniszczona. Wprawdzie wyczyny bretońskich szuanów i wandejskich dowódców trafiały do kabaretów i do kołysanek, z hitami znanego barda fin-de-siècle’u Teodora Botrela na czele, ale podręczniki nadal milczały. Aż przyszły wspomniane lata osiemdziesiąte wieku dwudziestego …

Puy du Fou

…i sprawa się mocno nagłośniła. Wtedy właśnie. Acz nie tylko naukowe książki sprawiły, że tragiczny los Wandei został skutecznie przypomniany. Na sukces złożyły się również inne przedsięwzięcia, a bodaj przede wszystkim artystyczna działalność Filipa de Villiers. Artystyczna, choć pół-kaskaderska, pół-cyrkowa i pół-literacka. W 1977 roku Filip postanowił stworzyć panoramiczne widowisko o tragediach Wandei i o dziejach Francji. Poetycką prozą i rymem napisał scenariusz. W prymitywnych, polowych warunkach wyreżyserował osobiście wielki spektakl. Siermiężne początki przyniosły sukces, który przeszedł wszelkie oczekiwania. Dziś widowisko to przyciąga półtora miliona widzów rocznie, a bierze w nim udział ponad tysiąc wolontariuszy pieszych i konnych. Zaś obok panoramicznego przedstawienia dziejów Wandei i Francji wyrosły spektakle dodatkowe – średniowieczne, starożytne, „wieku Ludwika XIV” i dziewiętnastowieczne, i inne. Proszę uwierzyć, że ten spektakl uwiódł republikańskich Francuzów i przyczynił się do (względnego, ale jednak) zwycięstwa pamięci. Do tego stopnia, że Serce Jezusa stało się logo departamentu Wandei.

Jacek Kowalski

PS: Więcej o Puy du Fou piszę tutaj:
http://korabita.salon24.pl/433165,rewolucja-francuska-klania-sie-najswietszemu-sercu-jezusa

http://www.pch24.pl

Komentarzy 38 to “„Les Bleus sont là…” czyli widziałem wolnych Wandejczyków…”

  1. GregorzT said

    Panie Gajowy,
    Przepraszam za off-topic ale krew sie gotuje jak cos takiego sie czyta
    http://www.haaretz.com/print-edition/news/jerusalem-s-armenians-outraged-as-city-approves-jews-only-parking-lot-in-old-city-1.410694
    Tak samo zrobiliby w Polsce gdyby mogli!

  2. RomanK said

    Kazda Rewolucja jest wynikiem dzialanie idoitow nie rozumiejacych , ze ewolucja jest naturalnym procesem.
    Historia Grzegorzy Wandei przypomina nam…. i kaze pamietac, ze ustepliwosc i godzenie sie ze Zlem.. w koncu i tak zmusza nas do walki na smierc i zycie..W najniekorzystniejszytm dla nas momencie- kiedy do obrony zostalo nam juz tylko nasze wlasne Czlowieczenstwo, dajce nam tylko ostania nadzieje na zbawienie duszy…i NIC wiecej!

  3. 166 bojkot TVN said

    2/RomanK
    ….i dlatego RomanK walczy o Polskę w Teksasie? To ma być wzór postawy dla Polaka?

  4. 166 bojkot TVN said

    http://wpolityce.pl/wydarzenia/32316-skoro-francja-moze-byc-silna-i-dumna-czemu-zdaniem-naszego-establishmentu-polska-nie-moze-zobacz-zdjecia

  5. Rysio said

    re 1. „…….Jerusalem’s Armenians outraged as city approves Jews-only parking lot in Old City…”

    A co tam pisze na tych znakach? Nur für Juden

    🙂

  6. RomanK said

    Bojkotko byl czas walczylem w Polsce..moge wrocic..jak i obiecasz, ze bedziesz pachc moj wozek w line wroga…ale uwazaj bede cie mial na powrozie:-)))) drugi raz popelnie tego samego bledu wierzac patriotom, takim- jak ty …na slowo:-)))

  7. 166 bojkot TVN said

    6/RK
    Żałosne ….

  8. centurion said

    Ad.5 Powinno się postawić takie niemiecko języczne tabliczki przed obozem Auswitz-Birkenau i wielu innych. „Konzentrations Lager Nur fur Juden”.

  9. 25godzina said

    Film pokazujący prawdziwy przebieg Marszu Niepodległości 2011 r.. i manipulacje mediów. Do realizacji obrazu przyczynili się uczestnicy i tym samym naoczni świadkowie Marszu Niepodległości 11.11.11. Dzięki nagraniom, uwiecznionym także telefonami komórkowymi, które następnie zostały umieszczone w Internecie – mogliśmy złożyć w całość reportaż pokazujący prawdziwy przebieg Marszu Niepodległości. Dziękujemy wszystkim, którzy 11 listopada 2011 r. rejestrowali to, co działo się w stolicy, podczas wielkiej patriotycznej manifestacji. „Niepodlegli” został zrealizowany dzięki obywatelskiej postawie świadków Marszu Niepodległości. To właśnie ta postawa pozwoliła zdemaskować zakłamanie mediów głównego nurtu!!!

    Reż. – Agnieszka Piwar, współpraca i montaż – Maciej T. Wasilewsk
    zdjęcia: Jan Bernat, Tomasz Dolecki, Mateusz Duzinkiewicz, Zbigniew Juźków, Jan Słupski, Maciej T. Wasilewski, Rafał Zapadka, Mateusz Duzinkiewicz, fotografie: Tomasz J. Kostyła,
    muzyka: Zespół „Legion”, z płyty A.M.D.G.,
    w filmie wykorzystano materiały: razem.tv, Niepoprawne Radio PL, kontestacjaTV, relebya.pl , oraz użytkowników serwisu YOUTUBE: polandmail, follows24, juzkowzbigniew, magnawola, mrBibularz, mrgwiazdapolarna

  10. Rysio said

    re 6. Buuuuuuuuuuuuuhaaaaaaahahahahaha!!!

    Może bojkotka dała by uciągnąć dwa wózki, wtedy mielibyśmy ją na dwóch powrozach.

    🙂

  11. Piotrx said

    cyt:
    “Rewolucję zawsze poprzedza rozkład narodu, “kryzys obywatelski”. Siły rewolucyjne dochodzą do głosu wówczas, gdy narodowi zaczyna brakować politycznych autorytetów. Działanie twórcze, służące rozwojowi kraju, zostaje zastąpione agitacją. To nie burdy uliczne stanowią główne niebezpieczeństwo dla narodu, ale AIDS ideologiczny, którym bez wątpienia jest filozofia liberalizmu. To zabójcza dla narodu próba służenia dwom panom na raz, którą podsyca interwencja ukrytych sił, jak sprzysiężenia masońskie i międzynarodowe organizacje. Siła rewolucyjnego sprzysiężenia jest zawsze większa niż widać to na pierwszy rzut oka. (…) Odpowiedzialność ponosi liberalizm duchowy elity narodu, który nie pozwala dostrzec powagi sytuacji. Uśpiony liberalizmem naród nagle staje przed groźbą pożarów i bandytyzmu. Jest zaskoczony i bezradny. Impet każdej rewolucji jest zaskoczeniem dla narodu. Jej zdyscyplinowane i bezwzględne oddziały, choć początkowo nieliczne, są w stanie rozbroić i opanować chwiejnych i chaotycznych, cichych i otwartych, zwolenników filozofii liberalizmu, urastając w ciągu jednej nocy w potęgę.”

  12. Isreal said

    ad 6, 10 i inne takie

    …kurczę , to Wy wszystkie prawie poza POLSKĄ……….
    ale przypał…………………..

    Nie. Ogromna większość wizyt w gajówce pochodzi z Polski – admin

  13. Piotrx said

    „Wandea” – Andzej Solak

    “Nie walczyłem dla ludzkiej chwały. Jeśli nie zdołałem przywrócić ołtarzy i tronu, to ich przynajmniej broniłem. Służyłem memu Bogu, memu królowi i mej Ojczyźnie.”*

    Karol Melchior de Bonchamps, wódz Wandejczyków, na łożu śmierci.

    10 marca 1793 r., ludność departamentu Wandea w zachodniej Francji, żarliwie katolickiej i rojalistycznej la Vandée, ruszyła do boju “za Wiarę i króla” przeciw rewolucyjnym władzom w Paryżu. “Musimy walczyć, bo Republika nas zmiażdży. Rzeczą kobiet jest modlić się. My, mężczyźni, musimy się bić!”* – zadeklarował przywódca zrywu, Jakub Cathelineau.

    ***

    Cztery lata wcześniej tłum podburzonych paryżan wziął szturmem Bastylię – stare królewskie więzienie – uwalniając siedmiu przebywających w nim kryminalistów. Radośnie fetowano owe “ofiary despotyzmu”, z dumą obnoszono na pikach odrąbane głowy obrońców – żołnierzy z regimentu wojskowych inwalidów.… Tak rozpoczęła się Rewolucja Francuska, zwana Wielką. Wydarzenia nabrały wkrótce tempa. W ciągu trzech lat obalono monarchię, proklamując powstanie Republiki. Z ogromną furią zaatakowano Kościół Katolicki. Zamordowano 3 tysiące duchownych, 40 tysięcy deportowano. Burzono i profanowano świątynie i klasztory. Na miejsce chrześcijańskiego kalendarza wprowadzono nowy, pogański.

    Rozpoczęło się polowanie na prawdziwych i domniemanych wrogów Rewolucji. W ciągu kilku lat gilotyna – sławna “brzytwa narodowa” – ścięła siedemnaście tysięcy głów. “Kontrrewolucjonistów” zsyłano do obozów koncentracyjnych w Gujanie, zwanych “suchą gilotyną”, w których umierało 70 % deportowanych oraz do kazamatów na wyspie Ré, gdzie wskaźnik śmiertelności wśród więźniów dochodził do 50 %. Wszędzie wybuchały krwawe pogromy – w jednej tylko “masakrze wrześniowej” (1792) w Paryżu z rąk rewolucyjnego motłochu poniosło śmierć 1400 osób, w tym 220 księży oraz wielu chorych, starców i niedorozwiniętych dzieci, wywleczonych z kościelnych szpitali i przytułków. W styczniu 1793 r. spod ostrza gilotyny spadła głowa “obywatela Kapeta” – króla Ludwika XVI. Niedługo potem władze ogłosiły przymusowy pobór 300 tysięcy rekrutów do swej armii, która miała rozpalić rewolucyjny pożar w całej Europie. Były to krople, które przelały kielich goryczy u szczerych katolików i monarchistów. Departament Wandea chwycił za broń.

    ***

    Wandejczyków rozpalał duch prawdziwie religijnej krucjaty. Pomni tradycji wojen z protestantami z XVI i XVII wieku, w których zasłynęli nieugiętą walecznością, szli do boju odmawiając różaniec. Na piersiach nosili szkaplerze z Najświętszym Sercem Jezusa – które rychło stało się ich Symbolem. Przyjęli nazwę – Armia Katolicka i Królewska (Armée Catholique et Royale)

    ***

    Rewolucyjne władze początkowo lekceważą „bandytów z Wandei”. Niesłusznie – powstańcy atakują z niezwykłym męstwem, a ich postawa znajduje żywy oddźwięk w całym kraju. Do Wandejczyków dołączają szuani – chłopscy partyzanci z Bretanii i departamentu Mayenne. Mnożą się bunty i spiski rojalistów – ramię przy ramieniu walczą chłopi, szlachta i mieszczanie, zadając kłam propagandzie rewolucjonistów. Wkrótce wojna domowa ogarnia 53 departamenty.

    Rządzący Francją Komitet Ocalenia Publicznego rzuca wszystkie siły do zdławienia rebelii. Zaostrza się terror – obsługa gilotyn pracuje bez wytchnienia. Po strajkach tkaczy w Lyonie, największym ośrodku przemysłowym Francji, stracono bądź deportowano 60 tysięcy robotników – połowę ludności miasta!

    Przy odbijaniu z rąk rojalistów Tulonu szlify zdobywa Napoleon Bonaparte, naonczas kapitan artylerii w służbie Republiki. Żądny kariery przyszły “cesarz Francuzów” donosi uniżenie rewolucyjnym satrapom: “(…) brocząc jeszcze we krwi zdrajców, donoszę Wam z radością, że rozkazy Wasze spełnione, Francja pomszczona. Ani wiek, ani płeć oszczędzonymi nie były. Ci, których okaleczyły tylko armaty republikańskie, rozsiekani zostali mieczami wolności i bagnetami równości…” Pod tym kwiecistym raportem widnieje podpis: “Brutus Bonaparte, obywatel sankiulota…”**

    Zwolennik radykalnego komunizmu, Babeuf, postuluje, by przez wzmożoną akcję gilotynowania rozwiązać problem przeludnienia Francji oraz kłopotów z wyżywieniem ludności. Władze, najwyraźniej, stosują się do tej rady, a wśród wysłanych na szafot jest i Babeuf. W rewolucyjnej gorączce szczury zaczynają zagryzać się nawzajem – w iście gangsterskich porachunkach giną wszyscy ważniejsi przywódcy Rewolucji, w tym Danton i Robespierre. Ale dla Wandei nie ma to większego znaczenia. Na Wandeę wydano wyrok śmierci.

    ***

    Zgodnie z rozporządzeniami władz „wandejscy bandyci” mają być wyjęci spod prawa, zabijani zaraz po schwytaniu. 1 sierpnia 1793 r. wchodzi w życie dekret o eksterminacji Wandei

    “– Zniszczcie Wandeę, a uratujecie Ojczyznę – grzmi z rewolucyjnej trybuny mówca Barére. – Trzeba wyniszczyć doszczętnie tę buntowniczą rasę, podpalić ich lasy, ściąć zbiory, zniszczyć ich stada!”*

    Na Wandeę uderzają nieprzeliczone armie, w tym dwanaście budzących grozę “kolumn piekielnych” generała Turreau. Miasta i wioski buntowniczego departamentu wycinane są w pień. Po raz pierwszy w nowożytnych dziejach ateistyczno-pogańskie państwo realizuje planowo ludobójstwo swych katolickich poddanych. Żołnierze republikańscy rozpruwają brzuchy ciężarnym kobietom, obnoszą dzieci na ostrzach bagnetów, rozcinają szablami noworodki, a ich dowódcy paradują w spodniach uszytych ze skóry Wandejczyków. Rewolucjoniści zatruwają studnie arszenikiem, na szeroką skalę stosują też gazy trujące, a przysłani przez Paryż “naukowcy” eksperymentują nad gospodarczym wykorzystaniem ludzkiego tłuszczu… Rewolucjonista Carrier, po utopieniu w Loarze pięciu tysięcy skazańców, stwierdza z zachwytem: “– Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!”*

    ***

    A Wandea broni się, zachwycając męstwem i rycerską postawą. Z czasem walka staje się coraz brutalniejsza – przerażające okrucieństwo sług Rewolucji wywołuje chęć odwetu. Po bitwie pod Chemille, kiedy to rozgromiono republikańską armię generała Berruyera, tłum zbrojnych w topory Wandejczyków udaje się do stodoły, zamienionej w prowizoryczny obóz jeniecki; czterystu schwytanych rewolucjonistów ma spotkać okrutna kaźń. Nie spotka – jeden z wandejskich wodzów, Maurycy d’Elbée, staje na drodze swych żołnierzy. Przypomina dawno wypowiedziane słowa: “– I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!” W stodole zapada cisza, przerywana tylko szeptami przerażonych jeńców. “– Jako i my odpuszczamy!” – powtarza z mocą d’Elbée. Powstańcy wycofują się; jeńców uwolniono. Tego samego Maurycego d’Elbée, wziętego potem do niewoli, bezlitosna Rewolucja wyśle przed pluton egzekucyjny…

    ***

    Insurekcja upada, choć ostatnie grupy nieprzejednanych walczyć będą po lasach do 1800 r. Przywódcy Powstania nie żyją – Cathelineau i la Rochejacquelein polegli w walce; d’Elbée, Stafflet i de Charette zostają rozstrzelani; de Bonchamps umiera z odniesionych ran – przed śmiercią prosi swych żołnierzy o darowanie życia 5 tysiącom jeńców.

    Republikański generał Westermann, zwany Rzeźnikiem, donosi z dumą Paryżowi: “Nie ma już Wandei, obywatele republikanie. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą. (…) Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów. My nie bierzemy jeńców (…) litość to nie jest rewolucyjna sprawa”***.

    ***

    W wojnie domowej, zapoczątkowanej powstaniem w departamencie Wandea, życie straciło ponad 400 tysięcy osób. Gdy doliczymy jeszcze ofiary Terroru, wojen rewolucyjnych i imperialnych, okaże się, że Rewolucja przyniosła śmierć dwóm milionom samych tylko Francuzów.

    ***

    Departament Wandea legł w zgliszczach. Cena za wierność Kościołowi i koronie okazała się straszna. Czy zatem warto było stanąć do walki przeciw okrutnemu przeciwnikowi, bez szans na zwycięstwo?

    Podziw dla rycerskiego przeciwnika, współczucie dla pokonanego wroga – nieobce były nawet niektórym republikańskim oficerom.

    – Ileż heroizmu na próżno! – ubolewali po schwytaniu, skazanego potem na śmierć, wandejskiego wodza, Franciszka de Charette.

    – Nic nie idzie na próżno! – odpowiada nieugięty Charette. – Nigdy!*

  14. Piotrx said

    „Zabiłam Antychrysta!” – Andrzej Solak

    „Fałszywie pojęte uczucie litości powstrzymuje was przed zadawaniem ciosów, i z tego powodu miliony waszych braci stracą życie” (Jan Paweł Marat)

    „Zabiłam jednego człowieka, żeby uratować sto tysięcy” (Karolina Corday d’Armont)

    Jan Paweł Marat, urodzony w 1743 r. w okolicach Neuchatel (Szwajcaria), był prawdopodobnie największym łajdakiem, jakiego wydała ziemia Helwetów. Zaczynał całkiem szacownie, jako lekarz (studia medyczne w Anglii, praktyka w Londynie i w Paryżu). Próbował swych sił w roli naukowca. Nie dokonał żadnych wiekopomnych odkryć, mimo przechwałek, iż „dotarł do kresu możliwości ludzkiego umysłu”.

    Wstąpił do masonerii, zaś po wybuchu Rewolucji Antyfrancuskiej (1789) szybko znalazł się w ścisłej czołówce burzycieli starego porządku. „Z tego niedowartościowanego grafomana i mitomana rewolucja zrobiła maniakalnego mordercę” (Gaxotte). Jako deputowany do Konwentu oraz redaktor naczelny pisma „L’ami du peuple” („Przyjaciel Ludu”) nieustannie zagrzewał do bezpardonowej rozprawy z Kontrrewolucją. Znalazł legion wyznawców, gotowych zabijać za sześć franków dziennie plus obietnicę bezkarnego rabunku.

    „- Ten wściekły piwniczny szczur, co wyszedł na światło dzienne, kiedy przestały mu wystarczać ścieki, a następnie zaczął pożerać wszystko na swojej drodze, był typowym przedstawicielem hołoty z tawern i burdeli, która zawsze egzystowała w ukryciu, żyjąc z rabunku i mordów”(Durschmied).

    „Miejcie litość!”

    Spośród niezliczonych zbrodni Marata jedną z najohydniejszych były głośne „masakry wrześniowe”. „- Skontrolujcie więzienia, mordujcie szlachtę, księży, bogaczy, pozostawcie po sobie tylko trupy i krew!” – wzywał redaktor naczelny „Przyjaciela Ludu”.

    2 września 1792 r. przed opactwem Saint-Germain-des-Près tłum sympatyków Marata zatrzymuje trzy powozy, przewożące katolickich księży. Jeden z kapłanów opuszcza swój wehikuł, odważnie wkracza w ciżbę. Prosi: „- Miejcie litość!” Cios szabli powala go na bruk. Horda poczuła krew, wdziera się zaraz do powozów, wywleka z nich 23 księży, morduje ich makabrycznie. Potem rusza do pobliskiego klasztoru karmelitów, przekształconego w więzienie dla opornych duchownych. Tutaj brutalna egzekucja trwa kilka godzin, w robocie są siekiery, pałki, piki. Gdy umazani krwią mordercy opuszczają monaster, klasztorna studnia zapchana jest ciałami 190 kapłanów.

    A horda rzuca się na więzienia Châtelet, l’Abbaye, la Force, zapełnione „wrogami ludu”, zamieniając je w szlachtuz. W l’Abbaye masakrę rozpoczęła kaźń dwóch osiemdziesięcioletnich starców, opatów Lenfanta i Rastignaca. Przed śmiercią obaj wyspowiadali się nawzajem; poćwiartowano ich szablami.

