Artykuł pochodzi z witryny ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego:
http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=3038
Po ostatnim felietonie w „Gazecie Polskiej”, w którym skrytykowałem polskich polityków popierających nacjonalistów ukraińskich, dostałem kilkanaście e-mali. Moja odpowiedzią na poruszone wątki niech będzie tekst polskiego dziennikarza z Kijowa, który z autopsji zna te problemy.
Co do Pawła Kowala, eurodeputowanego z PiS, to podtrzymuję stwierdzenie, że poprzez swoje poparcie dla Juszczenki, a co za tym idzie dla ideologii Bandery, odebrał on swojej partii wiele głosy. Co więcej, również w chwili obecnej pokazując sie razem z Jarosławem Kaczyńskim (np. kilka dni temu prowadził on jego debatę z prof. Jadwigą Staniszkis) może spowodować, że wielu Kresowian i i ich potomków zawaha się przy oddawaniu głosu na prezesa PiS.
Do tej korespondencji dodaję dwa inne teksty, które obrazują obecną sytuację nad Dnieprem.
Polskie wsparcie faszystów ukraińskich?
Polska od samego początku lat 90. XX wieku wspierała władze ukraińskie, nie bacząc na politykę Kijowa. Takie sobie wsparcie z miłości do Ukraińców i nienawiści do Rosjan władz w Warszawie. Wg. tej polityki – wszystko co ukraińskie miało być dobre i europejskie, a co rosyjskie niesprawiedliwe i azjatyckie. Nawet polski patriotyzm był mierzony jednostką antyrosyjskości. Jak nienawidzisz Rosjan – to jesteś stuprocentowym Polakiem.
Z Ukraińcami było trochę inaczej. Jeśli na początku lat 90. Polacy najgorzej odbierali Ukraińców i Romów, to po tym, jak Związek Ukraińców w Polsce zabrał się razem z Unią Wolności i posłem Myrosławem Czechem do roboty – to przeciętny Polak coraz bardziej zaczął lubić Ukraińców. Nawet OUN-UPA zaczęto odbierać bardziej tolerancyjnie w Sejmie i Senacie RP. Ba, Senat nawet poprosił przebaczenia u wszystkich Ukraińców za zbrodnię Operacji „Wisła”, dokonanej przez Polaków. Równocześnie na szczeblu decydentów państwowych w Warszawie nie wypadało zbyt wiele mówić o rzeziach banderowskich Polaków na Wołyniu.
Na takim gruncie w Polsce hodowano dziesiątki posłów podobnych do unity Czecha. Na prawicy pojawili się decydenci Michał Kamiński i Paweł Kowal z PiS-u, którzy polubili dumki ukraińskie w śpiewaniu i polityce. Zamiast prawdziwych historyków, znających się doskonale na zbrodniach OUN-UPA, dokonanych na narodzie polskim, Wiktora Poliszczuka i Ewy Siemaszko zaczęto wspierać historyka na zlecenie z IPN-u Grzegorza Motykę. Polityka dyplomacji polskiej sięgnęła tak daleko w miłości do OUN-UPA, iż, gdy prezesem IPN-u był Leon Kieres, to na wystawę w Ambasadzie RP w Kijowie „Polacy i Ukraińcy: 1939-1947” nie dopuszczono Polaka o poglądach antybanderowskich ale w pierwszym rzędzie sali konferencyjnej polskiej ambasady naprzeciwko ówczesnego prezesa IPN-u Kieresa siedział b. dowódca UPA płk. Wasyl Kuk. Ale jak się mówi w przysłowiu – miłość jest ślepa. Ale, niestety, miłość w dyplomacji prowadzi do strasznej głupoty i marazmu.
W tej chwili ta miłość polska bez wzajemności ze strony ukraińskiej – odpoczywa. Dyplomacja w Warszawie czeka – w jakim kierunku pójdzie nowy prezydent Wiktor Janukowycz. Po stu dniach prezydentury można śmiało powiedzieć, iż to kierunek Rosji, chociaż publicznie Janukowycz mówi, że wektor jego polityki zagranicznej jest skierowany do UE. Ale mówić można wszystko nad Dnieprem.
Prezydent Janukowycz, który w swoim programie wyborczym deklarował, iż zaprzestanie gloryfikację OUN-UPA i jej watażków, nagle zaprzestał akcję zwalczania neonazistów ukraińskich. Po krótkim przestraszeniu neonazistowska młodzież razem z weteranami OUN-UPA znowu maszeruje ulicami stolicy banderowskiej Lwowa z portretami swoich krwawych watażków. Czyżby niczego się nie zmieniło po rządach probanderowskiego Wiktora Juszczenki? I władze polskie mogą i dalej bezgranicznie lubić banderowców, zapominając o 200 tysiącach zamordowanych Polaków na Kresach II RP? Przecież ważniejszy jest Katyń i katastrofa prezydenckiego Tu-154M na lotnisku rosyjskim Smoleńsk-Siewiernyj. I, gdyby nie ci podstępni Moskale – to nigdyby nie doszło do takiej katastrofy polskiego samolotu…? I znowu nad Wisłą – tańczymy walca.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Reformy na Ukrainie: mity czy rzeczywistość?
