Kiedy tragiczna wiadomość nadeszła do Warszawy, nie chciało się wprost wierzyć, żeby to była prawda. Katastrofa pod Cierlickiem okryła żałobą cały naród. Nie jest to nakazana przepisami, urzędowa żałoba. To jest z głębi serca płynący smutek po kimś, kto stał się symbolem współczesnego bohaterstwa… – pisała warszawska prasa o śmierci pilotów Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury. Obaj zginęli przed osiemdziesięciu laty, lecąc na zawody do Pragi, 11 września 1932 roku, gdy wpadli w centrum burzy pod Cieszynem, a ich maszyna runęła na ziemię, rzucona huraganowym podmuchem.
Zwłoki pilotów przewieziono z wojskowymi honorami do pobliskiego Cieszyna. W kieszeni porucznika Żwirki znaleziono fotografię żony i syna oraz obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej. Uroczystości pogrzebowe w Warszawie zgromadziły około 200 tysięcy osób…
Żal po śmierci lotników był powszechny. Byli bowiem nie tylko symbolem sportowych sukcesów, ale także źródłem dumy odradzającego się po stuleciu niewoli narodu. Tym bardziej, iż swe zwycięstwa odnosili na konstrukcjach polskich inżynierów. Rządzący wiedzieli wtedy, że siłę państwa tworzą jego obywatele, a nie szukali jej w obcych stolicach.
Sukcesy sportowego lotnictwa wzajemnie przekładały się na nowoczesne rozwiązania konstrukcyjne, a polska myśl lotnicza liczyła się nie tylko w Europie. Jakże to kontrastuje z dzisiejszym obrazem naszego państwa!