    Na ulicy Pavèe w ręce motłochu wpada księżniczka Maria Teresa de Lamballe, przyjaciółka królowej. Gwałciło ją po kolei „kilkudziesięciu brudnych mężczyzn” (Durschmied). Następnie wyrwano jej serce i odrąbano głowę, obnoszoną potem triumfalnie na ostrzu piki (serce, po wyciśnięciu zeń krwi do puchara, który zaraz wychylił jakiś szaleniec, zostało upieczone i pożarte w pewnej paryskiej gospodzie…).

    Horda uderza na Bicêtre i Salpêtrère, przytułki dla bezdomnych i upośledzonych dzieci oraz nieletnich prostytutek. Historyk Pierre Gaxotte, który opisał przecież szczegółowo wiele rewolucyjnych okrucieństw, tym razem stwierdza, z budzącą grozę powściągliwością: „W Bicêtre i Salpêtrère (…) rozgrywały się rzeczy nie do opisania.”

    Rewolucyjny wampiryzm

    „Niech krew nieczysta zrosi nasze niwy” – głosiła Marsylianka. Rewolucjonista Hébert odnotował z przerażającym entuzjazmem, iż Jan Paweł Marat codziennie spożywa na śniadanie kilka kwart ludzkiej krwi. Słowa te niekoniecznie musiały być metaforą. Istnieje sporo udokumentowanych świadectw rewolucyjnego, rytualnego wampiryzmu z tamtych lat, na czele z głośną sprawą z Nantes, gdzie wstępujący w szeregi maratowego komitetu rewolucyjnego musieli, w celach inicjacji, wypić wpierw szklankę ludzkiej krwi.

    Niezależnie od swych upodobań smakowych, Marat zdradzał chorobliwą fascynację ową czerwoną cieczą. „Masakry wrześniowe” podsumował uwagą, będącą kwintesencją rasizmu klasowego: „Sprawiedliwym i ludzkim czynem jest przelanie kilku kropel krwi nieczystej, by zapobiec popłynięciu potoków krwi czystej”. Przelanej posoce przyznawał właściwości zapładniające, użyźniające glebę Nowego Wspaniałego Świata: „Krew i łzy są potrzebne, aby ci, co przyjdą po nas, mogli zbierać radosne plony.”

    Z równą natarczywością domagał się Marat odrąbywania ludzkich głów. W 1789 r. zadowoliłoby go jeszcze zdekapitowanie pięciuset bliźnich. Podobnie w roku następnym, gdy pisał: „Pięćset lub sześćset ściętych głów zapewni nam pokój, wolność i szczęście”. Od roku 1791 pokochał wielkie liczby: żądał pięciu tysięcy głów, potem dwudziestu, stu, dwustu siedemdziesięciu trzech tysięcy, wreszcie pół miliona!

    Judyta

    8 lipca 1793 r. w Caen, do dyliżansu udającego się do Paryża, wsiadła 25-letnia Karolina Maria Anna Corday d’Armont. Pobożna, dobrze ułożona normandzka szlachcianka, córka siostrzenicy Corneille’a, wielbiła cnoty starożytnej Sparty i Rzymu. Rozczytywała się w Plutarchu, choć nie gardziła też Rousseau. W jej rodzinnym Caen (mieszkała tam u ciotki, pani de Bretteville) wysłuchiwała stale pomstowań na okrucieństwo sług Rewolucji. Jednakże mocni w gębie politycy, miast przejść od słów do czynów, poprzestawali na utyskiwaniu. Gdy w Caen padło hasło zbrojnego marszu na Paryż, zgłosiło się ledwie 17 chętnych.

    Karolina udała się tedy do stolicy sama, by dokonać czynu, na jaki nie poważył się żaden mężczyzna. Jak niegdyś Joanna d’Arc, jechała ku swemu przeznaczeniu, wykonać polecenie, przekazane jej przez Głos z Nieba.

    W Paryżu wynajęła pokój w hotelu przy Vieux Augustins. Nie tracąc czasu udała się na poszukiwania herszta sankiulotów.

    Marat mieszkał wtedy w domu nr 20 przy ul. Cordeliers, u panny Evrard, niewiasty młodszej od niego o całe dwie dekady. Codziennie zażywał tam leczniczych kąpieli; godzinami przesiadywał w miedzianej wannie, lecząc chorobę skóry. „Niewinnie przelana krew najwyraźniej mu nie służyła” (Reouven). Wielki rewolucjonista cierpiał na ostrą opryszczkę (wedle legendy, jaką sam rozpowszechniał, choroby nabawił się w paryskich kanałach, w których ukrywał się rzekomo przed policją tyrańskiej monarchii…). Nawet jednak w kąpieli nie zaniedbywał rewolucyjnych obowiązków; układał wtedy listy skazanych na śmierć (pisał na desce opartej o krawędzie wanny).

    Śmierć za dwa franki

    13 lipca 1793 r. o godzinie 10.30 Karolina Corday wchodzi do mieszkania przy ul. Cordeliers. Młoda, pełna uroku dziewczyna nie miała kłopotu z dotarciem do wodza sankiulotów. Marata otaczał stale wianuszek niewiast, oględnie zwanych „współpracownicami”.

    Panna Corday zastaje „przyjaciela ludu” w kąpieli. Służba dyskretnie opuszcza łaźnię, zostawiając gospodarza i jego gościa samych. Karolina oświadcza, że przybyła zdradzić nazwiska kontrrewolucjonistów z Caen. Marat jest zachwycony, chce zaraz sporządzić listę proskrypcyjną. Wykrzykuje: „- Wyślę ich wszystkich na gilotynę!”.

    Karolina odziana jest w białą suknię, której kolor zlewa się z naturalną bladością jej twarzy. Ta panna w bieli jest teraz dla Marata aniołem śmierci. Wydobywa spod sukni nóż, zatapia go w piersi „przyjaciela ludu”. Ostrze przebija płuco i aortę. Woda w wannie szybko czerwienieje… Marat wrzeszczy z bólu, wzywa pomocy. Do łaźni wpada zaraz gromada „współpracownic” oraz odźwierny. Rzucają się na zabójczynię, katując ją niemiłosiernie. Nikt już jednak nie powstrzyma życia uchodzącego z ich bożyszcza.

    Karolina posłużyła się długim, rzeźnickim nożem (kupiła go za dwa franki w sklepiku przy ulicy Valois). Pół roku wcześniej, na posiedzeniach Konwentu, w trakcie haniebnego „procesu” Ludwika XVI, tłum zwolenników Marata wrzeszczał z galerii dla publiczności:

    – Dajcie nam głowę tej tłustej świni!

    Teraz ich idol, Jan Paweł Marat, „wściekły piwniczny szczur”, umierał śmiercią zarzynanego wieprza.

    Głos z Nieba

    Władze doszukiwały się spisku i inspiracji. Spekulowano, że impulsem do zamachu mogły być mowy przywódcy żyrondystów, Jakuba Piotra Brissota, który grzmiał onegdaj w Caen, pod maratowym adresem: „- To potwór pozbawiony uczuć, okrutny, nie mający żadnych hamulców. Powiada, że spadnie trzysta tysięcy głów (…) człowiek, którego dusza unurzana jest w krwi i brudzie, człowiek stanowiący hańbę dla rodzaju ludzkiego i rewolucji…”

    Niektórzy wskazywali po cichu Robespierre’a, „cnotliwego eunucha” (określenie Dantona), który serdecznie nienawidził „przyjaciela ludu”, konkurując z nim w walce o rząd dusz motłochu. Podejrzewano też, oczywiście, rojalistów…

    Żadnego spisku nie było. Była, owszem, inspiracja, której źródło znajdowało się poza zasięgiem sług gilotyny. Karolina, gorliwa katoliczka, na krótko przed śmiercią wyznała przyjaciółce, że usłyszała głos Wyższej Istoty, nakazujący jej uwolnić świat od Antychrysta.

    Marata pochowano uroczyście, w obecności całego Konwentu, w sztucznej grocie w Tuileries, w miejscu „chwalebnej” masakry 900 obrońców starego porządku (10.VIII.1792). Serce wodza umieszczono pod sklepieniem w Klubie Kordelierów. W kościołach, w miejsce usuniętych portretów świętych, wieszano konterfekty tego „męczennika wolności”. Jego popiersie straszyło z niezliczonych kolumn, rzekome cnoty wysławiał teatr. We wrześniu 1794 r. Zgromadzenie podjęło decyzję, by zwłoki rewolucjonisty przenieść do Panteonu. Wyrzucono je stamtąd już po czterech miesiącach, gdy powiały inne polityczne wiatry…

    Na razie jednak truchło „wściekłego szczura” jest dla sankiulotów największą świętością. Za uchybienie pamięci wodza grozi kara śmierci. Pewnemu małżeństwu lalkarzy, właścicieli teatrzyku z Champs-Elysées, odrąbano głowy, bo serwowali widzom występy urodziwej kukiełki – podobizny Karoliny Corday – wykrzykującej bluźnierczo: „- Precz z Maratem!”

    Madmoiselle Corday

    Karolina przyjęła z godnością wyrok śmierci. Zakochana w antyku, napisze w pożegnalnym liście do rodziny: „- Pragnę już spotkać się z Brutusem na Polach Elizejskich”. Prowadzonej na miejsce kaźni zarzucono na ramiona strzęp czerwonej tkaniny. Tak, wedle prawa, znakowano skazanych ojcobójców (paryskie elegantki z upodobaniem będą potem nosiły czerwone szale á la Charlotte Corday…). Gdy było już po wszystkim, kat chwycił za włosy głowę pięknej zabójczyni, uniósł ją wysoko i – na oczach tłumu – uderzył ją w twarz…

    Tymczasem machina jakobińskiego terroru rozkręca się. Spod ostrza gilotyny głowy kontrrewolucjonistów spadają „jak grad piłek”. W Loarze toną barki, pełne katolickich księży („- Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!” – stwierdzi z uznaniem jakobin Carrier), nad rojalistycznym Tulonem pastwi się „Brutus Bonaparte, obywatel sankiulota” (“…brocząc jeszcze we krwi zdrajców, donoszę Wam z radością, że rozkazy Wasze spełnione, Francja pomszczona. Ani wiek, ani płeć oszczędzonymi nie były. Ci, których okaleczyły tylko armaty republikańskie, rozsiekani zostali mieczami wolności i bagnetami równości…”), pod bagnetami żołdactwa ginie nieujarzmiona Wandea – ale wśród oprawców zabraknie fanatycznego apologety zbrodni.

    Rewolucyjnej hydrze odcięto jeden z najjadowitszych łbów.

    ***

    O „Madmoiselle Corday” napisał Zbigniew Herbert:

    „Należy jej się pomnik, lub przynajmniej obelisk

    za to, że cała była z mitycznych czasów,

    kiedy autorzy greccy, albo rzymscy

    i czytelnicy przy lampie oliwnej lub świecy

    pakt zawierali i mocno wierzyli,

    że obrona wolności jest rzeczą chwalebną.

    Panna Corday po nocach czytała Plutarcha

    książki brano na serio.”

    „Nowa Myśl Polska” 22-29 sierpnia 2004

  15. jowram said

    Tak więc, drodzy przyjaciele, dla przyszłości Kościoła, podejmijmy krucjatę na rzecz Mszy łacińskiej, krucjatę na rzecz Mszy wiecznej, sprawowanej w języku Kościoła. Zrzućmy jarzmo władzy okupacyjnej, obcy język, który wdarł się do sanktuarium. Powróćmy do Mszy po łacinie, Mszy naszych przodków.
    Wówczas staniemy się świadkami odnowy Kościoła, jego odrodzenia się z popiołów powszechnego zniszczenia, będącego owocem reform liturgicznych. Naprawdę ujrzymy nową wiosnę Kościoła – Kościoła powracającego do szat swej młodości, do języka i liturgii, które dał nam biskup Rzymu. Zobaczymy Kościół odzyskujący dawne siły, przeobrażony jak sam Zbawiciel na Górze Tabor, jego szaty staną się znów nieskalane, lśniące jak słońce, gdy obleczony będzie w język, który zawsze był jej własnym językiem, plenum gratiae et veritatis, pełen łaski i prawdy.

  16. albtps said

    Przypomniałem sobie „O albigensach, inkwizytorach
    i trubadurach” Z. Herberta z tomu „Barbarzyńca w ogrodzie.” Cytat:

    „Podróżując po południowej Francji, raz po raz natrafiamy na ślady albigensów. Znikome ślady — ruiny, kości, legenda.
    Byłem świadkiem dyskusji, w czasie której uczeni profesorowie brali się za uczone głowy właśnie z powodu albigensów. Jest to na pewno jedna z najbardziej kontrowersyjnych kwestii we współczesnej mediewistyce.

    Warto może zatem przyjrzeć się bliżej tej herezji wytępionej w połowie XIII wieku.

    Fakt ten łączy się bezpośrednio z powstaniem potęgi francuskiej na gruzach księstwa Tuluzy. Dzień, w którym dogasały stosy Montsegur, był dniem ugruntowania mocarstwa Franków. Zniszczono w sercu chrześcijańskiej Europy kwitnącą cywilizację, w łonie której dokonywała się ważna synteza pierwiastka Wschodu i Zachodu. Wytarcie z mapy religijnej świata wiary albigensów — która mogła odegrać potężną rolę w kształtowaniu duchowego oblicza ludzkości, jak buddyzm czy islam — łączy się z powstaniem działającej przez wieki instytucji zwanej inkwizycją. Nic więc dziwnego, że ten węzeł zagadnień politycznych, narodowych, religijnych rozpala namiętności i niełatwy jest do
    rozplatania.”
    […]
    „Potężny wąż ludzi, koni, żelastwa, ciągnący się kilometrami, samym swoim wyglądem budził przerażenie. W skład armii wchodzą Flamando-wie, Normandowie, Burgundczycy, Francuzi i Niemcy. Prowadzą ich biskupi, arcybiskupi, diuk Burgundii Eudes II, książęta Nevers, Bar i Saint–Pol, baronowie i rycerze cieszący się sławą wojenną, tacy jak Szymon de Montfort i Guy de Levis.
    Uzupełnieniem tej siły zbrojnej są sierżanci, pachołkowie, a także najemni żołdacy, moc przeraźliwa ibezwzględna, znana każdej średniowiecznej armii, rekrutująca się spośród rzezimieszków łaknących
    mordu i rabunku. Najbardziej cenieni najemnicy pochodzili z kraju Basków, Aragonii i Brabancji. Były to niziny w hierarchii wojskowej,
    ale militarnie czynnik często decydujący. Jeśli dodać do tego jednostki pomocnicze i rzesze pielgrzymów zwabionych nadzieją pobożnej kontemplacji stosów — cyfra trzysta tysięcy podawana przez
    ówczesnych historyków nie wydaje się niemożliwa, zakładając, że armia samych rycerzy stanowiła w tej masie nieznaczny procent (jak stosunek czołgów do piechoty w armii współczesnej).
    Pierwszym seniorem wystawionym na miecze krzyżowców był wicehrabia Carcassonne i Beziers,dwudziestopięcioletni Rajmund-Roger z rodu Tren-cavel. Przerażony postępami wrogiej armii usiłuje
    paktować z legatem papieskim. Bez skutku. Ciężka maszyna wojenna, „armia, jakiej nigdy nie widziano”, raz wprawiona w ruch nie da się zatrzymać. Rajmund-Roger zamyka się w Carcassonne, a krzyżowcy dawną rzymską drogą zbliżają się do Beziers.”
    […]
    „ArnaudAmaury, legat papieski, gdy mu w czasie walk zwrócono uwagę, że w liczbie masakrowanych znajdują się na pewno także katolicy, miał odpowiedzieć: „Zabijajcie wszystkich, a Bóg rozpozna swoich”. Słynne to powiedzenie większość historyków uważa za apokryf, przytacza je bowiem kronikarz z XIV wieku Cezary z Hei-sterbachu. Być może, że Arnaud Amaury, człowiek tępy raczej niż cyniczny, wypowiedział tylko połowę zdania. W każdym razie powiedzenie stanowi znakomity komentarz do wydarzeń.”

    Powyższy cytat nie znaczy, że chciałbym umniejszyć tragedię wandejczyków i pochwalać „armię rewolucji.” Raczej przypomnieć o podobnej, ciemnej karcie historii, tym raze zapisanej przez.. No właśnie. Czy jakakolwiek religia, historycznie, ma „czyste ręce”?

  17. […] Nie spodziewał się, zaiste, francuski król Karol V – pomimo przydomka Mądry – że wzniesiona przezeń w Paryżu twierdza zdobędzie międzynarodową i ponadczasową sławę. Tym mniej się tego spodziewał zasiadający cztery wieki później na paryskim tronie Ludwik XVI, tymczasem to właśnie za jego panowania staruszka Bastylia stała się miejscem narodzin mitu – niebezpiecznego, destruktywnego, kłamliwego, ale jakże żywotnego. Kłamstwo Bastylii stanowi akt założycielski Nowego Wspaniałego Świata. Kłamstwo Bastylii dało bowiem początek kłamstwu Wandei, to z kolei zapoczątkowało kłamstwo „wiosny ludów”, z którego zrodziło się kłamstwo komuny paryskiej, skutkujące kłamstwem „Aurory”. I tak dalej – przez kłamstwo darwinizmu, kłamstwo dekolonizacji, kłamstwo sprawiedliwości społecznej, kłamstwo rewolucji obyczajowej, aż do… no, właśnie – dokąd nas to zaprowadzi? http://www.pch24.pl/mit-bastylii,4252,i.html#ixzz20aqRBNiQhttps://marucha.wordpress.com/2012/07/14/les-bleus-sont-la-czyli-widzialem-wolnych-wandejczykow/#more… […]

  18. Centuria said

    Re 16: Warto dodać kilka szczegółów. Albigensi żyli sobie dostatnio i nikomu nie szkodzili. Arnaud Amaury to był zaś przechrzta, ktory katolikiem stał się po odrzuceniu judaizmu. Chodziło o przejęcie dostatku Albgensów. Tych, którzy ocaleli, wypędzono z miasta nago. Wśród Albigensów sporo było żydow i ci się uratowali,a nawet stali się bogatsi. Sam Tranceval Żydom ufał i chętnie się nimi otaczał. I znowu mamy typowy Modus Operandi – „starsi bracia” pasożytuja na tubylcach i na nich sie dorabiają. Pewnie wiele pomogło to, że mieli swojego z dojściem do papieża Innocentego III.

  19. za said

    Trochę z innej beczki:
    http://niedzisiejszy.nowyekran.pl/post/63473,cenzura-wobec-brutalnej-napasci-na-polke

  20. Polak z USA said

    To dziwne,ze nikt wyzej nie zapodal kto faktycznie nie tylko WRF wzniecil i finasowal ale pozniej kolejne po niej i to w calym swiecie az po dzisiejszy swiat rebelli ,gwaltow i zaboru cudzego mienia.

    Znacie taki narod rozlazly po calym swiecie ,ktory nie potrafi w zgodzie i sprawiedliwosci zyc z innymi narodami ?

    Ten narod uzurpuje sobie nawet „wybranstwo boga” !
    Ten narod zasluguje na prawdziwy i OSTATECZNY HOLOKAUST !!!

    Aby juz wiecej nie sklocal calych narodow i pasl sie na ludzkiej krzywdzie .

    Ostrzegam przed wyrażaniem podobnych poglądów, które kwalifikują się do prokuratury. – admin

  21. albtps said

    Re: 18 Centuria

    Czy mógłby Pan/Pani podać jakieś źródło potwierdzające Pana/Pani wpis? Chodzi mi o przechrztę i ocalałych żydów. (Pytam poważnie, bez złośliwych intencji.)

  22. Piotrx said

    o albigenasach już było w Gajówce i wcale nie byli tacy niewinni i nieszkodliwi

    Spisek przeciwko Kościołowi (3)

  23. albtps said

    Re:22 Piotrx
    Bardzo dziękuję za link. Jestem tu (w Gajówce) raczej „nowy”.

  24. p.e.1984 said

    Polak z USA
    Znacie taki narod rozlazly po calym swiecie ,ktory nie potrafi w zgodzie i sprawiedliwosci zyc z innymi narodami ?
    Ten narod uzurpuje sobie nawet “wybranstwo boga” !
    Ten narod zasluguje na prawdziwy i OSTATECZNY HOLOKAUST !!!