Prezydent Wiktor Janukowycz ogłosił pierwszy etap reform gospodarczych w kraju. Jestem pewny w sukcesie tych reform. Ukraina po tych reformach wejdzie do czołówki 20. najbardziej rozwiniętych krajów świata – oświadczył na posiedzeniu komitetu ds. reform gospodarczych prezydent Janukowycz. Prezydent obiecuje znaczne zniżenie wskaźników inflacji i deficytu budżetu. Wszystkie długi państwowe zostaną spłacone w terminie. Obecna inflacja, która sięga 13% – w 2014 roku będzie wynosić tylko 6%. Prezydent obiecuje zniżenie presji podatkowej na ukraiński biznes. Państwo będzie coraz mniej ingerować do gospodarki. Klimat inwestycyjny w kraju zostanie polepszony nie mniej niż na 40 pozycji. Janukowycz obiecuje reformowanie na poziomie samorządów lokalnych. Niedoskonała organizacja władzy w regionach jest tradycyjnym hamulcem rozwoju Ukrainy. Dlatego system władzy lokalnej musi być zreformowany ale tak, żeby to było na korzyść regionom i centralnej władzy.
Ponad czterech poważnych programów reformowania Ukrainy obiecał w latach 90. XX wieku ówczesny prezydent Leonid Kuczma i wszystko skończyło się tylko na deklaracjach. Następny prezydent Wiktor Juszczenko obiecał 10 kroków reform gospodarczych i administracyjnych, ale z takim sukcesem jak i jego poprzednik.
Czy to, co się nie udało poprzednim prezydentom Ukrainy uda się obecnemu prezydentowi Janukowyczowi?
Sto dni rządów prezydenta Janukowycza skomentował znany ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko w agencji internetowej „Gazeta.ua”. Pierwsze osiągnięcie Janukowycza to wyprowadzenie kraju z chaosu. Prezydent potrafił twardo wziąć władzę w swoje ręce. Z punktu widzenia społeczeństwa ukraińskiego – to potrzebna stabilizacja polityczna w państwie. Ale taka sytuacja grozi także niebezpieczeństwem wprowadzenia rządów autorytarnych – uważa Fesenko. W polityce zagranicznej trwa rozpoznanie. Ale wszystko mówi o tym, iż nowa władza będzie lawirować między Rosją, UE i USA. Zdaniem politologa Fesenko odmowa Ukrainy od członkostwa w NATO zwiększy uzależnienie państwa od Rosji.
Oglądając jak prezydent Janukowycz wygłaszał 3 czerwca na sali „Ukraina” w Kijowie swoje orędzie po stu dniach rządów można było skojarzyć zaproszonych decydentów ukraińskich z delegatami partyjnymi genseka Breżniewa w Moskwie – tylko bardziej od Moskali wypasionych. Czyżby ci decydenci, którzy są autorami i budowniczymi systemu kryminalno-oligarchicznego na Ukrainie – będą wspierać reformy, które zniszczą ich reżim narodowo-pasożytniczy? A marzenie Janukowycza wypowiedziane w orędziu, że Ukraina wejdzie do 20. najbardziej zamożnych krajów świata do złudzenia przypomina wypowiedzi genseka Nikity Chruszczowa, który na początku lat 60. XX wieku zapowiedział, iż ludzie sowieccy w roku 1980 będą żyć przy komunizmie. To, że po takim „komunizmie” nastąpi rozpad ZSSR – komunista Chruszczow nie mógł sobie wyobrazić nawet w najstraszniejszych snach. Taki samy los oczekuje Ukrainę, chociaż na razie to trudno wyobrazić – bardzie nad Wisłą niż nad Dnieprem.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Łukaszenko pokłócił się z Janukowyczem
Relacje między Ukrainą a Białorusią bardzo się pogorszyły w wyniku czego białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenko wstrzymał proces demarkacji wspólnej z Ukrainą granicy – powiadomiła na podstawie źródeł dyplomatycznych gazeta „Komersant Ukrainy”. Niedawno została odwołana wizyta prezydenta Łukaszenki do ukraińskiego Baturina niedaleko wspólnej granicy, gdzie miało dojść do wspólnych negocjacji z prezydentem Janukowyczem. Na spotkaniu miała być uregulowana demarkacja wspólnej granicy i podpisane umowy w sferze energetycznej. Przyczyną sytuacji konfliktowej źródło informacyjne „Komersanta Ukrainy” nazywa to, iż strona białoruska przed wizytą prezydenta Łukaszenki zażądała od strony ukraińskiej zapłacenia długu – 130 mln USD, a nie tak jak było uzgodniono poprzednio – 50 mln USD. Ukraina na to się nie zgodziła.
Aby zliberalizować wizowy reżim Ukrainy z krajami UE – decydenci w Brukseli wymagają od Kijowa demarkację granic z Rosją i Białorusią. Pogorszenie stosunków z Mińskiem nie będzie sprzyjać temu procesowi.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów