Jerzy Kulej był uznawany za największego walczaka w historii polskiego boksu. Był też jedynym polskim pięściarzem, który dwukrotnie zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich. Jego problemy ze zdrowiem zaczęły się w grudniu ubiegłego roku, gdy stracił przytomność podczas benefisu Daniela Olbrychskiego. Okazało się, że miał zawał serca. Wtedy uratował go Adam Torbicki, obecny na sali lekarz. Następne tygodnie spędził w szpitalu i na żmudnej rehabilitacji. Wydawało się, że wracał do pełni sił. Niestety, legendarny pięściarz zmarł w wieku 71 lat.
Już jako dziecko znalazł się na życiowym zakręcie. Był jedynakiem wychowywanym przez wspaniałą, kochającą, ale zapracowaną i borykającą się z materialnymi kłopotami matkę. Uciekał ze szkoły, chuliganił, i jak sam przyznał po latach, był bliski wykolejenia się. Miał jednak to szczęście, że w częstochowskim klubie Skra spotkał trenera boksu, Wiktora Szyińskiego, który – jak twierdził sam Kulej, zastąpił mu ojca. Pierwszą decyzją szkoleniowca było wyrzucenie kruchego 12-latka z sali treningowej, gdyż uznał, że dla niego na uprawianie boksu jest jeszcze za wcześnie. Kulej zaczął więc porządkować swoje życie, przestał wagarować.
Zanim jednak na dobre trafił do boksu został młodzieżowym mistrzem Częstochowy w jeździe na łyżwach. Podstaw boksu uczył się zaś z książki „ABC boksu”, po to, by znajomościom zasad zaimponować trenerom.
W wieku 16 lat rozpoczął pierwsze treningi pięściarskie w Skrze, a już dwa lata później, mając zaledwie 18 lat zadebiutował w reprezentacji Polski seniorów u samego Feliksa Stamma. W spotkaniu z Jugosławią Kulej zdobył punkty dla Polski, pokonując dużo starszego i silniejszego Slobodana Viticia. W tym samym roku został też uznany za najlepszego zawodnika mistrzostw Polski juniorów.
Rok później Kulej znalazł się w kadrze na mistrzostwa Europy w Lucernie. W walce o medal (w ćwierćfinale) przegrał jednak z Włochem Markiem Brondim i… utracił zaufanie Stamma. Kulej zdecydował się wtedy na przeniesienie do Gwardii Warszawa, w tym samym roku ukończył też szkołę średnią.
Stamm zdecydował, że na igrzyska olimpijskie do Rzymu (1960 r.) w wadze lekkopółśredniej pojedzie nie Kulej, a Marian Kasprzyk. Sytuacja powtórzyła się rok później, kiedy szkoleniowiec polskiej kadry ogłosił skład na ME w Belgradzie.