    Żaden naród jako całość nie zasługuje na taką formę odpowiedzialności zbiorowej (i rzadko kiedy na jakąkolwiek formę odpowiedzialności zbiorowej). Konkretni zbrodniarze zasługują na kary adekwatne do ich czynów. Nie wiem, dlaczego ta wypowiedź, ewidentnie kwalifikująca się do prokuratury (w każdym kraju cywilizowanym, a nie tylko kolonialnej Polsce), nie została dotąd usunięta albo stosownie skomentowana. Chyba, że „Polak z USA” pisze z siedziby ADL i potrzebuje właśnie materiału na donos o „polskich nazistach”.

  25. Marucha said

    Re 24:
    Zgadzam się z P.E.
    Wypowiedź „Ten narod zasluguje na prawdziwy i OSTATECZNY HOLOKAUST !!!” kwalifikuje się nie tylko do usunięcia, ale i do prokuratury.
    Z powodu niedopatrzenia admina przedostała się na forum.
    Jest to albo głupota, albo prowokacja.

  26. albtps said

    Re: 24 P.e.1984
    Najzupełniej się z Panem zgadzam. Takie wpisy powinny być natychmiast usuwane lub opatrzone stosownym komentarzem. „Chyba, że “Polak z USA” pisze z siedziby ADL i potrzebuje właśnie materiału na donos o “polskich nazistach”. Ale jest to metoda: w Polsce śpią (5:55 rano) więc puszcza się koszmarne komentarze z nadzieją, że przetrwają kilka godzin, dopóki nie obudzi się administrator.

    Konserwatywne blogi amerykańskie mają z tą techniką kłopot. Lewactwo i inne robactwo (rym przypadkowy) uwijają się jak w ukropie, aby je skompromitować.

  27. Centuria said

    Re 21: Oto żródła (niestety, w większości po angielsku)

    Tariq Aziz, the Crusaders, and the Real Crimes Against Humanity


    http://www.gnosticliberationfront.com/what_are_jews_really_like.htm

  28. albtps said

    Re:27 Centuria

    I’m terribly puzzled now, though I haven’t even finished reading the material at the second link that you’ve sent. I’d say — what worries me is the fact that basically everything nowadays is brought down to Jews and their „conspiracy.” I do not quite believe in all this. But then… Will write back after finishing the reading. (P.S. — Do not underestimate Poles: we can read and write English all right.)

  29. albtps said

    Re:27 Centuria

    Skonfundowałaś mnie, pomimo iż nie przeczytałem jeszcze materiału, który podesłałaś w drugim linku. Powiedziałbym — co mnie martwi, to fakt, że wszystko, co wydarza się we współczesnym świecie przypisywane jest żydom i ich „konspiracji.” Nie za bardzo wierzę w to wszystko. Ale też… Napiszę, jak przeczytam to wszystko. (P.S. — Nie niedoceniaj zdolności Polaków: umiemy czytać i pisać po angielsku całkiem ładnie.) Cheers.

  30. Centuria said

    Re 29: Fakt wiele było konspiracji. Jak np obwinianie ich o zatrucie wody, co spowodowało Czarną Śmierć w Średniowieczu.

  31. Centuria said

    PS. Ten drugi link jest fatycznie chaotyczny, ale podaje wiele zródeł.

  32. albtps said

    Re: 31 Centuria

    W każdym razie: wielkie dzięki za linki. Chaos, yes, i od razu mnie to odrzuca. Hemingway: You have to have an unshakeable boolshit detector.
    Cheers.

  33. Centuria said

    Jeszcze kilka linków:

    http://www.beyond.fr/villages/carcassonne.html

    Tu znajdziesz o wypedzeniu meiszkańców Carcassonne nago i odebraniu im dóbr. Więc chyba chodziło tu o grabienie a nie względy religijne.

    http://www.jewishvirtuallibrary.org/jsource/judaica/ejud_0002_0004_0_03949.html

    Tu natomniast żródło zydowskie, które mówi, ze Zydom wiodło sie całkiem dobrze w Carcassone. Ucięło im sie dopiero po Krucjacie i to nie od zaraz.

    http://www.jewishencyclopedia.com/articles/4023-carcassonne

    I następne, które mówi o specjalnej protekcji i przywilejach ktore tam im nadano.

  34. Centuria said

    I jeszcze jeden ciekawy link:

    http://www.bootsnall.com/articles/06-10/medieval-carcassonne-languedoc-france-europe.html

    Tranceval był Katolikiem, ale wpuścił na swoje ziemie i Katarów i Żydów. Żydzi nawet rządzili w Beziers podczas jego nieobecności.

  35. Piotrx said

    Adam Gwiazda „Obrona Inkwizycji”

    Natomiast nie mniejszą, a kto wie może nawet większą groźbą, była wewnętrzna konspiracja, która potem przerodziła się w otwartą kontestację cywilizacji chrześcijańskiej i jej wartości. Mam na myśli sekty gnostycko – maniheiskie, z których najbardziej znana i najbardziej agresywna była sekta albigensów zwanych też katarami. Nie miejsce tu na dokładne streszczanie ich doktryny, wystarczy tylko wiedzieć, że była to typowa dualistyczna herezja manihejska wywodząca się wprost od Maniego, tak doktrynalnie, jak i historycznie (poprzez bułgarskich bogomiłów). Atakowali oni nie tylko Kościół i wiarę katolicką, ale także porządek społeczny i państwowy. Negując m.in. sakrament małżeństwa, nad które wynosili konkubinat, podkopywali same fundamenty średniowiecznego społeczeństwa. Do połowy XII wieku Kościół nie zdawał sobie raczej sprawy z rosnącego zagrożenia i choć denuncjowano błędy doktrynalne (np. na synodzie w Reims w 1147 roku), nie przedsięwzięto żadnej akcji skierowanej bezpośrednio przeciw katarom. Wysyłano tylko misjonarzy, jak np. św. Bernarda czy św. Dominika, którzy głosili nauki ludowi i urządzali dyskusje z heretyckimi teologami i „biskupami”. Tymczasem albigensi rośli w siłę – w szczytowym momencie było ich na południu Francji więcej niż katolików – i na „soborze” w Saint-Felix de Caraman w 1167 roku nadali temu nowemu Kościołowi ramy organizacyjne. Była to jawna próba zbudowania całkiem nowej cywilizacji, zasadniczo odmiennej od chrześcijańskiej i skrajnie wobec niej wrogiej. Szczególnie zagrożonym terenem była południowa Francja, obszar Langwedocji i Prowansji, gdzie znajdowało się Albi – główna twierdza heretyków, oraz Tuluza – siedziba książąt o prokatarskich sympatiach i zarazem polityczna stolica rebelii. Na stronę herezji przechodziły liczne osobistości, nawet biskupi i książęta, co stwarzało niebezpieczeństwo dla ładu państwowego.

    * * *
    Romuald Gładkowski „O rewolucji słów kilka”

    (….) Mając coraz to trudniejszy dostęp do dworów królewskich, synagoga skupiła większą uwagę na szerzeniu wśród chrześcijan okultyzmu i herezji rewolucyjnych. Wyjście żydów z gett oraz masowe i koniunkturalne przyjmowanie chrztu pozwoliło im dotrzeć do wnętrza Kościoła katolickiego. Tym samym, wojna doktrynalna przeniosła się na teren Kościoła św. Z niedowiarków, będących poza Kościołem, żydzi przeobrazili się w heretyków działających w jego wnętrzu. Wielu z nich dostąpiło godności biskupiej, czy przeora w klasz-torze. Tego rodzaju „katolicy” poczęli krzewić wśród ludu sentyment filosemicki, oparty na legendach biblijnych. Nagle, wśród duchownych poczęły pogłębiać się różnice w poglądach na sprawy religii i dogmatów Kościoła Św. Na ogól, herezja średniowieczna stanowiła wypaczoną formę Starego Testamentu. Każde przyjazne zbliżenie się chrześcijanina do żyda sprzyjało jej powstawaniu. Z takiej przyjaźni wykluli się albigensi w .wieku XIII, a husyci w wieku XV.

    Dla przykładu, waldensi uważali siebie za prawdziwy Izrael. Ich sektom przewodzili faryzeusze i uczeni w Piśmie, a Piotr Waldo był uważany za reinkarnowanego Mojżesza. Później, Piotra Waldo naśladowali Hus, Miinzer i Zwingli. Pragnąc zdyskredytować w oczach chrześcijan bulle papieskie oraz dekre-ty soborowe i synodalne, najczęściej potępiające perfidię synagogi, od wieku XI żydostwo poczęło lansować pogląd, że tylko biblia jest prawdziwym źródłem objawienia, a tradycja Kościoła św. jest bez znaczenia. W wieku XVI, ten pogląd przyjęli protestanci. To dzięki żydostwu ruchy heretyckie w Wiekach Średnich uzyskały moc i znaczenie polityczne.

    Coraz odważniej poczęto nawoływać do powrotu do katakumb, na modłę pierwszych chrześcijan. Nawet domagano się zniesienia stanu kapłańskiego i wprowadzenia na jego miejsce liderów religijno-politycznych, odpowiedników rabinów. Plebanie miały być wyparte przez gminy rządzone przez rady. Poczęto nawoływać do likwidacji dóbr kościelnych, jako rzekomego źródła istnienia biedy. Tym samym, złoto i latyfundia miały być do wyłącznej dyspozycji synagogi; bowiem, kto posiada pieniądze i inwestuje, ten dyktuje warunki.

    Od wieku XII, w wyniku intensywniejszego parania się herezją, synagoga stawała się coraz to mniej miejscem modlitwy, a coraz to więcej miejscem schadzek kryminalistów, heretyków i rewolucjonistów. Żydostwo dało upust swoim ciągotom do teozofii. Przybycie do Europy zachodniej manichejczyków dało rodowód stowarzyszeniom tajemnym, które czciły szatana, uważając go za stwórcę całego świata, z rodzajem ludzkim włącznie. Podobnie jak dzisiaj, herez-je były zdolne przeniknąć wszystko i wszystkich: oddzielały żonę od męża, syna od ojca, a nawet przewracały w głowie osobom duchownym.

    Rozszerzająca się anarchia moralno-społeczna była w stanie zniweczyć cały dorobek Europy chrześcijańskiej. Ówcześni władcy nijak nie mogli sobie poradzić z tak potężną falą herezji. Heretycy całkowicie dezorganizowali im życie państwowe. Nawet Ojciec Święty, Innocenty III, który trząsł tronami Europy, był bezradny wobec rozprzężenia moralnego, zakrojonego na tak szeroką skalę. Tam, gdzie heretyków uspokajano mieczem, schodzili do podziemi i dalej robili swoje. Wszelkie próby perswazji, oparte na nauce Kościoła Św., również były bezowocne. Cóż więc należało robić? W jaki sposób należało uspokoić szalejącego gada?

    Wyjście z tak trudnej sytuacji udało się z naleźć Papieżowi Grzegorzowi IX (1227-1241); mimo iż nie miał łatwego życia, bowiem w tym czasie Kościół św. walczył z islamem oraz… z niezdyscyplinowanym cesarzem Fryderykiem II (1215-1250), który, pomimo iż był wychowankiem Papieża Innocentego 111 (1198-1216), otoczył się świtą żydowską i począł parać się astrologią, kabałą a nawet islamem. Szkodził Kościołowi gdzie się dało i jak tylko się dało. Stolica Piotrowa musiała go ekskomunikować aż dwa razy. Jednak, zwalczając się wza-jemnie, tak Papież GrzegorzlX, jak i cesarz Fryderyk II, wnet zorientowali się, że wyrósł im potężny wspólny wróg, Państwa i Kościoła Św., tj. sekta manichejczyków i jej pochodne.

    Jako wielki władca, Fryderyk II energicznie wprowadza w życie prawo starotestamentowe, które za zdradę karze spaleniem żywcem. Odtąd, każdy heretyk spiskujący miał być spalony na stosie. Cesarz Fry-deryk U apeluje też do Papieża Grzegorza IX o współpracę. W tym czasie, w Niemczech uaktywnili się lucyferianie, uprawiający satanizm. Imperium Fry-deryka II poczęło drzeć w posadach. Chwilowo, o tym, kto jest heretykiem, a kto nim nie jest, musieli decydować żołnierze Fryderyka II. Jako niefachowcy w sprawach teologii, popełniali błędy. Tym samym, nie mogli być skuteczni w walce z ruchami wywrotowymi. Należało więc wprowadzić przepisy prawne, które eliminowałyby emocje ludzkie, kaprysy, donosicielstwo, czy samowolę motłochu. Należało ustalić kry-teria, w oparciu o które można byłoby rozdzielić ziarno od plew. Zaistniała więc konieczność powołania instytucji, która stałaby się wialnią moralną, wywiewa-jącą z narodów złoczyńców i dzięki której świat szatana odczułby brzemię prawa Bożego. Istotnie, chcąc przeciwdziałać szerzeniu się herezji wśród ludu, chcąc obronić stan kapłański przed zjuaizowaniem, chcąc utrzymać niezbędną dyscy-plinę wśród księży i zakonników, Ojciec Święty musiał powołać do życia spec-jalną organizację, w skład której wejdą ludzi gotowi do wyrzeczeń, gotowi aby bezgranicznie poświęcić się dla obrony Kościoła Chrystusa Pana. Tą organizacją była Święta Inkwizycja.

    Oficjalnie, powołano ją do życia 20 kwietnia 1233 r. Kto mógł podjąć się prowadzenia tak trudnego zadania? – Wybór padł na mocnych w teologii dominikanów. Nieco później, dołączyli do nich Franciszkanie. Wybór rycerzy Świętej Inkwizycji był trafny; bowiem zakonników żyjących w ubóstwie i cnocie żyd nie był w stanie przekupić czy zainteresować pornografią. Mógł odnosić sukcesy wśród głów koronowanych, magnatów, szlachty, a nawet wśród biskupów i księży, ale nie wśród zakonników św. Dominika Guzmana (1170-1221), czy św. Franciszka z Asyżu (1186-1226). Zatem, rycerze Świętej Inkwiz-ycji, uzyskawszy od papieża specjalne uprawnienia do egzekwowania sankcji karnych i organizowania akcji prewencyjnych, wyruszyli do miast i dworów opanowanych przez herezję. Ich zadaniem było zdejmować z wilków owczą skórę. Natychmiast padły pierwsze ofiary. – Nie, drogi czytelniku, nie byli nimi heretycy, lecz pobożni i pokorni zakonnicy! Istotnie ich misja była wyjątkowo niebezpieczna. Heretycy mieli pieniądze, wysokie stanowiska i czuli się pewnie. Synagoga szatana robiła wszystko, aby nie dopuścić do rozwinięcia się skutecznej akcji obronnej Kościoła św. Zakonnicy byli truci, sztyletowani, bądź linczowani przez napuszczony motłoch. Oszczerstwom, pod ich adresem, nie było końca. Doszło nawet do tego, że dominikanie poczęli błagać Ojca Świętego, aby zwolnił ich z tego obowiązku. Świadomy powagi sytuacji, Papież Grzegorz IX nie zmienił decyzji. Podobnie postąpił Papież Jan XXII (1316-1334). Tylko Święta Inkwizycja, o zasięgu międzynarodowym, mogła dobrać się do skóry synagodze o zasięgu międzynarodowym. Dzięki niej, Kościół rzymski mógł być siłą tak moralną, jak i polityczną, uniemożliwiającą heretykom burzenie tronów i ołtarzy.

    Zadaniem Świętej Inkwizycji było ustalić kto jest heretykiem, a kto nim nie jest. Żydzi, o ile przestrzegali Prawo Mojżesza, nie byli traktowani jak here-tycy. Podobnie było z poganami. Poganin był karany tylko wówczas, o ile sprze-niewierzył się prawu moralnemu; np., uprawiający sodomię. Nawet czarownicy nie byli traktowani jako heretycy, o ile nie uprawiali satanizmu, o ile nie składali ofiar demonom i nie wciągali dzieci w obrzędy demoniczne. Inkwizytorzy byli przede wszystkim przedstawicielami prawa, a nie sadystycznymi potworami, jak to ich przedstawiają liberałowie i protestanci. Wymogi moralne rycerzy Świętej Inkwizycji były o wiele wyższe od wymogów sędziów sądów cywilnych. Święta Inkwizycja nie prześladowała ruchu intelektualnego Wieków Średnich. Wręcz przeciwnie, chroniąc go przed wynaturzeniami, dawała mu szeroką drogę do roz-woju.

    Liberalne środki masowego przekazu, czując się bezkarnie w swojej kam-panii antykatolickiej, wypisują i wypowiadają niestworzone rzeczy pod adresem Świętej Inkwizycji. Ich potentaci nie zadają sobie trudu, by sięgnąć po fakty his-toryczne, po istniejące dokumenty. Nawet w publikacjach naukowych można spotkać zmyślone bajeczki o paleniu na stosie niewinnych dziewczątek, głównie dlatego, że były urodziwe i chciały się uczyć, czy też o prześladowaniu szlachet-nych albigensów, ludzi o wielkiej kulturze i orędowników postępu. W istocie rzeczy, owi „szlachetni” heretycy nie tylko wiedli pasożytniczy styl życia, ale rozkładali organizm narodowy u jego podstawa. Jako przykład, wystarczy wziąć sektę katarów, zwanych później purytanami. Płeć nadobną traktowali gorzej niż bezużyteczne łajno. Ich rytuały pociągnęły za sobą więcej ofiar śmiertelnych niż wyroki Świętej Inkwizycji we wszystkich krajach Europy na przestrzeni 400-tu lat. Byli w każdym calu antypaństwowi, antynarodowi i zupełnie rozkładali życie rodzinne. Nawet usiłowali odebrać człowiekowi prawo do władania przyrodą.

    Z kolei, albigensi byli już zorganizowani w stylu masonerii z XVII i XVIII wieku. Ożywili gnostyczny i manichejski dualizm, a przede wszystkim żydowską nien-awiść do Chrystusa Pana. Nawoływali do anarchii. Patronowała im zjudaizowana magnateria. Byli więc w stanie wystawić stutysięczną armię.

    Uzbrojone bandy albigensów plądrowały miasta, a w szczególności niszczyły kościoły i klasztory. Proszę sobie wyobrazić, jak by na to zareagowały, powiedzmy, władze PRL-u, gdyby w kraju pojawiła się znaczna grupa ludzi (a może już jest?), która poczęłaby agitować, że niech sami członkowie PZPR wytapiają stal w hutach i fedrują węgiel w kopalniach, a reszta Polaków powinna koczować, wędrować z namiotami, żyć jak popadło, z kim popadło i z czego się da, czyli z kradzieży? Ponadto, gdyby do praktycznego wdrażania owych poglądów doszło jeszcze widmo eutanazji, obejmującej wszystkich ludzi „zbędnych”, tj. starców i ułom-nych, co wówczas zrobiłoby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych? Jak zareagowałoby na pojawiające się coraz częściej morderstwa rytualne i pod-palanie zabudowań, wyrzucanie na śmietnik dowodów osobistych, metryk urodzenia i powołań do służby wojskowej? Co by się działo, gdyby poczęto truć i sztyletować funkcjonariuszy MO oraz pracowników administracji państwowej, a nawet obywateli oburzonych tą samowolą? Ile wówczas byłoby „tolerancji” w decyzjach władz? – Czy żaden z redaktorów judeofilskich, rozpisujących się na temat nietolerancji Kościoła katolickiego oraz jego bigoterii w okresie Śred-niowiecza, nad tym się nie zastanawiał? – Przecież, podobne rzeczy wyprawiali heretycy w okresie powstania Świętej Inkwizycji, a mimo tego nie przeprowadza-ła ona zwierzęcych pogromów na bezbronnych rodzinach, nie strzelała do kobiet i dzieci, jak to robili purytanie Cromwella w Irlandii, ani nie odprawiała „Mszy czerwonej”, co miało miejsce w czasie rewolucji we Francji, z roku 1789.

    Jednak, ktoś może tutaj wspomnieć o „bestialskich torturach”, rzekomo powszechnie stosowanych przez inkwizytorów, co przecież podkreśla, przy lada okazji, propaganda antykatolicka. Pod jej wpływem, przeciętny katolik czuje się niepewnie, gdy jest mowa o „mrokach Średniowiecza”. Jak sprawy miały się naprawdę? – Otóż, jak już wspomniałem, cesarz Fryderyk II wprowadził prawo starotestamentowe, nakazujące schizmatyków palić żywcem. Jako człowiek twardej ręki, nakazał stosować tortury, aby podejrzany nie zajmował się krę-tactwem. Papież Grzegorz IX temu się sprzeciwiał, lecz bezskutecznie, bowiem Fryderyk II nigdy nie liczył się z jego zdaniem. Później, metody Fryderyka II przejęli inni władcy krajów europejskich. Jednak, kiedy nie było końca morder-stwom na dominikanach, w roku 1252 Papież Innocenty IV (1243-1254), w bulli Ad Extirpanda, wydał inkwizytorom polecenie, aby traktowali heretyków jak przestępców pospolitych i stosowali wobec nich metody uznane przez prawo świeckie. Z tym, że było wyłączone okaleczanie oraz te metody, które groziły pozbawieniem życia badanego. Słowo „tortury” nie było użyte w bulli. Wówczas, zgodnie z obowiązującym prawem kanonicznym, nawet obecność przy torturach była zakazana osobom duchownym. Papież Aleksander IV zniósł ten zakaz w roku 1260. Oczywiście, inkwizytor też jest człowiekiem i mogły go ponieść nerwy.

    Bezczelność heretyków nie znała granic. Kierowali się przecież żydowską wieloetycznością. Zdarzały się więc nadużycia. Stąd, w roku 1311, Papież Kle-mens V (1305-1314) nakazał, że żaden z inkwizytorów nie ma prawa stosować tortur na podejrzanym bez uprzedniego uzyskania zgody od biskupa, popartej przez ludzi szanowanych. Ponadto, podejrzanego nie wolno było torturować więcej niż jeden raz i dłużej niż przez pół godziny. Podczas tortur musiał być obecny lekarz. W praktyce, tortury stosowano niechętnie, chociażby z tego powodu, że zeznania uzyskane w wyniku tortur były uważane jako mało wiary-godne i wymagały dodatkowego potwierdzenia. Najczęściej stosowano areszt i głodówkę. Do kar wymierzanych przez Świętą Inkwizycję należały: pokutne piel-grzymki piesze z dźwiganiem krzyża lub bez, pozbawienie wolności na określony okres czasu, z dożywociem włącznie, ekskomunikowanie – pamiętajmy, że w owych czasach ekskomunika odcinała dostęp do przywilejów kościelnych oraz świeckich – wystawienie na widok publiczny pod pręgierzem, zniszczenie budynków w przypadku udowodnionej konspiracji, jako miejsca schadzek, bądź spalenie znalezionej u podejrzanego kopii bluźnierczego Talmudu.

    Heretycy, którym udowodniono działanie na szkodę Kościoła i Państwa, byli traktowani jako zbrodniarze i przekazywano ich, wraz z dowodami winy, władzom cywilnym, a te decydowały czy ich ukarać i w jaki sposób.
    Tak naprawdę, to w Wiekach Średnich jedynie Kościół katolicki bronił godności człowieka i jego praw naturalnych. Nie zapominajmy, że był to okres inwazji hord tatarskich na Europę. Od roku 1235, kozacy poczęli sprzedawać młodzież Rusi żydom wenecjańskim, a ci przerzucali ją do Egiptu, na mameluków. Z czasem, handlem Rusinami zajęło się całe żydostwo europejskie. Inny kanał przerzu-towy prowadził przez Czechy, do Hiszpanii. Młody Rusin, o ile nie zbiegł do katolick-iej Polski, czy do katolickich Węgier, miał nikłe szanse, aby uchronić się przed jasyrem. Nawet nie oszczędzano dziewcząt. Zapełniały one haremy arabskie. W tym samym czasie, bo w roku 1215, starszyzna żydowska odbyła naradę, w południowej Francji, na której zastanawiano się, w jaki sposób zrobić z Hiszpanii nową Jero-zolimę, w której chrześcijanin byłby niewolnikiem żyda. Kościół hiszpański opanowała wówczas plaga conversos.

    Żydzi byli tak pewni sukcesu, że nawet z ambon, w kościołach katolickich, propagowali judaizm. Dopiero królowa Izabella 1 (1451-15.04) zdecydowała się powołać do życia hiszpańską inkwizycję. Jednak, wbrew pozorom, inkwizycję organizowali królowej… żydzi. Słynny Tomas de Torquemada, Wielki Inkwizytor Hiszpanii, był jednym z nich. To „krwawy” Torquemada zakazał dokonywania samosądów na żydach. Karał je śmiercią. Za jego czasów, liczba egzekucji zmalała. To prawda, że spalił trochę żydów; głównie za to, że będąc członkami Kościoła katolickiego, usiłowali zniszczyć go od wewnątrz. Łamali więc Prawo Mojżesza i Chrystusa Pana. Jednak, o tym, że wielu żydom życie uratował, propaganda żydowsko-protestancka nie wspomni. Gdy już łajdactwa nie dało się dłużej tuszować, postanowiono usunąć żydów z Hiszpanii. Był to rok 1492. – Czy usunięto wszystkich żydów? Nie, ci na dworze królewskim pozostali. Później, świad-czyli usługi szpiegowskie dla angielskiej królowej Elżbiety I (1558-1603).

  36. Piotrx said

    The Dublin Review „A Quarterly and Critical Journal” October 1932

    London: Burns Oates and Washbourne Ltd., pp. 232-252

    ART. 6.

    Reply to Dr. Cecil Roth

    by

    William Thomas Walsh

    Dr. Roth begins by accusing me of reading Spanish history „with the eyes of the wildest anti-Semite”. There are two errors here. The term „anti-Semite” is inaccurate. Surely Dr. Roth does not mean that I am against the Arabs, Babylonians, Assyrians, Phoenicians, and other Semitic peoples? He really means that I hate Jews. And that is false. If anything, I commenced my researches with a prejudice in favour of the poor persecuted Jews. It was a popular prejudice that shrank considerably in the strong light of historical truth. He finds me „in some respects lamentably ill-informed” (although he has written above that my book is competent and „well-informed”!); and to my note on page 621, proving that in the Catholic Church philosophy and faith have been reconciled, whereas in Jewry they have been at odds, he retorts that it is impossible to mention even a single Jewish philosopher of the Middle Ages who was not a rabbi! If he will read my note more carefully, he will see that it does not refer to the Middle Ages alone, including, as it does, Cardinal Mercier and the neo-Thomists.

    Since he raises the point, however, I will observe that the greatest mediaeval Jewish philosopher, Moses Maimonides, of whom the Jews have said „From Moses to Moses there is no one like Moses”, was only an imitator of the Moslem Averroës. He was, to be sure, a rabbi as well as a physician. Nevertheless he illustrates the conflict I refer to: his work was bitterly attacked by pious Jews; after his death his followers were excommunicated, and his Guide of the Perplexed, the greatest of his philosophical works, was publicly burned. Among later Jewish philosophers, Spinoza was excommunicated by the rabbis with terrifying curses, and Acosta was driven by the attacks of the orthodox to despair and suicide. I have never heard that either was a rabbi. As for the Jewish colony at Saloniki, the single sentence in which I refer to it, and which Dr. Roth singles out for specious criticism, was not intended to convey a detailed history of the community; and it was based upon information I received from Dr. Morris Cohen of St. John’s College, New York, whose accuracy I have had no reason to believe inferior to Dr. Roth’s.

    The less proof my mentor has to support his violent and gratuitous assertions, the more angry he is. My „crass credulity” in believing that Jews of the first Christian centuries „had cut out of the Old Testament the prophecies that seemed to Christians to refer so definitely to Jesus” grievously offends his crass incredulity. It does not require a very credulous mind, I think, to believe as I do, when one considers the astonishing hatred with which Jews, even to this day, attempt to explain away the teachings and miracles of Our Divine Lord, if not His very existence. However, I can give authority for my statement. Saint Jerome declared that the Septuagint suppressed the doctrine of the Holy Trinity in Osee xi, 1, Isaias xl, 1, Zach. xii, 10, Prov. xvii, 1, Isaias lxiv, 4. Saint Justin mentions passages from Esdras and Jeremias that the Jews had cut out of the Scriptures. When Dr. Roth offers only his unsupported word against the testimony of saints, he will not consider me discourteous, I hope, if I declare myself, to borrow a phrase from Disraeli, on the side of the angels.

    He accuses me of showing „a strange want of proportion” (p. 264) in placing the number of Conversos, or converted Jews in Spain, at three millions. He ignores my explanation on page 260: In Castile the Jews alone „paid a poll-tax of 2,561,855 maravedis in 1284. As each adult male Jew was taxed three gold maravedis, there must have been 853,951 men alone; hence the total Jewish population may well have been from four to five millions—and this leaves out of account large communities in Aragon and other sections.” Allowing for the growth of the Jewish population during the following century, and their losses by the Black Death and other misfortunes, the estimate seems very moderate.

    Dr. Roth blandly repeats the old Jewish error of attributing Jewish blood to King Ferdinand the Catholic, in spite of the fact that I demonstrate clearly on page 214 of my book that contemporary sources refute the theory. The Jewish ancestry of Cardinal Torquemada is questionable. Luis de Santángel, who financed Columbus’s first voyage—and out of public finds, as I have shown in my book—was, to be sure, a powerful secret Jew; it was in his house that the conspiracy to murder St. Peter Arbues was organized, and he later did public penance as an abjuring heretic. Even the Jewish writer, Jacob Wassermann, admits that his interest in Columbus is still to be accounted for! And it is, unhappily, a fact that, in writing to the great Marranos of the court, Columbus mentioned, among the advantages of the islands, that he had discovered a supply of slaves. However, far from „putting forward” the „fantastic theory” that Marranos supported Columbus in the hope of profit from the slave trade, I state (page 433) that proof is lacking!

    As for the derivation of Marrano, I am not willing to accept, without further investigation, the opinion of Dr. Roth, that the hypothesis I mentioned is the most remote and discreditable. In any event, the point raised is one of academic interest only. By way of illustrating his otherwise unsupported statement that „Mr. Walsh . . . accepts unquestioningly, with the utmost naivety, all accounts, however improbable, which reflect the prevailing popular prejudice against the Jews and conversos”, Dr. Roth accuses me of recounting „with horror” how „the Jews of Spain encouraged, or even invited, the Arab invasion of 709”. He must have noticed that my authority for the statement is the Jewish Encyclopaedia (vol. xi, p. 485). Far from „recounting with horror”, I merely quote this Jewish authority verbatim as follows (page 17): „It remains a fact that the Jews, either directly or through their coreligionists in Africa, encouraged the Mohammedans to conquer Spain.” Dr. Roth says there were no professing Jews in Spain at the period. I am convinced that there were. „Quod gratis asseritur, gratis negatur.” Again he says that I „regard the decadence of Spain in the seventeenth century as the result of the deliberate machinations of the Marranos”. I gave the machinations of the secret Jews as only one of the causes, though probably an important one; and here again my authority, as I stated (page 586), was the Jewish Encyclopaedia, which I quoted as follows:

    There can be no doubt that the decline of Spanish commerce in the seventeenth century was due in large measure to the activities of the Marranos of Holland, Italy, and England, who diverted trade from Spain to those countries …. When Spain was at war with any of these countries, Jewish intermediation was utilized to obtain knowledge of Spanish naval activity. (vol. xi, page 501)

    Furthermore (vol. v, page 168):

    They formed an important link in the network of trade spread especially throughout the Spanish and Portuguese world by the Marranos or secret Jews. Their position enabled them to give Cromwell and his secretary, Thurloe, important information as to the plans of Charles Stuart in Holland and of the Spaniards in the New World. Outwardly they passed as Spaniards and Catholics; but they held prayer meetings at Cree Church Lane and became known to the government as Jews by faith.

    Here we have a Jewish authority boasting of the part the crypto-Jews played in ruining the nation that had rejected them; but when a Christian writer repeats it, it is evidence of his uncritical naivety, if not of his mediaeval ignorance and credulity! Yes, Dr. Roth, I do realize „that the sole cause for the Marrano emigration was the persecutions of the Inquisition”, but I do not grant that these persecutions „sent myriads of inoffensive persons to the stake for no other crime than practising in secret a few harmless ancestral rites”. Of the 2,000 persons burned during the lifetime of Isabella many were criminals who would have been sentenced to death in any case by the State courts. The Inquisition punished bigamists, blasphemers, church robbers, usurers, religious impostors, pseudo-mystics. Granting, however, that many of the Conversos were executed for their opinions alone, it is unfair to ignore the fact, as Dr. Roth does, that those opinions at that time were considered treasonable, if not worse, by a large majority of the people. The Spanish were at war with a brutal, remorseless Oriental enemy, whose successes and atrocities were reported daily. They had been defending Christendom from that enemy for seven hundred years. The Jews within their borders, having incited the Mohammedan conquest in the first place, still sympathized with the enemy, sharing their hatred of the Church of Christ, and desiring the destruction of Christian civilization—facts amply attested by Jewish writers. The Jews and Conversos had angered the people, moreover, by their ostentatious display of wealth, by their turbulence, by their usury, by their immorality, by their corrupting of Church and State, by their purchase of the taxing privilege and their abuse of it, by their open gibes and foul blasphemies against the Christian faith, and particularly against the Blessed Sacrament and against Mary the Mother of God. Does Dr. Roth ask us to attribute these charges to „mediaeval bigotry” alone, in face of all the evidence supporting them? And does he seriously expect the historian to reject them as slanders, when it is obvious to any well-informed person that the Jews (as a race) are playing the same part in history today that they played in the Middle Ages? From the time they caused the crucifixion of their Redeemer and called down upon themselves the curse that so unmistakably has followed them, they have been the persistent enemies of Christian culture. Jewish writers boast of it. They boast that the Jews not only incited the terrible ravages of the Moslems, with the consequent shedding of so much innocent Christian blood, but actually bored from within so successfully that they had something to do with setting in motion most of the great heresies that have divided and corrupted the Western world; they boast that the Jews encouraged the pernicious Albigensian sect and fostered or instigated Protestantism. And today, when the atheistic tyranny of Communism assumes the place that Mohammedanism once held as the arch-foe of Christian liberty and decency, we find that it was a Jew, Marx, who laid down its principles, that it was a Jew, Trotsky, who, with Lenin, translated it into action, and that nearly all its active apologists in Western Europe and America are Jews, who look forward to the destruction of the present social order because they conceive that under Communism the Jew will rule openly at last over the races he considers inferior. In America the Jews are becoming as insolently assertive as in fifteenth-century Spain. The New York Times of 7 December, 1930, quoted Rabbi Stephen S. Wise as demanding, in a sermon, „Is Western civilization with its grimmest, grimiest social injustice and wrong, worth saving? Or is it not the function of the Jew to bring about the supercession of that decrepit, degenerate, and inevitably perishing civilization, so-called?” What is really at the bottom of Jewish hatred against our civilization is revealed every now and then in attacks by Jewish rabbis on Christ and the Church of Christ in the principal American magazines; and only last year Jewish publishers brought forth a foul and blasphemous book by a Chicago Jew, Ben Hecht, in which one of the Jewish characters is made to say something that I set down with great reluctance, and only because I believe the cause of truth demands it: „One of the finest things ever done by the mob was the crucifixion of Christ. Intellectually it was a splendid gesture. But trust the mob to bungle it. If I’d been there, if I’d had charge of executing Christ, I’d have handled it differently. You see, what I would have done was had him shipped to Rome and fed to the lions. They could never had made a saviour out of mincemeat.” And he, Roth would have us believe that the Jews in the Middle Ages did nothing to earn the resentment of the populace!

    „Any person who plays a discreditable part in the history of the period is ipso facto set down by the author as a New Christian,” says Dr. Roth. This is not so. I did not say that the degenerate King Enrique IV was a New Christian; nor the quarrelsome Archbishop Carrillo; nor the fatuous Charles VIII of France; nor the insane Juan de Canamas, who stabbed King Ferdinand—I could multiply instances. But to most of Dr. Roth’s gratuitous charges a gratuitous denial on my part must suffice. I did not suggest (page 182) that the Jews and Conversos had a „monopoly” of bribery in Spain. I did not say that „it was by their Converso brethren” that the Jewish exiles were despoiled. And surely I do not „condone the pogroms of inoffensive citizens of Segovia, Toledo, and elsewhere”; whoever says that I do, whether a Times reviewer or Dr. Roth, says what is not. First, I do not grant that they were inoffensive; even the Jewish Encyclopaedia says that the „Spanish Jews were quarrelsome and inclined to robbery, and often attacked and insulted one another even in their synagogues and prayer houses, frequently inflicting wounds with the rapier or sword they were accustomed to carry”.

    In Segovia the most brutal of the massacres of Conversos was perpetrated by soldiers paid by Don Juan Pacheco, Marqués of Villena, a Converso descended on both sides from the Jew Ruy Capon; and I said (page 125) that this massacre „brought upon his memory the just scorn of Christians and Jews alike”. Is this condoning the massacre?

    The Córdoba massacre was occasioned by the throwing of a bucketful of dirty water from the upper window of a rich Converso’s house upon a statue of the Blessed Virgin which was being carried past. The mob retaliated by massacring the secret Jews. This incident I related (page 124) objectively; adding (page 125) that even more deplorable was the reaction in other cities. Is this condoning the massacres?

    The massacre of Conversos in Toledo in 1467 was the result of the oppression of the poor by Jews. They had bought up the obnoxious privilege of taxing bread. On page 74 I related the consequences:

    A Christian of influence named Alvar Gomez ordered an alcade to beat the Jews and drive them out of the city. This was done. The canons had the alcade arrested, but while they were deliberating as to his punishment and the settlement of the whole dispute, Fernando de la Torre, a wealthy leader of the Conversos, decided to take the law into his own hands. A rash and violent man, he announced that the Conversos had secretly assembled 4000 well-armed fighting men, six times as many as the Old Christians could muster; and on July 21, he led his forces to attack the Cathedral. The crypto-Jews burst through the great doors of the church, crying, „Kill them! Kill them! This is no church, but a congregation of evil and vile men!” The Christians in the church drew swords and defended themselves. Others ran to their aid, and a bloody battle was fought before the high altar. Christians came from neighbouring towns, hanged Fernando, and massacred the Conversos.

    Is this „condoning” the massacre, and were those massacred all „inoffensive” persons?

    Furthermore, on page 128 I speak of the proposed massacre in Valladolid as „nefarious work”. And I went to some pains to demonstrate that one of Queen Isabel’s aims in establishing the Inquisition was to put an end to the massacres, in which innocent Conversos so often perished with the guilty. It was her purpose to establish a tribunal with legal sanction, from which hypocritical Conversos, immune from the secular courts, which they controlled or corrupted, might be brought to justice. The Inquisition did in fact put an end to the massacres. When, in 1485, during the most critical period of Queen Isabella’s ten-year struggle against the Moors, the Jews and Conversos of Toledo conspired to seize the city and slay the leading Christians, the plot was discovered by the Inquisition. The ringleaders were executed, but there was no massacre.

    Dr. Roth is equally inaccurate when he accuses me of accepting, tacitly or otherwise, the story of the ritual desecration of the Host in 1405. The point I wished to make was that the Spanish people implicitly believed the Jews guilty of this and other crimes. The Spanish people have been found guilty by Jewish and other anti-Catholic historians of butchering the secret Jews and driving the professing Jews wholesale out of the country, without cause or justification. Yet it is plain that the Spanish believed themselves justified. They pointed to certain crimes which they ascribed to Jews. There devolves upon the historian, then, the difficult task of judging whether or not the alleged crimes were committed. The record usually says that certain Jews were executed; they were found guilty of such and such a crime. Jewish writers generally admit the fact of the execution, but deny that the crime was committed. Why admit part of the record and reject the rest? At any rate, there is no escape from this dilemma: either the Jews were guilty, or their judges sent innocent men to a cruel death.

    I am not willing to give the Jews a general acquittal, four or five centuries later, on a priori grounds. I will not commit myself to the principle that Jews are incapable of committing detestable crimes, when I see evidence in the world about me that Jews do commit detestable crimes; when I see a Chicago judge convicting two young Jews, sons of two of the wealthiest Jews in the United States, of the fiendish and cold-blooded murder of a boy; and when I see a jury in the town of my birth convict a Jew of having his store burned by another Jew to collect insurance, and causing two little Christian boys, who lived over the store, to be burned to death in the night. I am not willing to admit, without a critical study of the facts, that, when a Christian judge or a Christian bishop in the Middle Ages condemned certain Jews to death, the judge or the bishop must always of necessity be guilty of barbarous injustice, and the Jews must be innocent. It is a question of fact, and those glib historians who have assured us, after several centuries, that certain accused persons, such as Alguadés and his companions, were innocent, and their judges guilty of heinous and perhaps deliberate wrong, seem to me quite as presumptuous as he who categorically maintains the contrary. I do not assert the guilt of the accused; neither will I venture to proclaim them innocent. My book gives no account of the alleged desecration of the Host in Segovia in 1405 and the consequent trial and execution of Mayr Alguadés (the Dr., by the way, was a misprint for the Don which appears in the text of the source document). I devoted only one sentence to it, and the context shows that my purpose was to explain the bitter feeling against Jews that existed among the citizens of Segovia.

    Dr. Roth does not mention the source of his version of the alleged crime. I assume that it was the usual one, the Fortalitium fidei (fo. 223) of Fray Alonso de Espina. He wrote his account in 1458, fifty-four years after the occurrence, so that there must have been men living who remembered the occurrence and could contradict any errors in the principal features of the story. He was a man of great learning, noted as a preacher. His unusual judgment and ability are indicated by the fact that he was for many years superior of the house of studies of the Franciscans at Salamanca, and in 1491 was made Bishop of Thermopylae in Greece. Incidentally, he was a Jewish convert to the Catholic faith.

    Now, turning to this learned Jewish priest’s account of the alleged desecration of the Host, I find the discovery of the sacrilege attributed to a „supernatural feature”, indeed; but not to the one which Dr. Roth mentions. The text relates a miracle that may astonish and scandalize him even more. It appears that the Jews plunged the Host into boiling water, and that it arose and stood in the air before them.

    Tunc indeus quidam medicus emit sacratissimum corpus christi a quodam cupido sacrista ecclesie sancti facundi eiusdem civitatis. Judeus ergo ille sacramentum illud accipiens et suis immundis manibus pertractans ad synagogam cum aliis suis complicibus perduxerunt, et in bullientem aquam sepe projicientes, in altum elevabatur ante oculos eorum.

    The Jews in terror took It to the prior of the Dominican convent. The Bishop investigated. The physician and several other Jews confessed under torture, and were executed. Of the synagogue Fray Alonso simply records:

    Synagoga vero ubi accidit, facta fuit ecclessia (sic) et vocatur corpus christi.

    No one can deny that this story contains improbable elements. But only a mind blinded by rationalistic prejudice will deny a fact, if it is a fact, merely because it is improbable or even supernatural. The sole question is whether or not the evidence is adequate; otherwise no value is to be attached to any human testimony, and all history, including even the alleged birth of Dr. Roth and his alleged election to the Royal Historical Society, must be set down as unproved and unprovable. The curious intellectual perversity which denies the miraculous by appealing to a general principle which is a universal negative—”miracles never happen”—is as unscientific as if a man were to deny that any electric fishes have been found in the Atlantic, because „there are no electric fishes”. Many miracles, modern as well as mediaeval, are as amply supported by trustworthy testimony as any fact in history. And among these are numerous miracles by which God, at His own chosen times, has confirmed faith in His great mystery of the Eucharist, and confounded those who desecrated it. Incidentally several of the occurrences clearly demonstrate that Dr. Roth’s rationalistic explanation, based upon „recent researches” into the habits of the micrococcus prodigiosus, falls ridiculously short of covering the facts of the case. In 1273, at Bolsena, a Bohemian priest, celebrating Mass, saw not merely stains resembling blood, but as many as twenty-two drops of blood fall from the Host upon the corporal. He took the corporal to Pope Urban IV, who in the following year instituted the feast of Corpus Domini; and twenty-seven years later Pope Nicholas IV laid the first stone of the Duomo of Orvieto, where the corporal is preserved to this day, with the miraculous bloodstains still visible upon it. Drops of blood fell from the Host in the Church of Saint Mark of Astip in Piedmont, in 1533, and Pope Paul III, who investigated the miracle and made certain of its truth, granted special indulgences to those who should visit the church. Sometimes the miracle has occurred to expose the guilty, as in Paris in 1290, when a Jew, filled with diabolical hatred of the Sacrament, bought a consecrated Host from a woman, stabbed it with a penknife, and saw blood gush forth. In 1608, while the Blessed Sacrament was being exposed in the chapel of the Benedictine Abbey at Faverney, a fire consumed the tabernacle, the linens, and the entire altar, but the ostensorium remained suspended in air, without support, for thirty-three hours, during which period it was witnessed by thousands of persons. One of the two Hosts in the ostensorium is still preserved in the parish church at Faverney. This undeniable miracle is of particular interest here, because the suspension of the Host recalls that of the Host in the affair at Segovia in 1405.

    Equally inept is Dr. Roth’s argument that the desecration of a Host by a Jew would be „completely paradoxical”. To say nothing of the possibility that a Jew, having no faith in the presence of the body of Jesus Christ in the Eucharist, might yet insult the Host as representing Christ, whom Jews often so bitterly hate and blame for their misfortunes, the question again is one of fact; and the evidence that Jews have, in many places and in many centuries, desecrated the Host is overwhelming. Human conduct, moreover, is full of paradoxes. It is paradoxical for a man to lay down his life for others, but many have done so. It was a gigantic paradox for the Jews to expect the Messias for centuries, and then, when He appeared at the time and place and in the manner predicted by their own prophets, to have Him crucified. The history of the Jews ever since has been a paradox, and every thinking Jew knows this in his heart.

    The rabbinical oath denying the blood-accusation is, as Dr. Roth quotes it, most solemn and impressive, and I, for one, have no wish or reason to doubt its sincerity. Its value as evidence in the present discussion would appear greater to me, however, if I did not recall that the Kol Nidrei, a prayer of Talmudic origin, has for centuries been recited in the synagogues each year on the eve of the Day of Atonement. The Jewish Encyclopaedia (vol. vii, p. 539) gives the text of this prayer as follows:

    All vows, obligations, oaths and anathemas, whether called „konam”, „konas”, or by any other name, which we may vow, or swear, or pledge, or whereby we may be bound, from this Day of Atonement until the next (whose happy coming we await), we do repent. May they be deemed absolved, forgiven, annulled and void, and made of no effect; they shall not bind us nor have power over us. The vows shall not be reckoned vows; the obligations shall not be obligatory; nor the oaths be oaths.

    The Jewish Encyclopaedia explains that

    it cannot be denied that, according to the usual wording of the formula, an unscrupulous man might think that it offers a means of escape from the obligations and promises which he had assumed and made in regard to others. The teachers of the synagogues, however, have never failed to point out to their co-believers that the dispensation from vows in the „Kol Nidre” refers only to those which an individual voluntarily assumes for himself alone and in which no other persons or their interests are involved. In other words, the formula is restricted to those vows which concern only the relation of man to his conscience or to his Heavenly Judge.

    Whether the oath of the two rabbis falls in one category or the other I leave it to my learned critic to explain.

    The Colmenares passage to which Dr. Roth objects so violently has been omitted, to be sure, from some Spanish editions, most probably through the influence of the descendants of Jews remaining in Spain. But that is no reason why I should refrain from quoting it, and I make no apologies for so doing. I quoted it as an example of the crimes imputed to the Jews. I did not accept it as a fact. However, since Dr. Roth raises the question, I am equally reluctant to dismiss it as a fable, especially when I consider that the judge who condemned the seventeen Jews to death was himself the son of converted Jews. Dr. Roth says this makes no difference, since the New Christians often attempted to avert suspicion by a special display of zeal for the faith. Yet I cannot believe that such zeal would carry a sane man of any principle so far as to condemn seventeen innocent men to be burned. History gives Don Juan Árias de Ávila quite a different character. So loyal was he to the memory of his parents and grandparents that he dug up their bones, when there was danger of their being disturbed by the Inquisition, and hid them away. Denounced in consequence by the Inquisitors, he defied them, and fled to Rome, where he lived under the kindly protection of Pope Alexander VI for several years. He was a man of courage and conviction, whose Catholic faith was as sound as his filial devotion. Yet it was he who passed sentence of death, as a judge, on the seventeen Jews. If he was mistaken—and there is no doubt that torture sometimes extorted false confessions, though not invariably, as Dr. Roth appears to assume—what new evidence have we on which to reverse his judgment after five centuries?

    So much, as Dr. Roth says, for the general question.

    His account of the La Guardia case is just such a piece of misrepresentation and evasion as I exposed in Lea—precisely the sort of thing that made it necessary for me to summarize the evidence as fully and objectively as possible, that the reader might judge for himself. And it is precisely because my book gives the most adequate version of the trial yet published in English that Dr. Roth goes to such pains to seek to discredit it. He has the effrontery to mention the work of Dr. Lea, Mr. Sabatini, and M. Loeb, as though I had not demonstrated how much even the lengthy account of Mr. Sabatini left to be desired, and how utterly misleading were the other two. The case may have been a commonplace in Jewish circles, but the reading public in English-speaking countries knew little or nothing about it, and Dr. Roth knows this to be true. It is a piece of insufferable impudence on his part to object to the publication and examination of the evidence in a case of such crucial importance, historically, that it not only furnishes the best information we have on the actual working of the Spanish Inquisition, but provided the final argument that moved so enlightened, just, and capable a ruler as Queen Isabella the Catholic to decide, rightly or wrongly, upon the expulsion of the Jews from Spain. It is a piece of impudence paralleled only by his accusation that I had revived the ritual murder charges against the Jews, when the very passage he quotes from my book shows that in considering the crimes confessed by certain Jews I took care not to indict the whole race.

    The charge seems to have travelled a long distance, unhappily, before the printing of my book. The „ignorant police official” who revived it in a Middle Western state, according to Dr. Roth, is not an isolated phenomenon. The accusation was made in the State of New York in 1928; in the State of California, where a twelve-year-old girl was found mutilated during Lent, in 1931; and, lest Christian bigotry alone be blamed, among the Arabs in Palestine within the last year or two. This I deplore. The fact that Jews have been massacred on account of the blood-accusation I deplore. But so have myriad innocent Catholics been put to death by people who believed false accounts of the Inquisition circulated by Jews; and yet I know of no reputable Catholic scholar who would object to the publication of a single fact concerning the Inquisition or any other historical subject.

    Dr. Roth has no such devotion, so far as I can discern from his article, to the cause of abstract truth. He does not even attempt, he does not dare, to meet the issue I raised about Lea’s intellectual honesty. Instead, he shifts his ground, and tries to throw dust in the reader’s eyes by stooping to the tu quoque argument, which is no argument at all. My mistranslation of a subjunctive verb as if it were indicative, thereby changing the meaning of a clause, is obviously unintentional, obviously such a slip as any man is bound to make somewhere in the course of a 600-page book, and one that fortunately does not concern the major issues of the La Guardia case. This is the only point he makes in all his long tirade to which I must say, „Mea culpa.” The slip will be corrected in the next edition of my book, and I will thank Dr. Roth to point out any other errata that may have escaped my eye. But the „slip” of „that superb historical craftsman”, Dr. Lea, is of an entirely different sort, and Dr. Roth knows it.

    In his four-volume work on The Inquisition of Spain, Dr. Lea, far from „amply” discussing so crucial a test-case, dismisses it with a sneer in two pages, as „evidently the creation of the torture chamber”. Here is a false statement to begin with. The record of the trial of Yucé Franco, made by a notary, shows clearly that he confessed without torture. The notary seems to have had no compunction about recording the tormentos when they were used; in one place he says that Yucé was threatened with the „water cure”, and the threat sufficed to draw further confessions from him. He describes the torturing of other prisoners. Dr. Lea says further that when Benito Garcia, a Converso, was arrested in June 1490, with a stolen consecrated Host in his possession, the story of the crucifixion of a Christian boy emerged only after another year spent in torturing the accused. This too is false. In the following month (July 1490) Yucé Franco, one of the Jews implicated in Benito’s confession, and held in ignorance of the accusation against him, confided to a supposed rabbi that he must have been arrested for the murder of a boy after the manner of „that man”—a term used among Jews to designate Christ.

    In a footnote Lea refers his readers to his Chapters from the Religious History of Spain, and there he devotes twenty pages to belittling the evidence. He says (p. 452) that the Prosecutor, or Fiscal, Guevara, on December 17, 1490, accused Yucé merely of „a conspiracy to procure a consecrated Host with which, and the heart of a child, a magic conjuration was to be wrought”. Lea then adds:

    Curiously enough, up to this time, the crucifixion of the victim and the insults offered to Christ, which ultimately formed so prominent a part of the story, seem not to have been thought of …. It was not until the close of the trial …. that on October 21, 1491, the Promotor Fiscal asked permission to make to his denunciation an addition which charged the crucifixion of child, with the blasphemies addressed to Christ.

    This can be called a „slip” only by one who sees no difference between a slip and a falsehood. For the record plainly shows that on 17 December, 1490, Promotor Fiscal Guevara swore a solemn oath in court that he believed that Yucé „was associated with others in crucifying a Christian boy one Good Friday . . . mocking him and spitting upon him and giving him many blows and other injuries to scorn and ridicule our holy Catholic Faith and the Passion of our Saviour Jesus Christ”. The crime was committed, he said, „somewhat in the way, and with the same enmity and cruelty with which the Jews, his ancestors, crucified our Redeemer Jesus Christ (—”quasi de la formaé con aquella enemiga é crueldad que los judios sus antepasados crucificaron á nuestro Redentor ihesu christo,” etc.). He demanded sentence of death, saying, „And I swear before God and before this cross, on which I place my right hand, that I do not make this demand and accusation against the said Yucé Franco maliciously, but believe him to have committed all that I have said.”

    Two lawyers were assigned by the Inquisitors to defend Yucé, and a third, of his own selection, was added at his request. He made his confession voluntarily, hoping to put the blame on certain Conversos. Unfortunately their confessions incriminated him. After the various defendants had confessed separately, they were confronted, and confirmed their depositions. Some of them were tortured. All repeated their confessions at the stake before death.

    If Torquemada’s inferiors were deceiving him, they certainly went about their work in a strange way. For they took the pains to submit the evidence not merely to one, but to two separate juries; first to a jury of seven of the most distinguished professors at the University of Salamanca, and later to five of the most learned men of Ávila. Now it seems to me that in trying to get at the truth of this matter we should allow considerable weight to the fact that, besides the Inquisitors, twelve men of more than average intelligence reviewed the evidence, not only the process of Yucé which is available to us, but several others as well, and that these twelve men, living at the time and near the scene, found the accused guilty and worthy of death. It is quite as improbable that twelve such men should conspire to send several innocent men to a horrible death as that several Jews and Conversos should murder a child and desecrate a Host in hatred of Christ and with the superstitious hope of some gain. Yet of the two juries Dr. Lea has not even a word, either in his major work or in the twenty pages of his „separate study”.

    As for M. Loeb’s contentions, they have been refuted long since by Father Fita (who, by the way, is quite as erudite as the Abbé Vacandard, and better informed on Spanish matters), and even by that indifferent scholar Mr. Rafael Sabatini. No one, to my knowledge, has ever disputed M. Loeb’s assertion that the wretches who confessed that they had planned to make a charm by using a consecrated Host with the heart of a Christian boy, in order to cause the Inquisitors to die and all the Christians in Spain to go insane, so that the Jews might possess the land, were, if guilty, involved in black magic. It is not true, however, that the outrage „had nothing to do with any religious question”. If by that M. Loeb meant that the foul ceremony is not a part of the Jewish religion, and cannot be charged against Jews as Jews, I grant the argument, as I plainly did, and as Dr. Roth admits, in my book. But when the prisoners confessed to having scourged, crucified, and mocked a boy of some four years of age, to injure Jesus Christ through him, and all Christians as well; when they called the Blessed Virgin „a corrupt woman”, and cried, „Death to this little traitor, our enemy who goes deceiving the world and calls himself the Saviour of the world and the King of the Jews!”—it can hardly be claimed that this „had nothing to do with any religious question”, call it ritual murder or black magic or what you please. And as for the assertion that the perpetrators were „baptized Christians, and not Jews”, it is demonstrably false. Five of the alleged conspirators were New Christians; and five, including the ringleaders, were Jews. Tazarte, the physician who performed the filthy rite and related a vile anecdote about the person of Jesus Christ, was a Jew. Yucé Franco, who admitted without torture having shared in the crucifixion of the innocent victim, was a Jew. His father, Ca Franco, was a Jew. His dead brother was a Jew. „The name of the child remained unknown”, says Dr. Roth, „until nearly one hundred years after the event.” The Memorial in which the boy’s name is given as Christopher was written in 1544, seventy-four years after the alleged crime. It professed to be based on the process of Benito Garcia; hence the author seems to have had access to information not available to us. It cannot be said with certainty that the name remained unknown until that time. The discrepancies as to the boy’s place of origin are easily reconciled, if one remembers that certain of the prisoners were trying to incriminate one another. They all agreed at last; and one of them admitted having brought the boy from one of the gates of the Cathedral at Toledo. „No body was ever found.” The record shows that one of the accused took the Inquisitors to a place where they found a hole, in which he said the body had been buried. It is possible that it had been removed by friends or relatives of the accused. Nor can it be proved that „no enquiry was ever made to ascertain whether any child who answered to the description had actually disappeared”. From the assiduous questioning of Yucé on the subject of the child, it is evident that the Inquisitors were highly curious as to his origin and identity; and it would be strange if they did not enquire elsewhere. When M. Loeb declared that no body had ever been found, and that the „pretended martyr never existed”, he questioned with equal boldness the existence of Rabbi Moses Abenamias, to whom one of the wretches confessed a Host had been sent for conjuration purposes. But another document found in the archives of the Inquisition at Valencia shows that the rabbi did exist! Documents still hidden may shed further light upon the boy. And the discrepancy as to the provenance of the Host is more apparent than real. The evidence indicates that two, and perhaps three, Hosts had been stolen, at various times and places. The sacristan of the Church at La Guardia, nephew of one of the accused, later confessed to having provided one of the Hosts, thus confirming the testimony of Yucé. The discrepancy as to the time of the alleged crime likewise appears less formidable upon examination. Dr. Roth has already said that „a priest posing as a rabbi had obtained a confession” from Yucé. He does not tell us that this priest was a learned master of theology, Fray Alonso Enriquez, himself a converted Jew whose name originally was Abraham Shesheth. Meanwhile the Inquisitors had a physician, Antonio de Ávila, listening; and it is in his sworn deposition as to what he had overheard that the apparent discrepancy occurs. He said he heard Yucé tell the „rabbi” that the crime had happened eleven years before. Now it must be admitted that a man overhearing a conversation, perhaps, from another room might easily have made a mistake. Yucé certainly would not have shouted such a damaging confession, and, as Father Fita suggests, the physician might even have been somewhat deaf. The ear of unbelief must be dull indeed if it cannot discern a certain similarity between Shte (two) and one of the elements of a word for eleven, Ngashte-Ngassre. It is quite conceivable that a preceding word, imperfectly heard with Shte following, may have conveyed the impression of „eleven” to a man in the next room. The record, moreover, does not say that they spoke in classical Hebrew, but in a jumble of Hebrew and Romance, a dialect of the Jews in Spain.

    All these discrepancies together are not weighty enough to destroy the probability that a crime was committed, but they do effectually dispose of the hypothesis of some Jewish critics that the Inquisitors manufactured the story to justify the expulsion of the Jews. They do demonstrate that Torquemada could not possibly have made it up out of whole cloth. They are the naive discrepancies of actual life, the discrepancies that are inevitable whenever half a dozen men attempt to relate the same happening. They are like the apparent discrepancies in the four Gospels, which, while they resist the efforts of some Jews to prove their history inconsistent, refute the claim of others that it is an invention, and leave it standing like a rock before the winds of unbelief. This is not to claim divine inspiration for the Inquisitors of Ávila; but their story does read like the artless and sometimes puzzling account of something that did happen. If it is not quite consistent enough to be an invention, it is far too consistent to have been wrung from separate imaginations by torture. Men may have bad dreams, but seldom do several have the same nightmare. And if any further argument were needed to justify the printing of this evidence, the long and successful attempts to suppress it, and the persistent distortions of it by those who have discussed it, would indicate a fear that is highly significant—a fear that, if the complete story were told, it might be believed.

    For the rest, my book itself must remain the refutation of the false charge that I have striven to stir up prejudice among Catholics. I have sought, with God’s help, only to clarify one small portion of the vast field of historical truth, believing, as I do, that truth, strong truth, however unpleasant for some to look upon, and not the sort of sentimental „tolerance” that flatters and cajoles while it secretly waits to destroy, is the only ground, the only rock, on which Jews and Christians can ever stand in true and lasting amity. It is a pleasure therefore, to read his paragraph, omitted from his original article in a Jewish paper, about his efforts to bring about a better appreciation of the noble ideals and traditions of the Catholic Faith among his coreligionists. I sincerely hope that, continuing to walk in the direction of truth he will at last be able to interpret it a little more accurately to them from the clearer perspective of one within its walls, and that when that joyful day comes he will confer on them the immeasurable benefit of turning their faces toward the Light they have refused to see, and to demonstrate to them what is so clearly written in the pages of history, that all their miseries, for which I could weep, are not the result, fundamentally, of the hatred and misunderstanding of others, but the consequence of their own stubborn rejection of Our Lord and Saviour Jesus Christ who predicted in unmistakable language exactly what has befallen them.

  37. Piotrx said

    Jan-Klaudiusz Dupuis
    W obronie czystości Wiary. Trybunał Św. Inkwizycji

    /fragmenty/

    „Według katarów istnieją dwie odwieczne zasady, które dzielą stworzenie. Od dobra pochodzi świat duchowy, a od zła – świat materialny, człowiek zaś znajduje się na styku tych dwóch. Jest upadłym aniołem uwięzionym w ciele – jego dusza pochodzi od dobra, a ciało zostało ukształtowane przez zło. Celem człowieka jest uwolnienie się od materii przez duchowe „oczyszczenie”, które często wymaga przeżycia szeregu kolejnych reinkarnacji.

    Jak wszyscy heretycy, katarzy utrzymywali, że ich nauka jest prawdziwym chrześcijaństwem. Zatrzymując chrześcijańską terminologię niszczyli jednocześnie istotę dogmatów. Twierdzili, że Chrystus był najdoskonalszym spośród aniołów, zaś Duch Święty jest stworzeniem niższym od Syna. Przeciwstawiali Stary Testament, jako wyrastający z zasady zła, Nowemu Testamentowi – opartemu na zasadzie dobra. Odrzucali Wcielenie, Mękę i Zmartwychwstanie Jezusa. Utrzymywali, że Zbawienie bardziej wypływało z nauczania Ewangelii niż ze śmierci na krzyżu.
    Katarzy stali na stanowisku, że Kościół jest zepsuty od czasów donacji Konstantyna; odrzucili także wszystkie sakramenty. Ostatecznie kataryzm można określić jako formę pogaństwa, która mimo pozoru chrześcijaństwa w rzeczywistości podobna jest w wielu aspektach do buddyzmu.

    Traktując świat materialny jako zły w swej istocie, etyka katarska potępiała każdy kontakt z materią. Małżeństwo i prokreacja zostały przez nią zabronione, jako że człowiekowi nie wolno współpracować w dziele szatana, który usiłuje uwięzić dusze w ciałach. Skoro śmierć stanowi wyzwolenie, samobójstwo okazuje się wskazane. Katarzy stosowali zatem „endurę”, to znaczy pozbawianie pożywienia chorych, a czasami nawet dzieci, w celu przyspieszenia powrotu ich dusz do nieba. Odmawiali składania przysięgi, twierdząc, że Bóg nie powinien być mieszany do doczesnych spraw. Potępiali także każdą formę bogactwa, choć jednocześnie nie przestrzegali chrześcijańskich zasad zabraniających lichwy i nakazujących stosowanie uczciwej ceny. Ponadto odmawiali państwu prawa do prowadzenia wojen i karania przestępców. Ostatecznie katarzy – podobnie do hinduskich ascetów – dążyli do osiągnięcia stanu „dezinkarnacji”.

    (…)
    Rozwiązłość, antykoncepcja, aborcja, eutanazja, samobójstwa, pozbawiony zasad kapitalizm, intensywny materializm i zbawienie dla wszystkich – to zdumiewające, do jakiego stopnia moralność katarów przywodzi na myśl współczesny system liberalny. Katarzy stosowali zatem podwójną moralność: ascetyzm praktykowany przez nielicznych oraz libertynizm, którym kierowali się pozostali, z gwarancją wiecznego zbawienia niewielkim kosztem – dla wszystkich. Pozwala to zrozumieć przyczyny, które doprowadziły do powodzenia tej doktryny.
    Pomimo to zdecydowana większość ludu pozostała wierna katolicyzmowi. Katarzy zasadniczo wywodzili się z miejskich kupców. Choć nie byli zbyt liczni, stanowiąc zaledwie od 5 do 10% mieszkańców Langwedocji, to potrafili przyciągać ludzi bogatych i wpływowych. Niektórzy z nich – jak dla przykładu jeden z potężniejszych panów Langwedocji, jakim był hrabia Tuluzy – praktykowali zabronioną przez Kościół lichwę.
    (…)
    Królowie Francji i Anglii oraz cesarz niemiecki z własnej inicjatywy wcześniej rozpoczęli działania zmierzające do stłumienia ruchu katarskiego. Stanowił on zagrożenie dla porządku społecznego między innymi poprzez propagowanie zgubnej nauki na temat rodziny, a także sprzeciwianie się składaniu przysiąg. Trzeba mieć na uwadze, że system feudalny opierał się właśnie na przysięgach składanych przez wasali, oddających się pod dożywotnią opiekę seniora. Odrzucenie wartości przysięgi było więc śmiertelnym zagrożeniem dla średniowiecznej społeczności, takim jak dla współczesnego społeczeństwa byłoby odrzucenie rządów prawa.”
    (….)
    Tak więc katarzy nie byli biednymi owieczkami, ofiarami fanatycznej Inkwizycji. Wręcz przeciwnie – stanowili wpływową i groźną sektę, propagowali niemoralną doktrynę, prześladowali wierne Kościołowi chłopstwo i szykanowali duchowieństwo. Dopuścili się nawet zamachu na Wielkiego Inkwizytora – św. Piotra z Werony.”
    (….)
    Katarscy kaznodzieje zachęcali do anarchii, tworzyli uzbrojone grupy, znane w różnych stronach jako routiers, patarins czy cotereaux. Bandy te plądrowały kościoły, dopuszczając się profanacji Eucharystii i zabójstw duchownych. Świętokradztwa i przemoc katarów można porównać do działań protestantów w czasie reformacji, czy też rewolucji z 1793 roku. W roku 1177 król Francji Filip August stoczył bitwę z katarską armią liczącą 7000 ludzi, zaś biskup Limoges zmuszony był stawić czoło dwutysięcznej bandzie. Z kolei w roku 1145 Arnoldowi z Brescii i jego patarins udało się opanować Rzym. Wygnali papieża i proklamowali republikę, utrzymując się przy władzy przez dziesięć lat. Zostali w końcu pokonani przez niemieckiego cesarza Fryderyka Barbarossę.”

    (…)

    Niepokojące wydarzenia prowokujące społeczny zamęt miały miejsce w całej Europie. W roku 1208 ludzie hrabiego Tuluzy, Rajmunda VI, zamordowali w pobliżu Saint-Gilles papieskiego legata – błogosławionego Piotra de Castelnau. Wcześniej wielokrotnie zachowywali się agresywnie wobec św. Dominika. Śmierć papieskiego wysłannika stała się bezpośrednią przyczyną podjęcia przez Innocentego III decyzji o ogłoszeniu krucjaty przeciw albigensom. „

  38. Piotrx said

    I całość ….

    Jan-Klaudiusz Dupuis

    W obronie czystości Wiary. Trybunał Św. Inkwizycji

    Rzekome okrucieństwo Inkwizycji jest zwykle jednym z zasadniczych argumentów podejmowanych przez wrogów Kościoła. Wolter mawiał o „krwawym trybunale, przeraźliwym pomniku władzy mnichów”1. Dla większości współczesnych stanowi ona symbol najstraszliwszego w dziejach cywilizacji masowego prześladowania, fanatyzmu i kontroli myśli. Czarna legenda Inkwizycji do tego stopnia przeniknęła do naszych umysłów, że dzisiaj przeważająca część katolików nie jest w stanie podjąć obrony tej epoki dziejów Kościoła. W najlepszym razie poczynania Inkwizycji usprawiedliwiane są poprzez wskazanie, że okres, w którym działała, był tak barbarzyński i tak inny od naszych „oświeconych” czasów. Najczęściej jednak także katolicy dołączają do chóru antyklerykałów atakując trybunał Świętej Inkwizycji.

    W swoim liście na Jubileusz Roku 2000 Jan Paweł II napisał:
    Innym bolesnym zjawiskiem, nad którym synowie Kościoła muszą się pochylić z sercem pełnym skruchy, jest przyzwolenie – okazywane zwłaszcza w niektórych stuleciach – na stosowanie w obronie prawdy metod nacechowanych nietolerancją, a nawet przemocą2.

    Jednak święci żyjący w czasach Inkwizycji nigdy jej nie krytykowali. Wyjątkiem były skargi na niezbyt – ich zdaniem – wystarczające zwalczanie herezji. Z kolei Święte Oficjum poddało dokładnemu badaniu między innymi duchowe pisma św. Teresy z Avila, aby ocenić, czy nie jest to przypadek fałszywego mistycyzmu. W owym czasie pojawiło się bowiem wielu fałszywych mistyków wśród alumbrados w Hiszpanii3. Św. Teresa – daleka od postrzegania tego jako nietolerancji – poddała się w całkowitym zaufaniu pod osąd Trybunału, który nie znalazł w jej pismach żadnego błędu.

    Święci nie obawiali się także przeciwstawiać nadużyciom władzy duchownej – co więcej, w rzeczywistości było to jedno z ich zasadniczych zadań. Jak wytłumaczyć zatem fakt, że nigdy nie występowali przeciwko Inkwizycji? Jak wytłumaczyć to, że Kościół kanonizował czterech Wielkich Inkwizytorów: Piotra Męczennika († 1252), Jana Kapistrana († 1456), Piotra d’Arbués († 1485) i Piusa V († 1572). Także św. Dominik († 1221) był współpracownikiem legata Świętego Oficjum.

    W rzeczywistości, wśród autorów katolickich krytycyzm wobec Inkwizycji pojawił się dopiero w XIX wieku i to wyłącznie w kręgach liberalnych jako reakcja na tezy ultramontanistów4. Do rewolucji we Francji krytyka Inkwizycji była wyłączną domeną protestantów. Jean Dumont, najlepszy współczesny historyk, apologeta Inkwizycji5, zwraca uwagę na szesnastowieczne ryciny przedstawiające sceny auto-da-fé (dosłownie ‘akt wiary’ – zazwyczaj publiczny, w którym osoby poddane badaniu Inkwizycji odczytywały treść podanych im artykułów wiary). Rysunki te notorycznie przedstawiają szczyty kamienic charakterystyczne dla architektury, którą znajdujemy w owych czasach w krajach niemieckich – lecz nie w Hiszpanii. Szczegół ten wskazuje wyraźnie na protestanckie pochodzenie rycin. Na tym przykładzie prześledzić możemy, jak kształtowała się czarna legenda Inkwizycji – począwszy od protestanckiej propagandy, poprzez filozofów Oświecenia, podjęta następnie przez masoński antyklerykalizm, przetrwała aż do współczesnej nam XX-wiecznej „chrześcijańskiej demokracji”.

    Pomimo czarnej legendy najpoważniejsze studia historyczne przyznają, że Inkwizycja była najbardziej obiektywną instytucją swej epoki. Antyinkwizycyjny mit wciąż jednak żyje wśród opinii publicznej. Choć Wolter mawiał, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, to podstawowa przyczyna, dla której mit ten ciągle funkcjonuje, jest inna. Próba udowodnienia, że Inkwizycja nie była tak okrutna, jak to się powszechnie utrzymuje, wydaje się daremna. Nie uda się przekonać współczesnych ludzi do Świętego Oficjum, skoro zasada religijnej nietolerancji jest dzisiaj nieakceptowana.

    Zatem, aby zrozumieć historyczne zjawisko, jakim była Inkwizycja, trzeba najpierw wyjaśnić tradycyjną naukę Kościoła o wolności religijnej.
    Władza przymusu w sprawach religii

    Drugi Sobór Watykański ogłosił zasadę wolności religijnej:
    Tego zaś rodzaju wolność polega na tym, że wszyscy ludzie powinni być wolni od przymusu ze strony czy to poszczególnych ludzi, czy to zbiorowisk społecznych i jakiejkolwiek władzy ludzkiej tak, aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do działania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w działaniu według jego sumienia prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi (…) (Dignitatis humanae, art. 2).

    Oczywiste jest, że podstawowa zasada Inkwizycji, według której herezja jest przestępstwem, jako przeciwna tej nauce wydaje się w tej sytuacji być odrzucona. Jednak zasada wolności religijnej stanowi całkowite zerwanie z Tradycją Kościoła. Papież Pius IX w Syllabusie z 1864 roku w szczególności potępił następujące twierdzenia:
    § XXIV* Kościół nie ma władzy stosowania siły, a także wykonywania jakiejkolwiek władzy świeckiej, czy to pośredniej, czy bezpośredniej. (List Apostolski Ad Apostolicae z dnia 22 sierpnia 1851 roku)
    § LXXVII* W naszych czasach nie jest już więcej rzeczą pożyteczną, by religia katolicka uważana była jakby za jedyną religię państwa, z wykluczeniem wszystkich pozostałych. (przemówienie Nemo vestrum z dnia 26 lipca 1855 roku)
    § LXXIX* Otóż fałszywym jest twierdzenie, że wolność obywateli w wyborze jakiegokolwiek kultu przyznana wszystkim i pełna swoboda głoszenia i wypowiadania publicznie jakichkolwiek poglądów sprzyja zepsuciu obyczajów i charakterów, a także rozszerzaniu się szkodliwego indyferentyzmu. (przemówienie Numquam fore z dnia 15 grudnia 1856 roku)

    Doktryna Syllabusa, przyznająca Kościołowi i Państwu władzę przymusu w sprawach religii, wywodzi się z katolickiej Tradycji. Papież Leon X (1513–1521) potępił tezę Marcina Lutra, jakoby Kościół nie miał prawa karać heretyków. Św. Robert Bellarmin i Suarez bronili prawa Kościoła do orzekania kary śmierci, pod warunkiem, że wyrok będzie wykonany przez świecką władzę6. Św. Tomasz z Akwinu popierał używanie przemocy, także fizycznej, w celu zwalczania herezji (Ae. s. 33). Św. Augustyn apelował do władz imperium rzymskiego o zwalczanie siłą schizmy donatystów. Stary Testament karał śmiercią bałwochwalców i bluźnierców.

    Władza stosowania przymusu w sprawach religijnych wyrasta z podstawowych obowiązków państwa w stosunku do prawdziwej religii. Prawo Boże nie stosuje się tylko do jednostek, musi przenikać całe życie społeczne. Kardynał Ottaviani wskazał na konsekwencje tej doktryny: 1° Wyznawanie religii jest sprawą społeczną, a nie wyłącznie prywatną; 2° Legislacja musi być inspirowana w pełni zasadą udziału w Ciele Chrystusa; 3° Religijność ludzi podlega obronie przed jakimkolwiek atakiem zmierzającym do pozbawieniem ich skarbu wiary i pokoju religijnego7.

    Zwolennicy wolności religijnej, w przeciwieństwie do tradycyjnej nauki Kościoła w sprawie nakazu nietolerancji dla fałszywej religii, powołują się zawsze na wyrozumiałość i ewangeliczną miłość. To przeciwstawienie jest jednak sofizmatem. Z pewnością nasz Pan Jezus Chrystus był wyrozumiały dla grzeszników, lecz okazał nieprzejednaną surowość względem heretyków swego czasu, to znaczy – faryzeuszy. Moderniści unikają cytowania tych fragmentów Ewangelii, które wskazują na Bożą stanowczość. Czyż wieczne potępienie, które jest zapłatą za brak wiary (Mk 16,16), nie jest nieszczęściem o wiele okropniejszym niż najgorsza kara, którą może nałożyć ludzki trybunał? Św. Jan zabrania nawet pozdrawiania heretyków (2 J 10). Św. Paweł w cudowny sposób oślepia Elimasa – czarodzieja i fałszywego proroka (Dz 13, 8-12). Św. Piotr nie waha się ukarać natychmiastową śmiercią Ananiasza i Safirę za oszukanie wspólnoty (Ap 5, 1-11).

    Na kartach Ewangelii nie znajdujemy nic, co byłoby podobne tej moralnej i doktrynalnej swobodzie, którą moderniści określają „tolerancją” lub „wolnością sumienia”. Chrystus był cierpliwy i miłosierny dla skruszonych grzeszników, lecz nigdy nie przyznał nikomu jakiegokolwiek prawa do błędu, zaś zatwardziałych propagatorów fałszu piętnował publicznie. Inkwizycja stosowała wobec heretyków postawę podobną jak nasz Pan.

    Argumenty przeciwko Inkwizycji wynikają z mylenia wolności sumienia z wolnością religijną. Akt wiary musi być wolny, ponieważ jest fundamentem aktu miłości do Boga. Miłość wymuszona nie może być prawdziwą miłością. Dlatego właśnie Kościół zawsze sprzeciwiał się nawracaniu przy użyciu siły. Sławny obraz Epinala, przedstawiający hiszpańskiego zakonnika okazującego krucyfiks Indianinowi, któremu konkwistador wygraża mieczem, jest owocem protestanckiej propagandy. Jeśli niektórzy władcy w historii wymusili chrzest podbitych ludów, jak np. Karol Wielki w Saksonii około 780 roku, to było to uczynione sprzecznie z wolą Kościoła.
    Kościół szanuje wolność sumienia jednostki. Jednak pomimo tego, że wolna jednostka, ryzykując swoim zbawieniem, może odrzucić wiarę, nie oznacza to, że może ona także propagować swoje błędy i przez to prowadzić inne dusze do piekła. Tak więc Kościół respektuje swobodę sumienia, lecz nie wolność głoszenia fałszywej nauki.

    Pomimo tego, że Kościół, co do zasady, odmawia prawa do publicznego kultywowania fałszywych religii, nie jest konieczne, by praktycznie je prześladował. By uniknąć większego zła, jakim jest wojna, Kościół może tolerować sekty. To właśnie uczynił Henryk IV, ogłaszając edykt nantejski w 1598 roku, który zagwarantował pewne swobody protestantom we Francji. Trzeba jednakże pamiętać, że tolerancja nie tworzy prawa. Gdy okoliczności polityczne na to pozwolą, państwo powinno zatem restaurować wyłączne prawa religii katolickiej, jak uczynił to Ludwik XIV, odwołując w 1685 roku edykt nantejski.

    Oczywiście, tradycyjna nauka Kościoła o nietolerancji religijnej możliwa jest do zastosowania wyłącznie w państwach, które są oficjalnie katolickie. Harmonia między duchowieństwem i władzą świecką tworzy właściwy porządek rzeczy w społeczeństwach. Pod tym względem Inkwizycja stanowiła model współdziałania Kościoła i Państwa, jako że Trybunał sprawował jednocześnie jurysdykcję, tak religijną, jak i państwową.

    Podstawową zasadą, która usprawiedliwia działanie Inkwizycji, jest to, że herezja głoszona publicznie jest zbrodnią podobną do innych przestępstw wobec prawa świeckiego8. Religia jest podstawą moralności, moralność zaś podstawą ładu społecznego. Dlatego fałszowanie wiary prowadzi ostatecznie do zburzenia porządku publicznego. Św. Tomasz porównuje heretyków do fałszerzy, którzy w okresie średniowiecza byli skazywani na stos. Zatem państwo, jako strażnik spokoju publicznego, ma obowiązek zwalczać herezje. Ziemska władza nie jest jednak kompetentna w dziedzinie rozróżniania pomiędzy herezją a ortodoksją. Dlatego w tej materii musi zdać się na trybunał kościelny.

    Inkwizycja przeto nie zajmowała się prywatnymi opiniami heretyków, ale odnosiła się wyłącznie do publicznego propagowania odstępstwa od wiary. Nie angażowała się w zwalczanie prywatnych przekonań indywidualnych osób, lecz podejmowała działania przeciwko zewnętrznej aktywności heretyków.
    Aby zrozumieć logikę działania Inkwizycji, należy uwolnić się od naturalistycznego myślenia właściwego współczesnej kulturze. W średniowiecznych chrześcijańskich społeczeństwach życie nadprzyrodzone odgrywało zdecydowanie większą rolę. Jeśli zrozumiałe było, że zabójca człowieka może być skazany na śmierć, tym bardziej oczywiste było, że taka kara może spotkać heretyka wiodącego dusze na potępienie, jako że utrata życia wiecznego jest złem o wiele większym niż utrata życia ziemskiego.

    Oczywiście, wizja świata, która leży u podstaw Inkwizycji, opiera się na zasadzie istnienia obiektywnej prawdy i fałszu, pewności wiary katolickiej i przekonaniu o realności wiecznego potępienia. Jednak przesiąknięte relatywizmem współczesne umysły są wprost niezdolne do przyjęcia tych zasad. Dzisiejszy człowiek jest zgorszony barbarzyństwem minionych wieków, „zacofaniem” Kościoła i zadowoli się osądami nieodpowiednimi do czasów, które ocenia. Historyk jednak musi zarazem poznać, zrozumieć i wytłumaczyć fenomen Świętego Oficjum. Aby tego dokonać, powinien wyjść poza systemy współczesnej myśli i postawić się w stanie umysłu człowieka epoki, którą studiuje9. Pozwoli to na zrozumienie istoty Inkwizycji, a w konsekwencji na usprawiedliwienie działań tego Trybunału.
    Zwykle rozróżnia się dwa rodzaje Inkwizycji – średniowieczną (od 1233 roku aż do XVIII w.) oraz hiszpańską (1480-1834). Pierwszą z nich często określa się jako „rzymską”, drugą zaś jako „królewską”, co wydaje się nieusprawiedliwione w sytuacji, w której obydwa trybunały były wspólnymi tworami Kościoła i państwa.

    Niektórzy autorzy katoliccy, w dobrej intencji, lecz słabo zorientowani w danych historycznych, wprowadzali powyższe rozróżnienie w celu złożenia odpowiedzialności za „horror” Inkwizycji raczej na królów hiszpańskich, niż na papieży10. Według nich istniała dobra Inkwizycja średniowieczna, działająca wyłącznie w obronie wiary oraz zła Inkwizycja hiszpańska, której celem było głównie wzmacnianie absolutyzmu królewskiego. Jednak to rozróżnienie nie jest zbyt przekonujące. Inkwizycja hiszpańska nie była bowiem ani bardziej brutalna, ani bardziej polityczna niż Inkwizycja średniowieczna. Lepsze rozróżnienie daje spojrzenie na charakter przeciwnika, którego zwalczała: w jednym przypadku byli to katarzy, w drugim zaś marrani.

    Katarzy

    Kataryzm rozprzestrzenił się w Europie pomiędzy XI a XIII wiekiem, szczególnie na południu Francji – w Langwedocji. Stąd, od nazwy miasta Albi, pochodzi określenie „albigensi”, potocznie stosowane również na oznaczenie tej herezji. Nazwa „katarzy” pochodzi od greckiego katharos, co oznacza ‘czysty’. Obecnie kataryzm jest traktowany jako herezja chrześcijańska, a raczej jako inna religia11. Jego pochodzenie pozostaje nieznane, a doktryna mocno nawiązuje do filozofii gnozy i manicheizmu, które obiegały Środkowy Wschód w trzecim i czwartym wieku. Do katarów odwołuje się także masoneria, nawiązując do ich obrzędów inicjacyjnych.
    Według katarów istnieją dwie odwieczne zasady, które dzielą stworzenie. Od dobra pochodzi świat duchowy, a od zła – świat materialny, człowiek zaś znajduje się na styku tych dwóch. Jest upadłym aniołem uwięzionym w ciele – jego dusza pochodzi od dobra, a ciało zostało ukształtowane przez zło. Celem człowieka jest uwolnienie się od materii przez duchowe „oczyszczenie”, które często wymaga przeżycia szeregu kolejnych reinkarnacji.

    Jak wszyscy heretycy, katarzy utrzymywali, że ich nauka jest prawdziwym chrześcijaństwem. Zatrzymując chrześcijańską terminologię niszczyli jednocześnie istotę dogmatów. Twierdzili, że Chrystus był najdoskonalszym spośród aniołów, zaś Duch Święty jest stworzeniem niższym od Syna. Przeciwstawiali Stary Testament, jako wyrastający z zasady zła, Nowemu Testamentowi – opartemu na zasadzie dobra. Odrzucali Wcielenie, Mękę i Zmartwychwstanie Jezusa. Utrzymywali, że Zbawienie bardziej wypływało z nauczania Ewangelii niż ze śmierci na krzyżu.
    Katarzy stali na stanowisku, że Kościół jest zepsuty od czasów donacji Konstantyna; odrzucili także wszystkie sakramenty. Ostatecznie kataryzm można określić jako formę pogaństwa, która mimo pozoru chrześcijaństwa w rzeczywistości podobna jest w wielu aspektach do buddyzmu.

    Traktując świat materialny jako zły w swej istocie, etyka katarska potępiała każdy kontakt z materią. Małżeństwo i prokreacja zostały przez nią zabronione, jako że człowiekowi nie wolno współpracować w dziele szatana, który usiłuje uwięzić dusze w ciałach. Skoro śmierć stanowi wyzwolenie, samobójstwo okazuje się wskazane. Katarzy stosowali zatem „endurę”, to znaczy pozbawianie pożywienia chorych, a czasami nawet dzieci, w celu przyspieszenia powrotu ich dusz do nieba. Odmawiali składania przysięgi, twierdząc, że Bóg nie powinien być mieszany do doczesnych spraw. Potępiali także każdą formę bogactwa, choć jednocześnie nie przestrzegali chrześcijańskich zasad zabraniających lichwy i nakazujących stosowanie uczciwej ceny. Ponadto odmawiali państwu prawa do prowadzenia wojen i karania przestępców. Ostatecznie katarzy – podobnie do hinduskich ascetów – dążyli do osiągnięcia stanu „dezinkarnacji”.

    Oczywiście taki program nie znalazłby wielu zwolenników. Wobec tego ustanowiono dwie klasy wiernych: „doskonałych” i prostych wyznawców. Pierwsi z nich, niezbyt liczni „wtajemniczeni”, żyli w klasztorach w pełni przestrzegając zasad moralnych filozofii kataryzmu. Drudzy zaś – ogromna większość – wiedli życie nie skrępowane żadnymi moralnymi zasadami, zaś pójście do nieba zapewnione było, jeśli wyznawca przed śmiercią otrzymał consolamentum (‘pocieszenie’) – rodzaj ostatniego namaszczenia.

    Rozwiązłość, antykoncepcja, aborcja, eutanazja, samobójstwa, pozbawiony zasad kapitalizm, intensywny materializm i zbawienie dla wszystkich – to zdumiewające, do jakiego stopnia moralność katarów przywodzi na myśl współczesny system liberalny. Katarzy stosowali zatem podwójną moralność: ascetyzm praktykowany przez nielicznych oraz libertynizm, którym kierowali się pozostali, z gwarancją wiecznego zbawienia niewielkim kosztem – dla wszystkich. Pozwala to zrozumieć przyczyny, które doprowadziły do powodzenia tej doktryny.
    Pomimo to zdecydowana większość ludu pozostała wierna katolicyzmowi. Katarzy zasadniczo wywodzili się z miejskich kupców. Choć nie byli zbyt liczni, stanowiąc zaledwie od 5 do 10% mieszkańców Langwedocji, to potrafili przyciągać ludzi bogatych i wpływowych. Niektórzy z nich – jak dla przykładu jeden z potężniejszych panów Langwedocji, jakim był hrabia Tuluzy – praktykowali zabronioną przez Kościół lichwę.

    Tak więc katarzy nie byli biednymi owieczkami, ofiarami fanatycznej Inkwizycji. Wręcz przeciwnie – stanowili wpływową i groźną sektę, propagowali niemoralną doktrynę, prześladowali wierne Kościołowi chłopstwo i szykanowali duchowieństwo. Dopuścili się nawet zamachu na Wielkiego Inkwizytora – św. Piotra z Werony.
    Kościół okazał wielką cierpliwość, zanim zdecydował się przedsięwziąć odpowiednie kroki przeciw katarskiemu zagrożeniu. Herezje albigensów zostały potępione przez regionalny synod w Tuluzie w 1119 r. Jednak aż do 1179 roku Rzym poprzestawał na wysyłaniu do Langwedocji kaznodziejów. Znaleźli się wśród nich między innymi św. Bernard oraz św. Dominik; misje te jednak nie odniosły większego skutku.
    W końcu w 1179 roku III Sobór Laterański zwrócił się do władzy świeckiej z prośbą o interwencję. Królowie Francji i Anglii oraz cesarz niemiecki z własnej inicjatywy wcześniej rozpoczęli działania zmierzające do stłumienia ruchu katarskiego. Stanowił on zagrożenie dla porządku społecznego między innymi poprzez propagowanie zgubnej nauki na temat rodziny, a także sprzeciwianie się składaniu przysiąg. Trzeba mieć na uwadze, że system feudalny opierał się właśnie na przysięgach składanych przez wasali, oddających się pod dożywotnią opiekę seniora. Odrzucenie wartości przysięgi było więc śmiertelnym zagrożeniem dla średniowiecznej społeczności, takim jak dla współczesnego społeczeństwa byłoby odrzucenie rządów prawa.

    Katarscy kaznodzieje zachęcali do anarchii, tworzyli uzbrojone grupy, znane w różnych stronach jako routiers, patarins czy cotereaux. Bandy te plądrowały kościoły, dopuszczając się profanacji Eucharystii i zabójstw duchownych. Świętokradztwa i przemoc katarów można porównać do działań protestantów w czasie reformacji, czy też rewolucji z 1793 roku. W roku 1177 król Francji Filip August stoczył bitwę z katarską armią liczącą 7000 ludzi, zaś biskup Limoges zmuszony był stawić czoło dwutysięcznej bandzie. Z kolei w roku 1145 Arnoldowi z Brescii i jego patarins udało się opanować Rzym. Wygnali papieża i proklamowali republikę, utrzymując się przy władzy przez dziesięć lat. Zostali w końcu pokonani przez niemieckiego cesarza Fryderyka Barbarossę.

    Niepokojące wydarzenia prowokujące społeczny zamęt miały miejsce w całej Europie. W roku 1208 ludzie hrabiego Tuluzy, Rajmunda VI, zamordowali w pobliżu Saint-Gilles papieskiego legata – błogosławionego Piotra de Castelnau. Wcześniej wielokrotnie zachowywali się agresywnie wobec św. Dominika. Śmierć papieskiego wysłannika stała się bezpośrednią przyczyną podjęcia przez Innocentego III decyzji o ogłoszeniu krucjaty przeciw albigensom. Poprowadził ją Szymon de Montfort na czele wojsk złożonych głównie z Normanów, od pokoleń śmiertelnie z południowcami skłóconych. Katarzy stawiali opór przez cztery lata (1209-1213) i powtórnie wystąpili zbrojnie w roku 1221, co pokazuje, jaką stanowili siłę. Ostatnia ich twierdza – Montségur – utrzymała się aż do 1244 roku. Lecz ostatecznie kataryzm nie został zniszczony i przekształcił się w towarzystwo prowadzące działalność w ukryciu.

    Krucjata przeciw albigensom, jak każda wojna, była okazją do nadużyć. Zdobycie Béziers w roku 1209 było w rzeczywistości istną masakrą. Niemożliwością było odróżnienie katarów od katolickich mieszkańców miasta. Papieski legat, Arnold de Citeaux, miał wtedy powiedzieć: „Zabijcie ich wszystkich. Bóg rozpozna swoich”. Wiarygodność tej wypowiedzi jest wątpliwa – wydaje się pochodzić z arsenału antyklerykalnych frazesów. Obrazuje jednak w sposób niewątpliwy fakt, że katarzy, przez długi czas ściągający na siebie gniew z powodu niemoralnego życia oraz praktyk lichwiarskich, w końcu sprowadzili realne zagrożenie dla całej społeczności. Inkwizycja zapobiegała takim wydarzeniom rozróżniając heretyków od prawowiernych katolików, przywódców od ich zwolenników i stosując odpowiednie kary do różnych stopni herezji.

    Inkwizycja wydaje się zatem dziełem humanitarnym. Karząc przykładnie przywódców, Trybunał odpuszczał winy masom zwolenników herezji, które okazały się bardziej jej ofiarami niż sprawcami. Tropiąc działających w ukryciu heretyków, Inkwizycja przeciwdziałała odtwarzaniu się kataryzmu oraz moralnym i społecznym zagrożeniom, które niosła ta herezja.

    Henri-Charles Léa, historyk, choć wrogo nastawiony do Świętego Oficjum, nie zawahał się podsumować krucjaty przeciw albigensom, pisząc:
    Racje strony katolickiej były oczywiste – obrona cywilizacji i postępu… Gdyby idee katarów zdobyły większą popularność, mogłoby to cofnąć Europę do barbarzyństwa czasów prymitywnych12.

    Marrani

    Kilka wieków później, po drugiej stronie Pirenejów, Inkwizycja była zmuszona podjąć kolejną walkę – tym razem w związku z zagrożeniem ze strony marranów.
    W wiekach średnich Hiszpania była podzielona na kilka królestw – chrześcijańskich i muzułmańskich. W roku 1469 małżeństwo Izabeli, królowej Kastylii z Ferdynandem, królem Aragonu, ułatwiło zjednoczenie Hiszpanii i umożliwiło dokończenie „rekonkwisty” przez zdobycie Grenady w 1492 roku.
    Od wczesnego średniowiecza Hiszpanię zamieszkiwała spora społeczność żydowska. Żydzi, chrześcijanie oraz muzułmanie nie byli od siebie oddzieleni, choć stosunki między nimi nie zawsze dobrze się układały. Wielu żydów oficjalnie przeszło na katolicyzm, pozostając w ukryciu przy judaizmie. Przypomnieć należy, że Talmud zezwala żydom udawać nawrócenie w celu uniknięcia prześladowań.

    Właśnie tych pseudo-nawróconych żydów nazywano marranami. Przeciwnie do tego, co można by sądzić, marrani nie nawracali się z powodu zagrożenia. Choć Hiszpania doświadczyła fali pogromów w 1391 roku, to ocenia się, że marrani starali się raczej przenikać społeczność chrześcijańską w celu skutecznego na nią oddziaływania. Strategia wiązania się poprzez zawieranie małżeństw była wysoce skuteczna, jako że od XVI w. większość hiszpańskich rodów szlacheckich ma Żydów wśród swoich przodków. Niemalże doszło do zaślubin Izabeli Kastylijskiej z Pedrem Gironem, bogatym lichwiarzem wywodzącym się z marranów. Jak się wydaje, zrządzeniem Opatrzności zmarł on jednak w drodze do swej narzeczonej, odmówiwszy wcześniej Św. Sakramentów i zbluźniwszy przeciwko Najświętszemu Imieniu Jezus.

    Aby zrozumieć Inkwizycję Hiszpańską, trzeba by odkryć dwie rzeczy, o które się troszczyć nigdy nam nie śniło: czym była Hiszpania i czym była Inkwizycja. Pierwsze pytanie doprowadziłoby nas do całego wielkiego zagadnienia Wojny Krzyżowej przeciw Maurom i bohaterskiego rycerstwa, które uwolniło naród europejski od obcej władzy, przybyłej z Afryki. Drugie pytanie poruszyłoby całą sprawę innej Wojny Krzyżowej, przeciw Albigensom, oraz powodów miłości i nienawiści ludzkiej do tego nihilistycznego widziadła, przybyłego z Azji.

    Marrani nie zadowalali się wpływami w środowisku hiszpańskiej szlachty, lecz przeniknęli także do Kościoła. Wynikało to z faktu, że owych czasach wyższe duchowieństwo rekrutowało się zasadniczo spośród szlachty. Doprowadziło to do wielu nadużyć. Niektórzy księża właściwie nauczali Talmudu w swych kazaniach. Biskup Segovii, Juan Arias z Avila zorganizował żydowski pogrzeb swoim rodzicom, którzy odrzucili chrześcijaństwo.

    Biskup Calahorra, Pedro d’Aranda, zaprzeczał istnieniu Trójcy Przenajświętszej i odrzucał Mękę Chrystusa. Encyklopedia Żydów Kastylijskich stwierdza, że „marrani
    instynktownie starali się osłabiać hiszpański katolicyzm”.

    W swej Historii marranów żydowski historyk Cecil Roch pisze:
    Olbrzymia większość conversos – jak nazywano marranów – pracowała podstępnie dla realizacji własnych interesów w łonie politycznych i kościelnych gremiów, krytykując, często otwarcie, naukę Kościoła i prowadząc poprzez swoje wpływy do skażenia całej chrześcijańskiej społeczności13.

    Judaizacja hiszpańskiego katolicyzmu poprzez wpływy marranów tłumaczy po części popularność, jaką cieszył się w Hiszpanii prekursor Lutra – Erazm. W Rzymie poważnie obawiano się powstania w Hiszpanii królestwa żydowskiego.

    Drugi poważny problem dotyczący marranów nakłada się na wspomniane zagadnienie religijne. Dzięki posiadanym bogactwom udało się marranom opanować urzędy publiczne w kilku hiszpańskich miastach. Przez swoje działania rujnowali stare chrześcijańskie rodziny, uciskając je podatkami i lichwą.

    Doprowadziło to w 1449 roku do wybuchu w Toledo oraz Ciudad Real powstań ludowych skierowanych przeciwko władzy conversos. Jednak już w 1467 roku udało się im odzyskać kontrolę w tych miastach, co liczni chrześcijanie przypłacili życiem. Kolejne krwawe zamieszki miały miejsce w 1468 roku w Kastylii oraz pięć lat później w Andaluzji. Hiszpania stanęła wobec zagrożenia wojny rasowej i religijnej. Uniknięto jej jednak dzięki interwencji Trybunału Świętej Inkwizycji.

    Warto zauważyć, że konwertyci z judaizmu nie zawsze zaliczali się do marranów. Wielu z nich szczerze nawróciło się na wiarę katolicką. Za przykład niech posłuży choćby św. Teresa z Avila, która była wnuczką marrana potępionego przez Inkwizycję.

    W rzeczy samej, szczerze nawróceni Żydzi stawali się dla marranów największymi wrogami. Były rabbi Salomon Halevi został biskupem w Burgos przyjąwszy imię Pawła od Świętej Maryi. Jehoshua ha-Lorqui, przybrawszy imię brata Hieronima od Wiary Świętej, pisał dzieła, w których zdecydowanie występował przeciwko judaizmowi.

    Historyk Henry Kamen zauważa, że główni polemiści antyżydowscy byli w rzeczywistości nawróconymi Żydami. To oni występowali do Trybunału Inkwizycji z prośbą o rozróżnienie fałszywych konwertytów od szczerze nawróconych. Pierwszy hiszpański Wielki Inkwizytor, Tomas de Torquemada, był także nawróconym Żydem.

    Trzeba dodać, że wielu marranów podlegało procesom judaizacji poprzez tradycję rodzinną lub niewłaściwe zrozumienie wiary katolickiej. Dlatego Inkwizycja musiała dokonać rozróżnienia pomiędzy tymi, którzy rozmyślnie zmieniali integralną wiarę, a tymi, którzy byli ofiarami niedostatecznej katechizacji.

    Inkwizycja hiszpańska została ustanowiona bullą papieską w 1478 roku. Działalność tego trybunału ochroniła jedność doktrynalną Kościoła w Hiszpanii i pozwoliła jednocześnie uniknąć niebezpieczeństwa powszechnego pogromu. Wobec zagrożenia ze strony marranów w Hiszpanii, podobnie jak wcześniej w przypadku katarów, Inkwizycja starała się neutralizować przywódców, a zwolenników herezji oszczędzić i uratować.

    Procedura inkwizycyjna

    Choć procedura inkwizycyjna różniła się zależnie od państwa i czasów w jakich funkcjonowała, to jej zasadnicza podstawa zawsze opierała się na takich samych założeniach. Można powiedzieć, że Inkwizycja dawała przy każdej sposobności okazję do uwolnienia się od podejrzeń, zaś zdecydowanie karała tych, którzy uporczywie trwali w swym odrzuceniu wiary. Inkwizycja bowiem starała się pouczyć błądzącego nie mniej, niż powstrzymywać jego heretyckie działania. Jej zadanie polegało częściej na wykorzenianiu zabobonów niż na przeciwdziałaniu przewrotom.

    Procedurze sądowej towarzyszyło zawsze cierpliwe nauczanie.
    Gdy Trybunał przybywał do danego miasta, ogłaszano „czas łaski”. W przeciągu miesiąca heretycy mieli możliwość dobrowolnie przyznać się do błędów, zapewniając sobie łagodne potraktowanie, ograniczające się do nałożenia duchowej pokuty. Po upływie tego czasu inkwizytorzy ogłaszali edykt, w którym pod groźbą ekskomuniki zobowiązywali wszystkich chrześcijan do ujawnienia heretyków i ich protektorów. Inkwizycja nie posiadała do swej dyspozycji tajnej policji ani sieci informatorów. Opierała się na współpracy z wiernymi katolikami, działając bardziej jako stróż spokoju społecznego niż zniewalający aparat władzy.
    Katolicka Inkwizycja nie przypomina w swym działaniu charakterystycznych dla XX wieku totalitarnych narzędzi ucisku. Nie poszukiwała bowiem za wszelką cenę zdrajców, kontrrewolucjonistów czy kolaborantów. Zwracała się wyłącznie ku jawnym propagatorom błędów, a zwłaszcza ku przywódcom, biorąc pod uwagę nie stan sumienia, lecz zewnętrzne działania osób.

    Papież powierzył średniowieczną Inkwizycję Dominikanom i Franciszkanom. Te dwa nowo powstałe zakony dały świadectwo uczciwości i świętości, której wykładnią była wybitna znajomość zagadnień teologicznych i kanonicznych. W rzeczywistości Inkwizycja skupiała w swych szeregach kwiat duchowieństwa epoki. Odmiennie niż działającym we Francji rewolucyjnym trybunałom z 1793 roku, Inkwizycji nigdy nie przewodniczyli skorumpowani i zdeprawowani fanatycy.
    Inkwizytor nie podejmował decyzji jednoosobowo. Towarzyszyli mu asesorowie pochodzący z lokalnego duchowieństwa. Sentencja wyroku była poddana kontroli przez miejscowego biskupa, a oskarżony miał możliwość odwołania się do papieża.

    Można zatem uznać, że Inkwizycja zapoczątkowała kształtowanie się powszechnego dziś modelu sądownictwa. Procedura inkwizycyjna odpowiadała obowiązującym obecnie kryteriom wymiaru sprawiedliwości. Odmiennie od panującej powszechnie opinii, Trybunał często uniewinniał podsądnych. Uchodzący za surowego Bernard Gui, pełniąc funkcję inkwizytora w Tuluzie od 1308 do 1323 roku, wydał 930 wyroków, z których 139 stanowiły uniewinnienia.

    Oskarżony mógł bronić się korzystając z pomocy prawnika, jakkolwiek nie zawsze miał możliwość wysłuchania świadectwa oskarżycieli. To utajnienie oskarżenia było często podstawą zarzutów wysuwanych wobec procedury inkwizycyjnej. Trzeba jednak odnieść się do okoliczności, jakie towarzyszyły procesom. Heretycy ścigani przez Inkwizycję byli zazwyczaj bogatymi i wpływowymi ludźmi. Często posiadali do swej dyspozycji uzbrojone oddziały. Nierzadko świadkowie oskarżenia, a nawet sami inkwizytorzy stawali się ofiarami zamachów. Zeznawanie przeciwko przywódcom katarów lub marranów mogło być równie niebezpieczne, jak w dzisiejszych czasach przeciwko bossom mafii. W roku 1485 Wielki Inkwizytor Hiszpanii, Piotr d’Arbues, został zasztyletowany przy ołtarzu przez wynajętego przez marranów przestępcę (Ae s. 41). Dlatego też Inkwizycja w koniecznych przypadkach musiała chronić anonimowość świadków, uciekając się do tajnego zbierania informacji. Pomimo to oskarżony mógł korzystać z pewnych gwarancji. Już na początku procesu miał możliwość przedstawienia listy swych osobistych wrogów. Jeśli któryś z anonimowych świadków znalazł się na tej liście, jego świadectwo było automatycznie odrzucane. Ponadto zeznanie tajnego oskarżyciela było składane w obecności prawnika osoby oskarżonej. W takiej sytuacji, aby zagwarantować, że tożsamość świadka nie zostanie ujawniona, Trybunał wyznaczał prawnika, który jednocześnie był zobowiązany do sumiennego wykonania zadania obrony.

    Stwierdzić należy, że zasada zachowania anonimowości osoby zeznającej nie musi przeczyć sprawiedliwości. Obowiązujący obecnie w Polsce kodeks postępowania karnego przewiduje w art. 184, że
    jeżeli zachodzi uzasadniona obawa niebezpieczeństwa dla życia, zdrowia, wolności albo mienia w znacznych rozmiarach świadka lub osoby dla niego najbliższej, sąd (…) może wydać postanowienie o zachowaniu w tajemnicy danych osobowych świadka.

    Innym zarzutem stawianym Inkwizycji jest stosowanie tortur w czasie przesłuchań. Po raz kolejny należy jednak odnieść się do ówczesnej sytuacji. W porównaniu do praktyk stosowanych przez sądy świeckie, miały one zdecydowanie mniej drastyczny charakter. Przeprowadzane przez Inkwizycję przesłuchania w żaden sposób nie przypominały także sadystycznych tortur przeprowadzanych przez Gestapo czy KGB.

    Procedura inkwizycyjna regulowała przesłuchania oskarżonego w bardzo szczegółowy sposób. Torturom mógł być poddany tylko podejrzany o najcięższe przestępstwa, wobec którego Trybunał posiadał uzasadnione przypuszczenia co do winy. Dodatkowo wymagana była zgoda miejscowego biskupa, która chroniła oskarżonego przed nadużyciami nadgorliwych czasem inkwizytorów. Przesłuchania nie mogły być powtarzane. W czasie przeprowadzania tortur wymagana była obecność przedstawiciela biskupa oraz lekarza. Zabronione było stwarzanie podczas przesłuchania niebezpieczeństwa dla życia oraz okaleczanie. Ponadto lekarz zobowiązany był udzielić pomocy medycznej niezwłocznie po ich zakończeniu. Tortury nie były stosowane w trakcie przesłuchań osób chorych, w podeszłym wieku, a także kobiet w ciąży. Ocenia się, że w rzeczywistości stosowano je stosunkowo rzadko. Jean Dumont podaje, że były przeprowadzone w odniesieniu do 1-2%, zaś według Bartolomé Bennassara 7-11% procesów.

    Zadziwiające jest, że większość osób poddawanych torturom wytrzymywała je i w konsekwencji była uniewinniana. Trudno zatem utrzymywać, że celem tortur było uzyskanie przyznania się do winy za wszelką cenę. Można za to przyjąć, że przesłuchanie pod groźbą tortur mogło stanowić dla oskarżonego ostateczny środek obrony, rodzaj sądowego testu, porównywalnego ze średniowiecznymi ordaliami.

    Ordalia, czyli „sądy boże”, były metodami dowodzenia winy lub niewinności w średniowiecznym procesie sądowym. Oskarżony dowodził w nich swoich twierdzeń przed trybunałem poddając się próbom ognia, wody, czy też miecza. Pierwsza z nich polegała na uchwyceniu ręką żarzącego się węgla. Jeśli rany zagoiły się w określonym czasie, sąd uznawał świadectwo za prawdziwe. Kolejna próba polegała na wrzuceniu podsądnego do wody. Jeśli utrzymywał się na powierzchni – sąd uznawał, że kłamie, natomiast gdy tonął – dowodził tym samym swej niewinności. W przypadku próby miecza osoby reprezentujące wykluczające się twierdzenia stawały do pojedynku. Wygrana miała wskazywać, po której stronie jest prawda.

    Kościół wielokrotnie występował przeciw ordaliom, jako zabobonnej praktyce wywodzącej się ze starogermańskiego prawa pogańskiego.
    Użycie tortur jako środka dowodowego, choć szokuje współczesnych, stanowiło jednak postęp wobec praktyki ordaliów. Nie należy zapominać, że praktyka przesłuchiwania z wykorzystaniem tortur była w owym czasie o wiele częściej stosowana w odniesieniu do spraw kryminalnych. Dodajmy, że Wielki Inkwizytor, św. Jan Kapistran zakazał stosowania tortur w procesach inkwizycyjnych w XV wieku, co Ludwik XVI uczynił ponad 300 lat później w stosunku do procesów karnych.
    Niewątpliwie procedura inkwizycyjna stanowiła postęp w historii prawa. Z jednej strony ostatecznie odrzuciła ordalia jako środek dowodowy, zastępując go stosowaną do dzisiejszego dnia zasadą składania zeznań przez strony. Z drugiej – wprowadziła instytucję ścigania przestępstw przez państwo. Do tego czasu to pokrzywdzony sam musiał dowodzić winę sprawcy, co było szczególnie utrudnione, gdy oskarżony był osobą wpływową. Od czasów Inkwizycji ciężar prowadzenia oskarżenia przesunięty został na podmiot publiczny.

    Kolejnym przekłamaniem na temat Inkwizycji jest liczba osób, które spłonęły na stosach. Wielu historyków powołuje się w swych badaniach na Juana Antonio Llorente, od którego pochodzą rewelacje na temat liczby zgładzonych14. Llorente nie wydaje się jednak być wiarygodnym źródłem wiedzy historycznej. Był to hiszpański ksiądz, który porzuciwszy wiarę katolicką zaciągnął się do służby u Napoleona w czasie jego okupacji Hiszpanii. Po rzuceniu kalumnii na Święte Oficjum zniszczył archiwa Inkwizycji hiszpańskiej, które mogły świadczyć przeciwko jego twierdzeniom. Niektórzy wciąż jednak podają liczby ofiar Inkwizycji powstałe kiedyś w antyklerykalnej wyobraźni Llorente15. Natomiast od 1900 roku dane te odrzucają Ernest Schafer i Alfonso Junco. Od tego czasu historycy zgadzają się, że liczba ofiar Inkwizycji hiszpańskiej jest o wiele mniejsza, niż to się powszechnie sądzi. Jean Dumont pisze o około 400 egzekucjach w ciągu 24 lat królowania Izabeli Katolickiej. To niewiele, gdy wspomnimy na 100.000 ofiar akcji oczyszczania Francji z „kolaborantów” w latach 1944-45, czy też dziesiątki milionów ofiar komunistów w Związku Sowieckim, Chinach…

    Trzeba także pamiętać, że nie wszystkie wyroki śmierci egzekwowano. Ich sentencje bywały zmieniane na karę więzienia i zamiast oskarżonych palono na stosach kukły. Ponadto skazani nie zawsze byli paleni żywcem. Jeśli okazywali choćby cień skruchy, to najpierw dokonywano egzekucji, a następnie palono martwe już ciała. Kara śmierci dosięgała tylko tych, którzy, wcześniej osądzeni już za herezję, z uporem do niej powracali.

    Niektórzy ludzie zdają się być zdziwieni, że Kościół, który w innych sytuacjach nakazuje przebaczać wrogom, był zdolny domagać się kary śmierci. Jednak należy rozróżnić pomiędzy obowiązkami władzy publicznej i pojedynczego człowieka, które nie są takie same. Obowiązek miłości nakazuje wiernemu przebaczać nawet zabójcy jego najbliższych krewnych. Podstawowym zaś obowiązkiem państwa w służbie miłości jest zabezpieczać porządek publiczny, bronić dóbr materialnych i duchowych obywateli. Jeśli kara śmierci jest konieczna dla zapewnienia bezpieczeństwa publicznego, państwo albo Kościół może się do niej uciekać.

    Katechizm Soboru Trydenckiego (rozdz. 33 § 1) oraz Katechizm Kościoła Katolickiego wydany przez Jana Pawła II (art. 2266) potwierdza słuszność kary śmierci.

    Św. Tomasz z Akwinu usprawiedliwiał egzekucję kryminalistów wskazując, że obawa śmierci często ułatwiała ich nawrócenie. Kapelani więzienni z czasów, gdy funkcjonowała jeszcze kara śmierci, świadczą że niemal wszyscy skazani przystępowali do spowiedzi przed wejściem na szafot. Tak więc ziemska kara śmierci umożliwiała skazanym uniknąć kary wiecznej śmierci czyli piekła. W ten sposób państwo praktykuje prawdziwą miłość. Wypuszczanie na wolność pod pretekstem przebaczenia stwarza przestępcy okazję do powrotu do grzechu i w konsekwencji zatracenia duszy.

    W każdym razie orzeczenia kary śmierci stanowiły mniej niż 1% wydanych przez Inkwizycję wyroków. W większości przypadków kary miały charakter duchowy i polegały na przykład na noszeniu znaku krzyża na ubraniu, odprawieniu pielgrzymki, pełnieniu służby w Ziemi Świętej czy też biczowaniu, często symbolicznym. Czasami Trybunał konfiskował mienie lub wtrącał do twierdzy, w której warunki bywały znośniejsze niż w zwykłych więzieniach. Powodowało to nawet, że niektórzy więźniowie kryminalni, chcąc polepszyć warunki odbywania kary, przyznawali się do herezji. Heretycy korzystali też często z amnestii. Królowa Izabela ogłosiła w roku 1495 powszechną amnestię dla wszystkich skazanych przez Inkwizycję.

    Dzieje Świętego Oficjum w rzeczywistości nie mają nic wspólnego z czarną legendą, rozpowszechnianą przez wrogów Kościoła. Bartolomé Bennassar, nie będący zgoła apologetą Trybunału, napisał w książce Inkwizycja hiszpańska w XV-XIX wieku:

    Jeśli Inkwizycja hiszpańska byłaby trybunałem jak inne, nie wahałbym się wnioskować – nie obawiając się głosów sprzeciwu i na przekór rozpowszechnionym uprzedzeniom – że przewyższała je wszystkie pod każdym względem… Bardziej skuteczna, co do czego nie ma wątpliwości, bardziej dokładna i skrupulatna, pomimo ludzkich słabości niektórych sędziów. Był to Trybunał, który praktykował wyjątkowo dokładne badanie dowodów i stosował skrupulatnie metody ich sprawdzania, który przyjmował bez wahania protest oskarżonego odnośnie do braku obiektywizmu świadka, który – odmiennie od sądownictwa cywilnego – rzadko stosował tortury, i który, pomimo surowości, wyjątkowo skazywał na karę śmierci, równie rozważnie stosując karę galer. Trybunał, który pragnął wyjaśnić oskarżonemu, dlaczego jest w błędzie, który napominał, doradzał, i którego ostateczne potępienia dotykały wyłącznie powracających do herezji (…) Lecz Inkwizycja nie może być traktowana jako sąd podobny do innych. Nie broniła bowiem osób czy też mienia przed zagrażającym im niebezpieczeństwem. Inkwizycja została stworzona dla obrony wiary16.

    Tu znajduje się sedno „problemu” Inkwizycji. Jako uczciwy i kompetentny historyk, Bennassar nie mógł nie odrzucić kłamstw, które od wieków powtarza się na temat Inkwizycji. Ale jako liberał i relatywista nie może zaakceptować zasady, która jest podstawą tej instytucji – zasady przymusu w sprawach religii.

    Ostatecznie jedynym zarzutem, który liberałowie mogą jeszcze czynić Inkwizycji jest ten, że zwalczała ona fałszywe religie. Jest to prostą konsekwencją tego, że liberałowie nie uznają Kościoła katolickiego jako jedynej drogi zbawienia. Nie są zatem w stanie pojąć nadprzyrodzonego celu działania Świętego Oficjum.
    Katolicy powinni odważnie rozpowszechniać pozytywny osąd na temat Inkwizycji.

    Przez oczyszczenie Kościoła katolickiego w Hiszpanii z wpływów marranów Trybunał uratował Hiszpanów przed protestantyzmem i zaoszczędził im horroru wojen religijnych, podobnych do tych, które spustoszyły znaczną część Europy w XVI wieku. Przypomnieć należy, że aż trzecia część ludności niemieckiej straciła życie wskutek licznych wojen religijnych, które miały miejsce pomiędzy 1520 a 1648 rokiem. Jeśli Hiszpania uniknęła podobnej tragedii dzięki skazaniu na stos kilkuset heretyków, to wypada stwierdzić, że Święte Oficjum dokonało aktu humanitarnego.

    Uznać można, że Inkwizycja uratowała nie tylko Hiszpanię, ale cały Kościół. W XVI wieku świat katolicki stał na krawędzi przepaści – gwałtownie atakowany przez rewolucję protestancką na północy, ze wschodu zaś zagrożony ekspansją turecką. Pogrążona w wojnie domowej Francja nie była w stanie dłużej bronić Kościoła. To właśnie Hiszpania uratowała chrześcijaństwo, w dużej mierze dzięki zwycięstwu w bitwie pod Lepanto w 1571 roku.

    Dziełem Hiszpanii była także kontrreformacja. Jeśli zatem hiszpański katolicyzm mógł odegrać tak zbawienną rolę w XVI wieku, to tylko dzięki obronie jego doktrynalnej jedności przez Inkwizycję w wieku XV. Być może Kościół i społeczeństwo nie byłyby dziś w tak opłakanym stanie, gdyby w XIX i XX wieku działał Trybunał, broniący je przed modernizmem.

    Przywrócenie Inkwizycji z pewnością nie wydaje się dzisiaj dobrym pomysłem. Jest na to za późno. Inkwizycja może spełnić swoją rolę tylko wtedy, gdy społeczeństwo jest prawdziwie chrześcijańskie. Jest to zatem raczej środek obronny, nieskuteczny dla przywrócenia świata dla wiary katolickiej.

    Choć nie ma dzisiaj warunków dla powrotu do Inkwizycji, trzeba jednak, zgodnie z prawdą historyczną, dokonać jej rehabilitacji. Z całym szacunkiem należnym tym, którzy lubują się w oglądaniu Kościoła dyskredytującego samego siebie, katolicy nie mają powodu wstydzić się dzieł podejmowanych w przeszłości przez ten święty Trybunał. Ω

    Jan-Klaudiusz Dupuis jest historykiem, nauczycielem w Szkole Świętej Rodziny, prowadzonej przez Bractwo Św. Piusa X w Quebec. Artykuł ukazał się w listopadowym numerze „The Angelus” z 1999 r.

    Tłumaczył z języka angielskiego Arkadiusz Górski.

    Przypisy:

    1. Wolter, Inquisition,[w:] Dictionnaire philosophique, [w:] Oeuvres complètes, t. VII. Ed. Th. Desoer, 1818, s. 1309-1319.
    2. Jan Paweł II, Tertio Millennio Adveniente, 1994, § 35.
    3. Sekta tego okresu, określana także jako „Illuminati”.
    4. J. de Maistre, Lettres a un gentilhomme russe sur l’Inquisition espagnole, Oeuvres complètes, t. VII, Ed. Société Nationale, 1938, s. 283-391; J. Morel, Lettres à M. Louis Veuillot sur l’Inquisition moderne d’Espagne, Incartades libérales de quelques auteurs catholiques, Ed. Victor Palmé, 1869, s. 31-241.
    5. J. Dumont, L’Eglise au risque de l’Histoire, Ed. Critérion, 1984, s. 171-231, 343-413; L’Incomparable Isabelle la Catholique, Ed. Critérion, 1992, s. 79-110.
    6. L. Choupin, Hérésie,[w:] Dictionnaire apologétique de la foi catholique, t. II, 1911, s. 442-457.
    7. A. Ottaviani, L’Eglise et la Cité, Imprimerie polyglotte vaticane, 1963, s. 309.
    8. J. Guiraud, Inquisition, DARC, t. II, 1911, s. 823-890; E. Vacandar, Inquisition, DTC, t. VII, s. 2016-2068.
    9. Katolicki historyk zaś powinien oceniać fakty w świetle zasad katolickich. W tej sprawie patrz: Dom Guéranger, Le sens chrétien de l’histoire, [w:] „Le Sel de la terre”, 22, s. 176.
    10. Na przykład: Hefelé, Le Cardinal Ximenés, Librairie Poussielgue-Rusand, 1856, s. 588.
    11. F. Vernet, Albigeois et Cathares, [w:] Dictionnaire de théologie catholique, t. I, s. 1987-1999.
    12. H. K. Léa, Histoire de l’Inquisition au Moyen Age, Ed. Jérôme Millon, 1986.
    13. C. Roch, Histoire des Marranes, Ed. Liana Lévi, 1990.
    14. J. A. Llorente, Historia critica de la Inquisición en Espańa, Ed. Hiperion, 1981.
    15. Na przykład wśród współczesnych historyków Pierre Dominique twierdzi, że Inkwizycja hiszpańska skazała 178.382 osoby, z czego 16.376 zostało spalonych żywcem [w:] L’Inquisition, Ed. Perrin, 1969; Henry Kamen wskazuje zaś na 341.021 wyroków, gdzie 31.912 stanowiły orzeczenia skazujące na spalenie. [w:] Histoire de l’Inquisition espagnole, Ed. Albin Michel, 1966. Dane H. Kamena zostały następnie przez niego zrewidowane i obniżone w późniejszej edycji jego książki.
    16. B. Bennassar, L’Inquisition espagnole Xve-XIXe siècle, Ed. Hachett, 1979, s. 398-390.

Sorry, the comment form is closed at this time.